Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kasztan

Zamieszcza historie od: 23 czerwca 2011 - 23:07
Ostatnio: 27 września 2017 - 14:49
  • Historii na głównej: 5 z 14
  • Punktów za historie: 6050
  • Komentarzy: 20
  • Punktów za komentarze: 97
 
zarchiwizowany

#62945

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dopiero przedwczoraj "wróciłem" z Marszu Niepodległości w Warszawie (w sumie wróciłem 13 o czwartej rano) na który nie dojechałem notabene przez jedną [D]ebilkę.

Otóż cała historia dla której już nigdy więcej nie wezmę autostopowicza:

Razem z znajomymi (dwoma kolegami) wyjechaliśmy z mojej wioski na marsz. Jako że to dość daleko a szkoda nam było dnia wyjechaliśmy na noc 10 listopada o godzinie 22:00. Mieliśmy jechać w systemie że co cztery godziny zmiana kierowcy. Już na samym początku podróży D., tak około pięćdziesiąt kilometrów za naszą miejscowością, stała na wylocie stacji benzynowej i łapała autostopa. Jako że wyglądała na porządną i nie oszukujmy się ładną dziewczynę zabraliśmy ją licząc na to że umili nam rozmowę. A nuż któryś z nas spodoba jej się i go sobie wybierze na przyszłego męża.

O zgrozo. Ta myśl teraz nas przeraża.

Kontynuując:
Zabraliśmy, pani chce do Grudziądza, my do Warszawy. No nie szkodzi,będzie miała bliżej chociaż. Wszystko cacy, śmiechy, chichy, rozmowa się klei idealnie z całą trójką.

No ale jakby była tak fajnie to bym się tutaj nie logował prawda?
Ano racja. Więc zaczynam swoje małe piekiełko:

D: A koledzy to po co do Warszawy?
[K]olega 1: A na Marsz Niepodległości
D: Jak to? Wszyscy?
My we śmiech:
[J]a: No tak, po co innego jedzie się do Warszawy?
D: A to ja nie widziałam że wy tacy jesteśćie
K2: Jacy?
D: No faszyści i naziole
Aż nasz zatkało. D kontynuowała uznając że nasze milczenie to oznaka przyzwolenia by dalej mówiła:
D: Przecież wszyscy wiedzą że tam jeżdżą debile i kretyni. A wy na takich nie wyglądacie.
K1: Wiesz my tam jedziemy by zademonstrować nasz patriotyzm
D: Patriotyzm to przestarzały system sterowania masami
K2: Patriotyzm to miłość do ojczyzny
D: Nieprawda, studiowałem psychologię i wszyscy wiedzą że najlepiej steruje się uczuciami jednostki

I w podobnym tonie cała dyskusja przez godzinę. Pod koniec już obie strony krzyczały gdy K1 zaproponował koniec kłótni co też uczyniliśmy. Jako że zgłodnieliśmy zajechaliśmy na stację benzynową i kupiliśmy sobie po hot-dogu. D. oznajmiła że nie jada trupów wobec czego została w aucie.
My zjedliśmy, wróciliśmy do auta i ruszyliśmy dalej.

WAŻNE DLA HISTORII: Każdy z nas,na samym początku podróży kupił sobie po jakimś napoju. Pepsi, sok i woda. Zostawiliśmy to w aucie jak poszliśmy jeść i gdy wróciliśmy każdy z nas wziął po łyku.

Wracając do histori: Jakieś pół godziny później, cała trójka poczuła jak w ich jelitach dzieje się coś złego. Bardzo złego. W ciągu kilkunastu sekund zmuszeni byliśmy zatrzymać się na jakiejś krajówce ( godzina 2:00) i pędem udać się w krzaki.
Auto stało na poboczu, kolega nawet nie zdążył wyjąć kluczyków ze stacyjki. Wszyscy udaliśmy się po prostu za nagłą potrzebą.

