Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Hedwiga

Zamieszcza historie od: 8 maja 2017 - 14:55
Ostatnio: 27 września 2017 - 20:15
  • Historii na głównej: 24 z 26
  • Punktów za historie: 4475
  • Komentarzy: 280
  • Punktów za komentarze: 2090
 

#79201

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem piekielna byłam ja.
W mojej pracy czasem zdarza mi się przyjmować pewne projekty od grafików i przekazywać je dalej, by stały się częścią serwisu internetowego.
Robiliśmy coś na tzw. "ASAPie" i tuż przed "deadlinem" (co w korpomowie oznacza po prostu że w ogromnym pośpiechu i na ostatnią chwilę), więc projekty od grafika przyszły mi po północy. Chciałam je zaakceptować przed spaniem, żeby móc przyjść do firmy nieco później (by sobie jakoś odbić, że w domu nad projektem siedziałam do nocy) i żeby w międzyczasie inni mieli co robić.
Projekty jak przyszły, to je natychmiast odrzuciłam z komentarzem, że chyba zwariowali, bo kolory są zupełnie inne niż miały być. Jakieś takie pomarańczowe i bez niebieskiego...

Tutaj trzeba wyjaśnić, na czym polega program f.lux. Jest to taka mała aplikacja, która na Windowsach odtwarza funkcję wybudowaną w komputery Apple - o zadanej godzinie zmienia paletę barw na taką, w której nie ma niebieskiego światła. Psychologowie i lekarze udowodnili, że korzystanie z komputera przed snem utrudnia zasypianie ze względu na niebieskie światło emitowane przez monitor, które mózg odbiera jako światło dzienne. Dlatego warto sobie ustawić takiego f.luxa na godz. 10 czy 11 wieczorem, jeśli chce się korzystać przed spaniem. Ale trzeba pamiętać, by wyłączyć, jeżeli chce się oceniać obiektywnie kolorystykę czegokolwiek. A ja z tego przepracowania zapomniałam...

Dobrze, że zaczekałam 5 minut na odpowiedź grafika, który był na tyle przewidujący, że zapytał, czy nie mam włączonego w komputerze żadnego "trybu nocnego". :D

Przeprosiłam, chyba się nie gniewa.

webdevelopment

Skomentuj (58) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (222)

#79136

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jechałam pociągiem (co istotne, prawie pustym). Konduktor bardzo ostro ochrzanił siedzącą obok dziewczynę że trzyma nogę na siedzeniu naprzeciwko (wolnym, pociąg był prawie pusty).

To była noga w gipsie.

kolej

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (196)

#78974

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nienawidzę poczty. Staram się nie korzystać. Wszystko, co mogę, robię inaczej: przez paczkomaty, bankowość elektroniczną, ePUAP itd. Niestety z cyfryzacją w naszym kraju jak w lesie i niektóre pisma urzędowe można odebrać wyłącznie w formie papierowej.

Dlatego zmuszona byłam udać się z awizo na pocztę, by odebrać list polecony z jednego urzędu. Oczywiście poczta zajmuje się wszystkim: sprzedażą albumów o papieżu, ubezpieczeń, lokat, książek kucharskich siostry Anastazji, ale wydawaniem listów jakby w ostatniej kolejności. Niestety wszystko z jednej kolejki.

Wyczekałam się swoje i przede mną była już tylko jedna osoba. Podeszła i chciała nadać list polecony. Okazało się, że nie ma wypełnionego żadnego druczku, bo nie wiedziała, że trzeba. Zdziwiła się i... Zaczęła wypełniać. Przy okienku. Blokując kolejkę.

Jak podeszłam i poprosiłam, żeby pani z okienka wydała mi mój list w czasie, gdy ta będzie mozolnie wypełniać druczki, to pani z okienka powiedziała, że jasne, ale baba od druczków fuknęła, że mam czekać za nią, bo stojąc tutaj jeszcze zobaczę, co gdzie wysyła.

Piekielna okazałam się też ja i odparłam, że jak nie umie wysłać listu poleconego, to niech nie blokuje kolejki przez 5 minut, tylko wróci do domu, nauczy się i wróci, jak już będzie umieć. Na cały głos, tak by inni czekający w kolejce też słyszeli.

Speszona odsunęła się na bok. Zanim wypełniła swoje druczki, pani z okienka obsłużyła mnie i jeszcze dwie osoby (widziałam, bo przysiadłam na poczcie, by od razu przeczytać treść tego pisma, zależało mi na nim).

Nie lubię być niemiła, ale stać godzinami na poczcie też nie lubię.

poczta

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (228)

#78937

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zainspirowani relacją z jednego bloga podróżniczego, w długi weekend z Bożym Ciałem pojechaliśmy zwiedzać północne Niemcy (Hamburg, Brema itd.).

