Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

timo

Zamieszcza historie od: 23 kwietnia 2012 - 11:05
Ostatnio: 10 sierpnia 2020 - 1:03
  • Historii na głównej: 51 z 80
  • Punktów za historie: 19326
  • Komentarzy: 2185
  • Punktów za komentarze: 17242
 

#76897

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O ZUS-ie napisano już wiele. Dodam do tego jedną kwestię: infolinię tejże instytucji. Dodzwonić się można bez problemu, ale już po wyborze opcji rozmowy z konsultantem i tematu otrzymujemy komunikat o średnim czasie oczekiwania. Kilka raz usłyszałem o 18 minutach, 25... Dziś ten czas wynosi 47 minut.

Tak właśnie ZUS szanuje przedsiębiorców, którzy odprowadzają składki. W końcu oni się nudzą, to niech sobie powiszą na telefonie.
Uprzedzając komentarze: nie dzwonię w sprawie, na temat której wszystko można sobie wygooglać, a w kwestii niejasności w ICH formularzu.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (165)

#76388

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wystawiłem coś do sprzedania na OLX-ie. Nieważne co, istotne, że jest to komplet składający się z czterech sztuk. Cena całości 1600 zł, do MAŁEJ negocjacji, co jest wyraźnie napisane w ogłoszeniu.

Oto jedna z wiadomości, które otrzymałem (pisownia oryginalna - proszę mnie nie pytać, co miał na myśli autor): "pieknie zakomentaz moge zaplacic po 200 zl za sztuke z dowozem woj lodz pozdrawiam".

Czyli nie dość, że facet chce kupić za połowę ceny, to jeszcze w cenie mam mu dowieźć dość spory kawałek (rzecz raczej nie do przewiezienie osobówką - trzeba jechać z przyczepką)... Niestety, reszty przekazu nie zrozumiałem ;)

Cóż, odpisałem panu, że lepiej przeznaczył fundusze na zakup słownika...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (195)

#74541

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W czwartek zamawiałem coś przez Allegro. Przejrzałem kilka ofert, wstępnie wybrałem 5, które obdzwoniłem. 1 odpadła, bo nie dało się ze sprzedającym skontaktować telefonicznie, a potrzebowałem zapewnienia, że towar będzie wysłany tego samego dnia. 3 pozostałe firmy uczciwie powiedziały, że kurierzy już odebrali od nich towar, więc nie wyślą tego dnia (było pomiędzy 12:00 a 13:00). Został więc piąty sprzedawca, który zapewnił, że jeśli do 15:00 zakup zostanie dokonany przez Allegro i zapłacony przez PayU (czy jak tam się ten system natychmiastowych płatności nazywa), to NA PEWNO (pytałem 3 razy - było to dla mnie bardzo ważne ze względu na dłuższy weekend) wyślą jeszcze tego dnia. Zakupu i przelewu dokonałem o 13:40, a więc ze sporym zapasem względem podanego terminu. Zapłaciłem i czekałem.

W piątek cały dzień siedziałem w domu, a kuriera ani słychu, ani widu. Sprawdzam więc maila celem sprawdzenia, czy może nie przyszła wiadomość z numerem przesyłki, żebym mógł sprawdzić, co się z nią dzieje. Wiadomość owszem, była - że przesyłka została NADANA W PIĄTEK. W dodatku kurierem InPostu - gdyby wcześniej wiedział, że wyślą przez tę firmę, to na pewno nie kupiłbym nic u tego sprzedawcy, bo InPost to jedna wielka śmierdząca kupa (przynajmniej na moim terenie funkcjonuje poniżej wszelkiej krytyki - opóźnione przesyłki, awiza podczas obecności w domu, chamstwo itd.). Na aukcji widnieje informacja, że korzystają z usług kurierskich firmy Siódemka.