Gdy skończyłem swoją potrzebę i szukałem w miarę dobrego liścia usłyszałem krzyk rozpaczy i przerażenia. Szybko więc podciągnąłem spodnie i ruszyłem w kierunku auta bowiem stamtąd ten okrzyk się wziął. K1 stał w kompletnych ciemnościach, świecąc na swoje auto telefonem który miał w kieszeni.

Widok jaki zastałem był...
Zły. Straszny. Makabryczny

Auto K1, Renault Laguna, było jego oczkiem w głowie. Jego dumą i majątkiem. Sam o nie dbał, znał każdą śrubkę w aucie, spędzał długie godziny by doprowadzić auto do stanu "spod igiełki".
Noi pani D. mu tą igiełkę zniszczyła.

Wszystkie koła przebite (nożem jak wykazała obdukcja), lakier w wielu miejscach porysowany, każda szyba wybita za pomocą klucza który był w bagażniku, lusterka odłamane, kluczyki od auta, nasze portfele i mój i K2 telefon znikły (potem znaleźliśmy te telefony, kompletnie zniszczone). Tak samo jak flaga z bagażnika.

Ta...Nasze potrzeba trwała dość długo więc D. miała mnóstwo czasu by zniszczyć cudowne auto i rozpłynąć się w mgle. Oczywiście K1 zadzwonił na policję, która z łaski swojej przyjechała po czterech godzinach.

Do Warszawy nie dojechaliśmy.

Kochana D. jeśli to czytasz to wiedz że znaleźliśmy dwa puste opakowania Moxalole.
I wiedz że cała nasza trójka pamięta jak wyglądasz. I policja ma twój portret pamięciowy.

Ludzie_To_Idioci

Skomentuj (67) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 66 (650)
zarchiwizowany

#60407

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Gardzę liceami. Nienawidzę liceów. Brzydzę się liceami. Na początku z powodu osób które się tam uczą. Teraz to chyba za całość.

A jako uczeń III klasy Technikum Informatycznego przez cały maj miałem praktyki.
Chciałem sobie załatwić gdzieś gdzie się czegoś nauczę (w jakimś serwisie czy coś) niestety szkoła zdecydowała za mnie. Zawsze co roku wysyłają najlepszego ucznia do liceum. Nie jestem najlepszy. Jestem przeciętny ale o ile jeden mój kolega z programowania rozniesie wszystkich w klasie o tyle z urządzeń przegrywa z gimnazjalistą. Każdy ma podobnie tylko ja się wybijam. Jako tako. Nie jestem może najlepszy z czegoś konkretnego ale z całości, po podsumowaniu.

Noi wysłano mnie.

AKT I
Podpisanie umowy o przyjęcie na praktyki:

Umówiłem się w środę na 9:00. Telefonicznie.
Przychodzę do liceum o 8:45. Kazali przyjść o 10:00
Przychodzę o 9:45. Kazali o 11:00.
O 10:45 zadzwonili bym wpadł o 13.
Wpadłem.
O 12:45. Czekałem do 14:00 bo pani sekretarka sobie poszła.

Godzina 14:00
Wchodzę do sekretariatu:
[J]a: Dzień dobry
[S]ekretarka: Siema, pan w jakiej sprawie?
J: Ja w sprawie praktyk
S: Jakich praktyk?

Mimo że tłumaczyłem to samo tej pani dzień wcześniej, oraz za każdym razem gdy przychodziłem, tłumaczę to po raz czwarty.
Ok. Zastanowią się. Mam przyjść następnego dnia o 15:00.
Przychodzę.
Czekam do 16:00.
Po jeden podpis by mnie przyjęli. Sam im uzupełniłem dokumenty (poprosili bo nie wiedzieli co)

Wszystko działo się w okolicach 7-9 kwietnia.

29 kwietnia trzej moi koledzy , jedni z najgorszych nie mieli gdzie iść więc przysłano ich do mnie by chociaż troszeczkę podłapali co i jak.
Praktyki załatwiono za pomocą jednego telefonu.

AKT II
Praktyki.
Cały maj.

