Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Draakhan

Zamieszcza historie od: 30 czerwca 2011 - 22:13
Ostatnio: 21 lipca 2016 - 9:56
  • Historii na głównej: 5 z 7
  • Punktów za historie: 3313
  • Komentarzy: 50
  • Punktów za komentarze: 305
 

#62928

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lubię sobie od czasu do czasu zrobić zakupy spożywcze w sklepie internetowym. Jakiś czas temu padło na sklep Alma24. Zakupy zrobione, następnego dnia dostawa i rozpakowywanie towaru. Już po odjeździe kuriera okazało się, że jeden z produktów po otwarciu opakowania okazał się być zepsuty. Spoko, problemu nie robię, każdemu się może zdarzyć, zgłosiłem reklamację i czekam na jej rozwiązanie.

Następnego dnia dzwoni telefon z propozycją, że zwrot pieniędzy za zareklamowany produkt przywiezie mi dostawca. Brew mi się podniosła ze zdziwienia i pytam panią, czy nie prościej byłoby zmienić wartość obciążenia karty kredytowej lub po prostu przelać mi pieniądze na konto bankowe zamiast fatygować kuriera, który w tym czasie mógłby komuś innemu dostarczyć zakupy? Niestety nie, może być jedynie zwrot kasy przy następnym zamówieniu lub przywiezienie osobiście kilku złotych.

Dociekliwy jestem, więc zadałem proste pytanie, czemu nie jest to możliwe? Na to pytanie dzwoniąca pani nie umiała mi już odpowiedzieć, więc po kilku minutach miałem przyjemność porozmawiać z kierowniczką sklepu.

Okazuje się, że taka jest Procedura wymyślona w Centrali Firmy, ponoć dla mojego bezpieczeństwa i wygody, i nie można z tym nic zrobić. Procedura tak święta, że jak zwróciłem uwagę, że jest ona bezsensowna, a poza tym każdą Procedurę można zmienić, to przez moment poczułem się, jakbym wygłosił jakąś herezję. Ważne Procedury są przecież nietykalne. Ostatecznie machnąłem ręką, niech będzie zwrot przy następnym zamówieniu. Niestety, mimo przypominania się przy składaniu kolejnych zamówień, pieniądze dostałem do ręki dopiero po 3 miesiącach.

W tym tygodniu na odmianę w zrobionych zakupach brakowało jednego produktu. Znowuż złożyłem reklamację, znowuż porozmawiałem sobie miło ze sprzedawczynią - przelewów ze zwrotami nadal nie robią. Tym razem jednak nie chciałem przez ileś miesięcy zaprzątać sobie głowy sprawą zwrotu, więc poprosiłem o przywiezienie pieniędzy przez kuriera. Zgodnie się pośmiałem ze sprzedawczynią, że Procedura jest bez sensu. W podobnież żartobliwej atmosferze były rozmowy z kurierem, który wieczorem przez 25 km zakorkowanego miasta przywiózł mi moje 1.89 zł :). Przemyślana Procedura z całą pewnością opłaca się Centrali Alma24.

alma24

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 403 (497)

#55178

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja siostra uruchamia swój sklep internetowy. Aby nie naciąć się na jakieś prawne buble, poprosiła kancelarię prawniczą, żeby przygotowała jej regulamin sklepu. Otrzymany od prawników regulamin umieściła na stronie. Wczoraj wszedłem do jej sklepu i z ciekawości zajrzałem do tegoż regulaminu. Z zawodu jestem programistą. Prawnik po pokazaniu mu przez siostrę moich uwag zbladł, a potem zzieleniał.

Regulamin sklepu zawierał 5 klauzul niedozwolonych.

kancelaria prawna

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 535 (633)

#54630

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zachorowało mi się, więc chciał, nie chciał, wsiadłem do busa odjeżdżającego w stronę mojego lekarza. Zająłem miejsce i czekam na odjazd, starając się jakoś powstrzymać cherlanie, kichanie i tym podobne przyjemności, co zresztą dość średnio mi wychodziło. Po chwili wsiada [K]obieta z dzieckiem na ręku i przymierza się do zajęcia wolnego miejsca obok mnie.