Wobec powyższego dzwonię na infolinię, gdzie dowiaduję się, że... Siódemka nie istnieje, bo została przejęta przez InPost. Ok, spoko, faktycznie dawno nie widziałem aut oznakowanych Siódemką, więc przyjąłem do wiadomości, chociaż nijak nie widzę uzasadnienia, żeby nie uaktualnić tej informacji na aukcjach - klient nie musi wiedzieć, która firma którą przejęła. Pracownik nie potrafił też wyjaśnić, dlaczego wczoraj kłamał, że przesyłka na pewno od nich wyjdzie (to była ta sama osoba).

Dziś, dosłownie przed chwilą, coś mnie tknęło i wszedłem na stronę Siódemki (istnieje nadal, choć firma nie działa już pod tą nazwą). Okazało się, że nie przejął jej InPost, a DPD. Wtedy przypomniała mi się reklama telewizyjna z hasłem "Siódemka zmienia się w DPD" i już wiedziałem, że pracownik firmy po raz kolejny kłamał.

Może ten jeden dzień w opóźnieniu wysyłki to dla kogoś niedużo, ale akurat zależało mi na otrzymaniu tego konkretnego przedmiotu przed weekendem. Wysłana dzień później dotrze do mnie nie jeden, a 4 dni później.

Cóż, będzie negatyw na allegro. Zdecydowanie odradzam jakiekolwiek zakupy w firmie GlobalPlayers S.C., ul. Skrzydlata 11, 82-300 Elbląg. Nick na Allegro: automaxhit_pl - to zwykli kłamcy.

allegro

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (193)

#72801

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na co idzie 500+ (nie mówię, że każde!)? Dwa przykłady, tylko z mojego województwa i tylko z kilku dni.

1. 3-latek wypada z okna. Rodzice po 2 promile. Dziecko przetransportowane śmigłowcem do szpitala walczy o życie.

2. Matka: 4,5 promila. Ojciec: brakło skali w alkomacie, pobrana krew do badań. Opiekowali się maluchem. W sumie dzieci mają kilkoro, ale sąd odebrał im prawa rodzicielskie do pozostałych.

Dziwnym trafem są to wydarzenia ostatnich dni, w obu przypadkach 29.04 wypłacono świadczenie.

"Dobra zmiana"? Cóż, Narodowy Program Wspierania Patologii, jak widać, działa znakomicie.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 218 (308)

#72456

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Może znów wyjdę na niedostosowanego społecznie, ale cóż.

Zamówiłem pewną usługę u fachowca, dokładniej ślusarza specjalizującego się w dość skomplikowanych procesach obróbki skrawaniem. Co istotne, można z dużym prawdopodobieństwem, na podstawie zakresu świadczonych przez niego usług, domniemywać, że zdecydowaną większość jego klientów stanowią firmy. Zostawiłem materiał (chodziło o wykonanie pewnych modyfikacji w częściach, które miałem), umówiliśmy się na cenę w zakresie 180-200 zł i termin do dziś (zostawiałem kilka dni temu). Dziś rano dostałem telefon, że gotowe, więc pojechałem odebrać. Na miejscu oczywiście pytam, ile ostatecznie wyszło - odpowiedź: 180 zł. Mówię więc:
- To miło, że cena jest w dolnej, a nie w górnej granicy ustalonych widełek. Tu są dane do faktury [podając wizytówkę].

I w tym momencie zaczyna się piekielność:
- Ooooo, paaaaanie! To ja muszę doliczyć, bo podatki mi, panie, te złodzieje zabiorą!
Ku*wa, za przeproszeniem, mać: ja się klientów nie pytam, czy chcą fakturę, czy nie. Robię usługę = wystawiam fakturę. Czy w sklepie ktoś nas pyta, czy ten chleb to z paragonem czy bez, bo bez to taniej? Przy kasie w Biedronce kasjerka mówi "50 zł bez paragonu, 61,50 zł z paragonem"? Ja pierdziele, rozumiem, że podatki itd., ale dla osoby prowadzącej działalność gospodarczą powinno być oczywiste, że płaci się podatki i są one wliczone w cenę podawaną klientowi!

