Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

lektorkaaa

Zamieszcza historie od: 17 września 2015 - 12:13
Ostatnio: 1 kwietnia 2018 - 23:24
  • Historii na głównej: 4 z 4
  • Punktów za historie: 1271
  • Komentarzy: 30
  • Punktów za komentarze: 234
 

#77344

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem lektorką języka angielskiego.
Im dłużej pracuję z ludźmi, tym bardziej sądzę, że pieniądze im mózg lasują.
Niestety zachorowałam. Ostre zapalenie oskrzeli i brak głosu. Zgodnie z wyrokiem mojej Pani Doktor wróciłam do domku pod kołderkę.
Z racji, że niestety moje gardło odmówiło mi posłuszeństwa napisałam wszystkim kursantom, że zajęć nie ma, bo postanowiłam się rozchorować. 25 SMS-ów o takiej samej treści poszła do uczniów. Większość życzyła zdrowia, ale oczywiście ta piekielna część musiała podnieść mi ciśnienie do 200.

Kursant 1.
Leżę w łóżku i oglądam serial, dzwoni telefon.
Ja - Słucham. (Ledwo dałam rade stworzyć dźwięk)
Kursant - Witam! Ja chciałam sprawdzić czy Pani naprawdę jest chora! Słyszę, że ma Pani małą chrypkę, więc nie widzę potrzeby odwołania zajęć. Zapraszam jutro zgodnie z harmonogramem.
Ja - Bardzo mi przykro, ale nie będzie mnie. Jestem chora, zapalenie oskrzeli i brak głosu, gorączka. Nie dam rady...
K - Eeee tam! Pani się pewnie nie chce! Ja tego tak nie zostawię. Dzwonię do dyrekcji!!!
Za chwilę widzę, że szef dzwoni. Jak mnie usłyszał to od razu zaczął przepraszać, ale musiał sprawdzić o co kursantce chodzi. Pani stwierdziła, ze jestem niepoważna, leniwa i kłamliwa bo z przeziębieniem można pracować. Zrezygnowała z kolejnych godzin. Dzięki Bogu.

Kursant 2.
Cześć uczniów przyjeżdża do mnie do domu. Jest to ich wybór, często spowodowany brakiem warunków u siebie. Szkoła, w której pracuję nie ma lokalu. Kursantów uczymy u nich w domu, w firmach lub u lektora.

Ten Pan jest specyficzny. Kursant VIP. Nazwany tak nie ze względu na status społeczny, ale z powodu jego wielkiego Audi Q7, które zawsze parkuje idealnie pod moim oknem, i w trakcie lekcji często wygląda czy z nim jest wszystko ok, oraz przez jego ego.

Pan mimo sms-a ode mnie o chorobie stwierdził, że nic to, on taki twardziel choroby się nie ulęknie. Przyjechał pod blok i dzwoni domofonem jakby się paliło. Otwieram mu w stroju chorobowym, tj. dresy, t-shirt i zero makijażu.

Kursant - No wie Pani co?! Przecież dziś mamy zajęcia, jak Pani wygląda?! To jakaś kpina!
Ja - Panie Piekielny napisałam, że jestem chora. W moim własnym domu mogę chodzić ubrana tak jak mi wygodnie. Pan natomiast nie ma taktu ani wyczucia. Kto o zdrowych zmysłach przyjeżdża do chorej lektorki na zajęcia?! Słyszy Pan jak mówię?
K - Oj tam, przesadza Pani. Będziemy robić gramatykę i Pani tylko będzie sprawdzać i nic się nie odzywać... (i tu pakuje mi się do mieszkania) tylko niech się Pani umaluje chociaż...

Tu mnie zatkało. Z opresji uratował mnie mąż, który w paru żołnierskich słowach wyprosił jegomościa za drzwi. Odgrażał się telefonem do szefa, zwolnieniem mnie z pracy i wszystkim co najgorsze, bo on ma znajomości.

Siedzę sobie teraz pod kocem, z bólem głowy i katarem, i odpisuję kolejnemu kursantowi, że zwolnienie mam do tego piątku, i lekcja będzie w piątek za tydzień dopiero zgodnie z harmonogramem. Ech...

Uprzedzam pytania, nie mogą dać kogoś na zastępstwo, bo większość lektorów albo chora, albo nie ma fizycznej możliwości przyjęcia zastępstwa.
Zastanawia mnie tylko dlaczego ludziom brakuje empatii? Czy argument "płacę i wymagam" jest wytłumaczeniem w tym przypadku?

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 272 (290)

#76351

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z samego rana trafił mnie szlag!

