Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

didi_madloba

Zamieszcza historie od: 1 maja 2013 - 18:47
Ostatnio: 9 października 2016 - 18:20
  • Historii na głównej: 16 z 16
  • Punktów za historie: 10509
  • Komentarzy: 28
  • Punktów za komentarze: 289
 

#63429

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bar na lotnisku w dużym polskim mieście.

W pewnym momencie uwagę wszystkich zwraca awantura, której źródłem jest pewna pani zdecydowanie "pod wpływem". Po chwili pojawiają się dwaj panowie mundurowi, a awantura przybiera na sile. Robi się na tyle głośno, że bez problemu słychać powód zamieszania... "COOO???? JA MAM PŁACIĆ ZA DRINKI??? NIE BĘDĘ ZA NIC PŁACIĆ, JA MAM WYKUPIONE WCZASY ALL INCLUSIVE !!!!!"

Jassssne.....

lotnisko

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 491 (541)

#63283

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dialogi i pytania klientów (K) do obsługi (O) podsłuchane w markecie budowlanym w zeszłą sobotę. Zaprawdę trzeba mieć anielską cierpliwość, aby tam pracować i nie zwariować!!!!

(K)- Czy płytki pod prysznicem muszą być mrozoodporne?

(K)- Potrzebuję małe lustro do łazienki.
(O)- Jakie wymiary?
(K)- No takie żeby żona się zmieściła.

(O)- Ta żarówka powinna świecić przeciętnie około dwóch-trzech lat.
(K)- To fajnie, jak zamontuję dwie to będzie spokój na jakieś pięć lat, tak?

(K)- Chciałbym kupić fugę ale nie wiem jaką. To może ja zamówię płytki, wy mi je przywieziecie, a ja w tym czasie porozmawiam z fachowcem i zadzwonię to dorzucicie fugę do transportu.
(O)- Ale tak się nie da, bo za towar płaci się z góry.
(K)- Jak to, to nie możecie fugi dorzucić gratis?

I na koniec moje ulubione.
(K)- Czy jak mam kabinę prysznicową 90-tkę, to będą pasować bordowe kafelki?

sklepy

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 392 (564)

#63213

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ponieważ nieco władam językiem gruzińskim, kolega poprosił mnie abym przygotowała krótki tekst napisany po gruzińsku, którym on przyszpanuje przy korespondencji z Gruzinami. Trochę wysiłku mnie to kosztowało, ale tekst powstał i przesłałam go koledze mailem - co ważne - język gruziński posługuje się swoim własnym odrębnym alfabetem wyglądającym tak jak na zdjęciach tutaj: http://innagruzja.blogspot.com/2012/02/powrot-do-pierwszej-klasy.html

Krótko później dzwoni telefon i kolega odzywa się w te słowa:
(K)- Wiesz co, dostałem twojego maila, ale chyba jest błąd, bo tu mi jakieś same robaczki wyskakują.
(Ja)- Nie, wszystko jest w porządku, w Gruzji mają taki alfabet i tak się pisze.
(K)- Yyyy, no ale tu mi naprawdę jakieś robaczki wychodzą.
(Ja)- I tak ma być, to są normalne gruzińskie zdania w ich alfabecie.
(K)- Ale ja chciałem im maila wysłać, a tutaj to nie wiem co to ma być te zawijasy.
(Ja)- Spoko, skopiuj to po prostu i wyślij.
(K)- A nie możesz mi tego jakoś normalnie napisać???
(Ja)- Normalnie czyli jak???
(K)- No tak PO NASZEMU.

zagranica

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 463 (559)

#62757

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Posiadamy w rodzinie Piekielną Ciotkę (PC). Oto jak po raz kolejny podniosła nam ciśnienie.

Miesiąc przed 1.11.:
(PC)- Przyjeżdżam do sąsiedniej miejscowości 1.11. na groby, chciałabym się u was zatrzymać.
(My)- Jasne, będziemy czekać.
(PC)- To ja jeszcze zadzwonię i podam szczegóły przyjazdu.

Tydzień przed 1.11. Ciotka się nie odezwała, więc dzwonimy my:
(My)- No i jak tam, kiedy ciocia przyjeżdża?
(PC)- Aaaa, w sumie to nie wiem, bo źle się czuję, chyba jednak nie przyjadę. Jutro się zdecyduję i do was zadzwonię.

Dwa dni później telefonu nadal brak. Zatem dzwonimy:
(My)- Zdecydowała już ciocia?
(PC)- Tak, syn mnie przywiezie i od razu będziemy wracać, więc do was już nie zajedziemy.
(My)- No dobrze, to w takim razie my wyjeżdżamy na weekend.
(PC)- Tak, tak, jedźcie.

Dzień przez 1.11. wieczorem.
(PC)- To ja jutro przyjeżdżam, spotkamy się o 13:00 na cmentarzu.
(My)- Yyyy.... ale my już wyjechaliśmy na weekend, jesteśmy 150km od domu.
(PC)- K*** mać, w ogóle na was nie można polegać!!!!

grunt to rodzinka

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 699 (769)

#62563

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Krótko i na temat:

Duże miasto wojewódzkie. Zespół do spraw orzekania o niepełnosprawności znajduje się w starej kamienicy na drugim piętrze. BEZ WINDY.