A swoją drogą: że się chłop nie boi podstawionego klienta (w naszych stronach skarbówka BARDZO często w ten sposób kontroluje rzemieślników - bo wiadomo, że Biedronki i inne takie nie bawią się w takie akcje, a osoby prowadzące tego typu usługi owszem).

Dla wszystkich, którzy zamierzają hejtować, jaki to jestem nieżyciowy i naiwny: podatki po coś są. Edukacja, straż pożarna, ratownictwo medyczne, wojsko, drogi, szpitale i wiele innych rzeczy nie biorą się znikąd. Życie w państwie demokratycznym oznacza uczestnictwo w pewnej umowie społecznej. I, niestety, chcąc nie chcąc, podatki trzeba płacić, jeśli chce się mieć prawo wymagać realizacji zadań z nich finansowanych. A że je podnoszą? Cóż, między innymi dlatego, że wielu ich nie płaci. W uproszczeniu: jeśli budżet zakłada, że podatek 12,5-procentowy zapłaci 80 procent zobowiązanych, to łącznie zapłacą oni 10% swojego sumarycznego dochodu. Jeśli natomiast zapłaci go 40%, to podatek musi wzrosnąć do 25%, żeby uzyskane wpływy do budżetu były takie same.

Abstrahuję od tego, jaka jest która władza i że opłaty są takie, a nie inne (podatki, ZUS itp.). Są, ustanowione przez ustawy uchwalone przez - podobno - naszych przedstawicieli. Jak komuś nie pasuje, to było inaczej głosować. Jak ktoś zdecydował się na pozostanie, życie i prowadzenie działalności w tym kraju, to niech się stosuje do obowiązujących w nim zasad.

Oszukiwać "system" - każdy. Żądać dróg, wodociągów, kanalizacji, aquaparków - każdy. Płacić podatki - nikt.

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (277)

#72412

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Prowadzę działalność gospodarczą, a wśród moich zleceniodawców jest gazeta lokalna, do której cotygodniowo piszę teksty. Ogólnie praca fajna, z ludźmi, sam sobie ustalam godziny pracy, wszystko OK.

Dziwni są natomiast czasem ludzie, o których piszę. Wiadomo, że jako gazeta lokalna (obejmująca dwa powiaty) piszemy także o tym, co dla "większych" mediów jest nieistotnymi pierdołami. Zależnie od sezonu są to jasełka w szkołach, imprezy w świetlicach wiejskich, drażliwe sprawy w samorządach, dziurawe drogi itp. Dziennikarzy jest u nas tylu, że każdy ma "pod sobą" spory kawałek terenu - w moim przypadku są to 4 gminy, w których są szkoły, przedszkola, sołtysi, grupy odnowy wsi, koła gospodyń wiejskich, świetlice wiejskie, ośrodki kultury, stowarzyszenia... i pewnie długo by tak wyliczać. Oczywiście każdy chce być opisany w gazecie. Choć dla tej gazety pracuję zaledwie od nieco ponad pół roku, to mój numer telefonu jest powszechnie znany, a e-mail jest podawany co tydzień w stopce redakcyjnej. Mimo tego kilka razy w miesiącu do redakcji docierają maile lub telefony z pretensjami, że o czymś nie napisaliśmy. Najczęściej autorzy zarzutów na pytanie "a informowaliście nas o tym wydarzeniu?" odpowiadają "noooo... nie".

Ok, zgadzam się, że dziennikarz sam powinien wyszukiwać sobie tematy. ALE po pierwsze strony internetowe wielu instytucji są aktualizowane z opóźnieniem 1-2 miesięcy, a wiele informacji nie jest umieszczanych w ogóle. Po drugie nie da się śledzić profili facebookowych wszystkich podmiotów działających na danym terenie, (kiedyś z ciekawości policzyłem te na moim terenie: wyszło gruba ponad 100), bo nie starczyłoby czasu na pisanie. Po trzecie aktualizacje stron stowarzyszeń czy szkół następują często 2-3 tygodnie po danym wydarzeniu.
Ale taaak, zły redaktor nie napisał.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (194)