[J]a: Siądzie Pani lepiej gdzieś z tyłu, bo chory jestem i jeszcze dziecko się zarazi.
[K]: Ty mi nie będziesz mówić, gdzie mam siadać! - Wydarła się na mnie, po czym z impetem zajęła miejsce koło mnie.

No spoko, widzę, że przeszliśmy na Ty, dziecko nie moje, więc się aż tak martwić nie zamierzam. Bus po chwili ruszył, jedziemy, a ja jak cherlałem, tak dalej cherlam. Najpierw zauważyłem kilka razy wzrok, który jakby mógł, to by mnie zabił. Jednak to było najwidoczniej za mało dla niej, gdyż w pewnym momencie zaczęła tyradę na cały autobus.

[K]: Tacy ludzie, to nie powinni autobusami jeździć! Kto to widział, żeby zarażał wszystkich! Dziecko mi zachoruje! Na piechotę niech sobie chodzi albo taksówkę weźmie!
I tak na tę modłę dość długą chwilę nadawała. W końcu mi się znudziło słuchanie tego i wypaliłem do niej.
[J]: A do komory gazowej to nie chce mnie Pani czasem wysłać za to, że jestem chory? Był już taki jeden kiedyś.

Babsko się zapowietrzyło, zrobiło czerwone na twarzy, ale niespodziewanie efekt został osiągnięty, bo się zatkało i już do końca podróży nie odezwało. Najlepsze jednak z tego wszystkiego, że całe 10 km jakie jechaliśmy, które to ledwo stojąc na nogach, miałem przejść piechotą wg niej, twardo siedziała koło mnie, mimo że połowa miejsc w busie była jeszcze wolna. Głupoty matki nikt już chyba nie wyleczy, tylko tego dziecka szkoda.

komunikacja_miejska

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 521 (633)

#51960

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Stoję sobie przed dworcem PKP w Gdańsku i klikam sobie coś tam na telefonie (niszczę wrogi portal w Ingressie, dla tych co znają), a że klikanie trochę mi czasu zajmuje, to z okazji korzysta i podchodzi do mnie żulka - zarośnięta brudem baba, w podartych łachmanach, o zaczerwienionych oczach i nosie, woniejąca na kilometr alkoholem i to chyba nawet dzisiejszym.

- Da pan złotówkę na bułkę, bo nie mam za co żyć, renta dopiero jutro...
- Nie - odpowiadam i klikam sobie dalej.
- Głodna jestem, renta dopiero jutro, a dzieci mi wszystko zabrały, nie mam za co jeść, poratuje pan...
- Powiedziałem "nie" - przerwałem jej litanię w pół słowa.
- A żeby ci gówno w dupie na beton stwardniało - krzyknęło babsko tak, że połowa ludzi w okolicy się obejrzała, a następnie z wielkim fochem oraz werwą poszło w drugą stronę.

A ja stałem przez dłuższą chwilę z wytrzeszczonymi oczyma, bo wprawdzie zdarzało mi się słyszeć różnego typu wyzwiska od żuli, ale dawno już nie słyszałem tak oryginalnej i kreatywnej klątwy.

Dworzec PKP w Gdańsku Głównym

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 641 (749)
zarchiwizowany

#51322

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z NFZ korzystam rzadko i kiedy naprawdę już nie mam wyjścia, więc masa piekielnych historyjek mnie na szczęście omija. Ostatnio jednak miałem okazję porozmawiać ze znajomym, który dostał skierowanie do szpitala na płukanie zatok i przygotowuje się psychicznie na tę okoliczność. Brew mi jedna podniosła się zdecydowanie wyżej ze zdziwienia, gdy znajomy powiedział, że będzie szedł do tego szpitala na 3 dni. Tak się bowiem składa, że miałem ten sam zabieg robiony już kilka razy w życiu i za każdym razem od momentu wejścia do gabinetu lekarskiego i wyjścia z niego mijało góra 15 minut, po których szczęśliwy z powodu znacznie lepszego działania "pneumatyki" w mojej głowie udawałem się do domu. Różnica między moim znajomym, a mną jest tylko jedna - dzięki swojemu pracodawcy korzystam z prywatnej opieki medycznej, on nie.

