Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

paradox

Zamieszcza historie od: 22 stycznia 2016 - 22:59
Ostatnio: 26 kwietnia 2017 - 11:07
O sobie:

Studentka. Sprzedawca. I podobno jeszcze coś innego na "S".

  • Historii na głównej: 6 z 6
  • Punktów za historie: 1504
  • Komentarzy: 4
  • Punktów za komentarze: 43
 

#77349

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy miałam 15 lat, matula ma podjęła decyzję, że jestem już na tyle dojrzała by mieć własne konto w banku. Jako że nie byłam jeszcze pełnoletnia jedynym rozwiązaniem było otworzenie konta, które współdzieliłabym z mamą, ale i tak byłam wniebowzięta!

Jednak w związku z tym, że osiemnastka już kawałek czasu temu mi stuknęła, wypadałoby matulę od tego konta odłączyć.
Przemiła i przesympatyczna pani uprzejmie poinformowała mnie, iż niestety nie ma takiej możliwości (teraz wiem lepiej, no ale czasu nie cofnę), ale można zamknąć konto i otworzyć teraz, zaraz nowe. Świetnie. Cud, miód, orzeszki.
Papiery wszystkie podpisane, nawet parę dni później dostałam informację listowną o oficjalnym zamknięciu konta, które nastąpi dnia tego-i-tego.

W związku z tym, że nie miałam jeszcze karty do nowego konta - posługiwałam się gotówką, no ale w końcu się zalogowałam, żeby skontrolować jak tam sytuacja... i mnie zmroziło. Żadne z moich kont się nie wyświetla, jest tylko informacja o ilości zablokowanych środków.

Telefon na infolinię i już po niecałych 20 minutach powolnego głupienia od monotonnej muzyczki odebrał człowiek (nie mam mu nic do zarzucenia, zachował się bardzo profesjonalnie). Po ustaleniu formalności zostałam poinformowana, że ktoś popełnił błąd i zamiast wprowadzenia informacji o zamknięciu JEDNEGO konta, wpisał oba. No dobra, pomyłka, zdarza się, tylko co z moimi pieniędzmi? A no nie wiem. Dowiem się w przeciągu 30-60 dni, bo właśnie tyle bank ma na rozpatrzenie sprawy.

I wisienka na torcie: później, tego samego dnia, dotarła do mnie karta do konta, które bank mi zamknął.

BPH po fuzji z Alior

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (211)

#74146

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakiś czas temu okazało się, że muszę sobie żyć z PCOS. Nie jest to choroba, która jakoś super utrudnia życie, czy wpływa na jego jakość (zainteresowani mogą sobie doczytać), ale żeby zminimalizować objawy przyjmuję leki. Pech chciał, że te same leki przyjmuje większość kobiet, którym nie marzy się potomek.

Historia właściwa:
W związku z przeprowadzką musiałam zmienić lekarzy. Po dokładnym researchu zapisałam się w końcu do wybranego ginekologa; pech chciał, że przepisane leki kończyły mi się na miesiąc przed umówioną wizytą i nie uśmiechała mi się przerwa w braniu. Więc uzbrojona w moją kartotekę medyczną (wyniki badań, oświadczenia innych lekarzy - w tym karteczkę od mojej poprzedniej endo o lekach i dawce w jakiej powinnam je przyjmować) zaszłam do poradni, w której rezydował endokrynolog. W recepcji miła pani powiedziała, że terminy to dopiero na sierpień, ale że dziś lekarz nie ma wielu pacjentów, bo sporo nie poprzychodziło, i żeby zapukać - może przyjmie poza kolejnością. Lekarz się zgodził, lecę do recepcji zakładać kartę i parę minut później wracam do gabinetu. Pospiesznie tłumaczę moją sytuację, wyciągam ostatnie wyniki badań, a tu nagle lekarz mi mówi, że on mi tych leków nie wypisze. Ja – zonk, bo pierwsza taka sytuacja, więc pytam dlaczego. Otrzymałam odpowiedź „Bo nie. Proszę spróbować u innego lekarza.” No to wzięłam swoje papiery i wyszłam.