Pierwsza połowa maja: nic nie robimy, o 9-10 do domu, opiekunka praktyk ma nas daleko gdzieś, zgubiła nasze dzienniczki.
Druga połowa:
Robimy pracownie komputerową.
Siedemdziesiąt pięć (nie żartuje, poważnie) komputerów, najstarsze datowane na 2000 rok, najnowsze na 2003, mamy zrobić pracownie (raczej ja, moi koledzy notorycznie zostawiali mnie samego), jeden serwer i jeden switch (nie działający, specjalnie zaniosłem go do serwisu by sprawdzili).
Wszystko na XP ma być stawiane ( o dziwo mieli 125 oryginalnych xp)
Postawiłem, zrobiłem sam całą pracownię w dwa tygodnie.
Wszystko działa perfekcyjnie.

Dwa tygodnie od 8 do 16, solidnej roboty. Ba nawet sam zakładałem korytka, ustawiałem i skręcałem biurka. Gdy moi "koledzy" szli na miasto.

30 maj, pani wicedyrektor widząc efekty mojej pracy:
-I po co się pan starał skoro to wszystko idzie na złom w poniedziałek.

Tak. Cała pracownia, ładnie zrobiona, działająca, z wszystkim poprawnie skonfigurowanym poszła do wyrzucenia.
Prowadząca nawet nie oceniła bo jej nie było 30 maja.

III AKT
Ocena.
Miała być wystawiona 30 maja. Codziennie od 30 maja do 18 czerwca dymałem do tego liceum przypomnieć by wystawiano mi i kolegom ocenę.
Koledzy: dostateczny
Ja: celujący

Wcześnie chciała dać dostateczny ale zacząłem jej mówić co zrobić i gdy doszedłem do tego że w pełni skonfigurowałem Tatę (Domain Active Directory) ona wytrzeszczyła oczy i:
-A co to?

Wtedy straciłem szacunek i zacząłem pleść głupoty co zrobiłem w pracowni (np że zlutowałem dwa procesory podwajając moc jednego komputera albo zamontowałem jedną kartę graficzną na trzech komputera za pomocą kabli) to ona w wszystko uwierzyła i dała mi 6.

I tacy ludzie mają kształcić elitę naszego kraju.

IV Akt
Podczas praktyk miałem dużą ilość gości.Wielu moi znajomych korzystało z okazji i gdy szli na wagary to wpadało do mnie i sobie przegadywało godzinę lub dwie.
Jednak trzy akcje zapadły mi w pamięci:

1. Oglądam sobie film na własnym laptopie podczas gdy na włączonych komputerach przeprowadzany jest format. Na 25. Podzieliłem sobie pracę na 3 dni podczas których obsługiwałem tyle komputerów. Dyski stare, pracownia nie ruszana od ostatnich praktyk więc trochę to trwa.
Wpadają trzy licealistki. A raczej dwie ciągną zwłoki. Iza, która mnie zna:
-Cześć kasztan, to Kaśka, prześpi się u ciebie.
Po czym rzuciły ją w kąt. Ja zaszokowany nawet słówka nie pisnąłem.
Tak. Kaśka nawaliła się na długiej przerwie i złapała zgona. Nie miały gdzie ją zostawić to zostawiły u mnie. Do 16:00. Gdy już zamykałem pracownie, wpadły, odebrały i se poszły.

2. Pierwsza klasa matematyczno-fizyczno-informatyczna. Na trzydzieści osób dwadzieścia pięć dziewczyn. Jedna z trzech w tym liceum (klas mat-fiz, ogólnie w tej szkole jest aż 9 klas z profilami). Przyszli. Poprosili bym im wytłumaczył programowanie bo za dwie godziny mają sprawdzian. A nic nie umieją.

