Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

krypa

Zamieszcza historie od: 7 czerwca 2011 - 11:23
Ostatnio: 11 września 2018 - 8:57
  • Historii na głównej: 14 z 21
  • Punktów za historie: 7610
  • Komentarzy: 53
  • Punktów za komentarze: 391
 

#14591

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie długi wstęp...
Na początek muszę wyjaśnić, że oprócz polskiego obywatelstwa mam również niemieckie, przy czym od razu mówię, że ani trochę nie czuję się Niemcem, mieszkam w Polsce od urodzenia, nawet nie znam języka niemieckiego i jeśli sytuacja mnie nie zmusi, nie przyznaję się do obywatelstwa tego kraju. Po prostu mam trochę niemieckich korzeni i kiedyś dawno temu rodzice skorzystali z takiej możliwości i obywatelstwo mi wyrobili. Czasami się przydaje.

Do rzeczy - mój brat ma totalnego świra na punkcie starych samochodów. Kupuje, remontuje, sprzedaje, wyszukuje części do rzadkich modeli, sam ma dwa już odrestaurowane, a ze trzy mu zalegają w ogrodzie czekając na swoją kolej. Miał zamówienie na dosyć nietypowe auto, znalazł je w Niemczech, w dodatku z kierownicą po właściwej stronie (chodziło o Triumpha Staga, angielskie auto).
Spoko, pojechaliśmy, obejrzeliśmy, wszystko gra, zgodne z opisem. Kupione.

Zarejestrowane jednak na mnie, jako obywatela niemieckiego oraz ubezpieczone, na niemieckich tablicach - wszystko legalnie, miało to na celu umożliwienie normalnego jeżdżenia autem zanim się uda je zarejestrować na polskie zabytkowe tablice. Na chwilę obecną samochód nie spełniał wymogów, bo miał silnik od zupełnie innej marki ze wszystkimi tego konsekwencjami i powrót do oryginalnego stanu potrwałby z pół roku. Tak po prostu było wygodniej, niż rejestrować na białe polskie tablice, a potem uruchamiać żmudną procedurę przyznania żółtych, zabytkowych.

Długi wstęp, pora na właściwą historyjkę.

Wziąłem Triumpha na przejażdżkę. Fajna pogoda, ciepło, klasyczny kabriolet, zasuwam przez pola, nagle z krzaków wyskakuje policjant z lizakiem. No tak, radar. Wprawdzie nie grzałem ile wlezie, ale trochę ponad przepisowe 70 jednak było. P - policjant, J - ja.

P - Dowód rejestracyjny i prawo jazdy! (ani dzień dobry, ani przedstawienia się.. no nic, zdarza się)
J - W porządku panie władzo, proszę. Co się stało?
P- Trzeba było patrzeć na licznik, a nie głupio się pytać! (dosyć opryskliwym tonem).
J - OK, ile mnie Pan zmierzyl?
P - 115.
J - Niemożliwe, proszę pokazać mi miernik i legalizację.

Tutaj długa wymiana zdań, wręcz pyskówka przeplatana z jego strony wyrażeniami raczej uznawanymi za wulgarne - w końcu obejrzałem miernik i dokumenty, na szczęście badanie techniczne nieważne od miesiąca. I dobrze, bo na 100% jechałem około 80-90, a nie 115. Policjant jak zobaczył, że oddaję mu z satysfakcją homologację miernika rozpoczął atak.
P - Widzę, że auto kupione trzy miesiące temu, a na rejestrację jest 30 dni. Będzie grzywna i zabieram dowód.
J - A z jakiej racji?
P - Przecież mówię. Brak przerejestrowania, brak OC.
J - Samochód jest zarejestrowany w Niemczech, ubezpieczenie ma pan w ręku. Niech pan spojrzy!
P - Nie interesują mnie niemieckie świstki, nie przerejestrowane auto, będzie kara.

Zabrał się w tym momencie do wypisywania jakichś papierków, zaczął coś tam przez radio mówić, mnie się w końcu ciśnienie podniosło...

J - Na jakiej podstawie chce mnie pan ukarać?
P - Już mówiłem! Polak nie może jeździć nieprzerejestrowanym autem po Polsce.
J - Ale Niemiec może swoim jeździć.
P - Ale pan nie jest Niemcem i nie może pan.
J - Jestem Niemcem.

I pokazałem niemiecki paszport. Pogderał trochę, pomarudził, w końcu wrócił w swoje krzaki. A wystarczyło nieco więcej kultury, to bym mu wyjaśnił od razu sytuację.

Policja

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 714 (800)

#13606

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść kolegi.
Tomek dopiero co wrócił z urlopu, obijał się gdzieś w Szwecji na rybach. Opowiadał, że pewnego razu miał ochotę na jakiś procentowy napój, więc pojechał do najbliższego miasta o nazwie Sundsvall. Gwoli wyjaśnienia - w Szwecji panuje spory rygor w kwestii sprzedaży alkoholi, można je kupić tylko w państwowej specjalnej sieci System Bolaget (lub jakoś tak), poza nią po prostu alkoholu nie ma, czego kolega wtedy nie wiedział. Tomek spotkał jakiegoś człowieka siedzącego na ławce i kontemplującego morze. Zagadnął go więc po angielsku (tam wszyscy znają ten język), rozmowa była mniej więcej taka:
[T]omek: Przepraszam, gdzie mogę znaleźć jakiś sklep z alkoholem?
[F] w płynnej angielszczyźnie: To tylko w Bolaget, w innych nie ma.
[T]: A gdzie on może być?
[F]: Hm.. pójdzie pan prosto tą ulicą, skręci w lewo, potem chyba druga w prawo i potem na światłach w lewo.
[T]: Aha, a może mi pan jeszcze powiedzieć, jak budynek wygląda?
[F]: Tak, taki czerwony, parterowy z białym dachem.
[T]: Dziękuję panu bardzo, do widzenia.

