Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sarenka859

Zamieszcza historie od: 10 lipca 2011 - 12:07
Ostatnio: 3 kwietnia 2019 - 23:25
Gadu-gadu: 13591023
  • Historii na głównej: 8 z 20
  • Punktów za historie: 9704
  • Komentarzy: 64
  • Punktów za komentarze: 615
 
zarchiwizowany

#64732

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie krótko i na temat.
Autobus, godziny szczytu ledwo udaje mi się stanąć w pobliżu siedzeń. Na jednym z nich młody chłopak,z wyglądu troszkę jak skinhead, łysa głowa, podkrążone oczy... (miałam wrażenie, że albo jest po dobrej imprezie, albo jest chory). Na następnym przystanku wsiada babcia z typu "wszystko mi się należy", zauważa chłopaka, przepycha się i zaczyna się rozmowa:
Babcia: Wstawaj, będę tu siadać.
Chłopak:Nie mogę wstać, źle się czuję.
B:Chlał całą noc i źle się czuje!!! Jak będziesz stary to Ci nikt gówniarzu miejsca nie ustąpi!
Ch:(ustępuje miejsca tej kobiecie z trudem ) Nie będzie musiał... Nigdy nie będę stary...Jestem chory, umieram, zostało mi już niewiele życia i ponieważ możemy się już nigdy nie spotkać, niech pani wie, że nie mam do pani urazy.

Cisza jaka zapadła z tyłu autobusu była miażdżąca... i moherowa kobieta ucieszona, że zdobyła miejsce siedzące po ciężkiej walce na bazarze...

ZTM

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (336)
zarchiwizowany

#44410

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzisiaj w poczekalni u lekarza przypomniały mi sie słowa z pewnego skeczu kabaretu Neonówka a mianowicie "masz przejechane jesteś u matki" ale do rzeczy....

O dziwo dzisiejsza wizyta w przybytku zwanym szumnie przychodnia specjalistyczna przebiegała bez zakłócen typu wp*** sie w kolejke czy inne "ja tylko po recepte", ale zbyt spokojnie tez nie mogło być....
Czekam już prawie u bram gabinetu lekarskiego kiedy zza drzwi dobiega wszystkich ostra kłotnia pani doktor z babcia ktora wcześniej weszła, nikt nie wie o co chodzi ale pani doktor postanowila chyba wyprowadzic kobiete z gabinetu przy akompaniamencie wzajemnej bitwy słownej. Kiedy obie znalazły sie w poczekalni babcia wypaliła "Ja cie znam, ja mam twoje dane ja Cie tak obsmaruje... i na koniec wisienka ;D ja cie zniszcze, powiem wnukowi to Cie wrzuci na tych... no... DIABELNYCH to juz nie bedziesz miec pacjentów *urwo" na co pani doktor spokojnie "Chyba Piekielnych" i zaprosiła mnie do gabinetu ;D

Nikt nigdy nie wie gdzie czają sie fani Piekielnych ;D

służba_zdrowia

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (252)
zarchiwizowany

#22691

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Akcja niegorsza od "Ja wam pokaże".

Dzień 1
Obóz sportowy, przyjeżdżamy, zamieszanie, każdy walczy o najlepszy pokój i kompanów, ponieważ większa połowa się nie zna. W tym zamieszaniu 2 blondyneczki typu plastik-fantastik, trafiły akurat na siebie, dostały pokój 2- osobowy, który zamienił się w różową jaskinię.

Dzień 2
Do hotelu zamieszkiwanego, przez nasz obóz, przyjeżdza 2 obóz- ale tu niespodzianka, piłkarze, więc większość dziewczyn patrzy co by tu "wyhaczyc" :P Blondaski z dwójeczki, także, co jednej [B1] idzie, wręcz doskonale, bo już wieczorem, można było spotkać przyssaną B1 do pana piłkarza, o czym nie wiedziała jej platynowa kolezanka, czyli B2.

Dzień 3
Dzielnie obserwujemy łowy B2, która to obściskiwała się z.... "wybrankiem" B1. Jak widać piłkarz, radził sobie doskonale z "różowymi pięknosciami". Niestety, akcję "pompa łącząco-ssąca" w wykonaniu piłkarza i B2 widziała B1.
B1 bardzo niezadowolona tym faktem, poszła po "rozum" do głowy i dzielnie, jak przyznała później obmyslała zemstę.

Dzień 4
B1, w doskonałym nastroju- co oznaczało, tylko jedno- zemsta gotowa....