O co więc chodzi w takim razie? Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze - głosi stara mądrość ludowa. Poszperałem trochę i dowiedziałem się, jakie są przybliżone stawki, jakie otrzymuje szpital od NFZ tylko za sam fakt pobytu na oddziale pacjenta - 1500 zł za pierwszy dzień, 2000 zł za drugi i lekko ponad 3000 zł za dzień za trzeci i kolejne dni. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kilkukrotnie większa stawka za wykonanie zabiegu w warunkach szpitalnych w porównaniu do kosztu jego wykonania w warunkach ambulatoryjnych i mamy pełen obraz sytuacji.

Podczas przeszukiwania zasobów sieci natknąłem się też na informację o tym, iż NFZ zdaje sobie sprawę z istnienia takich praktyk i w przypadku ich ujawnienia wyciąga konsekwencje wobec stosujących je szpitali, nawet do utraty kontraktu z NFZ włącznie. Tylko jest jeden problem - pacjenci bardzo, bardzo rzadko zgłaszają takie sytuacje i to jest powodem małej wykrywalności takich praktyk przez NFZ. Spuśćmy w tym momencie zasłonę milczenia na to, że NFZ swoim stanowiskiem niejako ogłasza "Pacjenci, zgłaszajcie przekręty, bo sami nie potrafimy ich wykryć"... Apel jednak do wszystkich - jeśli pakują Was do szpitala na x dni, w trakcie których macie wykonywany jeden zabieg plus ewentualnie jakieś zwykłe badanie krwi i wygląda to Wam podejrzanie, to po fakcie, wyraźcie wątpliwość w postaci odpowiedniego pisma do regionalnego oddziału NFZ. Może jeśli stałoby się to nagminną praktyką pacjentów, to za te same pieniądze wydawane przez NFZ dałoby się wyleczyć jednak trochę więcej ludzi.

Pewien szpital w Gdańsku i nie tylko

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 87 (175)

#43325

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracając z pracy do domu, codziennie po wejściu do klatki schodowej sprawdzam w skrzynce, czy jakieś przesyłki do mnie nie przyszły. Pewnego dnia czekała mnie jednak niespodzianka. Kluczyka nie wsadzę, gdyż zamek został zablokowany zapałką. Szybki rachunek sumienia, któremu sąsiadowi mogłem podpaść, ale nic do głowy nie przychodzi. Nic to, nie bardzo miałem czym wyjąć tę feralną zapałkę, więc poprosiłem konserwatora z budynku, co by mi pomógł. Problem rozwiązany. Jak się okazało, na krótko.

Nie minęły nawet 2 tygodnie, a znów mam zamek zapchany zapałką. Ki czort? Tym razem zapałkę udało się wygrzebać samemu. Nie była wsadzona tak głęboko, jak poprzednio. Sprawdziłem z ciekawości skrzynki sąsiadów, u innych wszystko w porządku. Znaczy się, nie jest to raczej dowcip jakiegoś dzieciaka, tylko ktoś jest na nas cięty. Znowu rachunek sumienia. Może i ktoś tam by się znalazł, komu się zalazło za skórę, ale raczej o tego typu odgryzanie się nie podejrzewałem. Dziewczyna jednak skojarzyła, że dzień wcześniej zamawialiśmy pizzę i przyniósł ją dość charakterystyczny gościu, co to zawsze się ociąga z wydawaniem reszty i ogólnie sprawia dziwne wrażenie, jakby na coś jeszcze czekał. No nic, sprawdzimy.