Moi rodzice są wspaniali i kochamy się bardzo, ale czasem jak się na coś uprą, to niestety nie ma sposobu, by ich przekonać. Jak im powiedziałam o naszych turystycznych planach, to powiedziała, że kategorycznie zabrania mi jechać. Dlaczego? Bo w Niemczech jest teraz niebezpiecznie, bo terroryści i zamachy.

Próbowałam użyć merytorycznego argumentu, że, nawet wliczając zamachy, to bezpieczniej jest jechać do Hamburga niż do Gdańska, bo ciągle jest większe ryzyko zginąć w wypadku na polskiej drodze niż w niemieckim zamachu. Nie trafiło.

W dzień wyjazdu (środa po pracy, jechaliśmy autem na noc) matka zadzwoniła, że ona ma stan przedzawałowy i żebym najlepiej przyjechała, bo ona chyba dzwoni po karetkę.

Za 5 minut ojciec napisał mi SMS-a, że to jest szopka, odstawiona żebym nie jechała do Niemiec. Zadzwoniłam do matki, aby zapytać, jak jest naprawdę. Przyznała się i stwierdziła, że ojciec popamięta. Podobno cały długi weekend w domu były ciche dni.

W sumie trochę piekielne, trochę komiczne, a tatusia uwielbiam, zawsze był po mojej stronie. :D

rodzina

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (210)

#78842

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak opisywałam w którejś z poprzednich historii, moje auto uległo uszkodzeniu wskutek solidnej stłuczki nie z mojej winy. Wbrew temu czego się spodziewałam, jednak opłaca się je naprawić, więc stoi sobie w ASO, a ja jeżdżę autem zastępczym.

Uzyskanie takiego samochodu nie obyło się jednak bez problemów. Najpierw próbowałam zrobić to przez ubezpieczyciela sprawcy, ponieważ jego towarzystwo ubezpieczeniowe oferuje odpowiednią infolinię dla "ofiar" swojego klienta.

Zadzwoniłam tam, potwierdziłam zgłoszenie szkody itd. i zaoferowali mi zgodnie ze swoimi zasadami "samochód zastępczy co najmniej odpowiadający klasie samochodu uszkodzonego". Mój uszkodzony samochód to BMW 5 kombi. Według ich tabelki jest to "limuzyna premium" więc zaoferowali mi Audi A6 albo jakiegoś Lexusa. Oba pojazdy w wersji sedan. Powiedziałam, że to nie musi być taka ekskluzywna marka, ale musi być koniecznie kombi, bo kupiłam kombi gdyż potrzebuję kombi, szczególnie w kontekście wyjazdu na długi weekend ze znajomymi w 5 osób z bagażami.

Człowieczek na infolinii stwierdził że on ma możliwość przydzielenia samochodu wyłącznie takiej klasy jak mój i nie może innej klasy. Argument, że ja chcę auto niższej klasy, ale kombi do niego nie trafił.
Może mi dać Audi A6 które kosztuje pewnie minimum 250 zł za dobę, ale nie może mi dać żadnej Octavii kombi która jest pewnie stówkę tańsza. Bo takie mają zasady.

No trudno. Samochód wzięłam z wypożyczalni, która wzięła na siebie odzyskanie pieniędzy od ubezpieczyciela. Pewnie ubezpieczyciel będzie na tym finansowo stratny, ale to już nie mój problem, jeżeli mają tak bezsensowne regulaminy.

A ja jeżdżę sobie prawie nowym Talismanem kombi i jest bardzo fajny. Wypożyczalnia na tyle fajna, że jak naprawa mojego auta będzie się przedłużać, to będę mogła zmienić sobie Talismana na co innego na następny tydzień, ot tak, dla urozmaicenia. Może np. Mondeo. ;)

Edit: Dodam jeszcze, że auto zastępcze bezpośrednio od ubezpieczyciela sprawcy odpadło, bo ubezpieczyciel chciał żebym podpisała, że auto zastępcze będę prowadzić ja i tylko ja. A moje prywatne auto, które to zastępcze ma zastępować prowadzę nie tylko ja, ale wszyscy którym ja pozwolę. I jak jadę w trasę ze znajomymi to oczywiste jest że nie będę prowadzić 800 km sama, tylko część zrobi zmiennik. U ubezpieczyciela nie do przyjęcia, w małej wypożyczalni w moim mieście - bez problemu.

