Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zet48

Zamieszcza historie od: 7 lutego 2016 - 23:01
Ostatnio: 28 sierpnia 2019 - 22:12
  • Historii na głównej: 16 z 16
  • Punktów za historie: 4771
  • Komentarzy: 36
  • Punktów za komentarze: 345
 

#73140

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o życzliwym sąsiedztwie piekielnej spółdzielni mieszkaniowej.
Tworzymy wspólnotę mieszkaniową. Nasz blok powstał dwa lata temu w bezpośrednim sąsiedztwie dwóch bloków spółdzielni mieszkaniowej.

Z racji tego, że obok powstawał jeszcze jeden blok, nie mogliśmy otoczyć naszego terenu ogrodzeniem. To dało nam czas na zebranie odpowiedniej kwoty na porządne ogrodzenie. Takie też postanowiliśmy niedawno postawić.
Po dokładnym sprawdzeniu granic działek i wyborze odpowiedniej firmy, ogrodzenie rosło w górę ...i tu zaczęły się problemy ze strony mieszkańców bloków spółdzielczych.

Między naszym blokiem a blokami spółdzielni jest niewielka skarpa, na której powstawało ogrodzenie, po naszej stronie postawiliśmy mały plac zabaw - nic szczególnego, kilka drabinek ze zjeżdżalniami i huśtawka. Jak nie było ogrodzenia, z placu zabaw korzystali też mieszkańcy sąsiednich bloków.
Już podczas stawiania ogrodzenia do zarządu wspólnoty przychodziły listy, w których niezadowoleni twierdzili, że plac zabaw należy do wszystkich i nie mamy prawa go sobie przywłaszczać. Listy i wizyty mieszkańców z sąsiedztwa były bezpodstawne i nawet skarga do spółdzielni nic nie dała - Spółdzielnia poinformowała swoich mieszkańców, że teren z placem zabaw to rzeczywiście teren prywatny naszej wspólnoty.
...ale kłopoty nie zniknęły.

Zapychanie dziurek od klucza w bramkach czy niszczenie domofonu zdarzały się dość często. Dopiero po zamontowaniu kamer sprawa trochę ucichła.
Niestety pięć dni temu z Anglii wrócił pewien mieszkaniec sąsiedniego bloku - nic nie wiedział o ogrodzeniu, a chciał z synem pójść na plac zabaw. Musiał się mocno zdziwić, bo wkurzony zaczął niszczyć segmenty ogrodzenia, zniszczył domofon i wyrwał klamkę z bramki. Na szczęście nie udało się mu wejść na nasz teren, a jego wyczyny nagrała kamera monitoringu.

Nie rozumiem dlaczego ludzie bez problemów potrafią korzystać z czyjejś prywatnej własności, a jak się ich od tego odetnie, to stać ich tylko na akt wandalizmu.

sąsiedzi

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 270 (346)

#72036

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znalazłem w ubiegłą sobotę kartę pamięci. Leżała przy wiacie przystanku lekko zabrudzona.
Karta SDHC 32 GB dobrej firmy i szybkim zapisie, więc trochę musiała kosztować ...a że jestem "w miarę" dobrym człowiekiem to postanowiłem poszukać właściciela na lokalnych portalach.
Na karcie były tylko zdjęcia zabytkowych kamienic i trochę ogólnych widoków miasta. Na szczęście z EXIF kilka cennych danych mogłem odczytać, między innymi datę i godzinę wykonania zdjęć, markę i model aparatu oraz parametry ustawień.
W ogłoszeniach nie podałem wszystkich tych informacji w nadziei, że usłyszę je od właściciela. To pomoże mi znaleźć tego prawdziwego właściciela karty.

I się zaczęło ...

Dwa pierwsze maile były od osób, które pytały czy im tanio tej karty nie sprzedam jak się nikt po nią nie zgłosi.
Trzecia wiadomość była od rzekomego właściciela, który nie potrafił podać mi marki i modelu aparatu - twierdził, że nie pamięta (szczerze jak można zapomnieć markę i model lustrzanki wartej około 4 tyś zł).
Kolejna wiadomość od kobiety, która opisała mi jakie budynki mogły się znajdować na zdjęciach - nawet niektóre celnie trafiła - nie potrafiła mi niestety podać daty wykonania zdjęć i oczywiście modelu aparatu. Sama zapytała mnie w kolejnym mailu, skąd ja mogę wiedzieć jakim aparatem były wykonane te zdjęcia jak znalazłem samą kartę :)
Podobnych maili miałem jeszcze kilka, niestety do tej pory nikt nie powiedział mi tych podstawowych danych zawartych w EXIF.

