Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

chenelly

Zamieszcza historie od: 22 lutego 2012 - 10:07
Ostatnio: 8 sierpnia 2018 - 14:59
O sobie:

Karma is a bitch, so am I

  • Historii na głównej: 4 z 9
  • Punktów za historie: 6152
  • Komentarzy: 113
  • Punktów za komentarze: 1165
 

#43425

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W wieku 18 lat zaszłam w ciążę. Nie planowałam tego, ale nie była to dla mnie i mojego partnera (nazwijmy go X) tragedia. Mieszkaliśmy wtedy z jego mamą (jego rodzice są po separacji) we Włoszech (jest on Włochem) w dużym mieszkaniu, on pracował od trzech lat, ja kończyłam zaocznie szkołę i pracowałam w cateringu jako kelnerka. Czyli mieliśmy gdzie mieszkać, mieliśmy pieniądze.
Jego ojciec nie był najszczęśliwszy, ale nie komentował i życzył nam szczęścia.
Za to piekielna była reakcja siostry i matki X. Na początku było słodko, aż do porzygania "Ojej, jak cudownie, gratulacje kochana!", "Odłożę ci ubranka po mojej córeczce! Na kiedy masz termin?" To słodzenie trwało jakiś tydzień, a po tym czasie zaczęły napominać o... aborcji.

Zaczęło się niewinnie, ot jakieś wspomnienie o tym, że we Włoszech aborcja jest legalna... Potem pytania "Jesteś taka młoda, nie myślałaś o aborcji?", a potem było już agresywnie. Jego siostra potrafiła do mnie wydzwaniać po kilka razy dziennie z tekstem "Słuchaj, zmarnujesz życie sobie i mojemu bratu. Ja nie popieram aborcji, ale w waszej sytuacji..."
Często w nocy wysyłała mi sms-y typu "Tutaj masz numer do ginekologa, jak coś to zawiozę cię", "No to co? Błagam powiedz, że tak".

Na początku nie powiedziałam X o niczym... sama nie wiem dlaczego, ta sytuacja była dla mnie tak dziwna, że nie wiedziałam jak się zachować. Doszło do tego, że kiedy X wychodził rano do pracy, ja szybko się ubierałam i wręcz uciekałam z mieszkania i wracałam 10 minut przed jego powrotem, tylko żeby nie przebywać sam na sam z jego matką, która cały czas naciskała na mnie.
W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam o wszystkim X. Myślałam, że w jego obecności wyprą się wszystkiego, ale zgodnie stwierdziły "Przecież to najlepsze wyjście z sytuacji".
Następnego dnia wyprowadziliśmy się do jego ojca.

Niestety nie było dane mi zostać matką, bo poroniłam w 11 tygodniu... Wieść dotarła do matki i siostry X, jego rodzicielka pojawiła się w mieszkaniu ojca X ze słowami "Tak bardzo się cieszymy, że poroniłaś, teraz możecie już wrócić do mojego mieszkania!"

rodzina

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1202 (1296)

#41325

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój tata pewnego dnia wybrał się na zakupy do supermarketu. Nie miał zamiaru kupić wielu rzeczy, więc zamiast wózka na zakupy, użył małego koszyka. Zakupy skończył, wyłożył na kasę, zapłacił, włożył z powrotem do koszyka, koszyk z zakupami wsadził do samochodu i pojechał do domu. Po prostu zagapił się i zabrał ze sobą koszyk, zorientował się dopiero przy wysiadaniu z samochodu z zakupami... No cóż, zdarza się czasami.

Koszyk na nic mojemu tacie nie był potrzebny, więc następnego dnia postanowił go odnieść. Podszedł do kasy i położył koszyk na stosie innych koszyków i skierował się w stronę wyjścia, bez zbędnych tłumaczeń.
- Halo, halo! Proszę pana! - krzyknęła za nim jakaś starsza pani, która akurat stała niedaleko kasy - A co mi pan tutaj przyniósł? Po co pan to przy kasie położył?
- Koszyk odniosłem, bo wczoraj przez roztargnienie zabrałem go do domu...
- No chyba sobie żartujesz! - krzyknęła - Jakiś koszyk mi przynosisz i zostawiasz tutaj? Z zewnątrz?! A to nawet nie wygląda jak koszyki z tego sklepu! (chociaż koszyk wyglądał identycznie) Chcesz nam sprawić jakieś kłopoty?!