#72229

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jakoś ostatnio mam pecha do debili na rowerach. Jest sobie skrzyżowanie, które opiszę z perspektywy kierunku mojej jazdy. Byłem na drodze podporządkowanej, dwukierunkowej, która przecina drogę jednokierunkową z pierwszeństwem. Ruch na drodze jednokierunkowej odbywa się - z mojej perspektywy - z lewej strony w prawą.
Co istotne dla historii: na poprzecznej, głównej, drodze nie ma kontrapasu dla rowerzystów, a przy niej jest jedynie chodnik, brak drogi dla rowerów. W związku z tym rowerzyści mają obowiązek poruszać się tak, jak samochody: tą ulicą w kierunku północnym, natomiast równoległą w kierunku południowym.

A teraz sytuacja właściwa: dojeżdżam do rzeczonego skrzyżowania, przed niem jest przejście dla pieszych, a narożnik po mojej prawej jest wygrodzony barierkami (takimi biało-czerwonymi, które zapobiegają przełażeniu niereformowalnych pieszych poza miejscami wyznaczonymi). W zasięgu wzroku pieszych brak, więc przejeżdżam przez przejście i zatrzymuję się przed poprzeczną ulicą z pierwszeństwem, czekając na wolny przejazd. Auta mogą jechać tylko z lewej, więc w tę stronę patrzę. Piesi również spokojnie mogą przejść po przejściu za moim autem, więc prawej stronie nie poświęcam zbytniej uwagi. Nawiasem mówiąc przypominam, że art. 4 Prawa o ruchu drogowym mówi, że "Uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego" - stosując się do tej zasady miałem prawo przyjąć, że z mojej prawej nikt nie nadjedzie.
Ale oczywiście musiał się znaleźć debil na dwóch kółkach (w dodatku ze słuchawkami w uszach), który uznał, że nie ma niczego złego w jeździe po chodniku oraz w zjechaniu tuż przed skrzyżowaniem (przed początkiem barierek, bo omijając je musiałby zwolnić) na jezdnię i jechaniu nią pod prąd i to dość szybko. Cóż, tylko (nie chwaląc się) swojemu sporemu doświadczeniu za kółkiem (które podpowiada mi, żeby ZAWSZE patrzeć nawet tam, gdzie nie ma prawa nikogo być) i refleksowi zawdzięczam, że idioty nie rozjechałem (chociaż może wtedy wyrządziłbym przysługę społeczeństwu). Szczerze mówiąc nie byłoby mi szkoda bezmózga, ale niestety w tym kraju rowerzyści nie mają obowiązku posiadania ubezpieczenia OC, więc trudno po rozjechaniu takiego ciołka odzyskać koszty naprawy auta.

Na zakończenie: sam jestem zarówno kierowcą, jak i pieszym oraz rowerzystą, więc staram się zawsze szanować tych pozostałych i rozumieć ich racje. Ale dla tak kretyńskiego zachowania nie znajduję zrozumienia ani wytłumaczenia.

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 83 (139)

#72342

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Załatwiam obecnie pewną sprawę urzędową. Jakiś czas temu złożyłem we właściwym urzędzie wniosek o wydanie decyzji w tej sprawie. Dziś przeczytałem pismo z tegoż urzędu, wzywające do uzupełnienia wniosku, ponieważ w toku postępowania administracyjnego okazało się, że przepisy szczegółowe wymagają uzyskania jeszcze jednego dokumentu od pewnej instytucji i dołączenia go do wniosku. Ok, nic dziwnego, normalna procedura.

Gdzie więc piekielność? Otóż urząd wyznaczył na uzupełnienie termin 14 dni od doręczenie pisma, wynikający wprost z KPA. Instytucja, która ma wydać ów dodatkowy dokument ma na to 30 dni - ok, jasne, maksymalnie 30 dni, ale może wydać nawet następnego dnia. Tyle, że zgodnie z przepisami tego samego KPA uprawomocnienie tej dodatkowej decyzji trwa... 14 dni, liczone od jej doręczenia ostatniej ze stron postępowania. Nieuprawomocniona nie ma mocy prawnej, więc nie może zostać dostarczona urzędowi wymagającemu jej.