Nie mogę zrozumieć tego, że ludzie tak próbują oszukiwać. Doskonale wiedzą, że to nie ich zguba, ale uparcie próbują zdobyć tą cudzą własność.
Karta wciąż czeka na właściciela

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 303 (311)

#71834

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko o piekielnej klientce.

Prowadzę studio fotograficzne na drugim piętrze pewnego biurowca.

Klientów zawsze (przez telefon lub mailowo) informuje, że w budynku jest podziemny parking - mogą tam parkować za darmo. Wystarczy wcześniej dać mi znać, abym zdążył otworzyć bramę.

Pewna klientka z parkingu skorzystać nie chciała, twierdziła "po co sobie głowę zawracać, zaparkuje niedaleko przy galerii handlowej".

Po udanej sesji, gdy już zacząłem zamykać studio, klientka wraca oburzona.

Daje mi do ręki druczek z informacją o wystawionym przez Straż Miejską mandacie. Twierdziła, że dostała mandat z mojej winy, bo nie poinformowałem jej wcześniej o zakazie parkowania przed budynkiem. Przed biurowcem jest ruchliwa droga, tory tramwajowe i chodnik z drogą dla rowerów. Ona zaparkowała właśnie "hacząc" o drogę rowerową.

Powiedziałem jej, że oferowałem podziemny parking - nie skorzystała i nie zamierzam płacić za nią mandatu.
Z tego co wiem poszła do Strażników Miejskich lub na policję odmówić przyjęcia mandatu. Ciekawe jak to się dalej potoczy :)

uslugi

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 328 (348)

#71573

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia pewnie jakich tu dużo... ale z małą nowością.

Jadę tramwajem nocnym na drugi koniec miasta. Trasa długa, ale w tych godzinach tłumu nie ma.
Kupiłem bilet na jeden przejazd, skasowałem bilet, siadam na jednym z wielu wolnych miejsc, włączam muzykę w słuchawkach i spokojnie "cieszę się" widokiem za oknem. Z przyzwyczajenia usiadłem na końcu składu - i to był błąd.

W kącie za barierką spał sobie pies - pewnie chciał się ogrzać, mało mnie to w tej chwili interesowało.
Kontrolerzy często sprawdzają pasażerów na liniach nocnych, zbierając żniwa wśród pianych imprezowiczów. Tym razem również się pojawili.

Podchodzą do mnie i proszą o bilet. Zdejmuje słuchawki, podaję bilet, kanar przedziera go w pół i mówi:
- Poproszę jeszcze ulgowy za psa.
Odpowiadam, że to nie mój pies i nie mam biletu.
Usłyszałem, że ich to nie obchodzi, pies śpi blisko mnie i według nich jest mój i muszę za niego zapłacić. Powtórzyłem, że to nie mój pies i nie mam zamiaru za niego płacić. Poprosili mnie o dokument w celu wypisania mandatu. Odmówiłem znów, powtarzając, że to nie mój pies.

Grzecznie i z uśmiechem na ustach zaproponowali mi opuszczenie pojazdu na najbliższym przystanku i oczekiwanie razem z nimi na przyjazd patrolu policji. Wyjścia nie miałem.
Opuściliśmy tramwaj trzy przystanki przed tym, na którym chciałem wysiąść. Wezwany patrol przyjechał szybko, kontrolerzy wyjaśnili w czym rzecz i przyszła kolej na mnie.

Policjant zapytał czy potwierdzam słowa kontrolerów - powiedziałem, że nie. Powiedziałem:
- Nie miałem nigdy psa, nie mam i mieć nie będę

...no właśnie pies. Piekielny kontroler zapytał gdzie jest pies. Z uśmiechem powiedziałem, że pewnie dalej śpi w tramwaju. Kanara zamurowało.
Zapytałem jednego z policjantów czy mogę już iść, bo niedługo ranek, a ja muszę się wyspać.

Nie wiem jak tłumaczyli się kontrolerzy z nieuzasadnionego wezwania patrolu policji - ja poszedłem do domu.

ZTM policja kanar pies tramwaj

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 592 (604)

#71629

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia krótka o ochronie w supermarkecie.

W niektórych sklepach wielkopowierzchniowych przy wejściu stoją szafki na zbędny bagaż. Nie korzystam z nich często, bo zazwyczaj do sklepów chodzę po zakupy, więc innych toreb nie mam.