Ojciec, mimo że zawsze był osobą bardzo wygadaną i pyskatą w tym momencie był tak zdezorientowany, że nie wiedział czy dyskutować czy uciekać.
W tym momencie sprawą zainteresował się ochroniarz i zaczął zmierzać w ich stronę, ale kobieta zaczęła się drzeć, wprawiając wszystkich w osłupienie.

- Zabieraj ten koszyk! Chyba cię po**bało, jakieś koszyki z wysypiska mi tu znosi!!! Zaraz zadzwonię na milicję i cię zgarną! Co za chamstwo, niewychowanie, pierwsze nakradł a potem przynosi tu kur**two!

Ochroniarz, kasjerki, klienci - wszyscy przyglądali się z lekkim strachem tej scenie. A co zrobił mój ojciec?
Podszedł do kasy, złapał "swój" koszyk i wyszedł ze sklepu.... a babsko zaczęło za nim krzyczeć:
- Wracaj tutaj! Oddaj ten koszyk!
Nie oddał.
Koszyk do dzisiaj stoi w naszym garażu i używamy go do zbierania jabłek w sadzie.

sklepy

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1160 (1212)
zarchiwizowany

#41252

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Remontujemy i rozbudowujemy dom, zostawiamy tylko ściany a wszystko idzie do wymiany. Niestety zostałam na czas budowy słomianą wdową, bo mąż ma zobowiązania za granicą i wróci do Polski dopiero na prace wykończeniowe.
Na moje barki spadł obowiązek wybrania okien, drzwi i zajmowania się robotnikami. W sumie nie przeszkadza mi to, nie czuje jakiejś specjalnej presji i nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła się wprowadzać.
Ale z przykrością zauważyłam, że wiele osób twierdzi, że baby do takiej roboty się nie nadają...

Pojechałam do dużego sklepu z drzwiami pooglądać sobie trochę... Błądzę i błądzę, więc poprosiłam pracownika o pomoc. Pomijając już fakt, że chciałby mi sprzedać g**no w cenie złota, to kiedy byłam niezdecydowana, czy wybrać drzwi z przeszkleniem, czy bez zaczeły się komentarze :
- Dlaczego chłopa do tego nie wysłali, znałby się przynajmniej... - mruknął sprzedawca pod nosem.
- Że co Pan tam mruczy? - i tutaj uśmiech numer 5.
- Nic nic...
- Bo słyszałam coś, że chłopa powinnam tu przysłać ?
- No bo co Pani, tak sama buduje ten dom? Bez faceta? Przecież BABY SIĘ NIE ZNAJĄ! Kupi taka złe drzwi i potem z pretensjami do nas!
Narobiłam hałasu przy innych klientach, że uważają kobiety za idiotki, sprawę zgłosiłam przełożonemu, dostałam nawet zniżkę na zakupy u nich, ale jednak nie skorzystam.


Kolejna sytuacja zdarzyła się przy oknach, facet cały czas zadawał pytania w stylu: A Pani sama ten dom buduje? A ma Pani jakiegoś mężczyzne do pomocy? Bo wie Pani, facet się jednak zna... to co sama tutaj Pani jest czy nie? A nie mogłaby Pani tutaj męża przesłać?
W końcu powiedziałam mu, że niestety męża nie mam, bo jestem lesbijką. Zaczerwienił się i już nic na ten temat nie powiedział.
Na pożegnanie powiedziałam, że mają najlepszą ofertę, ale jednak nie skorzystam i pójdę do konkurencji. Nie zrozumiał dlaczego...

Stoję w markecie budowlanym, wybieram sobie szlifierkę oscylacyjną, żeby sobie deski wyszlifować. Model wybrany, tylko pudełko ze szlifierką jakoś tak wysoko i nie dosięgnę, bez wywalenia na siebie całego regału. Wołam pracownika obsługi i co słyszę (na głos, bezpośrednio do mnie, na pewno nie wypowiedziane żartem)
- Oho, znowu ktoś wysłał babę so sklepu, zaraz będzie się czepiała i ryja darła, bo się nie zna...
Po prostu mnie zatkało (jak to mówi mój znajomy - zawiesiłam się jak obrazem na ścianie). Ale skargę złożyłam, nie wiem co z tego wynikło.