Czy tylko ja tu widzę swoisty paragraf 22? Jesteś niepełnosprawny ruchowo i nie dotarłeś na posiedzenie komisji- decyzja odmowna, dotarłeś na posiedzenie- czyli nie jesteś aż tak niepełnosprawny a zatem decyzja odmowna....

administracja

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 651 (691)

#61211

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z zamierzchłych czasów mojej pierwszej pracy.

Pracowałam wtedy w pewnej Firmie jako tłumacz języka niemieckiego. Partnerów mieliśmy głównie w Niemczech, ale pewnego razu zostałam wysłana z szefem na Bardzo_Ważne_Międzynarodowe_Spotkanie do Szwajcarii. Co istotne, nikt nie dał mi do ręki żadnych dokumentów odnośnie przebiegu spotkania, a kiedy próbowałam czegokolwiek konkretniejszego się dowiedzieć, powiedziano mi tylko "nie marudź młoda, jedź i tłumacz". No i fajnie. Naiwnie założyłam, że Firma wie, co robi.....

...a tu niespodzianka, spotkanie zaczyna się od "Bonjour Madame" i dalej już leci po francusku... tak, tak, spotkanie było w Lozannie, w kantonie francuskojęzycznym, wszyscy partnerzy mówili po francusku i tego języka od nas oczekiwali!!!

... mało tego, ja w panice do szefa:
- Szefie, oni mówią po francusku.
A on do mnie
- No to co, jesteś tłumaczem to tłumacz!

I w sumie nie wiem, kto okazał się wtedy bardziej piekielny: ktoś w Firmie, kto wysłał tłumacza j., niemieckiego na francuskojęzyczne spotkanie, czy mój szef, który oczekiwał niemożliwego...

PS. Dla dociekliwych: Z sytuacji pomógł nam wybrnąć jeden ze Szwajcarów, który dyskretnie tłumaczył dla mnie na niemiecki, a potem ja z niemieckiego na polski, no ale nasza Firma ogólnie pokazała się jako niepoważna i z oczekiwanej współpracy nic nie wyszło.

zagranica

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 666 (686)

#60904

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się historia, która przydarzyła się jakiś czas temu mojej Babci.

Babcia miała wtedy lat 82, ale była całkiem sprawna ciałem i duchem, mieszkała sama i sama załatwiała swoje sprawy w urzędach itp. Któregoś dnia odkryła, że nie może znaleźć swojego dowodu osobistego. Mocno się zdenerwowała, bo w dzisiejszych czasach tyle słyszy się o kradzieżach dokumentów i wyłudzeniach kredytów itp. Przeszukanie całego mieszkania nic nie dało, więc Babcia podreptała do właściwego urzędu, żeby zgłosić utratę dowodu, potem do fotografa po nowe zdjęcie, znowu do urzędu złożyć wniosek, a po kilkunastu dniach po raz kolejny do urzędu po odebranie dowodu. W międzyczasie była też na policji, bo przecież możliwe, że ktoś już na podstawie jej dowodu czegoś nawywijał... Nietrudno się domyślić, że w wieku Babci taki maraton nieźle dał się jej we znaki.

Minął jakiś czas, Babcia udała się do swojego banku, którego była klientką od lat. A tam... pani z okienka szczerząc się radośnie oświadcza "Oooo, dobrze, że pani przyszła, bo miesiąc temu jak pani u nas była, to zapomniała pani zabrać swój dowód osobisty". Babcię jakby piorun trafił. Pani z banku miała jej dowód, adres, numer telefonu i wszelkie inne dane. NIKT nie pofatygował się, aby choćby telefonicznie poinformować, że dowód został znaleziony. A 82-letnia staruszka niech sobie uprawia biegi po urzędach, a co tam.

Mało tego, kierownik oddziału też nie widział problemu i stwierdził jedynie, że "odsyłanie dokumentów klientom nie należy do obowiązków tej pani". Noż kurrr...Przeniesienie konta do innego banku nastąpiło oczywiście natychmiast, ale nerwów i wydeptanych kilometrów już nikt Babci nie zwróci.

dowód osobisty

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 611 (721)

#54734

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wierzę, no po prostu nie wierzę!

Minęło 6 tygodni od mojej stłuczki z gruzińskim taksówkarzem opisanej tutaj http://piekielni.pl/53383, moje auto nadal nie wróciło z warsztatu, a koszty wynoszą już ponad 1100 lari* (co już samo w sobie jest piekielne, bo roboty przy nim było tak maksymalnie na 3-4 dni!), a tu nagle wczoraj.... W drzwiach mojego biura staje dzielny Pan Gruziński Taksówkarz (PGT) i wywiązuje się następujący dialog:

(Ja) - Gamardżobat, słucham pana.
(PGT)- Gamardżobat, przyniosłem rachunki.
(Ja) - Ale jakie rachunki?
(PGT)- No za naprawdę mojego samochodu, prawie 600 lari wyszło.
(Ja) - No współczuję, ale czego pan chce ode mnie?
(PGT)- Przecież kolega pani mówił, że przyjdę się dogadać co do pieniędzy, pani mi auto rozbiła, nie mogłem zarabiać przez tyle czasu i jeszcze takie koszty naprawy, pani to musi mi jakoś wyrównać.
(Ja) - Panie, policja stwierdziła, że wypadek był z pana winy, niech się pan cieszy, że moje auto miało ubezpieczenie, bo jeszcze za to musiałby pan zapłacić.
(PGT)- No właśnie, pani ma ubezpieczenie, więc dla pani to żaden problem, a kto pokryje moje koszty?