Facepalm ogromny. Spróbowałem. Programowanie poziom Pascal.
Zrobiłem co mogłem. Najlepsza ocena: 3

Dwie godziny nie było ich na lekcji. Nikt nie zareagował z tego co wiem

3. Wpadła Ola. Najlepsza uczennica w liceum, prymuska po prostu. Wpadła do mnie do pracowni, zapoznała się ze mną i takie tam.
Zdziwiony czemu tak a nie inaczej normalnie konwersowałem z nią aż wyciągnęła sobie piwo, poczęstowała mnie i zaczęliśmy pić.
Spytałem czy nie boi się tak pić skoro za chwile idzie na lekcje:
-[męski organ rozrodczy] mi zrobią [męskie organy rozrodcze], nie stracą [pani lekkich obyczajów] najlepszej uczennicy w gminie

Gdyby nie akt IV umarłbym z nudów na tych praktykach.
A tak? Przez miesiąc, który mogłem aktywnie poświęcić na naukę czegoś nowego, nie zrobiłem nic prócz siedzeniem na czterech literach.

A i tak w każdej chwili mogłem sobie iść do domu, wynieść sprzęt, urządzić orgie czy coś bo o 8 dostawałem klucz do pracowni który mogłem zabrać ze sobą do domu albo oddać o której chcę.

Na pocieszenie dodam że top 10 najlepszych uczniów zostało wysłanych do szkół lub urzędów i też nic nie robili.

Quo Vadis systemie edukacji?

praktyki szkoła

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -26 (86)
zarchiwizowany

#45343

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poznajcie pana Władysława.

Pan Władysław. Wiek: około 50 lat.Metr siedemdziesiąt pięć. Waga nie znana ale można śmiało powiedzieć że 60kg nie więcej. Bezrobotny, wcześniej pracował jako elektryk. Samotny. Brak dzieci, wnuków, rodziny.
Unika jak ognia jakichkolwiek instytucji państwowych.
Człek szlachetny i cnotliwy. Pełen zalet. I z jedna wadą:

-Sprowokowany lubi się bić. Po prostu włącza się mu jakiś psychopata wtedy

Teraz czas na historię właściwą
(opowiadała mi siostra)

Wracała sobie ona (siostra) z dworca PKP na PKS by zdążyć na autobus o 20:30 do naszej wsi. Pan Władysław jako przyjaciel rodziny ją odprowadzał.

Nagle wyskoczyło 6 dresów. Otoczyli ich ze wszystkich stron i zabrzmiało tradycyjne:
-Telefon albo wpie*dol

Siostra nie nosi telefonu bo nie chce mieć raka. Pan Władysław nie ma go bo nie stać go.

W każdym razie wywiązał się taki dialog (ogólny sens, pan Władysław nie lubi tego wspominać,a siostra spanikowana):
[D] do siostry:
-Dawaj ku*wo telefon!
[P]an Władysław:
-Wyrażaj się, to jest dama
[D]: Strzym ryj dziadu, Dawaj ku*wa telefon
[W]: Nie mam

I tu byłby cios od tyłu w zgięcie kolan pana Władysław gdyby nie fakt że go tam już nie było. Sama bójka trwała minute może dwie.

Efekt:
Sześciu dresów leży na ziemi, jeden z nich prawdopodobnie nigdy już nie będzie mógł użyć prawej ręki (przynajmniej tak pan Władysław twierdzi).
Siostra w szoku, wytrzeszcza oczy. A jej obrońca spokojnie, jakby nigdy nic obszukuje poszkodowanych i zabiera im pieniądze z portfela i dowody osobiste.

Kwituje to słowami:
-Wiem, gdzie mieszkacie.

Po czym pyta się siostry czy wszystko z nią okey i odprowadza na PKS. Siostra w szoku przez trzy dni. A respekt dla pana Władysława w całym mieście wzrósł o kilkaset procent

dresy

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 296 (516)
zarchiwizowany

#43003

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Starsi użytkownicy portalu pewnie pamiętają historię o lekarzu który dziwnie na mnie patrzył gdy dwa razy zawitałem do szpitala z poszkodowanym członkiem rodziny (bratem i wujem)

Pewnie nie pamiętacie bo to dawno było. Młodsi pewnie też nie pamiętają.
Więc dwie historie gwoli przypomnienia (tak ma to związek z tą historią)
http://piekielni.pl/16397
http://piekielni.pl/17521

Pod koniec października tamtego roku miałem przykry wypadek. Poślizgnąłem się na schodach na peronie i zaliczyłem głową trzydzieści dwa stopnie.
Oraz kilka złamanych kości i uraz głowy

Efekt całkiem przyjemny: śpiączka w szpitalu.

