Profil użytkownika
plokijuty
Zamieszcza historie od: | 4 października 2011 - 15:05 |
Ostatnio: | 18 października 2023 - 16:23 |
- Historii na głównej: 14 z 49
- Punktów za historie: 9514
- Komentarzy: 1017
- Punktów za komentarze: 5782
zarchiwizowany
Skomentuj
(12)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
O wspaniałym lekarzu i piekielnych lekarzach współpracownikach w pewnym szpitalu w III aktach.
AKT I
Przed wstąpieniem do piekieł.
Na początek przedstawiam polskiego lekarza nazwiskiem Habit. Posiada cztery specjalizacje jako: chirurg, urolog, ginekolog, onkolog. Członek prestiżowych europejskich i amerykańskich towarzystw medycznych. Włada ośmioma językami. Przez 25 lat pracował w Skandynawii, głównie w Norwegii.
AKT II
Po wstąpieniu do piekieł.
Po powrocie do Polski po roku 1992 wybrał miejsce pracy w szpitalu powiatowym. Wszelkie operacje wykonywał szybko, sprawnie i bezpiecznie. Np. operacja w 20 - 30 minut, krótkie cięcie; miejscowi lekarze ten sam rodzaj operacji godzina do półtorej, szew przez cały brzuch. Chwalony przez pacjentów, znienawidzony [szczególnie] przez lekarzy i personel poza dwoma wyjątkami. Chciał miejscowych nauczyć lepszego i bezpieczniejszego przeprowadzania operacji. Jednak okazali się oporni na naukę. Podkładali mu kłody pod nogi i byli oporni na sugestie ulepszenia pracy. "Był za dobry w swoim fachu i psuł opinię innym lekarzom", tzn. wszyscy pacjenci dostrzegali jego umiejętności i doświadczenie, zaś niekompetencje miejscowych.
AKT III
Piekło.
Miejscowi lekarze postanowili się pozbyć lekarza [H]. Kiedy [H] po zakończonym dyżurze zjechał windą i wysiadł w pobliżu kuchni/sklepiku z zamiarem udania się do domu. Po wyjściu z windy ktoś z lekarzy zgasił światło, a inny [N] dotkliwie go pobił. Następnie pod presją lekarzy został pozbawiony pracy w tymże szpitalu. [H] wyprowadził się z mojego miasteczka powiatowego.
Zakończenie.
Jakiś czas po tych wydarzeniach lekarz [N] zachorował na niedokrwienie mózgu i ciągle musi nosić ze sobą odpowiednie leki na dotlenienie. Tak się składa, iż lekarzem mogącym go wyleczyć jest [H], jednak aktualne miejsce jego zamieszkania nie jest mi znane.
AKT I
Przed wstąpieniem do piekieł.
Na początek przedstawiam polskiego lekarza nazwiskiem Habit. Posiada cztery specjalizacje jako: chirurg, urolog, ginekolog, onkolog. Członek prestiżowych europejskich i amerykańskich towarzystw medycznych. Włada ośmioma językami. Przez 25 lat pracował w Skandynawii, głównie w Norwegii.
AKT II
Po wstąpieniu do piekieł.
Po powrocie do Polski po roku 1992 wybrał miejsce pracy w szpitalu powiatowym. Wszelkie operacje wykonywał szybko, sprawnie i bezpiecznie. Np. operacja w 20 - 30 minut, krótkie cięcie; miejscowi lekarze ten sam rodzaj operacji godzina do półtorej, szew przez cały brzuch. Chwalony przez pacjentów, znienawidzony [szczególnie] przez lekarzy i personel poza dwoma wyjątkami. Chciał miejscowych nauczyć lepszego i bezpieczniejszego przeprowadzania operacji. Jednak okazali się oporni na naukę. Podkładali mu kłody pod nogi i byli oporni na sugestie ulepszenia pracy. "Był za dobry w swoim fachu i psuł opinię innym lekarzom", tzn. wszyscy pacjenci dostrzegali jego umiejętności i doświadczenie, zaś niekompetencje miejscowych.
AKT III
Piekło.