Uuuuuuh, ręce mi opadły. Zakończyłam dyskusję, z dużym trudem wyprosiłam pana z biura. Odgrażał się, że tego tak nie zostawi, naśle na mnie policję, napisze do ambasady i sama nie wiem co jeszcze. Ludzie, czy ja jestem w ukrytej kamerze?

*1 lari to niecałe 2 zł.

zagranica

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 437 (485)

#53383

przez (PW) ·
| Do ulubionych
A tymczasem w Gruzji...

Sytuacja na drogach opisywana przeze mnie tutaj http://piekielni.pl/51733 absolutnie się nie zmieniła, więc stało się to, co kiedyś stać się musiało, zaliczyłam stłuczkę. Piekielnie było na maksa. Ale może od początku.

Jadę sobie spokojnie po mieście swoim pasem, mam zielone, słonko świeci, a tu nagle wielkie bummmmm..... i widzę po swojej prawej stronie fruwające kawałki czegoś kolorowego. No pięknie. Co się stało? Stojący z boku taksówkarz postanowił ni z tego ni z owego otworzyć lewe drzwi swojego auta i wysiąść, oczywiście nie patrząc, że ma na swojej wysokości inny samochód. Efekt? Jego auto mocno wygięte drzwi i wielkie wgniecenie, moje auto pozbyło się prawego przedniego światła, prawego lusterka i uzyskało szereg błękitnych zarysowań i wgnieceń na całej długości. Cud, że gościu wyszedł z tego bez żadnych kontuzji.

Wrrrrrrr. Wysiadam. I tu zaczyna być piekielnie. Otoczona zostaję przez tłum co najmniej 20 Gruzinów wrzeszczących, że to oczywiście moja wina. Dlaczego moja? A bo "kobieta za kółkiem" czyli na pewno moja. Hm ciekawa teoria. Najlepszy był jednak taksówkarz, który uznał że mam mu zapłacić za naprawę samochodu i zaczął się o to wykłócać! Osłupiałam! Według niego powinnam była stanąć i poczekać aż on wysiądzie. Hm, czyli domyślić się jakimś cudem, że akurat w tym momencie szanowny hrabia będzie otwierał drzwi swojego auta, stanąć na środku drogi blokując ruch i poczekać aż on się oddali. Taaaaa, jasssne.

Wezwana przeze mnie policja od pierwszego rzutu oka uznała, że to jednak nie moja wina i wzięła szanownego hrabiego w obroty. I pewnie na tym zakończyłaby się piekielność sytuacji, gdyby nie jakiś gościu z tłumu, który podszedł do mnie i zapytał, czy może jednak dogadałabym się z panem taksówkarzem i pokryła jego koszty... bo przecież ja jestem cudzoziemką więc na pewno mam ubezpieczenie, a on nie ma i nie będzie go stać na naprawę.... A przecież w sumie to przeze mnie ma zniszczony samochód...

Gruzja chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać.

zagranica

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 744 (788)

#52309

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia związana z lataniem (poprzedni wpis tutaj: http://piekielni.pl/51210), choć tym razem to nie pasażerowie okazali się piekielni.

Czekam sobie przed bramką na lotnisku w Stambule i nagle zauważam, że pośrodku stoi sobie aktówka. Zwykła czarna biurowa aktówka bez żadnych etykiet czy naklejek. Po 15 minutach aktówka nadal stoi i najwyraźniej nikt się do niej nie przyznaje. Wytresowana ogłoszeniami w stylu "proszę nie zostawiać bagażu bez nadzoru" zaczynam czuć się nieswojo. Widzę, że inni pasażerowie też już patrzą na aktówkę podejrzliwie. Po kolejnych 10 minutach nie wytrzymuję i zwracam uwagę przechodzącemu ochroniarzowi. I tu następuje super "profesjonalna" reakcja.

Pan ochroniarz podchodzi do aktówki, podnosi ją, przykłada do ucha i silnie potrząsa. Następnie kładzie ją bynajmniej nie delikatnie na kontuar i próbuje otworzyć zamki. Nie udaje mu się to, więc próbuje podważyć wieko linijką. Nadal nic. Znowu potrząsa i znowu próbuje otworzyć. W końcu zniechęcony zabiera aktówkę pod pachę i znika na końcu korytarza, odprowadzany moim osłupiałym wzrokiem....

Tak, wiem, że zapewne 95% tego typu sytuacji to fałszywy alarm, ale co by było gdyby akurat ta aktówka należała do tych pozostałych 5%?

lotnisko

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 547 (623)