Teraz czas na piekielność:
Opiekował się mną doktor Piekielny który twierdził że nie można mnie wybudzać. Że trzeba czekać. Bo jak mnie wybudzą to mogę stać się warzywkiem czy coś takiego.

No cóż...

Pod koniec października nastąpiła zmiana warty. Przejął mnie pan doktor z tamtych dwóch historyjek.

Krótko opieprzył doktora Piekielnego. Pielęgniarki. I wszystkich dookoła.

Dlaczego? Bo można mnie było wybudzać w listopadzie tamtego roku bez żadnych konsekwencji. A tak doktor Piekielny wymazał mi rok życia.

Sam się obudzić nie mogłem. Niewiadomo czemu ale tak wyszło.

W każdym razie 1 listopada zaczęto mnie wybudzać.

Pierwsze wspomnienie po obudzeniu się:
Pan doktor stoi przed łóżkiem. Stoi i się uśmiecha. W ręce coś trzyma. I jego tekst powiedziany z wielkim uśmiechem i radością w oczach:
"Oooo obudził się pan. Jak miło. Gdyby kózka nie skakała to by główki nie złamała"

Z tego co wiem od życzliwych pan lekarz wiedział od roku że jestem w szpitalu i czekał aż się wybudzę by zrobić jakąś uwagę.
Podobno bardzo się śmiał gdy się dowiedział że wylądowałem w szpitalu...

szpital

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (270)
zarchiwizowany

#16612

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ludzie którzy rządzą korporacjami albo są bardzo pokręceni albo ich toku rozumowania nikt nie potrafi zrozumieć. Mam numer w sieci z łapką (tak, tej na H) od ponad 8 lat. Co miesiąc płaciłem 20zł, czasem więcej w zależności ile potrzebowałem.

Ostatnio (to jest 12 sierpnia) stan mojego konta wynosił: 0,00zł i tak miało pozostać do 1 września. Po prostu nie potrzebowałem telefonu.

Stan mojego konta dnia 17 sierpnia: minus 12,22zł
No dobra dzwonie do BOK-u z innego telefonu.

Niespodzianka: Pracownik BOK-u mówi że muszę zadzwonić z własnego telefonu by mógł cokolwiek zdziałać. Tłumacze mu że nie mogę bo mam kase na minusie a on mówi że moge.

Wymiękłem. Postanowiłem pójść do sklepu. Bip...Nie ma karty (mieszkam na wsi, kompletne zadupie, jeden sklep.) No trudno jedziemy do sąsiednej wsi, bip...nie ma karty, kolejna tak samo, zjechałem z 5 wiosek i jedno miasteczko szukając karty do czerwołapki. I nic. Dalej nie pojadę nie znam aż tak dobrze okolic.

Rodzicie wszystko wiedzą
Dzień 18: Minus 19zł
Dzień 22: Minus 27zł


Uj z karta, nic mi nie moga zrobić niech sobie rośnie, kupie nowy starter tylko się pojawi karta.

Dzień 24: minus 33zł

Wczorajszy dzień: 33zł bez minusa. Moge dzwonić, pisać sms. Itp
BOK zamurowany, ja też.


Dzisiaj ta kwota wciąż jest :)

Heyah

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (253)
zarchiwizowany

#12956

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Słowem wstępu: Nie jestem za bardzo urodziwy.Ba wątpię nawet bym się mieścił w kategorii ,,Dla zdesperowanych". Wiem o tym doskonale i zwykle mam dystans do tego. Jestem idealista i wierze że moja prawdziwa miłość nie będzie po oceniała po wyglądzie. Ale dzisiejsza przygoda mnie bardzo zdenerwowała.