I tu prośba do was, drodzy czytelnicy piekielnych - niech mi ktoś wyjaśni jak to jest z tą klauzulą sumienia u lekarzy, bo internet wysyła mi sprzeczne sygnały.

przychodnia

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (259)

#73119

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podczas mojej pracy w sklepie z kawami i herbatami świata spotkałam się z różnym typem klientów. Zdarzali się eksperci, którzy dokładnie wiedzieli po co przychodzą i jak to parzyć, ale nie oszukujmy się – byli mniejszością. Zazwyczaj, gdy przy sypaniu herbaty mówiłam, że zieloną można parzyć nawet do trzech razy, jeśli się parzy odpowiednio następowało zdziwienie, bo przecież jak to; ale nawet lubiłam uświadamiać ludzi w tej dziedzinie i podczas kasowania jeszcze krótko mówiłam jakie właściwości mają poszczególne napary.

A teraz przejdźmy do części właściwiej.

Zapewne wielu z was słyszało o herbatach kwitnących (dla tych, którzy nie wiedzą – jest to ręcznie zwinięty kwiat, otoczony listkami herbaty; całość wygląda jak trochę kopnięta kulka, ale przy rozwijaniu się pod wpływem gorącej wody daje niezły „show”, bo czasami potrafi nawet „tańczyć” dzięki pęcherzykom powietrza uwalniającym się spomiędzy listków); w moim sklepie były ich 2 półki, więc wybór całkiem spory, a że większość z nich była właśnie zielona, to przy sprzedaży też wspominałam o sposobie parzenia. Standardowa formułka – można parzyć 'x' razy w temperaturze 'y' na 'z' litrów wody. Wydawało mi się zrozumiałe, powracający klienci nie narzekali... Do czasu.

Przyszła do mnie z reklamacją [P]ani. Że ją okłamałam, i że ona na-ten-tychmiast żąda zwrotu pieniędzy! W głowie szybki rachunek sumienia, ale nic się nie świeci na czerwono, więc próbuję dopytać o co dokładnie chodzi. Okazało się, że klientka zrozumiała, że ten kwiatek po wyjęciu z wody sam zwinie się do tej kopniętej kulki jaką był na początku. I tu historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie mój stały klient (pozdrawiam, Panie [T]omku), który wtrącił się w dialog:

[T]: Droga Pani, a jaką pani wodą zalewała tę herbatę?
[P]: No jak to jaką! Taką przegotowaną z kranu!
[T]: Ach, i wszystko jasne! Te herbatki zalewa się taką specjalną wodą... Z Lichenia.


P.S.: Żeby nie było – nie krytykuję niewiedzy. Może trochę w tym winy mojej było, że nie dopowiedziałam, ale gdybym to ja była po drugiej stronie herbaty, to najpierw odpaliłabym Google.
P.S.2: Klientka nie dała mi czasu, żeby sprostować jej rozumowanie, bo odwróciła się i odeszła.

sklep z herbatami

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 210 (262)

#72899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słowem wstępu - noszę chusty (karierę śpiewaczki niby zakończyłam, ale pewne przyzwyczajenia ciężko wyplenić). No i taka chusta ma wiele zastosowań - bo na przykład nie dość, że ogrzeje, to można też posadzić tyłek na trawie, podłożyć pod głowę, czy osłonić się choć trochę od deszczu, gdy nie ma się kaptura.
I właśnie o tym ostatnim zastosowaniu będzie dzisiejsza historia.

Pech chciał, że musiałam podjechać do poprzedniej pracy. Jeszcze większy pech - w trakcie mojej podróży ostro się rozpadało, a od przystanku do punktu docelowego z kilometr jest. No ale mówi się trudno - zawracać się przecież nie będę.
Więc dawaj - chusta na głowę i szybkim krokiem ruszyłam do Ziemi Obiecanej, którą w tamtej chwili był ciepły sklep.
Nie minęła minuta, a jakieś dziecko krzyknęło "Allah akbar!", a reszta towarzystwa oczywiście w śmiech. Zignorowałam, bo przecież młode może być głupie, niedoinformowane, a wychowanie do moich obowiązków nie należy.