Czy to naprawdę takie dziwne, że w czasie remontu czy budowy kobieta się czymś zajmuje?

budowa/remont

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 248 (322)
zarchiwizowany

#41206

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj postanowiłam, że obejrzę na żywo skok Felixa Baumgartnera - włączyłam laptopa, odszukałam relację na żywo i oglądam. W pewnym momencie dosiadła się do mnie moja szwagierka, a jako że nie zna za dobrze angielskiego zaczeła wypytywać mnie o różne parametry, które były pokazywane na ekranie - temperatura, ciśnienie no i zawartość tlenu, która akurat w tamtym momencie oscylowała wokół 23 %.
- Ale przecież on się udusi tam! - zakrzykneła moja szwagierka
- Dlaczego niby?
- No bo ma tylko 23% tlenu tam w środku, a przecież my oddychamy samym tlenem!
-.... No tak, ale powietrze na ziemi nie składa się tylko z tlenu, tlen to jakieś 21%, a reszta to głównie azot.
- No chyba sobie żartujesz!!!
I tutaj nastapiła długa kłótnia, bo moja szwagierka była gotowa dać sobie rękę uciąć, bo była przekonana, że powietrze to tylko i wyłącznie tlen... Dopiero włączenie się do rozmowy mojego męża i skonsultowanie się z Wikipedią, starą encyklopedią dla dzieci i podręcznikiem do przyrody mojej młodszej siostry przekonało ją, że mamy rację.
Po tym wydarzeniue przypomniała mi się historia z udziałek wujka mojego męża - nazwijmy go wujek Zenek. Wujek Zenek ma jakies 40 lat, raczej głupi nie jest - co prawda nie ma tytułu magistra, ale skończył technikum. Pewnego dnia wybraliśmy się do niego na kawę, siedzimy i rozmawiamy o byle czym. W pewnym momencie wyszedł temat dinozarurów, no i wyszło na to, że wujek był przekonany, że ludzie i dinozaury istniały w tym samym czasie i dinozaury wygineły, bo ludzie na nie polowali... Byłąm w szoku, bo myślałam, że to jakaś podstawowa sprawa, o której wiedzą już dzieci w podstawówce.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 14 (56)

#33240

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkając w USA dzieliłam mieszkanie z 3 dziewczynami. I właśnie o ukochanym jednej z moich współlokatorek będzie historia.

Dziewczyna nazywała się Eva i warto dodać, że była bardzo ładna - 170 cm, szczupła i wysportowana sylwetka, długie, ciemne włosy, niebieskie oczy, do tego miła, zawsze uśmiechnięta i zadbana. Pewnego dnia Eva przyprowadziła swojego nowego chłopaka. W tym momencie pękło mi serce, bo chłopak był paskudny, inaczej tego ująć się nie da, był od niej niższy, przez kilka dni z rzędu nosił te same ubrania, był gburowaty i nawet nie próbował być miły. Był Włochem i od lat mieszkał w USA, nadałyśmy mu przydomek Mario.

Druga wizyta w naszym mieszkaniu i zaczął sam się obsługiwać, akurat Eva wyszła na moment i musiał na nią poczekać - zrobił sobie kanapki zostawiając przy tym niesamowity syf, wyjadł ciastka, które znalazł w szafce w kuchni - oczywiście wszystko bez pytania, czy może.

Na walentynki przyniósł Eva kwiaty i czekoladki, czekoladki były przeterminowane od ponad 4 lat! A kwiaty były moje - przed wejściem do budynku spotkałam go, zaoferował, że wniesie na górę moje zakupy + kwiaty, które dostałam od znajomego. Zgodziłam się i wzięłam na ręce psa, z którym właśnie wracałam z zakupów. Wszedł do mieszkania, rzucił na podłogę zakupy i krzyknął:
- Kochanie, mam dla ciebie kwiaty!

Przygotowywałam właśnie ciasteczka, słyszę, że ktoś wchodzi do łazienki, siedzi tam dłuższy moment, spuszcza wodę, nie myje rąk, wychodzi - tak, był to oczywiście Mario. Fakt nie przeszkadzałby mi tak bardzo, gdyby nie to, że wszedł do kuchni i władował łapy do miski z ciastem ("Oj, nie krzycz tak bardzo, chciałem tylko spróbować", "No przecież jest czysto w łazience"). Ciasteczek nie zrobiłam.

Cały czas narzekał na wygląd Eva, że jest za gruba, że za małe cycki, że za duża dupa, etc. Choć sam był daaaaaaleki od ideału. Mimo tego Eva świata za nim nie widziała, zapatrzona w niego jak w obrazek, patrząc na jej twarz kiedy on był w pobliżu, aż chciało się westchnąć "that′s amore".