Wracam sobie do domu autobusem z miasteczka. Usiadłem akurat na pierwszym fotelu za kierowca tyłem do kierunku jazdy. Tuż obok okna. Naprzeciwko mnie usiadły 2 dziewczyny typu plastic a obok starszy pan ubrany w płaszcz a na głowie kapelusz tak że nie było widać po nim całej twarzy.

Dziewczyny były raczej młode gdzieś tak 16-18 może siostry może koleżanki.

Pora na historie właściwą:
Przez połowę drogi oba plastiki gadały sobie do ucha. Później najwyraźniej nie mając tematu do rozmowy zaczęły rozglądać się dookoła. Ja mając głową opartą o szybe i przymknięte oczy starałem się odpocząć jednocześnie oglądając co one robią. Zauważyła to jedna z nich.
[P1]-I na co się gapisz brzydalu jeden co? Pewnie myślisz jak nas przelecieć. Ale nic z tego, już bym wolała spać z g**nem niż z takim brzydalem
I od razu przyłączyła się druga
[P2]-Ha takiego brzydala to ja dawno nie widziałam, jak ty możesz się publicznie pokazywać?
Ja żadnej reakcji, po prostu mnie zatkało, już czułem że mi się łzy zbierają. Byłem przyzwyczajony do czegoś takiego ale zwykle robiły to osoby które mnie trochę znały a nie dwie zupełnie obce dziewczyny. A tu taka niespodzianka. A one dalej kontynuowały swoją tyradę
[P1]: Pewnie zniżkę na brzydotę dostaje. Takich jak ty nie powinni do autobusu nawet wpuszczać.
[P2]: No właśnie co to ma być? My mamy czuć dyskomfort jazdy oglądając takie coś? Won mi stąd, idź gdzie indziej świniaku

Żadnej reakcji otoczenia, nikt nawet kierowca nie zareagował. Oprócz staruszka który siedział obok mnie
[S]: Kaśka! Magda! Co to ma być? Poczekajcie tylko aż powiem waszym rodzicom jak się zachowujecie. Macie natychmiast przeprosić tego pana inaczej gorzko tego pożałujecie.
[P1]: Przepraszam
[P2]: Przepraszam

Ja nic nie odpowiedziałem tylko wyszedłem z autobus bo akurat się zatrzymywał na przystanku. Potem 3 kilometry z buta bo wysiadłem nie w tej miejscowości co trzeba.


Mam nadzieje że te plastiki dostaną za swoje.

Apel do wszystkich: Ludzie brzydcy też mają uczucia.

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (306)
zarchiwizowany

#12850

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rzecz działa się parę lat temu. Wypatrzyłem na allegro ładną mp4 w okazyjnej cenie 120zł.

Zakupiłem, wybierając opcje: ,,płace przy odbiorze". Jako że jedyną opcją była Poczta Polska więc nastawiłem się na czekanie.

Po tygodniu zadzwoniłem do sprzedawcy pytając czy wysłał. Odpowiedział że tak. Po miesiącu oczekiwania okazało się że Poczta Polska zagubiła nieszczęsną mp4 w ramach czego oddała sprzedającemu te 120 zł.

Wiecie co dzisiaj przyniósł mi listonosz?

Tą właśnie mp4 za którą jak się okazało nie musiałem nic płacić :)

PocztaPolska

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 196 (246)
zarchiwizowany

#12478

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj dowiedziałem się że nie jestem polakiem,katolikiem ani patriotą, natomiast jestem tumanem ogłupianym przez rząd

Byłem dzisiaj z ojcem w mieście. Jako że mój ojciec lubi sobie czasem wypić a jednocześnie nie miał czasu, poprosił mnie abym zaszedł do jego znajomego który ma sklep aby mi sprzedał na ,,dowód" 6 Lechów.
Poszedłem, gadka szmatka, powiedziałem że dla ojca, sprzedawca dla pewności zadzwonił w końcu sprzedał mi piwa.

