Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

vera

Zamieszcza historie od: 17 czerwca 2013 - 21:39
Ostatnio: 10 października 2017 - 21:55
  • Historii na głównej: 22 z 26
  • Punktów za historie: 6745
  • Komentarzy: 187
  • Punktów za komentarze: 1984
 

#72520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Postanowiłam przejrzeć stare konto na portalu randkowym w celu przypomnienia sobie "smaczków", o których zapomniałam. I rzeczywiście, to prawdziwa kopalnia radochy, oto więc czwarta część "cyklu randkowego".

1. Nie mam zadatków na dobrą blacharę. Z aut rozpoznaję fiata 126p, poloneza i multiplę, z motocykli totalnie nic. Wbrew dociekliwości użytkownika Herbata (pozdrawiam!) nie robię się mokra, jak facet ma motocykl, chociaż jeździć lubię, ino zdecydowanie chętniej bym sama prowadziła, niż czepiała się jako pasażerka.

W każdym razie, pierwsza randka. Facet podjeżdża autem. Auto jak auto, w moim opisie: czerwone, fotele wygodne, pasy są, jakieś radyjko gra. Facet przez całą randkę raczej nieśmiały i stropiony, ale niby na mój widok nie zwiał, więc ok. Gdzieś pod koniec randeczki pyta:

- A samochód fajny?
- No fajny, ładny.
- Kosztował tatę (dużo piniondzów), bo on mi mówił, że bez auta to żadna dziewczyna mnie nie zechce...

Typ pod trzydziestkę mówi mi, że to pierwsza randka w jego życiu, bo przedtem samochodu nie miał. Czuję się dziwnie. On pewnie też. I tak razem siedzimy i jesteśmy skrępowani. A z randek i tak nic nie wychodzi.

W sumie nie wiem, kto tu był piekielny - pewnie tatuś randkowicza. Mam tylko nadzieję, że nie uznał potem, że najwyraźniej to czerwone autko to za mało i musi kupić synkowi jeszcze droższe.

2. W związku z tym, że Kylo Ren nadal nie przybył, aby wręczyć mi swój miecz świetlny w prezencie zaręczynowym (patrz poprzednia historia), przyczepił się do mnie S., który może miecza nie miał, ale miał firmę. Dużą firmę. W krótkiej rozmowie poinformował mnie trzy razy, jak wielka jest to firma, ile piniondzów generuje i czy jestem zainteresowana. Po tym, jak pochwaliłam, że firma fajna i ładna, i za ile by ją sprzedał, skoro tak ładnie reklamuje, S. obraził się. Chyba nie o to mu chodziło.

3. Najbardziej przerażająca randka życia. Facet wita mnie w garniaku, wyciąga próbnik z perfumami i pyta, czy bym dla niego nie pracowała i czy nie chciałabym zarobić DUŻYCH PINIONDZÓW. Obok niego dwaj koledzy w identycznych garniakach gapią się głodnym wzrokiem. Jako że nie udało mi się kupić firmy S., mówię, że w sumie chciałabym, ale teraz przepraszam, ale muszę iść do toalety przypudrować nosek. Nigdy tak szybko nie uciekałam :>

4. Notoryczne wiadomości typu "Chciałabyś, aby wspomóc cię finansowo"? Fajnie! Interes życia! Niestety, na kulturalną odpowiedź, że jasne, zaraz podam numer konta, faceciki się obrażają. Chyba nigdy już tych dużych piniondzów nie będę miała, ech.

5. Bardzo dziwni panowie, którzy na wstępie pytają, w jakiej sieci mam telefon. Jeśli odpowiedź jest niepoprawna, nie są zainteresowani znajomością. No ja rozumiem, może się nie przelewać, ale to już nie czasy, gdy telefon do innej sieci kosztuje krocie. Może jednak to dlatego, że w przeciwieństwie do S. nie mają dużych firm...

