Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kot022

Zamieszcza historie od: 26 grudnia 2015 - 1:07
Ostatnio: 9 maja 2023 - 0:26
O sobie:

Nie dajesz wiary historii? Twoja sprawa.

Prowokujesz? Licz się z ripostą.

Nie czytasz ze zrozumieniem? Zacznij.

  • Historii na głównej: 3 z 16
  • Punktów za historie: 864
  • Komentarzy: 82
  • Punktów za komentarze: 120
 
zarchiwizowany

#70592

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jesienne wybory, obwodowa komisja wyborcza.

W niedzielne popołudnie udałem się do jednej z warszawskich szkół, by oddać głos. Wszedłem do lokalu, udałem się do konkretnego pokoju, odebrałem kartę - wszystko normalnie. Podczas przewracania stron na karcie, dobiegają mnie głosy rozmowy [S]tarszego [P]ana oraz jednej z [K]obiet wydającej karty.

[SP]: ALE JAK TO?! - podniósł znienacka taki rwetes, że pół sali się poderwało - NIE MOGĘ ZAGŁOSOWAĆ NA KANDYDATA Z SLD?!
[K]: Pan pokaże tę kartę...
[SP]: NIC NIE BĘDĘ POKAZYWAŁ! NA TEJ KARCIE NIE MA KANDYDATA Z SLD, NA KTÓREGO CHCIAŁEM GŁOSOWAĆ!!!

Jako, że starszy Pan stał dość blisko stanowiska wydających karty, kobiecie (podczas jego krzyków) udało się dostrzec, że zatrzymał się on na samym początku, gdzie byli kandydaci senatu (a było ich tylko trzech - jeden z PiS, jeden z PO i chyba jakiś niezależny, dokładnie nie pamiętam).

[K]: No tak, bo jest Pan na stronie z kandydatami do senatu, a w tym okręgu nie ma nikogo z SLD.
[SP]: ALE JAK TO? JA CHCIAŁEM GŁOSOWAĆ NA KANDYDATA Z SLD, NA NIKOGO INNEGO!

W tym momencie wrzuciłem swoją kartę do urny i opuściłem lokal, więc nie słyszałem dalszego ciągu dyskusji, ale zakładam, że starszy Pan nie wywalczył miejsca na liście dla swojego kandydata.

lokal_wyborczy Warszawa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (25)
zarchiwizowany

#70578

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z zamierzchłych czasów mojego pobytu w gimnazjum, pierwsza klasa, lub jej końcówka (dokładnie nie pamiętam).

Mniej więcej od 6 klasy podstawówki zacząłem zauważać, że... co raz gorzej widzę :) Wtedy nie traktowałem tego poważnie, a potem, kiedy wada już znacznie mi się pogłębiła nie chciałem tego nikomu zgłaszać, gdyż po prostu nie mogłem zdzierżyć nawet myśli o okularach (tak wiem, "inteligentnie" ale proszę o wzięcie poprawki na to, że miałem 13 lat). Oliwa jednak zawsze na wierzch wypływa i tym razem wypłynęła podczas badań z okazji "bilansu 13-latka". Szkolna pielęgniarka przeprowadziła klasyczne badanie z tablicą z literkami, a ja oczywiście nie zobaczyłem wszystkiego. Po zakończonym bilansie, wywiązała się taka dyskusja pomiędzy [M]ną, a [P]ielęgniarką.

[P]: Kot, generalnie wszystko z tobą w porządku, ale masz wadę wzroku. Tu Ci wypisuję karteczkę z twoją wadą, masz się z nią zgłosić do okulisty i on Ci dobierze okulary.
[M]: W porządku.

Po wyjściu z gabinetu byłem już pogodzony z okularami, ale z ciekawości popatrzyłem na kartkę. Na lewe oko miałem wpisane jakieś -11 dioptrii (!!!), a na prawe ok. -6 (!). Nawet dla takiego laika jak ja było to o dużo za dużo, więc po powrocie do domu szybko wpisałem w internecie hasło "wada -11 dioptrii" (jak wiadomo, nie można jakichkolwiek poważniejszych przypadłości, jakie się ma wpisywać do internetu, bo można się nieźle przestraszyć, tylko od razu do lekarza - kolejny błąd młodości). Rzecz jasna, na wszystkich forach były informacje, że taka wada nadaje się tylko i wyłącznie do operacji.