Nie chcę się rozdrabniać o innych rzeczach jak zapominanie portfela zawsze gdy wychodzili, o wiecznym bałaganie, który zostawiał.

Ale największą jego piekielność to kłamstwo. Pewnego dnia wybraliśmy się do baru, tam Mario spotkał swojego znajomego, panowie postanowili porozmawiać chwilę, oddalili się trochę, ale i tak było ich słychać, zaczęli rozmawiać po włosku (ważne - znam włoski, ale jakoś nigdy o tym nie powiedziałam Mario, zresztą nie rozmawiałam z nim za dużo) i słyszę mniej więcej taką rozmowę:

(K)olega - Fajna dupa, ale ty przypadkiem nie byłeś z Anną?
(M)ario - Dalej z nią jestem, ale co to szkodzi, tak mam dwie laski, plus współlokatorki.
(K)- Ty draniu! (głośny śmiech) To co, z jej koleżankami też sypiasz?
(M) - Jasne, przeleciałem wszystkie co najmniej dwa razy.
I tutaj zaczął wychwalać nasze wymyślone łóżkowe zalety.
W tym momencie po prostu nie wytrzymałam, podeszłam do nich i po włosku zaczęłam:
- Przykro mi Mario, ale chyba musiałam być ostro naćpana (w tym momencie jego szczęka była na podłodze, po prostu nie spodziewał się tego, że znam włoski), bo nie pamiętam w ogóle tego, żebym uprawiała z tobą seks. Jeśli chcesz to zapytam też inne, czy przypadkiem tego z tobą nie robiły, chociaż wątpię, żeby ktokolwiek chciał to z tobą robić, bo po prostu jesteś obleśny. A i jak mówiliście, że nazywa się twoja dziewczyna? Anna, tak? Z pewnością poinformuję o tym Eva, będzie jej bardzo miło.

Na szczęście Eva kopnęła Mario w dupę bez momentu zastanowienia, a zakochanie minęło jej szybko i sama nie wie co w nim takiego widziała.

miłość a raczej jej brak

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1031 (1135)

#31492

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnie nie raz słyszeliście "Amerykanie są głupi". Osobiście podchodziłam do takich opinii z dystansem, bo znam wiele osób z USA. Jedni mniej, inni więcej inteligentni, ktoś głupkowaty, ktoś mało wiedział o fizyce, ale za to dużo o życiu, ale nikt nie był po prostu w 100% głupi. Ale kiedy pojawiła się ONA, zrozumiałam kto zapracował na taką opinię.
Nazywała się Mandy, pojawiła się w naszej grupie jako kuzynka znajomego mojego przyjaciela, szukała nowych znajomych, po tym jak jej wieloletni chłopak z nią zerwał, potrzebowała też nowego mieszkania, tak więc zamieszkała ze mną i 2 współlokatorkami. Oto kilka jej kwiatków:

- dziewczę nie wiedziało, że aby mieć mleko, trzeba wydoić krowę, myślała, że mleko jest produkowane w fabryce, jak coca-cola

- nie wiedziała też, że istnieją ziarna kakaowca "A ja byłam pewna, że kakao wydobywa się z kopalni, tak jak sól i CUKIER!"

- nie potrafiła prawie nic ugotować, nawet makaronu, bo jak twierdziła "Nigdy nie wiem, kiedy woda się gotuję", pokazałam jej gotującą się wodę, była zdziwiona...

- w związku w powyższym jadła dużo śmieciowego jedzenia (chociaż była w miarę szczupła), nie rozumiała, że np. cała sałata jest większa od hamburgera, ale ma mniej kalorii; tłumaczyliśmy jej chyba z milion razy, że nie każda mniejsza rzecz to mniej kalorii

- myślała, że Europa to jeden wielki kraj; nigdy nie słyszała o Francji, myślała, że Włochy już nie istnieją, o dziwo słyszała o Polsce (chociaż nie wiedziała, że to jest w Europie, myślała, że to gdzieś blisko Meksyku), bo jej babcia była Polką

- była fanką kultury i muzyki Japońskiej, nie potrafiła wskazać Japonii na mapie (nawet w dużym przybliżeniu)

- notorycznie chciała wkładać metalowe przedmioty do mikrofalówki, na szczęście nie potrafiła jej włączyć, więc za każdym razem kogoś wołała