ubezpieczenia

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 197 (235)
zarchiwizowany

#78983

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dość drogi, trzygwiazdkowy hotel. Wychodząc z pokoju, chcę zostawić laptopa podłączonego do prądu, by się naładował do pełna, bo będzie potrzebny na mieście.
Niestety, okazuje się to niemożliwe. Przy drzwiach znajduje się czytnik, do którego należy włożyć kartę dostępową do pokoju. Czyli wychodząc z pokoju, kartę się zabiera, a prąd jest automatycznie odcinany od gniazdek.
Zwykle to nie jest problem, bo to prosty czytnik mechaniczny i wychodząc kartę dostępową można zamienić na kartę zniżkową do weterynarza i nadal będzie działać.
Niestety, ten hotel należał do mniejszości, która zainwestowała w nowszą technologię i czytnik faktycznie czyta zawartość elektroniczną karty - działa tylko z kartą dostępową do pokoju.
Trudno, w każdym pokoju jest przecież lodówka, która musi być zasilana cały czas. Wystarczy więc wczołgać się pod szafkę i wyłączyć lodówkę, a podłączyć swój komputer.
Niestety, też nie tym razem. Lodówka tak wbudowana w meble, że nie ma sposobu by ją odłączyć.
Recepcjonistka twierdzi, że nie może wydać drugiej karty do pokoju nawet za kaucją.
W ten sposób, płacąc niemałe pieniądze za hotel teoretycznie wysokiej klasy, człowiek ma większy problem z dostępem do prądu, niż w schronisku górskim PTTK. Co mi po eleganckich meblach i zasłonach oraz wykwintnym śniadaniu w cenie, jeżeli nie mogę sobie naładować mojego narzędzia pracy?

hotel

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 19 (133)

#78632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem niepełnosprawna w lekkim stopniu - chodzę o kulach. Na co dzień sobie ze wszystkim radzę, ale spędzenie całego dnia na nogach jest dla mnie niewątpliwie bardziej męczące, niż dla osoby zdrowej.

Jeden z długich weekendów spędzaliśmy z mężem w jednym z większych miast Europy Zachodniej. Do obiadu przeszłam "z buta" całe stare miasto, drugą część dnia planowaliśmy spędzić w bardzo dużym muzeum - też dobre kilka godzin zwiedzania. Dlatego nie omieszkałam skorzystać z możliwości wypożyczenia wózka inwalidzkiego. To świetna opcja, nie tylko dla osób niepełnosprawnych, ale też na przykład dla emerytów w podeszłym wieku, którzy jeszcze normalnie chodzą sami, ale zwiedzić olbrzymiego muzeum z pewnością nie daliby rady z powodu braku sił. Podczas zwiedzania porobiliśmy trochę zdjęć (wolno było, zakaz dotyczył jedynie lampy błyskowej, co zrozumiałe). Na części robionych przez męża byłam ja.
Pokazywałam potem zdjęcia na spotkaniu z koleżankami, na którym była też kuzynka jednej z moich przyjaciółek.

Zapytała czemu byłam na wózku, czy mi się pogorszyło. Odpowiedziałam, że nie, ale że nie miałabym siły zwiedzić tak dużo w ciągu jednego dnia chodząc o kulach, więc skorzystałam z wózka, jeśli była taka możliwość.

Ona na to, że wolałaby nie zwiedzać już nic, niż robić to na wózku inwalidzkim, bo co ludzie pomyślą, bo wszyscy będą się patrzyć itd.

Nie wiem czy to dla Was jest piekielne, ale dla mnie tak, bo rezygnowanie z tego, na czym nam zależy tylko dlatego, że "ludzie się będą patrzyć" na nasze niedoskonałości, kalectwo czy choroby to jest coś, z czym najbardziej walczę całe życie.

muzeum

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (245)

#78717

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wiele mówi się o dyskryminacji kobiet w ciąży, ale czasem sytuacja nie jest jednoznaczna. Albo jest jednoznaczna, tylko że w drugą stronę. Historia z korpo, w którym znajomy jest kierownikiem działu.

Dziewczyna zaszła w ciążę. Natychmiast poszła na zwolnienie lekarskie. Były wątpliwości co do zasadności tego zwolnienia (powzięte np. na podstawie zawartości jej profilu w serwisie Instagram), ale korpo postanowiło dać sobie spokój, by nie narazić się na zarzuty dyskryminacji.

Ciężarna zarzuty takie skierowała pod adresem korporacji i tak. Za pomocą prawnika przysłała pismo, że czuje się dyskryminowana, ponieważ będąc na zwolnieniu lekarskim nie otrzymała premii kwartalnej.