B2 niepodejrzewająca niczego, stwierdziła w godzinach wieczornych, że trzeba by sie nieco upiększyć... więc na pierwszy rzut, poszła odżywka do włosów, nałozona z zegarmistrzowską precyzją, co prawda wspomniała coś o dziwnym zapachu tego specyfiku, ale stwierdziła, że "może był wystawiony do słońca".
W tym czasie B1, dziwnie szybko ulotniła się z pokoju...

Na efekty nie trzeba było długo czekać- B2, stwierdziła, że ta odzywka jest jakaś dziwna, bo zaczęła ją piec głowa, więc
postanowiła ją zmyć po 10 minutach.
To co ukazało się jej oczom przeszło wszelakie oczekiwania- zamiast pięknych i lśniacych blond włosów- kępki, tego co ocalało.
B2 wybiegła, z krzykiem i żądzą mordu na B1, zabawiającej się w tym samym czasie z panem piłkarzem ;]

Cóż się okazało- otóż B1, zazdrosna o owego piłkarzynę, zaaplikowała do odżywki do włosów B2, krem do depilacji ;]
Chyba nie muszę tłumaczyć jakie spustoszenie na głowie B2, wywołała owa mieszanka.

-1.historia nie ma na celu obrazania blondynek
-2. (głownie dla facetów) krem do depilacji, jak nazwa wskazuje, to specyfik, mający na celu usuwanie włosów, raczej nie z głowy :p

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 298 (352)
zarchiwizowany

#22591

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na przekór wszystkim, nie będzie o szkole a o piekielnej sąsiadce. Odsłona 2.

Dom mojego dziadka od domu piekielnej, oddziela droga, którą jeżdżą sąsiedzi mieszkający z tyłu.

Jeden z sąsiadów [S] ze względu na charakter pracy, wracał do domu w godzinach nocno-porannych, czyli ok 3 rano. Piekielną sąsiadkę [A] strasznie to raziło, mimo, iż nocą, urządzała sobie raczej wyprawy rozpoznawcze, na działki innych sąsiadów.
Ale A dzielnie twierdziła, że "spać nie może i temu ch**** pokaże o której się do domu wraca".
Jak powiedziała tak zrobiła, wzięła pas tektury o wymiarach 3m x 30 cm, pomalowała go na czarno, co by się w nocy zbytnio nie wyróżniał, i powbijała w to gwoździe, tak że po położeniu tego na ziemii mogło spokojnie imitować barykadę policyjną. Oczywiście ulokowała, narzędzie zbrodni na drodze przejazdowej i czekała. Ok godz 2 30, noc rozdarły krzyki 2 postaci. S i A obdarzali się epitetami jak "dobrzy" sąsiedzi.

Bilans nocy; A wygrała, S- 2 przednie koła do wymiany.
Jak tu nie kochać swoich sąsiadów? ;]

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (227)
zarchiwizowany

#22491

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o piekielności zarówno mojej jak i lekarza ;) (moze być długo)

W liceum, po rozstaniu się ze sportem, stwiedziłam, że muszę sie zająć czymś innym, bo trafi mnie przysłowiowy szlag ;p
Wybór padł na wolontariat, a dokładniej hospicjum i jego podopieczni. Trafiłam do rodziny, której Córeczka miała nowotwór. Rodzice nie chcieli, żeby Mała, przebywała w hospicjum, więc zrobili z jej pokoju "mini szpital".
Odwiedzałam ją regularnie, świetnie się dogadywałysmy, również z jej rodzicami miałam świetny kontakt. Dzień przed moimi 18 urodzinami, przyszłam do Małej umówiona na godzię 18. Ponieważ nikt nie otwierał mi drzwi, trochę się zaniepokoiłam i zaczęłam dzwonić do jej rodziców, którzy nie odbierali. Pełna złych przeczuć, chodziłam po domu jak lew w klatce, aż w końcu o godz 21 zadzwonił tel.- tata Małej, powiedział, że są w szpitalu, z Małą bardzo źle, czekają na transfuzję krwi, ale nie ma dawcy, obdzwaniają rodzinę, znajomych....