Wychodzę dziś grzecznie z bloku ok godziny 10.00. Ledwo stawiam nogę na chodniku, jak przede mną pojawia się pracownica administracji osiedla, ubrana w strój roboczy z uśmiechem ostrzega, że jest ślisko.
Stanęłam w miejscu, patrzę na chodnik i widzę cienką warstwę lodu i zero piasku czy soli, czy czegokolwiek. Normalne lodowisko. Patrzę się na panią i na chodnik i taka rozmowa się wywiązała:

[Ja] To czemu chodniki nie są posypane piaskiem?
Nagle wstąpił w kobietę diabeł.
[Kobieta] DZIŚ JEST PRZECIEŻ NIEDZIELA! CO SOBIE PANI WYOBRAŻA? TEZ CHCĘ MIEĆ NIEDZIELĘ!
[Ja] Taka jest przecież Pani praca. Pilnowanie by chodniki były posypane piaskiem. Jest ślisko jak cholera, bardzo łatwo o upadek i złamanie ręki lub nogi. Pani oburzenie jest nie na miejscu.
[Kobieta] Moje oburzenie jest nie na miejscu? Pani jest śmieszna! Przecież Panią ostrzegłam, to powinno Pani wystarczyć.
[Ja] Wystarczyć? Pani jest pracownikiem spółdzielni i sposób w jaki się Pani odzywa jest skandaliczny. W poniedziałek zawiadomię spółdzielnię o Pani zachowaniu.

Poszłam do samochodu, a kobieta stała dalej pod klatką i darła się na mnie.

Piekielna może byłam ja, ale ciśnienie mi skoczyło, gdy ta baba zaczęła się na mnie wydzierać. Pracowników spółdzielni w przypadku tak oblodzonych chodników nie obowiązuje niedziela, lecz to by przystosować chodniki i schody na osiedlu by były bezpieczne.
Jedno jest pewne, kawy dziś pić nie musiałam:)

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 205 (273)

#74343

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem lektorką języka angielskiego.

Od jakiegoś czasu uczę (z dużymi przerwami) prywatnie pewną Panią Ewę. Ta Pani studiuje filologię angielską na prywatnej uczelni. Obecnie jest na trzecim roku studiów. Pani ma około 35-38 lat i z wykształcenia jest germanistką. Pani jest iście piekielną studentką i uczennicą. Dodam, że nie idzie jej nauka języka, całe trzy lata przejechała na poprawkach, warunkach. Więc zapadła decyzja, że pójdzie na korki. Pech chciał, że pocztą pantoflową trafiła do mnie.

Piekielność 1 - Pani mi wszystko przypomni.

Pani Ewa [E] gdy przyszła na pierwszą lekcję zażyczyła sobie powtórki z wszystkich czasów. Tak! Wszystkich na 1 lekcji 60-cio minutowej. Ok. Damy radę. Drukuję zadanka, a tu zonk. E nie pamięta budowy czasów, ich zastosowania i różnic. Dodam, że na drugim roku studiów każdy student powinien mieć tą wiedzę w małym palcu. A tu lipa! Powtórka od Present Simple, aż po Future Perfect Continuous. Niestety szło nam bardzo opornie, zrobiliśmy tylko 3 czasy. Reszta w domu. Ok, E happy, umówiłyśmy się na następną lekcję. Dwa dni później E wraca i kolejny zonk. Pracy domowej nie ma, bo zapomniała, materiałów też nie ma, bo zgubiła...

Piekielność 2 - prace domowe.

Tak jak wspominałam, E nigdy nie miała czasu by odrobić cokolwiek. Dodam, że nie pracowała, mieszkała u rodziców i studiowała zaocznie. Miała kilku uczniów prywatnych, ale bardzo krótko. Więc powinna mieć czas by odrobić 3-4 zadania i 1 tekst? Nie, bo:
1. Rodzina zjechała
2. Była na zakupach
3. Zapomniała
4. Patrz punkt pierwszy
I tak w kółko. Międzyczasie na studiach szło E coraz gorzej. Nie uczyła się, nie utrwalała wiedzy, słówek, a bez tego ciężko przetrwać na filologii. Zaczęły się problemy z zaliczeniem przedmiotu. To zwróciła się do mnie.

Piekielność 3 - Pani mi napisze.

E ma do zaliczenia przedmiot "Pisanie", musi oddać w przeciągu tygodnia 6 prac, po 350 słów każda. Eseje na różne tematy. Przychodzi do mnie i prosi bym jej JE napisała, oczywiście za pieniądze. Gdy odmówiłam i zasugerowałam, że ona napisze, ja sprawdzę i omówimy błędy, E się obraziła i nie przychodziła przez pół roku.
Błogą ciszę i spokój przerwała mi w maju tego roku. Zadzwoniła i poprosiła o spotkanie, by jej pomóc w przygotowaniu do sesji. Zgodziłam się. Umówiłyśmy się na wtorek na 19.45 u mnie.

Piekielność 4 - Ma Pani samochód??!!