- nie potrafiła w wieku 21 lat... biegać! Żeby biec wyciągała ręce przed siebie i próbowała uderzać kolanami o ręce "Bo jak byłam mała to nie potrafiłam biegać i tak mi wytłumaczyła mama", nauczyliśmy ją

- kod PIN do bankomatu zapisała na karteczce i przykleiła ją oczywiście na karcie od bankomatu

- potrzebowała pomocy, aby umyć sobie włosy... w ogóle było wiele zachowań, w których pokazywała kompletny brak przystosowania do życia.. nie zdawała sobie sprawy, że np. coca-cola w różnych sklepach, ma różne ceny, albo że ser różnych marek, w tym samym sklepie nie kosztuje tak samo, nie wiedziała jaki nosi rozmiar buta i ubrań, zostawiała torebkę zawsze otwartą, z portfelem na wierzchu, często o niej zapominając

- matematyka... nie wiedziała nic o tej materii, nie znała tabliczki mnożenia, nie potrafiła dodawać i odejmować (a o dziwo pracowała jako kasjerka)

- była przekonana, że to Indianie odkryli Amerykę, nigdy nie słyszała o Kolumbie

- rozmowa w babskim gronie, o antykoncepcji, Mandy zdziwiona "Ale po co stosujecie antykoncepcję? Przecież przed ślubem nie można zajść w ciążę" tak, była pewna, że kobieta przed ślubem jest bezpłodna, zapytałam więc dlaczego jest tak dużo nastolatek w ciąży... chwila myślenia "Pewnie biorą potajemnie ślub"; nie była też nigdy u ginekologa, bo ponoć do ginekologa idzie się tylko w ciąży; nie podmywała się w czasie okresu i podpaski/tampony wymieniała dopiero jak przeciekały... bo słyszała, że tak lepiej, musiałyśmy jej godzinami tłumaczyć

- dostawała ataku paniki, jeśli dla żartu ktoś powiedział "O Boże! Za tobą stoi duch (wampir /wilkołak/ zombie/ potwór z bagien)"; wystarczyło powiedzieć, normalnie, nawet bez udawanego strachu a ona zaczynała krzyczeć i biegać w kółko

- miała uczulenie na jajka (dostawała dosyć paskudnej wysypki), zapominała o tym, że jest uczulona, często na śniadanie przyrządzała sobie jajka

Sytuacji było jeszcze więcej, ale może opiszę je następnym razem. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, że ktoś może być aż tak głupi i na dodatek jeszcze żywy.A jednak, świat nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

usa

Skomentuj (142) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1620 (1774)
zarchiwizowany

#31568

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czasami wiara w siebie i swoją wiedzę, potrafi być bardzo piekielna.
Po kilkumiesięcznym pobycie we Włoszech, władałam językiem bardzo dobrze. Rozmowa w gronie Włoskich znajomych, temat "Bóg, biblia i kosmici". Chciałam powiedzieć coś o ognistym rydwanie, nie wiedziałam jak brzmi to słowo po włosku, ale stwierdziłam, że pewnie bardzo podobnie, zakładając, że polskie słowo pochodzi z włoskiego.
- Ridvano! - podpowiada mi mój umysł, zakładając, że wystarczy y zamienić na i, w na v, dodać -ano i powstaje włoskie słowo (co dotychczach funkcjonowało dosyć poprawnie, zwłaszcza tworząc słowa od języka angielskiego).
Włosi cisza, nie wiedzą o co chodzi.
- Divano? (tłum. sofa) - pyta ktoryś zdezorientowany.
Zaczynam sie smiać, myśląc, że ze mnie żartują - No tak jasne, ogniste sofy. Przecież chodzi o ridvano!
Nic z ich strony, coraz głupsze miny.
- Ri - dva - no! - zaczynam się irytować.
Oni, że nic takiego nie istnieje. Jak to nie istnieje, jak istnieje.
Dalej mnie zapewniają, że nigdy nie istaniał u nich żaden "ridvano". Ja już nieźle wkurzona, zaczynam cała litanie o ich głupocie, o tym, że nic ich w szkole chyba nie uczą, że są ignorantami, bo nie znają nawet podstaw historii i każdy, nawet najgłupszy dzieciak w Polsce wie, co to jest ridvano. Na koniec przeklinam ich wszystkich i ich przyszłe dzieci, rzucam na nich klątwę wiecznego trądziku, czarnych kotów i trzaskając drzwiami wychodzę.
W domu siadam do słownika z myślami " Ja im k***a pokażę, tym nieukom". Triumfalnie otwieram strone z hasłem "Rydwan" i triumfalnie czytam tłumaczenie... Uśmiech nagle znika z mojej twarzy i pojawia się rozpacz i wstyd. CARRO DA GUERRA - brzmi tłumaczenie.
Zadzwoniłam szybko, przeprosiłam i wytlumaczyłam o co chodzi. Przeprosiny przyjeli, chociaż do dzisiaj wypominają mi moją piekielność i wołają na mnie Ridvano.