Pojechałam do szpitala, zaopatrzona w swoja książeczkę zdrowia itp, dotarłam ok. godziny 21 30, dawcy nadal nie ma, więc pytam lekarza czy może moja grupa podejdzie, lekarz patrzy mówi, że chyba cud bo się zgadza, robimy badania i próbę krzyżową, wszystko pasuje ale.....
Formalnie o godzinie 22, miałam jeszcze 17 lat, tak więc można oddać krew za zgodą rodzica, jako, że były to wakacje moi rodzice, na 2 końcu Polski, więc zgody nie będzie, błagałam, prosiłam, lekarz nieugiety... Szukamy dawcy dalej, modlac się, żeby w razie nieznalezienia go Mała dotrwała do 00, kiedy to bd miała dokładnie 18 lat.
Dawcy nie ma, Mała w coraz gorszym stanie, ale wybija godzina 0, kiedy to formalnie mam 18 lat. I tu zaczyna się piekielność lekarza, który DOPIERO zwrócił uwagę, że ważę 46 kg.... a krew można oddawać od 50.

Wszyscy bez wyjatku byliśmy wściekli. I znów chodzenie, błaganie, telefony do moich rodziców, że to na moją i ich odpowiedzialność, ale odpowiedź jedna NIE. Lekarz był nieugięty, ale ja się uparłam (uparty sportowiec, jest gorszy od faszysty ;p), stwierdziłam, że oddam tę krew choćby to była ostatnia rzecz w moim życiu. Weszłam do gabinetu lekarza, zapytałam go czy jeśli bd ważyć ok 50 kg pobiorą mi tą krew. Stwierdził, że "48 kg wystarczy, ale i tak w 2 godziny (tyle dawali Małej) nie przytyjesz 2 kg". Po tych słowach wybiegłam z gabinetu, powiedziałam rodzicom Małej, żeby dalej szukali dawcy, a ja już coś wymyślę.

Pokręciłam sie po korytarzu i dostałam "olśnienia" pobiegłam do całodobowego sklepu obok szpitala i kupiłam... 3 duże butelki wody mineralnej;), następnie usytuowałam się z tym dobytkiem, tuż pod gabinetem lekarza i zaczęłam pić :P
Lekarz, wywabiony rozmową rodziców Małej ze mną, wyszedł z gabinetu i zrobił oczy wielkości dna od szklanki, stwierdził, że mam natychmiast przestać itp, a ja z usmiechem "przecież nie przytyję, w 2 godziny 2 kg".
Popatrzył, jeszcze przez chwilę i widząc moją desperację, wziął mnie do gabinetu, ważyłam ponad 47 kg, w tym momencie lekarz, złąmał się, wpisał mi 49 kg, pobrali mi krew, w międzyczasie znaleziono jeszcze 2 dawców, a po jakimś czasie Mała wróciła do domu ;)

Czasem opłaca się być piekielnym, jeżeli w grę wchodzi inny człowiek ;] i przy okazji apel- jeżeli oddacie raz na jakiś czas troszkę krwi, naprawdę możecie pomóc;)

służba_zdrowia

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 360 (390)
zarchiwizowany

#22476

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z cyklu "opowieści sportowca" ;p

W moim mieście działają 2 kluby sportowe X i Y. Jak wspominałam kiedyś, każdy z klubów, posiadał sekcje piłki nożnej (tu dużą rolę odgrywałay spotkania towarzyskie w stylu "kibole X naparzają tych z Y i odwrotnie"). Ponadto klub Y to klub mający również sekcję lekkoatletyki, w której trenowałam.

Akcja właściwa;

Zimowy wieczór godzina tuż przed 22, wychodzę z treningu. Na równoległej hali trening miała sekcja piłki, spotkałam znajomego, który zaproponował odprowadzenie do domu. Jako że było dosyć nieprzyjemnie na zewnątrz, zgodziłam się, zwłaszcza, że mieszkał niedaleko mnie.

Idziemy, z torbami, na horyzoncie wiadukt, ulubione miejsce spotkań kiboli druzyny X (tej przeciwnej) ale i najbliższe przejście w okolicy. Po chwili żałujemy nieco tej decyzji, bo oto ukazują nam się malownicze dresy drużyny X. Chcemy przejść obok, ale nas zatrzymują, widać po nas, że trenujemy na Y, na pierwszy rzut oka, ale wywiązuje się dialog;
J-ja, K-kolega, D-dresy