Miejscowi lekarze postanowili się pozbyć lekarza [H]. Kiedy [H] po zakończonym dyżurze zjechał windą i wysiadł w pobliżu kuchni/sklepiku z zamiarem udania się do domu. Po wyjściu z windy ktoś z lekarzy zgasił światło, a inny [N] dotkliwie go pobił. Następnie pod presją lekarzy został pozbawiony pracy w tymże szpitalu. [H] wyprowadził się z mojego miasteczka powiatowego.
Zakończenie.
Jakiś czas po tych wydarzeniach lekarz [N] zachorował na niedokrwienie mózgu i ciągle musi nosić ze sobą odpowiednie leki na dotlenienie. Tak się składa, iż lekarzem mogącym go wyleczyć jest [H], jednak aktualne miejsce jego zamieszkania nie jest mi znane.
Szpital w Krasnymstawie
Ocena:
261
(301)
zarchiwizowany
Skomentuj
(14)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Wielu z was zapewne słyszało o nielegalnym przekraczaniu granicy przez imigrantów oraz o przemycie ludzi.
Ale gdzie tu jest piekielność?
O tym opowie poniższa historia: Otóż przemyt ludzi może odbywać się legalnie (czyt: pojazdami dyplomatycznymi, zaplombowanymi), zgodnie z przepisami. Przepisy wyraźnie mówią, iż służby celne nie mogą skontrolować ani zdjąć plomb w pojeździe dyplomatycznym. Jednak na jednym z przejść granicznych celnicy zdjęli plomby i udaremnili przemyt ludzi.
Jak myślicie czy dostali awans, nagrodę lub dyplom? Skądże!
Poprzez spełnienie obywatelskiego obowiązku udaremniającego przemyt ludzi zostali zwolnieni (czyt. wyrzuceni) z pracy ze skutkiem natychmiastowym.
Ale gdzie tu jest piekielność?
O tym opowie poniższa historia: Otóż przemyt ludzi może odbywać się legalnie (czyt: pojazdami dyplomatycznymi, zaplombowanymi), zgodnie z przepisami. Przepisy wyraźnie mówią, iż służby celne nie mogą skontrolować ani zdjąć plomb w pojeździe dyplomatycznym. Jednak na jednym z przejść granicznych celnicy zdjęli plomby i udaremnili przemyt ludzi.
Jak myślicie czy dostali awans, nagrodę lub dyplom? Skądże!
Poprzez spełnienie obywatelskiego obowiązku udaremniającego przemyt ludzi zostali zwolnieni (czyt. wyrzuceni) z pracy ze skutkiem natychmiastowym.
granica wschodnia
Ocena:
144
(242)
zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Pracowałem jako kanar w Hetmańskim Grodzie. Oto jedna z historii...
Wydarzyło się to w zimie. Poza miastem zawieja i zamieć, pługi nie nadążały z odśnieżaniem dróg. Akurat przeprowadzałem kontrolę biletów w jednym z autobusów jadących poza miasto. Trafiło się trzech gapowiczów, którzy dostali po mandaciku. W czasie wypisywania nasłuchałem się z koleżanką jacy to my źli jesteśmy a wszyscy dobrzy. Akurat tak się złożyło, że autobus zsunął się w zaspę, zaś do najbliższej miejscowości pozostało (końcowego przystanku) pozostało 2 kilometry przez szczere pole. Kierowca autobusu po nieudanych próbach wyjechania z zaspy poprosił pasażerów o pomoc w wypchnięciu autobusu z zaspy. [Daliby radę jak najbardziej] a tu ZERO REAKCJI [a wcześniej byli tacy dobrzy...]
A tu zawiewa i zamiata...
Niektórzy z pasażerów poubierani lekko ponieważ nic nie zapowiadało aż takiej paskudnej pogody. Dziewczyny w szpilkach. Ponownie zwróciłem się o pomoc w wypchnięciu autobusu; zero reakcji. Więc postanowiłem wykorzystać tę ich DOBROĆ LUDZKĄ. Powiedziałem, po trzeciej prośbie o pomoc, taki tekst:
A gdzie miłość bliźniego...???