Nieźle mnie wtedy wzięło - kompletnie przerażony powiedziałem rodzicom (jak tylko wrócili z pracy), że mam wadę tyle i tyle i że czeka mnie operacja. Oni rzecz jasna, pocieszając mnie, że to na pewno jakaś pomyłka, zawieźli do okulisty praktycznie od razu.

Jak się okazało, w rzeczywistości na lewe oko miałem wtedy ok. -2 normalnej wady oraz -2 astygmatyzmu, a na prawe jakieś -1 normalnej wady.

Do czasu zmiany pielęgniarki w naszym gimnazjum omijałem ten gabinet szerokim łukiem :)

pielęgniarka gimnazjum Warszawa

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (147)
zarchiwizowany

#70269

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rzecz będzie o sytuacji sprzed ok. dwóch tygodni w pewnej knajpie z jedzeniem rodem z USA, blisko jednej z nowych stacji metra w Warszawie.

Mój [P]rzyjaciel, pracujący w wymienionym przybytku został, na jakiś czas przed opisywaną sytuacją, zawieszony w prawach pracownika, co jest dość istotne dla tej historii. Generalnie, historia jego zawieszenia to osobny temat, ale jego winy w tym wszystkim nie było żadnej. Tyle tytułem wstępu.

Feralnego dnia umówiliśmy się na mieście, w celu obejrzenia meczu, od którego zależał byt naszych kuponów u bukmachera :) Jako, że w pubie u mnie na osiedlu nie przedłużono koncesji na transmisję, postanowiliśmy wybrać się do wymienionej wyżej knajpki, gdzie można było to uczynić, a przy okazji przyjaciel miał odebrać część swojej wypłaty.

Już od samego początku, dyrygująca tego dnia knajpą [M]enedżerka, nie za miło odnosiła się zarówno do mnie, jak i do mojego przyjaciela. Zanim jeszcze jedna z [K]elnerek włączyła kanał z meczem, usłyszeliśmy, że "dla nas dwóch ona nie będzie tu siedzieć i zaraz zamyka" (rzeczywiście, ruch był znikomy i było nas tylko dwóch, ale litości - nie było 21:00). Całe szczęście, przyszło jeszcze parę osób i można było obejrzeć prawie całe spotkanie (do okolic 75 minuty). Wtedy to, znowu zostaliśmy w knajpie we dwóch. Pani menedżer postanowiła wtedy, że czas zacząć sprzątać. Pomijając to, że wybrała dla odkurzacza kontakt najbliżej naszego stołu i zamiast komentarza słyszeliśmy tylko to urządzenie, na ekranie pojawiła się informacja, że dekoder zaraz zostanie wyłączony (jak ktoś się jeszcze nie orientuje - tak się zdarza, jak się długo nie majstruje przy pilocie). Wtedy wywiązał się następujący dialog:

[P]: Hej [K] (w tym miejscu oczywiście imię :)), czy mogłabyś wcisnąć coś na tym dekoderze, bo się zaraz wyłączy?
[M]: A co ty, nie umiesz telewizora obsługiwać? [K], zostaw to.
[P]: Ale ja aktualnie jestem zawieszony, więc nie będę wchodził do pokoju dla personelu po pilota.
[M]: Twój problem.

Dekoder rzecz jasna się wyłączył, a my wyszliśmy z knajpy. Na odchodne rzuciłem do menedżerki coś w stylu: "dziękujemy za świetne traktowanie klientów". [P] z wiadomych względów nie mógł.

Mówcie co chcecie, ale w ten sposób naprawdę nie postępuje się z klientami, którzy to ponadto przez cały czas pobytu domawiali jedzenia i picia, "wykręcając" w ten sposób spory rachunek (i dołożyli całkiem pokaźny napiwek). Jakiekolwiek nie byłyby stosunki pomiędzy jednym z nich z menedżerką.

restauracja Warszawa

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -9 (27)