6. Pamiętacie gościa, który uważał, że jestem facetem, bo nie umiałam podać rozmiaru rajstop? Otóż chyba ta część garderoby robi furorę wśród randkowiczów, bo podbił do mnie jeszcze jakiś, który poprosił mnie o dobór rajstop. Dla siebie. No okej, nie takie rzeczy w życiu widziałam, kłopot w tym, że - jak już wiecie - nie mam o tym pojęcia. Zaleciłam porządną dawkę Google'a, hasło: jak dobrać numer rajstop. Maglował mnie jeszcze przez godzinę, że wolałby, abym ja mu pomogła, a ja w tym czasie doszłam do wniosku, że chyba rzeczywiście czekanie na Kylo jest najrozsądniejszym rozwiązaniem. Ewentualnie partenogeneza.

I na koniec jeszcze jedna rzecz, może nie piekielność, ale coś, czego kompletnie nie rozumiem, a mianowicie facetów wyrażających się w stylu "no cio tam verciu? jak tam mija dzionek? szłaś dziś do pracki?" Czy istnieje rejon Polski, w którym zwracanie się do podrywki jak do dwulatki to standardowe zachowanie?

Ciąg dalszy może nastąpi.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 312 (340)

#72478

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Trzecia i jak na razie ostatnia część przygód na portalach randkowych, a wraz z nią kolejna porcja samczyków szukających lachona swojego życia. Ostrzeżenie za umiarkowaną obrzydliwość.

1. Mężczyźni mają penisy. Wydawałoby się, że to stwierdzenie dość głupie i oczywiste, jednakże, niestety, penisy mają też różne Janusze i Sebixy. A to oznacza, że na portalach randkowych można dostać zdjęciem Januszowego przyrodzenia prosto w twarz, w pierwszej wiadomości.

Nie do końca wiem, jakiego efektu oczekują Janusze, skoro jednak w ich języku kulturalnie jest przesyłać prącie na powitanie, to zazwyczaj odsyłam im podobne zdjęcie.

Nie wiem, czemu mają potem ból pośladów, przecież zawsze wybieram z google'a ładne i duże wacki :(

2. Masturbatorzy. Chyba najbardziej żenujący typ żerujący się na portalu. O ile większości wystarczy powiedzieć, że sorka, Seba, nie jestem zainteresowana cyberkiem/prostytucją/twoimi gołymi fotkami, jedynym sposobem na pozbycie się masturbatora jest tzw. blok. Zazwyczaj zaczynają wylewać swoje mniej lub bardziej obleśne fantazje, nie zwracając uwagi na subtelne "nie jestem zainteresowana", "bardziej podniecam się przy obieraniu ziemniaków" czy "odpi...rdol się, ćwokasie". Jedyny znak, że w ogóle chociaż trochę ogarniają, że właśnie piszą do kobiety, to teksty typu "czuję, że jesteś mokra".

Jedynie cięta riposta wujka Staszka + ewentualne przesłanie zdjęcia wacka innego Sebixa przed permanentnym blokiem typka uchroni przez wielką dawką żenuły.

3. Artyści Podrywu. Pod tym terminem kryją się w sumie różne nurty, mniej lub bardziej sensowne (zazwyczaj mniej). Artyści Podrywu zazwyczaj płacą krocie za jakieś kursy, gdzie uczą się "wyrywać target", tj. zaliczyć jak najwięcej kobiet. Z tego, co się zorientowałam, spora część technik AP to albo oczywistości (jak podejdziesz do 100 lasek, to w końcu któraś się zainteresuje, chociażby z desperacji), trochę psychomanipulacji, sporo starego dobrego bullshitu o kobietach.
AP mają sporo do czynienia z szalonymi coachami - zachowują się nienaturalnie, sprawiają wrażenie, jakby odbębniali w czasie rozmowy listę spraw do poruszenia i mają naprawdę dziwną wizję kobiet, jeden na przykład absolutnie nie mógł uwierzyć, że nie interesują mnie komedie romantyczne.
AP w większości wydają się niegroźni, warto zawsze jednak pamiętać, że większa część z nich to ludzie, którzy wyuczyli się stosować emocjonalne sztuczki w jednym tylko celu - zaliczenia targetu... eee... to jest kobiety.