Alkochol zapakował mi do plastikowej torebki,(przezroczystej). Wychodząc ze sklepu zostałem napadnięty przez [F]aceta w wieku około 40lat (narazie słownie, nie krzyczał lecz mówił stanowczo i gniewnie).
[F]Jak możesz kupować to coś! Nieszanujesz pamięci naszego prezydenta! Kim ty jesteś co! Co ty sobie wyobrażasz kupując takie piwa! Za grosz szacunku dla polskiego męczennika. Gdzie ty masz w sobie wiarę polską co?? Jakim prawem korzystasz z tego że jesteś polakiem??
[J]a po lekkim szoku: To moja sprawa jaki alkohol kupuje i pana to g*wno powinno obchodzić
(wiem że nie powinienem tak się wyrażać ale nerwy mi już puściły)
[F]: Jak ty się odnosisz do starszego gówniarzu jeden! Widać że cię już ogłupiły te rządy! Przez takich jak ty ten kraj schodzi na psy
[J]: Idź pan stąd k*rwa bo zadzwonie na policje
Facet szybko odwrócił się jednocześnie wyrywając mi torbę i uciekł... Jako że jestem dość otyłej budowy a on był raczej szczupły myślał że nie rusze za nim w pogoń...

Ścigaliśmy się przez pół miasta, gdy nagle torba pękła i piwa wpadły pod samochód... a koleś się przewrócił przez co go dopadłem i zadzwoniłem po ojca


Skutek: 5 piw przepadło, jedno ocalało, facet dostał po mordzie od ojca i odkupił 2 zgrzewki byśmy sprawy nie zgłosili na policje


A ja się przekonałem że istnieją ludzie co potrafią zwyzywać i ocenić człowieka jedynie po tym jaką markę alkoholu kupuje

sPiSkowiec, fanatyk

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (228)
zarchiwizowany

#12436

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o ministrantach i moherówkach.


Brzmi absurdalnie. Sam bym nie uwierzył jakby mi ktoś to opowiedział


Dzisiaj było Boże Ciało. Jak każdy kto orientuje się w temacie po mszy jest procesja. Ja jako ministrant miałem nieść krzyż. No to za wyszedłem przed kościół by ustawić się. Noi się zaczęło. Podchodzi pierwsza babcia ,której początkowo nie poznałem, wiek powyżej 75 i zaczyna wyrywać mi krzyż krzycząc
,,Gdzie ty gówniarzu do krzyża świetego ty!!! Ty antychryście!!! Do biskupa cię podam"
Ja mocno zaszokowany,ani słowa nie mogłem wydusić, panowie strażacy z chorągwiami też. Ja w międzyczasie sobie przypomniałem że to sąsiadka mojego kuzyna, żarliwa katoliczka, co to by młodzież tolerowała tylko w kościele. A że mieszka obok boiska na którym lubię grać to musiało jej się usłyszeć jak rzucam mięskiem czy dwoma. W końcu dwóch panów z rady parafialnej babcie odprowadziło.

Chwile później nadeszło aż 5 babć. Cztery z nich doskoczyło do strażaków krzycząc ze pijaki, że rozpustnicy, że takim nie godzi się trzymać świętych chorągwi i zaczeła się przepychanka słowna między nimi a strażakami. Ja niestety wciąż w szoku zwolniłem chwyt na drzewcu od krzyża w skutek czego piąta babcia mi go zabrała...

Dopiero na prośbe proboszcza oddała go w moje ręce.Wszystkie moherówki zostały potem odprowadzone na bok przez grupe młodych ludzi
Swoją drogą dziwne jest to że takie babcie nie mają siły stać na nogach w autobusie, okupują przychodnie, pokazują jakie są chore a jednocześnie są w stanie odwalać takie numery....

mohery, kościół, ministranci

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 155 (207)

1