D; no i co k*** gołąbeczki mamy was
J; nie jesteśmy parą, to po 1, a poza tym o co wam chodzi
D; jak to k*** "o co chodzi?" jesteście z Y to wp*****
K; ok, więc ja zostaję ona idzie spokojnie do domu
J; nie ma mowy
D; nie nie, nikt stąd k**** żywy nie umknie
K; albo nam w końcu powiecie o chodzi, albo stad spadamy
D; nie tak k***** szybko, co trenujecie?
J; lekkoatletyke, biegi
D; obydwoje?
J; tak (wolałam minąć się z prawdą, niż widzieć kumpla zbierającego swoje zęby)
D; nie piłkę? mowić mi tu wszystko k*****
J; nie, nie piłke,
D; a znacie ludzi z nożnej?
K; trochę znamy
D; no to i k**** mówcie nożna też skończyła teraz trening?
K; chyba tak
D; to k**** dobrze, teraz mi powiedzcie, znacie takiego ch*** jak Piotr Piekielny** (zmyślone)
J,K; bledniemy ale mówimy, że nie
D; no to k**** s*****, i się mi tu wiecej nie pokazujcie, a temu ch***** piśniecie słówko to za***** kumacie?
J,K; tak

Teraz wytłumaczenie sensu historii;

**Piotr Piekielny to kolega który szedł wtedy ze mną, nie mamy do dzisiaj pojęcia, za co chcieli mu wp****, ale idąc po rozum do głowy- jak nierozgarniętym trzeba być żeby w ten sposób szukać kogoś i nawet nie wiedzieć jak on wygląda? :P

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (241)
zarchiwizowany

#22249

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia pt. "Wakacje z duchami" ;p

Lato, dosyć upalne, wybierałam się na impreze do kumpla, wiec ubrałam białą sukienke i dawaj na impreze. Komentarz do sukienki (ważne) "wyglądasz jak "biała dama".
Jako że nie ostał się żaden kierowca (wszyscy przelali energię "na wysoki procent"), ok godz. 2 w nocy poczyłam powaźna potrzebę powrotu do domu, na piechotę. Drogi do wyboru miałam 2 długa- godzina marszu minimum, krótka góra pół godzinki, tylko, że przez pobliski cmentarz pełniący też funkcję parku. W duchy nie wierze ;p a nie uśmiechało mi się iść godziny okrężną drogą, więc wybór pada na cmentarz. Pokonałam juz większą część drogi kiedy słyszę głos dobiegajacy z pobliskiej ławeczki (w tym momencie moja panika sięga zenitu, ale okazało się, ze byli to nieco już zamroczeni 2 koneserzy tanich win)
- "Ej, mała nie boisz sie tak sama po nocy chodzić po cmentarzu?"
Ja niewiele myśląc wypaliłam dobitnym głosem;
- "taak bałabym się gdybym..... żyła"

Panowie popatzryli na sukienkę, mój usmiech i zaczeli uciekać ;p

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 211 (317)
zarchiwizowany

#21660

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka z moich "wisienek" dzieciństwa ;)

Na samym początku, przenieśmy się do małej wsi. Akcja toczy się kilkanaście lat temu. Otóż, kiedy byłam mała, mieszkaliśmy rodzinnie tj. z dziadkami. Okolica spokojna, ale... sąsiedzi jakoś często nowi, nikt nie mieszkał w tych okolicach dłużej niż rok... Wytłumaczenie? -ONA, czyli sąsiadka dziadków, której specyficzność wywołuje u mnie brak odpowiednich słów do sprecyzowania jej- w każdym razie aby przybliżyc, jej cudowną personę, krótkie historie (na rozgrzewkę).

Siedzimy z rodzinką przy późniejszym obiedzie, gdy nagle słychać krzyki "zza miedzy" więc wybiegamy na zewnątrz, żeby zbadać sytuację- patrzymy a tam ONA ciągnie przez swoje podwórko inną sąsiadkę- nie byłoby w tym nic dziwnego ale, akurat ONA ciągnęła ją po ziemii ZA WŁOSY jak szmacianą lalkę;/ skończyło się noszeniem peruki przez tę kobietę, wezwaniem policji (nie po raz pierwszy i nie ostatni), która sugerowała "a weźcie ją k*** do czubów, bo my tu juz nie przyjedziemy" ;/