4. Zaborczy. To już trochę inny poziom znajomości. Osobiście poznałam dwóch, obu łączyło to, że po pierwszej randce zaczęli narzucać się - zwykle wysyłając 50 smsów dziennie. Pewnego razu wychodząc z trzygodzinnych wykładów, zastałam jakieś 15 wiadomości i pięć połączeń o dramatycznym tonie, w tym ostatnie to zazwyczaj coś o tym, że skoro nie zależy mi na znajomości, to on odpuszcza, w ogóle co się ze mną dzieje, czy mogę się spotkać za pół godziny, jakieś szalone wyznania, normalnie dramatyzm na poziomie połączenia apokalipsy zombie z inwazją obcych. Rzeczowe odpisanie, że miałam zajęcia zazwyczaj nie pomaga, na szczęście płomienna miłość takich typów szybko przechodzi.

5. Obrońcy rasy, również w liczbie sztuk dwóch. Tu mamy do czynienia z kolejnym poziomem znajomości, zazwyczaj dodaniem do tzw. twarzoksiążki. Obrońcy rasy mają misję chronienia mnie przed ciapatymi, którymi awansem zostali:
- kolega z Meksyku, Indianin
- kolega z Kenii, katolik z dwójką dzieci
- kolega z Sosnowca, w sumie nie wiadomo, czemu. Może przez Sosnowiec
- raz udało im się nawet trafić na prawdziwego muzułmanina, kolegę z roku. Szkoda tylko, że kolega jest szyitą, trudno mi więc zrozumieć posądzenia o współpracę z ISIS
Obrońcom Rasy nie da się przetłumaczyć, że celem tych ludzi wcale nie jest uwiedzenie mnie i włączenie do haremu, żaden z nich mnie nigdy nie podrywał, nie mówiąc już, że mają własne związki.

6. Z cyklu: najgłupsze pytania świata. Pada zadziwiająco często. Podbija taki i rzuca zalotnie w pierwszej wiadomości "Lubisz sex?" Zwykłam wtedy odpowiadać, że przepraszam, ale trzymam dziewictwo dla Severusa Snape'a/Kylo Rena/Optimusa Prime'a, z którym mam zamiar wziąć ślub na płaszczyźnie astralnej.
Biorą to na serio. Naprawdę.

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 356 (390)

#71821

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w mieście słynnym z tego, że powietrze można w nim czasami ciąć na cegły i używać do ogrzewania w kominku. Wobec tego zdarza mi się nosić maskę antysmogową.

Pewnego dnia aplikacja na moim telefonie pokazała nie tylko kosmiczny poziom smogu, ale też coś pykało, że zimno i ogólnie niefajnie. Przeziębiona akurat byłam, ale nie aż tak, aby na uczelnię nie iść, nakładam więc sweter, płaszcz, szalik, kaptur na głowę, maskę... no i idę. W tak pięknym zestawie wyglądam trochę jak Kylo Ren wkraczający na pokład Sokoła Millenium (znaczy, gdyby Kylo miał 160 cm wzrostu i lubił różowy). Ino mniej charczę przez maskę.

Wsiadam do autobusu, wokół mnie ludzie mniej lub bardziej opatuleni i nieprzytomni, bo godzina bardzo wczesna. Siadam koło jakiegoś nieszczęśnika pochylonego nad zeszytem i tak sobie jadę. W pewnym momencie słyszę:

- Że też wstydu nie ma, tak twarz zasłaniać.

Patrzę, na krześle po drugiej stronie autobusowego korytarzyka siedzi pani lat koło sześćdziesięciu i się bardzo wymownie gapi.

- Pan to zdejmuje, a nie zakrywa twarz, jak złodziej i komuch (?).

Uprzejmie nie poprawiam ani w kwestii mojej płci, ani aktualnego zajęcia, ani poglądów politycznych. Kobieta jednak dalej swoje.

- Twarz zasłania, cyganeria się wycwaniła, to przez ten monitoring...