Kilka dni później znowu zachciało nam się zjeść pizzę do filmu. Zamawiamy! Przed wykonaniem telefonu szybkie zejście na parter i sprawdzenie skrzynki. Wszystko w porządku. Dzwonimy, przyjeżdża pizza, odbieramy ją od dostawcy i chwilę po jego wyjściu sprawdzamy skrzynkę. Pudło. Ale co fakt, to fakt, dostawca był inny. Za drugim razem również nie ten, którego oczekiwaliśmy.
Za trzecim razem... O! Pan Ociągający Się [POS]! Na napiwek czeka, czy co? Nie dostał. Poszedł. Schodzę na dół i... tak, zamek od skrzynki zablokowany zapałką. Bingo! Łapię za telefon do pizzerii i proszę o połączenie z kierownikiem. Kierownika akurat nie ma, ale babka, która odebrała, z chęcią wysłuchała, co się stało. Nie mogła uwierzyć w coś takiego i obiecała, że jak tylko dostawca wróci, to załatwi sprawę.

Nie minęło nawet pół godziny i ktoś do mnie dzwoni, w ogóle nie przedstawiając się, kto zacz, ale z rozmowy wyszło, że to ktoś z tejże pizzerii. Tym razem dzwoniący jest dużo bardziej podejrzliwy i twierdzi, że coś takiego nie mogło się zdarzyć i w ogóle to skąd mam pewność, że to ktoś od nich, a może to zwykły przypadek, itd. Odpowiedziałem, że na 100% pewności nie mam, ale na 99% i owszem. Dzwoniący nie był przekonany i chciał mnie spławić. Powiedziałem mu więc, trochę blefując, żeby w takim razie nieprzyznającemu się dostawcy przekazał, że jeśli w ciągu pół godziny się nie pojawi i nie odblokuje skrzynki, to zadzwonię na policję zgłaszając uszkodzenie mienia i wskazując go jako głównego podejrzanego - policja zbierze odciski palców, które z pewnością zostały na zamku przy wciskaniu na amen zapałki, porówna sobie z jego odciskami i wówczas się okaże, czy moje podejrzenia są słuszne.

Kilkanaście minut później rozległ się dzwonek domofonu. Po jego podniesieniu usłyszałem tylko burczący, wkurzony, ale jakże znajomy głos:
[POS]: Do skrzynki...
[Ja]: Ależ proszę bardzo, zapraszam, miłego dłubania życzę!
[POS]: Grbrugurgu...

Próbowałem później się już mailowo dowiedzieć w pizzerii, czy jakieś konsekwencje wyciągnęli wobec dostawcy. Za pierwszym razem dostałem odpowiedź, że jest to bardzo dziwna sytuacja i jest ona nadal wyjaśniana. Gdy przypomniałem się kolejny raz po miesiącu, odpowiedzi nie dostałem. Przeprosin od firmy również.

Jak się okazuje, w Pruszczu Gdańskim są i inne pizzerie, gdzie równie smaczne pizze robią :).

gastronomia

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 607 (665)
zarchiwizowany

#13790

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie długo, więc przygotujcie sobie odpowiednią wyżerkę oraz popitkę na czas lektury :).

Historia toczy się już od jakiegoś czasu. Jedną z rzeczy, której nie toleruję, jest zapach dymu papierosowego. Jako, że mieszkam w Pruszczu Gdańskim, a pracuję w Gdańsku, to do pracy dojeżdżam prywatnymi autobusami lub busikami. Niestety, jeden z kierowców autubusu (dodajmy, że właściciel linii) ma paskudny nawyk palenia papierosów w autobusie po podjechaniu na przystanek podczas czekania aż się nazbiera opłacalna na przejazd liczba pasażerów. Akurat tego dnia siedziałem zaraz za kierowcą, więc wyjątkowo mocno mi dym przeszkadzał. Jako, że nie był to pierwszy przypadek, gdy autobus był zasmrodzony, to wstałem i poprosiłem kierowcę, by zgasił papierosa bo mi przeszkadza, a poza tym palenie w autobusie jest zakazane. Coś tam pomruczał czy nie mam większych problemów i uświadomił mnie, jaką to łaskę zrobił, że wcześniej podjechał, bo tak bym stał na przystanku i mókł, ale papierocha zgasił.