Czekam na E w domu. Godzina 19.45 nie ma jej, czekam dalej bo MPK, może korki. Godzina 20, nadal nie ma E. Godzina 20.05 przestałam czekać. Lekko zirytowana, no cóż, nie raz kursant nie przyszedł.
Godzina 20.45 dzwoni domofon. Odbieram i cisza, pewnie ktoś już wszedł. Za chwilę pukanie do drzwi. Patrzę przez Judasza, a to ona! We własnej osobie stoi i wali do moich drzwi. Otwieram i widzę lekko zalaną E.

E - Dzień dobry. [I bez zaproszenia włazi do meszkania]
Ja - Dzień dobry, a co Pani tu robi? Jest prawie 21.
E - Przepraszam Panią, ale byłam na integracji z kolegami z pracy i uciekł mi MPK, i niestety musiałam czekać na następny, a on tak długo jechał. Telefon mi się rozładował i nie miałam jak zadzwonić, no ale już jestem, więc możemy zaczynać.
J - Przepraszam Pani Ewo, ale nie. Jest prawie 21, to po pierwsze, po drugie zaraz wychodzę, a po trzecie jest Pani pod wpływem...
E - Jakim wpływem? To były TYLKO 4 piwa!
J - Jednak nalegam, żebyśmy przełożyły lekcję na jutro lub pojutrze. Muszę jechać po chłopaka.
E - A to Pani ma autko?? To może w ramach rekompensaty Pani mnie podrzuci?

Tu mnie zatkało. Nie dość, że kobieta przychodzi godzinę spóźniona, to jeszcze mam ją podwozić?

J - Raczej nie, ponieważ jadę zupełnie w inną stronę. Jadę do galerii P.
E - Nic nie szkodzi. Pojadę spod galerii do siebie.

Kobieta nie mogła zrozumieć dlaczego nie chcę jej podwieźć. Trochę wkurzona stanowczym tonem powiedziałam, że nie jestem taksówką, że nie czuję się zobowiązana jej wozić, i stanowczo proszę by już wyszła.
E walnęła focha i wyszła. Nie odzywa się do tej pory. Chyba straciłam kursantkę.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 275 (311)

#68580

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem lektorką języka angielskiego.

W zeszłym roku miałam (nie)przyjemność pracowania w pewnej szkole językowej. Główną zasadą tej szkoły było, że "klient ma zawsze rację", nawet jak jej nie ma.
Piekielnymi w tej historii była kursantka [K] oraz szefowa [SZ].

KURSANTKA 1.

Pani wiceprezes bardzo wielkiej i szanowanej firmy. Ni me ni be po angielsku a musi, bo szef Anglik, bo jeździ na wakacje do Egiptu, bo nie wypada nie znać angielskiego. Sklasyfikowana na poziomie A1, no to działamy.
Pani podręcznika ani ćwiczeń nie kupi. Dlaczego? Bo drogie, bo nie. Ja mam jej zapewnić materiały, bo ona płaci. OK, szkoła ma xero, mogę kopiować do woli.
Pierwsze zajęcia. Zaczynamy od podstaw, "Jak masz na imię? Jak się masz? Ile masz lat?" itd itp
[J] - Proszę powtarzać za mną. My name is XXX and I am thirty years old.
[K] - Nie będę za Panią powtarzać. Pani ma mnie nauczyć mówić, a nie powtarzać jak papuga.

Przyznam się, że mnie zatkało. Jak niby ona ma się nauczyć nie powtarzając za mną? Telepatycznie?
[J] - Musi Pani powtarzać, by zapamiętać, by nauczyć się wymowy, itd.
[K] - Ja nic nie muszę, Pani jest NIEKOMPETENTNA. Koniec lekcji na dziś, do widzenia.

I wyszła po 10 minutach.
Spakowałam się i wyszłam z sali. Recepcjonistka słyszała wszystko (sala była przy recepcji, drzwi nieszczelne) i siedziała z oczami jak 5 zł i szczęką na ziemi.

Następnego dnia dostaję telefon, że mam się stawić w szkole na rozmowę z szefową. Przeczuwam kłopoty.
Szefowa wściekła jak osa, od drzwi do mnie krzyczy:
[SZ] - Co to ma znaczyć? Wczoraj dostaję telefon on kursantki, która żąda zmiany lektora, że była Pani niesympatyczna, nieuprzejma, niekompetentna i nie przygotowana. Proszę się wytłumaczyć.

Streściłam wczorajsze wydarzenia, recepcjonistka potwierdziła moją wersję. Szefowa zapowietrzyła się i na chwilę zamilkła i poszła do drugiej sali i zamknęła się.
Po chwili namysłu wraca.
[SZ] - Nie dowiemy się jak było naprawdę, więc by był wilk syty o owca cała, zabieram Pani kursantkę. I na przyszłość proszę podchodzić do uczniów łagodniej. Miłego dnia.

Wryło mnie, no ale cóż. Kursant ma zawsze rację :)

szkoła językowa

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 476 (530)

1