I wyobraźcie sobie reakcję ludzi. Wszyscy pasażerowie opuścili autobus i lekko ubrani, w szpileczkach, poszli 2 kilometry do swojej miejscowości szczerym polem poprzez zawieję i zamieć... A kierowca zapowiedział, że w dniu dzisiejszym do tejże miejscowości nie będzie dojeżdżał w takich warunkach i słowa dotrzymał. A ja z koleżanką i kierowcą spędziłem 2 godziny na rozmowie czekając w autobusie na pomoc z komunikacji miejskiej.
Wydarzyło się to w zimie. Poza miastem zawieja i zamieć, pługi nie nadążały z odśnieżaniem dróg. Akurat przeprowadzałem kontrolę biletów w jednym z autobusów jadących poza miasto. Trafiło się trzech gapowiczów, którzy dostali po mandaciku. W czasie wypisywania nasłuchałem się z koleżanką jacy to my źli jesteśmy a wszyscy dobrzy. Akurat tak się złożyło, że autobus zsunął się w zaspę, zaś do najbliższej miejscowości pozostało (końcowego przystanku) pozostało 2 kilometry przez szczere pole. Kierowca autobusu po nieudanych próbach wyjechania z zaspy poprosił pasażerów o pomoc w wypchnięciu autobusu z zaspy. [Daliby radę jak najbardziej] a tu ZERO REAKCJI [a wcześniej byli tacy dobrzy...]
A tu zawiewa i zamiata...
Niektórzy z pasażerów poubierani lekko ponieważ nic nie zapowiadało aż takiej paskudnej pogody. Dziewczyny w szpilkach. Ponownie zwróciłem się o pomoc w wypchnięciu autobusu; zero reakcji. Więc postanowiłem wykorzystać tę ich DOBROĆ LUDZKĄ. Powiedziałem, po trzeciej prośbie o pomoc, taki tekst:
A gdzie miłość bliźniego...???
I wyobraźcie sobie reakcję ludzi. Wszyscy pasażerowie opuścili autobus i lekko ubrani, w szpileczkach, poszli 2 kilometry do swojej miejscowości szczerym polem poprzez zawieję i zamieć... A kierowca zapowiedział, że w dniu dzisiejszym do tejże miejscowości nie będzie dojeżdżał w takich warunkach i słowa dotrzymał. A ja z koleżanką i kierowcą spędziłem 2 godziny na rozmowie czekając w autobusie na pomoc z komunikacji miejskiej.
komunikacja_miejska w Zamościu
Ocena:
96
(160)
zarchiwizowany
Skomentuj
(5)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Historia Laryssa009 piekielni.pl/19282 przypomniała mi moją, którą postanowiłem teraz wstawić.
Sami oceńcie kto był piekielnym. Rzecz działa się za czasu PRL-u, w 1987 roku kiedy miałem 9 lat i chodziłem do 2 klasy SP. Lekcje religii odbywały się w przykościelnej salce a nie jak teraz w szkole. Powiem, że jestem osobą wierzącą ale na religię nie chodziłem. Z tego powodu, delikatnie ujmując, poważne problemy ze strony kolegów, którzy na siłę nie raz i nie dwa próbowali zaciągnąć mnie na religię, przy cichej akceptacji (W)ychowawczyni Marii Piekielnej mieszkającej de facto naprzeciwko mnie po drugiej stronie ulicy. Skargi do niej i prośby o pomoc było jak rzucanie grochem o ścianę.
Pewnego razu doszło do takiej sytuacji, że nie miałem możliwości ucieczki przed kolegami. Stałem akurat na schodach. Z jednej strony ściana, z drugiej poręcz, o które oparłem się rękoma i z buta przyłożyłem jednemu naprzykrzającemu się koledze pod oko (tyle, że oka nie stracił). Natrętni koledzy mnie zostawili i pobiegli na mnie ze skargą do W. Pani W natychmiast zareagowała i przybiegła z pretensjami do mojej (M)amy jak ja mogłem tak koledze zrobić. M wysłuchała skarg i zażaleń w i zapytała:
M: Czy mój syn przychodził do Pani ze skargami na kolegów?
W: No, tak...
M: No to co Pani teraz chce...
Po tym zdarzeniu nastąpił spokój...
P.S. Zdarzały się też podobne sytuacje, kiedy koledzy mnie gonili i dostawali lanie od przypadkowych ludzi np. batem przez plecy.