Kilkanaście kroków dalej "Wypi****laj do Syrii!". Nie zignorowałam. Odkrzyknęłam jakże kulturalnym "No chyba Pana poj***ło!". Tu przynajmniej nastąpiły objawy speszenia i postawa "aletonieja".

Zaznaczę jeszcze tylko - mój kolor skóry bardziej przypomina mleko, niż karmel, a chusta była w typowo polski (ostatnio podobno modny - kaszubski, łowicki... nie wiem, nie znam się) wzór, choć rzeczywiście - zawiązana w sposób dokładnie z podanej niżej instrukcji, bo sposób dobry i sprawdzony do ochrony przed wiatrem.
http://i22.servimg.com/u/f22/11/05/54/12/howtot10.jpg

Nie mam zielonego pojęcia dlaczego zwykła chusta wywołała taką "falę hejtu". To tylko kawałek materiału.

Szczecin

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 223 (319)

#71387

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dorabiam sobie w weekendy w centrum handlowym na wysepce z herbatami i kawami świata. Ciężko tu o historię godną piekielnych, ale dzisiaj pewien pan wygrał ów konkurs.

Na wstępie jeszcze zaznaczę - na każdym słoju jest opis i cena herbaty. Dodatkowo - nad półkami jest napisany jaki rodzaj herbaty (czarna, zielona itp.) znajduje się w danej półce; ot - udogodnienie dla niezdecydowanych klientów i dla sprzedawców, bo 300 rodzajów herbat ciężko wykuć na pamięć. Pominę fakt, że pytania o cenę są nagminne, ale zazwyczaj wystarczy, że powiem iż ta znajduje się na każdym słoju i dialog zostaje przerwany do momentu, w którym klient dokona wyboru.
Wracając do meritum - dialog pomiędzy mną, a klientem:

[K]lient: Po ile jest ta herbatka?
[J]a: Która konkretnie?
[K]: No ta zielona...
[J]: Która z 57?
[K]: Yyyy... No ta... zielona?
[J]: Proszę pana, mamy zielone herbaty za 7,90 za 50 g oraz takie, które kosztują 49zł za taką samą wagę. Ponadto - na każdym słoju jest napisana cena. Jeśli poda mi Pan nazwę, będzie nam obojgu łatwiej. *dłuższa przerwa* Więc o którą herbatkę Panu chodzi?
[K]: O zieloną.

W tym momencie na szczęście uratowała mnie żona owego Pana, ale mimo wszystko - witki opadają.

centrum handlowe

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (238)

#70802

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie krótko, bo zwyczajnie brak mi słów.
Studiuję. Nieważne gdzie, nieważne co, ważni są moi koledzy. Czy raczej ludzie, z którymi przyszło mi dzielić Uniwersytet.

Mamy na wydziale starszą Panią Profesor. Przemiła, przesympatyczna, normalnie do rany przyłóż, nawet nie za bardzo wymagająca, ale przedmiot też nie z tych najważniejszych.

Dziś jakiś idiota zobaczył na jej przedramieniu tatuaż składający się z samych cyfr i zaczął się z niej śmiać, a koledzy mu wtórowali dodając od siebie wspaniałe komentarze (przynajmniej mieli tyle "przyzwoitości", żeby poczekać, aż profesorka zniknie za zakrętem).

Może ta ja byłam Piekielna, bo wstałam i przywaliłam głównemu dowcipnisiowi książką, a reszcie w ostrych słowach wytłumaczyłam pochodzenie owego tatuażu, ale w środku ręce mi opadły. No bo, ludzie, mamy ten XXI wiek, ale, cholera jasna, nie zapominajmy o historii!

#uniwersytet

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 358 (480)

1