Premii nie otrzymała, ponieważ z tych środków podwójną premię kwartalną wypłacono pracownikowi który zgodził się ją zastępować, mimo że wiązało się to z chodzeniem do pracy z nogą w gipsie.

ciąże

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 262 (276)

#78703

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z dzisiaj.
Wracam z pracy. Droga bynajmniej nie osiedlowa, normalny teren zabudowany, więc jadę równe 50 km/h. Droga prosta i szeroka, więc wielu kierowców pragnie jechać szybciej, a zatem irytująco i niebezpiecznie siedzą mi na zderzaku.
Zaraz przy krawędzi drogi (gdzie nawet nie ma chodnika, który jest oddzielony od jezdni pasem zieleni, a jest jedynie wąski pasek kostki brukowej), stoi matka z dwójką dzieci. Matka gada przez telefon, a dzieci robią co chcą, więc zwalniam poniżej 30 km/h, spodziewając się, że nieupilnowany nieletni w każdej chwili może znaleźć się na jezdni.

I tak właśnie się stało gdy jechałam nie więcej niż 25 km/h. Zdążyłam zahamować. Właściwie to nie pamiętam tego momentu, więc nie wiem dokładnie czy to ja pierwsza wcisnęłam hamulec, czy auto zahamowało samo widząc pieszego na radarze.
To co pamiętam dobrze, to uderzenie w tył, huk i wystrzał poduszek powietrznych. Kierowca jadący za mną nie wyhamował. Piekielny, bo nie zachował odstępu.
Ale najbardziej piekielna w historii jest matka, bo gdyby dzieciak nie trafił na mnie zwalniającą na jego widok na poboczu, tylko na przykład na zawodnika, który uderzył we mnie, to dziecko nieupilnowane byłoby już pewnie martwe.

Tak dziecko jest żywe, boję się że matka się niczego nie nauczy, bo wyskoczyła z mordą na mnie i niestety ulotniła się przed przyjazdem policji. Kierowca z tyłu został z mandatem, skasowanym przodem i perspektywą utraty zniżek na OC, a ja... cóż. Rozkwaszony cały tył tak, że błotniki zablokowały koła i nie da się jechać oraz wywalone poduszki powietrzne w aucie na gwarancji zapewne oznaczają szkodę całkowitą. Dobrze, że wóz był w leasingu, z najpełniejszym możliwym ubezpieczeniem. Zostaje mi zastanowić się czym chcę teraz jeździć.

PS: Bardzo polecam systemy bezpieczeństwa, które same hamują gdy wykryją przeszkodę. Są bardziej dostępne niż większość ludzi myśli. Można je znaleźć już w dziesięcioletnim Volvo, dość przystępnym cenowo nawet na polskie warunki.

PS2: Co do stereotypów - nie zawsze sprawdzają się. W tej historii to ja jestem kierowcą BMW (co prawda kombi i nie czarne), a sprawca miał rodzinnego minivana.

kierowcy

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 112 (134)

#78633

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio dużo historii „na fali otyłości".

Sformułowanie „fala otyłości" kojarzy mi się z jakimś falującym morzem, wypełnionym skwierczącą zużytą fryturą z McDonalda, ale właściwie też mam coś pasującego do tego tematu.

Mam w firmie koleżankę, która mimo młodego wieku jest bardzo duża. No, ma dobre 120 kg (ale rok temu miała aż 135) i już nieważne, jak do tego doszło (głównie ciężka depresja - zajadanie smutków w łóżku), ważne, że chce coś z tym zrobić. Odżywia się zdrowo i dzięki temu powoli zmniejsza wagę.

By przyspieszyć ten proces, postanowiła podjąć aktywność fizyczną. Bieganie i wiele innych form ruchu jest szkodliwych dla osób z aż tak wielką otyłością, więc wybrała basen, który jest aktywnością bardzo bezpieczną dla stawów, kręgosłupa itd.

Poszła raz i zaraz po wyjściu z szatni zadzwoniła do mnie zapłakana, że kilka osób pokazywało ją sobie palcami, podśmiechując się i nazywając ją wielorybem. Jedna do drugiej powiedziała, że taka orka nie powinna się pokazywać w kostiumie kąpielowym.

Nie rozumiem, jak można być tak okrutnym. Rozumiem krytykę otyłych osób, które na co dzień paradują w zbyt ciasnych lub zbyt kusych ubraniach. Jest to faktycznie często mało estetyczne. Ale jak inaczej można pójść na basen niż w stroju kąpielowym?

Przecież jak osoba otyła idzie na pływalnię, to nie po to, by chwalić się swoim sadłem, lecz by spróbować się go pozbyć. Jak się taką osobę będzie tam tak źle traktować, to ona nie schudnie a wręcz przeciwnie...

basen

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 358 (384)