Sami oceńcie kto był piekielnym. Rzecz działa się za czasu PRL-u, w 1987 roku kiedy miałem 9 lat i chodziłem do 2 klasy SP. Lekcje religii odbywały się w przykościelnej salce a nie jak teraz w szkole. Powiem, że jestem osobą wierzącą ale na religię nie chodziłem. Z tego powodu, delikatnie ujmując, poważne problemy ze strony kolegów, którzy na siłę nie raz i nie dwa próbowali zaciągnąć mnie na religię, przy cichej akceptacji (W)ychowawczyni Marii Piekielnej mieszkającej de facto naprzeciwko mnie po drugiej stronie ulicy. Skargi do niej i prośby o pomoc było jak rzucanie grochem o ścianę.
Pewnego razu doszło do takiej sytuacji, że nie miałem możliwości ucieczki przed kolegami. Stałem akurat na schodach. Z jednej strony ściana, z drugiej poręcz, o które oparłem się rękoma i z buta przyłożyłem jednemu naprzykrzającemu się koledze pod oko (tyle, że oka nie stracił). Natrętni koledzy mnie zostawili i pobiegli na mnie ze skargą do W. Pani W natychmiast zareagowała i przybiegła z pretensjami do mojej (M)amy jak ja mogłem tak koledze zrobić. M wysłuchała skarg i zażaleń w i zapytała:
M: Czy mój syn przychodził do Pani ze skargami na kolegów?
W: No, tak...
M: No to co Pani teraz chce...
Po tym zdarzeniu nastąpił spokój...
P.S. Zdarzały się też podobne sytuacje, kiedy koledzy mnie gonili i dostawali lanie od przypadkowych ludzi np. batem przez plecy.
tolerancja w szkole
Ocena:
85
(213)
zarchiwizowany
Skomentuj
(4)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Przez cztery lata pracowałem jako kontroler biletów, tzw. kanar, w hetmańskim grodzie. Od jednego z kierowców usłyszałem historię o piekielnie bezstresowym wychowaniu, która wydarzyła się w kierowanym przez niego autobusie ok. 2005 roku. Z biegiem czasu poniższa historia zamieniła się w dobry żart.
Autobusem wśród pasażerów podróżowali między innymi [M]atka z dzieckiem, pewna [B]abcia i [N]astolatek.
Dziecko nie mogło spokojnie usiedzieć i ciągle rozrabiało załażąc współpasażerom za skórę. Kiedy pewna B. zwróciła M. uwagę na zachowanie dziecka ta z pełnym oburzeniem na B. najechała. Że jej dziecko jest bezstresowo wychowywane, nie wolno na niego podnosić głosu ani krzyczeć itp... B. aż schowała się w siedzenie. Obok stał pewien N. żując gumę. W pewnym momencie wyjął gumę i przykleił tej M. do czoła, mówiąc: Proszę na mnie nie krzyczeć, bo ja też jestem bezstresowo wychowywany. Wszyscy pasażerowie w ryk ze śmiechu a M. nabrała wszystkich barw na twarzy i na najbliższym przystanku wręcz uciekła z autobusu goniona śmiechem...
Autobusem wśród pasażerów podróżowali między innymi [M]atka z dzieckiem, pewna [B]abcia i [N]astolatek.
Dziecko nie mogło spokojnie usiedzieć i ciągle rozrabiało załażąc współpasażerom za skórę. Kiedy pewna B. zwróciła M. uwagę na zachowanie dziecka ta z pełnym oburzeniem na B. najechała. Że jej dziecko jest bezstresowo wychowywane, nie wolno na niego podnosić głosu ani krzyczeć itp... B. aż schowała się w siedzenie. Obok stał pewien N. żując gumę. W pewnym momencie wyjął gumę i przykleił tej M. do czoła, mówiąc: Proszę na mnie nie krzyczeć, bo ja też jestem bezstresowo wychowywany. Wszyscy pasażerowie w ryk ze śmiechu a M. nabrała wszystkich barw na twarzy i na najbliższym przystanku wręcz uciekła z autobusu goniona śmiechem...
Ocena:
5
(55)
‹ pierwsza < 1 2 3 4
« poprzednia 1 2 3 4 następna »