Odchodząc usłyszał tylko, jak facet mruczy pod nosem PŁYNNĄ POLSZCZYZNĄ:
[F]: Ku*wa, chlać by te szwedzkie ch*je chciały, ale kupić to nie ma gdzie!

Szwecja

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 595 (675)

#12920

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zupełnie świeża opowieść, z dzisiejszego ranka.
Siedzę w przychodni w celu wykonania badań okresowych. Akurat naprzeciwko mnie na ścianie wisi rozpiska gabinetów i lekarzy w nich przyjmujących. Wchodzi facet, około 30-tki. Znam go z widzenia, zajmuje się jakimiś maszynami, nieważne - w każdym razie jest dr inż-em (ważne). Przestudiował dokładnie listę, poszedł do rejestracji, ogólnie nic nietypowego, zniknął mi z oczu. Potem kilka razy widzę jak przechodzi korytarzem w jedną lub drugą stronę, z jakimiś papierami w ręce, z gabinetu do gabinetu coraz bardziej zirytowany.
Mija godzina, ja załatwiłem część formalności, czekam dalej. Facet puka do gabinetu tuż koło mnie, otwiera drzwi. Dialog następujący:

Facet: "Dzień dobry, moje nazwisko Iksiński, mam tutaj wyniki, zaświadczenie, wniosek i książeczkę."

Lekarka prawie wrzaskiem: "Do mnie należy się zwracać PANI DOKTOR!"

Facet: "Proszę nie podnosić głosu i podpisać mi ten wniosek. Nawiasem mówiąc, jedynym doktorem w całym tym burdelu to ja jestem. "

Przychodnia rejonowa.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 874 (942)

#11035

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tytułem wstępu - jestem informatykiem, mam podpisane umowy z kilkoma małymi firmami na opiekę, czyli usuwanie usterek, konfigurowanie komputerów, zakupy sprzętu, sprawy sieciowe itp.
Jednym z klientów była firma zajmująca się czymś z finansów. Około 20 pracowników, raczej młoda kadra, dużo żelu, tapety, skórzane teczki, drogie garnitury i kostiumy, po ekonomii, jakichś administracjach i tak dalej.
Dwa tygodnie wcześniej szef zainwestował w dużą laserową drukarkę podpiętą do sieci, czyli w firmie była jedna drukarka z której drukowały wszystkie stanowiska. Zainstalowałem, skonfigurowałem, sprawdziłem, działało przez dwa tygodnie. Wyjechałem w piątek wieczór na długi weekend majowy.
Sobota 10-ta rano, telefon. Dzwoni jedna z pracownic, w pełnej histerii wrzeszczy do słuchawki:
"Drukarka nie działa! Jak to k*wa zrobiłeś! Nowa drukarka! Trzeba pilnie wydrukować!" I tak dalej - wrzaski pomieszane z obelgami. Odłożyłem słuchawkę. Kilka razy jeszcze dzwoniła, ale nie odebrałem, na "ty" nie przechodziliśmy.
Za chwilę widzę numer szefa firmy. Odebrałem. Facet ogólnie w porządku, tym razem też, choć mocno zdenerwowany. Rozmowa trwała dłuższą chwilę, udało mu się mnie przekonać, żebym jednak podjechał i zobaczył co i jak, bo to jakaś superpilna analiza i prezentacja, akurat pracuje nad nią 6 osób i muszą ją dziś oddać zleceniodawcy. Z ogromnym oporem jednak się zgodziłem, bo wprawdzie klient nasz pan, ale 250 kilometrów to jednak spory kawałek. Ale umówiłem się na podwójną stawkę za interwencję, zwrot za paliwo w obie strony, oraz podwójną godzinową, liczoną nie za samą pracę ale od momentu wyjazdu do powrotu.
OK, jadę na miejsce, na parkingu wychodzę nieco zmięty z auta, idę się na szybko odświeżyć, akurat przyjeżdża szef. Krótka wymiana zdań, wchodzimy do biura. Atmosfera jak w ulu, wszyscy wrzeszczą i biegają bez sensu, od razu w moją stronę pełno wyzwisk i pretensji.
Jeden rzut oka na pierwszy z brzegu monitor... pokazałem szefowi.
Pominę resztę wydarzeń, w każdym razie dostałem od razu całą obiecaną kwotę razy dwa, więc ostatecznie byłem nieźle do przodu.

Mało przyjemne podsumowanie historii - wszystkie 6 osób zostało z końcem maja zwolnione.

Byłbym zapomniał - na każdym z monitorów widniał komunikat:





"BRAK PAPIERU W DRUKARCE".

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1395 (1435)