nieporozumienie jezykowe

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (80)
zarchiwizowany

#31047

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia Nea przypomniała mi historię mojego szwagra. Czyli coś o skąpych ludziach.
W dniu jego urodzin jego babcia niezmiernie szczęśliwa postanowiła założyć lokatę, wpłacając na nią 500 euro. Lokata miała termin do 18stki szwagra, tak więc procent nie był mały. Od czasu do czasu, przy okazji świąt, urodzin i innych uroczystości babcia wręczając szwagrowi lizaka, albo składając mu życzenia przypomina "Ja kochany nic ci nie daje, bo tam lokata rośnie z tobą"
Mija 18ście lat... A o lokacie nic nie słychać, ale szwagier nie upomina się, za kilka lat bedzie kupował dom, brał ślub to i kasa bardziej się przyda. Mija kolejne 10 lat, nadszedł moment kupna domu. Babcia dzwoni do szwagra "Kochany wnuczku, ja przyjadę do ciebie z kasą z lokaty."
Szwagier doczekać się nie może - każdy grosz się przyda, a i przez te 28 lat lokata z 500 euro na pewno sporo urosła. Babcia przjeżdza, daje koperte (jakaś lekka, ale może w środku jest czek?), szwagier otwiera a tam... 500 euro.
Szwagier nie kryjąc swojego zdziwnienia pyta - Ale babciu, miały być pieniążki z lokaty, a to jest 500 euro które wpłaciłaś 28 lat temu! A gdzie procent?
Na to babcia słodkim głosikiem - Kochany, jaki procent? Ja procent zatrzymałam dla siebie, bo dla ciebie wpłaciłam przecież 500 euro!

EDIT: Jako, że w komentarzach pojawiły się głosy, że to fake bo 28 lat temu euro nie istniało, to sprostuję jeszcze raz tutaj (bo nie wszyscy czytają komentarze). Wiem, że euro nie istniało 28 lat temu, wtedy we Włoszech używało się lir włoskich. Użyłam euro jako waluty, ponieważ zdaję mi się, że więcej osób wie ile to jest 500 euro, gdybym napisała, że babcia wpłaciła na lokatę 1 000 000 lirów włoskich, zapewne wiele osób nie wiedziałoby czy to dużo, czy mało. Tak więc lokata była założona na sumę 1 000 000 lirów, a na koniec szwagier dostał 500 euro (1 euro to okolo 2 000 lir), bo było to jakies 5 lat temu.

rodzinka

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 260 (338)
zarchiwizowany

#31003

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Późna jesień, szósta rano, zmęczona po całonocnym maratonie w kinie. Kolejka do autobusu. Próbuję moich zdolności telepatyczych przekazując kierowcy "Szybciej, szybciej". Już, już prawie, jeszcze dwie osoby przede mną... I nagle z mgły wynurza się ona - czerwony płaszcz, berecik, laskeczka, teleportuje się przedemną z zaskakującą prędkością.
- Przepraszam, ale Pani tutaj nie stała.
- Noicoztego?!(wypowiedziane głośno, z tonem wskazującym na obrazę, jednym ciągiem) Trzeba było stać bliżej innych, to by nie było miejsca, żeby przed ciebie wejść. Gówniaro.
I nagle, nie czekając na moją odpowiedź, ona bierze nastolatka stojącego przedemną za fraki, przesuwa go na bok (dosłownie, chłopak nie wiedział co się dzieje) i wchodzi kupić bilet.
- A ponoć to młodzież jest nie wychowana - wzdycham do zdziwionego nastolatka.
- Spie.... wszyscy ode mnie - krzyczy ona - Ja mam ku..a zły dzień!!!

Kochana kobieta, ma po prostu ku..a zły dzień.

pkp breslavia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (280)

1