I tak oto KPA wymaga od petenta dostarczenia dokumentu w czasie, w którym nie pozwala temu dokumentowi istnieć.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 215 (227)

#71792

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pod oknem mam drogę krajową, bardzo ruchliwą. Przed chwilą spojrzałem w okno i dłuższy moment zająłem się liczeniem. Naliczyłem 17. Czego? Ano ciężarówek wlokących się za jadącym środkiem pasa rowerzystą.

Gdzie piekielność? Otóż przy samej drodze (oddzielona metrowym trawnikiem) jest szeroka, gładka i asfaltowa droga dla rowerów. Wszystko odpowiednio oznakowane znakami poziomymi i pionowymi. Nie da się jej pomylić z chodnikiem, który jest kolejny metr dalej, za małym żywopłotem.
Ale nie, co tam się panisko będzie poruszać po ścieżce? Cała droga jego, a kierowcy niech się snują 5 km/h za nim.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 301 (329)

#70819

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znów historia z trasy. Zrobiłem dziś ponad 600 km po Polsce, w większości drogami krajowymi. Startowałem o 5 rano i mimo mroźnej nocy z opadami śniegu drogi były utrzymane idealnie, jedynie na krótkim kawałku bocznej drogi (chyba wojewódzkiej, a może nawet powiatowej) były tylko wyjeżdżone koleiny, a pomiędzy nimi "grzbiety" zlodowaciałego śniegu. Ale dla tej kategorii drogi to normalne. Piekielność pojawiła się w drodze powrotnej.

Droga krajowa numer 11, odcinek Poznań-Byczyna. Od samego początku warunki bardzo kiepskie, intensywne opady śniegu, temperatura około -4 stopni. O ile odcinek będący drogą ekspresową (Poznań-Kórnik) "jakoś" wyglądał - chyba głównie dlatego, że padało jeszcze dość krótko i nie zdążyła się zrobić masakra - to im dalej, tym gorzej. Od przed Środy Wielkopolskiej do samej Byczyny (ok. 160-170 km) nie było widać ani kawałka nawierzchni - wszędzie biało. Ślisko cholernie - miejscami bezpieczna prędkość wynosiła najwyżej 30 km/h. Na całym powyższym odcinku spotkałem "aż" 1 (tak, JEDNĄ) pługopiaskarkę. Za to aut w rowach około 8. Kilka telefonów na infolinię GDDKiA pozostało bez echa.

Ktoś powie: jak zwykle, zima zaskoczyła drogowców, norma, trzeba się przyzwyczaić. Dlaczego więc o tym piszę? Ano dlatego, że w rzeczonej Byczynie zjechałem na drogę wojewódzka, która, choć niższej kategorii, jakoś - w takich samych warunkach pogodowych - potrafiła być odgarnięta i posypana. Co prawda jeszcze całkiem nie odmarzła, ale już było nieźle, w ciągu kilkudziesięciu minut powinna się zrobić czarna. Po kawałku jazdy dojechałem do kolejnej drogi krajowej: 42/45 (wspólny przebieg obu numerów na tym odcinku) i tam była w ogóle rewelacja - droga tzw. czarna mokra, na odcinku 7 km spotkałem 3 (słownie: TRZY) pługopiaskarki

W całym kraju obowiązują te same przepisy/normy odnośnie odśnieżania. Dlaczego jedną drogę da się utrzymać idealnie, a druga woła o pomstę do nieba? Czyżby dlatego, że do tej dobrze utrzymanej dojechałem jakieś pół godziny po zakończeniu meczu w piłkę ręczną Polska-Norwegia? Może kierowcy piaskarek są tak zapalonymi kibicami, że bezpieczeństwo kierowców zeszło na dalszy plan?

polskie drogi

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (137)