Innego dnia, słyszymy piłę motorową u NIEJ, więc z ciekawości zerkamy któż taki zechciał jej pomagac (dodam, że ONA miała wtedy 60 lat). O my naiwni, przecież dla NIEJ nie ma rzeczy niemożliwych, tak wiec siedzi na czubku 5 metrowego drzewa i w najlepsze operuje piłą motorową... Już mieliśmy się oddalić od okna, celem zajęcia się własnymi sprawami, kiedy nieopatrznie, po 2 stronie płotu (czyli sąsiada do nas równoległego mającego "szczeście" mieszkac z 2 strony NIEJ) napatoczyła się wnuczka sąsiada, mająca wtedy 6 lat i wielkie oczy na widok starej wiedźmy z piłą motorową, ta jednak postanowiła zignorować wszelkie przepisy BHP i ludziego rozumu i poprostu rzuciła za płot sąsiada, w kierunku dziecka włączoną piłę motorową;/ Do dzisiaj, kiedy ten widok stoi mi przed oczami, szlag mnie trafia... na szczęście nic się nie stało. Oczywiście- "niebiescy" jej nie biorą "bo co ona k*** zacznie w "suce" odpier****";/

Miało być więcej historii ale stwierdziłam, że może jeszcze opisze kiedyś kilka;) i nie wszystkie są tak drastyczne jak te 2, zwłaszcza wliczając w to zemsty jej sąsiadów :P

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (256)
zarchiwizowany

#20985

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Warszawa obecnie ma miano stolicy "europejskiej" jak to powiedziała pewna pani w telewizji :) a to dzięki różnorodności języków, jakie możemy w tym mieście usłyszec;)
Poczatkowo, byłam dosyć sceptycznie nastawiona, do tego zdania, jednak po wakacyjnych "włajażach" muszę przyznać jej rację ;)

Nie będe sie rozpisywać na temat, planu odwiedzin miasta, bo nie jest to istotne, ale na temat różnych bezdomnych,"żulików", "tych co nie maja na bilet" itp... oczywiscie nie wrzucam wszystkich do jednego worka, ale albo miałam takiego pecha, albo taka faktycznie jest codzienność warszawska ,ale kazdego dnia byłam kilkukrotnie proszona o drobniaki. Widząc uczciwe twarze- dawałam, natomist moja towarzyszka podróży- po pewnycm czasie była nieźle wkurzona pobieraniem tego "niby-haraczu", że wymyśliła pewien sposob, który chyba nie do końca wypalił...

Otóż, widząc na starym mieście "żulika" (tak, ten był typowy- czyli jakiś "jabol" or something :P, nie znam sie :D),gdy tylko ten wyrecytował "rączki całuje, piniążków potrzebuje" koleżanka odparowała "I don′t speak Polish" na co "tubylec" zaczął nawijać płynnym angielskim :D

Oczywiście, mina "nie-Polki" bezcenna, ja zwijam się ze śmiechu, "żulik" jak się okazało Roman- w nagrodę zarobił 20 zł. Niestety, nie zdradził sekretu i do tej pory zastanawiamy się skad może znać tak dobrze język ;)

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (197)
zarchiwizowany

#19181

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako że zebrało mi się akurat na wspomnienia- zwłaszcza te, dotyczące Poczty Polskiej, napisze kilka zdań ;) Głównym sprawcą nie jest tutaj sama instytucja, ale ludzie ją odwiedzający;)

Pewnego pięknego dnia, stoję w PRL-owskiej kolejce tuż za babcią, która powinna nosić ksywe "Dziana"...yyy tzn "Dziergana" (ale jak się później okaże "Dziana" też by pasowało...)
W każdym razie wszystko zrobione z moheru i włóczki...
Kobieta z wyglądu bezkonfliktowa, więc grzecznie posuwam się za nią, tuż przy okienku, "Pani Moher" wyciąga 800 zł i dzielnie dzierży je w ręku. Jako że codziennie takiej kasy w portfelu nie trzymam, ale pieniądze w wiekszych sumach widzialam, nie zrobiło to na mnie większego wrażenia, pomyślałam tylko "No, tak rachunki zapłacić trzeba..."
Babcia znajduje sie już przy okienku, wypełnia druczki itp, po dokonaniu formalności, pani z poczty prosi o opłatę za przelew (czy coś w tym stylu) w każdym razie jakieś 2 albo 3 zł. Na te słowa w "Moherową Jejmość" jakby diabeł wstąpił i zaczęła swój piekielny monolog;
-"2 zł?! ZA CO?! wy złodzieje pie........, ku.. ( i tutaj nastąpi dłuższe przypominanie wszystkich pokoleń z rodziny pani z poczty)... a na koniec monologu wisienka; "JAK OSTATNIO NA OJCA RYDZYKA WYSYŁAŁAM, TO ŻADNEJ OPŁATY NIE BYŁO....."

I bądż tu mądry człowieku... a później tacy ludzie narzekają, że nawet na lekarstwa "ni mają".

poczta

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (217)