- Przez smog, proszę pani, przez smog - prostuję. Ta tylko patrzy, wstaje, rzuca: "Mnie nie okradniesz, ty..."

I przesiada się... całe jedno krzesło dalej.

Niby nic wielkiego, bardziej śmieszne niż piekielne, ale żeby od razu ktoś w masce na smog był złodziejem, tego jeszcze nie słyszałam.

Wysiadłam przy uczelni. Nikt nie klaskał, ale autobus odjeżdżając pochlapał mi płaszcz. Shit happens.

komunikacja_miejska

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 246 (284)

#71916

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po raz pierwszy byłam świadkiem sytuacji, przy której absolutnie nie miałam zielonego pojęcia, jak zareagować.

Brat koleżanki ma węża. Co ważniejsze, ma też harem myszy, które mu się mnożą ku uciesze rzeczonego gada. I o ile wąż swoje jeść musi, to, czego byłam świadkiem, sprawiło, że trwam w stuporze.

Brat koleżanki pochwalił nam się nowym miotem - osiem czy dziewięć małych myszek, dopiero co urodzonych, długich może na centymetr. Rozpromieniony pyta nas się, czy chcemy zobaczyć sztuczkę.

Kompletnie nic nie podejrzewając odpowiedziałam, że ok, może być sztuczka, na co chłopak z szerokim uśmiechem wyławia jednego piszczącego oseska i... wkłada sobie do ust, połyka i teatralnie otwiera gębę, abyśmy widziały, że na pewno tę myszę zeżarł w całości i na żywca.

Nie wiem, jaka tu powinna być puenta, więc chyba zostawię bez.

Wtf

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 383 (431)

#69070

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam w życiu pecha i traf chciał, że urodziłam się z bonusem w postaci rzadkiej choroby genetycznej.

Choroba sprawia mi trochę problemów zdrowotnych, ale nie o tym będzie historia. Będzie o moich przeżyciach związanych ze spowodowanymi choróbskiem wyglądem.

Otóż wyglądam... specyficznie, łagodnie rzecz biorąc. Nie mam żadnych przeraźliwych deformacji, ale życie szczodrze obdarzyło mnie łagodnymi dysmorfiami, także w obrębie twarzy. Można by przejść z tym do porządku dziennego, w końcu w porównaniu do kwestii zdrowotnych to mały pikuś, kłopot w tym, że od kiedy poszłam do podstawówki, świat uporczywie nie daje mi zapomnieć, jak wyglądam.

Na każdym etapie edukacji zaliczyłam "prześmieszne" żarty kolegów w stylu "patrz, to twoja dziewczyna, hłehłe". Nie raz, nie dwa, dobrych kilkanaście, może kilkadziesiąt razy jakiś zabawniś obdarzył mnie takim żartem. W gimnazjum, liceum, kilka razy słyszałam to nawet w wykonaniu śmieszka na ulicy. Jeszcze zabawniejszą aranżacją tego nadzwyczajnego przejawu poczucia humoru jest "hej, bo mój kolega mówił, że mu się podobasz", najlepiej z towarzyszącym atakiem wesołości na końcu, na myśl o swoim własnym wyrafinowanym "dowciapowym" guście.

Osobnicy tacy to jednak szczyt subtelności w porównaniu z tymi, którzy wymyślali mi różne "kreatywne" przezwiska, szarpali, dokuczali, dwa razy dziennie rzucali komentarze na temat mojej brzydoty i co wobec tego faktu powinnam ze sobą zrobić. W efekcie pod koniec liceum wpadłam w depresję, pół roku spędzając w łóżku, zawalając tym samym maturę.

Uważam, że w historii mojej choroby najbardziej piekielne nie były problemy zdrowotne, to, że mam bardzo słabe serce czy wzrok, a postawa naprawdę wielu moich "kolegów", dla których ważne było tylko to, że nie wyglądam jak "d*pa, którą by chcieli w*ruchać", wobec tego postanawiali mi regularnie zatruwać życie.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 400 (478)