Pech chciał, że akurat wracałem z pracy i miałem przy sobie kilka toreb. Ważne dla historii jest to, że często pracuje jako fotograf reportażowy, więc trochę tego bagażu przy sobie miałem. Po czterech godzinach "biegania z przyklejonym do dłoni aparatem" zgłodniałem i chciałem sobie kupić coś "na szybko" w pobliskim markecie na literę "T".
Przed wejściem na salę sklepową zatrzymuje mnie ochroniarz słowami:
[J]-Ja , [O]-Ochroniarz

[O]: Torby do szafek, inaczej nie wpuszczę.
[J]: Te szafeczki nie mają praktycznie żadnych zabezpieczeń i nie zaryzykuję pozostawienia tam sprzętu fotograficznego wartego kupę kasy.
[O]: To bezpieczne szafki zamykane na klucz, wystarczy mieć 2 złote.
[J]: Zamek w szafce można wyłamać głupim śrubokrętem. Nawet kamer tam nie ma.
[O]: Jak chcesz wnieść torbę, to muszę okleić ten sprzęt.
[J]: Pan chyba żartuje. Jak już chce pan coś oklejać, to proponuję zapięcia od toreb.
[O]: Dobrze (niemiłym tonem), ale wiedz, że tu są kamery i jak tylko będę coś podejrzewał, to mam prawo przeszukać ci torby po wyjściu.
[J]: Torby może przeszukać tylko policja i nie przeszliśmy na "ty".

Wszedłem do sklepu, kupiłem wodę mineralną i kanapkę z szynką... Trzy minuty później już byłem przy kasie. Tam czekał już na mnie ten sam ochroniarz.

[O]: Szybko panu poszło.
[J]: Byłoby szybciej, gdyby mnie ktoś nie zatrzymał przy wejściu.
[O]: Tylko to pan kupił?
[J]: (z szyderczym uśmiechem) Nie, jeszcze ukradłem telewizor i schowałem do torby. Wzywamy policję czy poczekamy aż bramki zaczną pikać?

Ochroniarz ze złości aż zsiniał i przez zaciśnięte zęby wyszumiał: Do widzenia.

sklepy

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 341 (393)

#71130

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W mojej pracy piekielni zdarzają się bardzo często. Jestem fotografem, prowadzę swoje małe studio foto w średniej wielkości mieście.

Z okazji ubiegłorocznego dnia dziecka, miałem promocję na sesje noworodkowe... i tu właśnie zgłosiła się pani piekielna.

Na początku miła i sympatyczna, zadzwoniła i po omówieniu szczegółów przyszła na sesję z pięciomiesięcznym synkiem. Po podpisaniu umowy (dodam, że dokładnie ją czytała przez dobre 15 min) zaczęliśmy sesję.

Po godzinnej sesji owa pani zdradziła mi swój cel słowami "...napisze mi pan jeszcze na piśmie, że zrzeka się pan praw autorskich do zdjęć, bo chcemy te zdjęcia wysłać na konkurs".
Uśmiechnąłem się i powiedziałem, że nie ma takiej możliwości. Takie rzeczy ustala się przed sesją i od razu w umowie opisujemy temat konkursu, a same prawa autorskie są niezbywalne i należą wyłącznie do fotografa.

Moje tłumaczenia tylko zdenerwowały kobietę. Zaczęła mówić, że ona ma takie samo prawo do tych zdjęć co ja i odmawiając jej łamię prawo. Pani wyszła ze studia, a wychodząc zaznaczyła, że czeka na zdjęcia 5 dni roboczych, jak to napisałem w umowie.

Po trzech dniach zawiadamiam kobietę, że może odebrać zdjęcia, bo już są gotowe. Przy odbiorze popełniła mały błąd - powiedziała mi (może przez przypadek) jaki to miał być konkurs.

Po dwóch dniach - z czystej ciekawości - sprawdziłem na stronie organizatora konkursu galerię zgłoszonych prac/zdjęć. Nie zdziwiłem się, gdy zobaczyłem zdjęcia mojego autorstwa. Głosowanie na najlepsze zdjęcie jeszcze się nie zaczęło, wiec zgłosiłem do organizatorów fakt, że osoba ta nie jest autorem zdjęć i nie ma mojego pozwolenia - tym samym łamie regulamin konkursu.
Zdjęcia usunięto z kolejnych etapów konkursu.

Pod wieczór dostałem kilka telefonów od byłej klientki i jej męża... Wyzwiska, pretensje i groźby. Gdy zacząłem nagrywać rozmowy telefony ustały, po kilku dniach dostałem poleconym wezwanie na sądu i inne dokumenty, w tym ugodowe (oczywiście na korzyść byłej klientki).
Do ugody nie doszło, jestem już po pierwszej rozprawie i do tej pory wszystkie argumenty tej kobiety zostały obalone :) Wygraną mam w kieszeni.

uslugi fotograf konkurs sąd rozprawa zdjęcia prawo autorskie

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 511 (529)