Jakiś czas później znowu trafiłem na ten autobus i znowu kierowca palił. Podszedłem i przypomniałem, że już wcześniej rozmawialiśmy na temat palenia w autobusie i że obowiązuje go pewien zakaz.
- [K]ierowca: Nie jadę, to mogę palić.
- [J]a: Niestety, od 15 listopada ub. r. nie ma znaczenia, czy Pan jedzie, czy nie - zakaz palenia obowiązuje Pana cały czas.
- [K]: Gówno prawda. Nie mądrz się. To jest prywatna linia, więc mogę palić kiedy chcę. A jak Ci się nie podoba, to nie jeździj tym autobusem.
Po czym nerwowo zgasił papierosa (przy mnie) i z tekstem:
- [K]: Palę?
- [J]: Palił Pan. Następnym razem, jak znowu będzie Pan palić, to zrobię zdjęcia i wezwę policję, to się Pan doedukuje kiedy można palić.
- [K]: Wysiadaj! Ostatni raz tym autobusem jedziesz!
Coś tam jeszcze pokrzyczał, ale już go nie słuchałem. Dojechałem tym autobusem do celu.

Nie minęło czasu wiele, a po raz kolejny trafiłem na niego. Gdy zajeżdżał na przystanek, w gębie miał, a jakże, peta. Takie typki działają na mnie, jak płachta na byka, więc specjalnie siadłem zaraz za nim, wyciągnąłem telefon i porobiłem zdjęcia jego, jego popielniczki, itd., po czym próbowałem dodzwonić się na policję. Niestety, nie udało się. Kierowca w końcu się kapnął, że mu zrobiłem zdjęcia, zaczął wrzeszczeć, że on sobie nie życzy, że bez jego zgody je zrobiłem, że mam wysiadać z autobusu. Po czym sam zrobił mi zdjęcie (ależ Panie kierowco, a nie potrzebuje Pan mojej zgody przypadkiem?) i kolejny raz obiecał mi, że ostatni raz z nim jadę. Znowu dojechałem tam gdzie chciałem. Skrupułów nie miałem i następnego dnia odwiedziłem komisariat policji, złożyłem zeznania, dołączyłem do niego płytę ze zdjęciami jako dowód. Pana kierowcę czeka niedługo rozprawa w sądzie grodzkim za palenie w środku komunikacji :).

Jako, że lubię zajmować się takimi typkami, to następnej okazji nie odpuściłem i jak tylko zobaczyłem mój "ulubiony" autobus, to od razu wsiadłem do niego. Kierowca wyskoczył z wrzaskiem, że mam wysiadać z autobusu, bo inaczej on nie pojedzie. Zlałem go, udając, że nie wiem, o co chodzi. Ten zaczął podburzać pasażerów, że dopóki ja nie wysiądę, to on nie ruszy. Pasażerowie oczywiści huzia na mnie, ale w końcu kierowca wymiękł i pojechał, po raz kolejny obiecując mi, że ostatni raz z nim jadę.

Widząc, że kierowca nie ma zamiaru mnie wozić i zaczyna co raz bardziej konsekwentnie do tego dążyć, to przy następnej okazji wsiadłem do tegoż autobusu z włączonym na nagrywanie playerkiem w kieszeni. Nie zawiodłem się. Wprawdzie kierowca był inny, ale za to awanturę zrobiła babka sprzedająca bilety, każąc mi wynosić się z autobusu, bo właściciel sobie nie życzy wożenia mnie. Po raz kolejny pojawiła się też śpiewka do ludzi, że autobus nie pojedzie, dopóki nie wysiądę. Zaczął wstawiać się za nią jakiś drechol oferując mi pomoc przy wysiadaniu, czy też wyniesieniu plecaka z autobusu, bo może tak będzie mi łatwiej wysiąść. Babka na cały głos, że jestem jakiś nienormalny, bo robię zdjęcia kierowcy bez jego zgody i skargi piszę, że taboret jestem. Pół autobusu jej zgodnie przytakuje, drugie pół autobusu siedzi cicho, nikt się nawet słowem jej i drecholowi się nie przeciwstawia. Ja sobie siedzę i mam polewkę z tego. W końcu jednak autobus ruszył, babka z miną bazyliszka sprzedała mi bilet, głośno się mnie pytając czy do Pruszcza. Po czym poinformowała, że, o zgrozo, znowu ostatni raz z nimi jadę :D. W międzyczasie wszedł drugi drechol, kumpel pierwszego i na wieść o tym, że ja z Pruszcza, to się bardzo ucieszyli, bo oni też tam wysiadają. Zaraz po tym padło stwierdzenie w rozmowie między drecholem a babką, że dawno w ryj nie dostałem i że trzeba będzie coś z tym zrobić, bo jak to taki niedorobek może porządnych ludzi denerwować :D. Trochę mi się gorąco zrobiło, szczerze mówiąc, i z autobusu wysiadałem zapakowując sobie cichaczem w rękaw odbezpieczoną pałkę sprężynową. Na szczęście do niczego nie doszło. Ja za to następnego dnia znowu na policję z nagraniem i zeznaniami. Groźby nie bardzo chcieli uznać, zresztą na ściganiu dresów akurat mniej mi zależało. Z przemiłym panem policjantem (pozdrawiam, jeśli czyta :D), tym samym zresztą co spisywał zeznania przy okazji poprzedniego zgłoszenia, ustaliłem, że jedyną sensowną rzeczą, za którą można ścigać, to jest odmowa wykonania usługi, tyle że oprócz odmowy musi nastąpić jeszcze niewykonanie usługi bez uzasadnionej przyczyny - więc tym razem nici ze zgłoszenia.

Nie minęło dni wiele i kolejny raz widzę "swój" autobus :D. Wsiadam, maszynka do nagrywania włączona. W trakcie wsiadania kierowca specjalnie przytrzasnął mnie drzwiami, jednak mimo to wsiadłem. Przybiegł do mnie w takim tempie, że mało nóg nie połamał.
- [K]: Wynoś się z autobusu! Nie będę Ciebie woził i się denerwował
Cap mnie za ramię i próbuje wypchać z autobusu. W trakcie szarpania spostrzegł się, że... autobus mu jedzie do tyłu. Tak, z wrażenia zapomniał zaciągnąć hamulec :). Wrócił się, zaciągnął go i z powrotem do mnie. A ja zacząłem grać wg scenariusza, tak aby na nagraniu był dowód zaistnienia wykroczenia z §138 KW, co by bez problemu moje zgłoszenie przyjęli na komisariacie.
- [K]: Wysiadaj!
- [J]: Czy odmawia mi Pan wykonania usługi przewozu autobusem?
- [K]: Tak i pisz sobie skargi gdzie chcesz!
- [J]: A dlaczego Pan nie chce mnie wozić?
- [K]: Bo nie!
- [J]: I to jest jedyna przyczyna?
- [K]: Tak!
- [J]: Dziękuję za odpowiedź, w takim razie wysiadam i do widzenia.

I znów następnego dnia wizyta na komendzie z nagraniem. Policjant, który po raz trzeci trafił na mnie banan od ucha do ucha. Pogadaliśmy sobie, pośmialiśmy, spisał moje zeznania. Pana kierowcę czeka zaś po raz kolejny wizyta na komisariacie, a potem w sądzie grodzkim :).

Na razie sobie odpuściłem jeżdżenie tym autobusem, bo szkoda nerwów, ale za jakieś 2-3 miesiące, jak się cała machina biurokratyczno-sądowa przetoczy przez przemiłego Pana kierowcę i zasądzi mu odpowiednie grzywny, mam w planach ponowne zawitanie w progi rzeczonego autobusu i sprawdzenie, czy już się czegoś nauczył, czy nie. Jeśli nie, to w rękawie mam jeszcze kilka asów oprócz tych już wypróbowanych, między innymi "As UOKiK", "As lokalna prasa" czy "As Urząd Miejski, z którego kierowca-właściciel prawdopodobnie dostaje dofinansowanie do linii" ]:->

Autobus linii nr x Gdańsk - Pszczółki

Skomentuj (127) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 78 (392)

1