Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

hitman57

Zamieszcza historie od: 3 stycznia 2012 - 18:09
Ostatnio: 5 marca 2019 - 14:51
  • Historii na głównej: 6 z 8
  • Punktów za historie: 2471
  • Komentarzy: 438
  • Punktów za komentarze: 4002
 

#70870

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wracałem wczoraj z Kołobrzegu do Trójmiasta. Od niedzieli zrobiła się odwilż i prawie przez całą drogę towarzyszyła mi mgła. Jakoś w połowie trasy w oddali zaczęły mi się malować dwa czerwone punkty, światła pozycyjne pojazdu przede mną.

Po minucie czy dwóch byłem ~5 m za tym pojazdem, dokładnie w tym momencie kierowca postanowił włączyć światło przeciwmgłowe, tym samym oślepiając mnie.

Zamrugałem mu długimi światłami, żeby dać znać, że oślepia mnie i utrudnia bezpieczną jazdę. W odpowiedzi kierowca… nie wyłączył światła przeciwmgłowego, a wcisnął hamulec, zwalniając z 80 do 60 km/h poza obszarem zabudowanym. :/

Coraz częściej mam wrażenie, że prawo jazdy niektórzy to w chipsach znaleźli. :/

A podobno tak ciężko zdać egzamin. :/

droga

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 118 (182)

#72841

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Potrzebowalismy do firmy pamięci RAM, ale nie jakichkolwiek, tylko dedykowanych do konkretnego serwera. Można zamówić w hurtowni, ale dostawa dopiero w poniedziałek. A kości potrzebne na cito.

Ratunkiem wydawał się lokalny sklep. Sklep ma nawet witrynę do zamówień przez internet, zamówienie przygotowane, zaznaczono odbiór osobisty i pierwszy zgrzyt. Opłata za odbiór osobisty to 4,99 :/

Niestety sytuacja wymaga szybkiej interwencji. Zamówienie wysłane, opłacone z góry przelewem, na maila po jakimś czasie wpada zwrotka, że gotowe do odbioru.

Uzbrojony w numer zamówienia zjawiam się w sklepie:

- Dzień dobry, ja po odbiór zamówienia.
- Ma pan numer zamówienia?
- Tak, nr 1234567.
- Dobrze.

(Wyciąga pamięci z szuflady)

- Poproszę dowód.
- Yyy, ale że jaki, osobisty ?
- Tak.

(Podaję dowód, ale zamówienie na firmę, a w nazwie firmy nie ma mojego imienia i nazwiska, jestem pracownikiem)

- A ma pan upoważnienie do odbioru?
- No nie, podałem panu numer opłaconego zamówienia, chcę je odebrać.
- Ja nie mogę panu tego tak wydać.
- Ale dlaczego?
- Bo później ja będę miał problemy.

(Zbity z tropu, zastanawiam się jakie problemy, sklep pusty, nr. zamówienia nikt postronny nie mógł znać, nie mógł wiedzieć, że jest opłacone, nie znał nr. NIP etc.)

- A ma pan telefon ze sobą?
- Tak, ale na zamówieniu jest nr szefa i podaje numer szefa, dane konta etc.
- To ja tego nie mogę wydać.

...

- No chyba że ma pan pieczątkę firmy.
- Yyy .... przy sobie nie mam, ale co to zmienia, skoro znam dane firmy na pamięć?
- Jak będzie pieczątka, to mogę wydać.

(Trochę zrezygnowany przypomniałem sobie, że mogę w torbie od laptopa mieć starą podręczna pieczątkę, ale torba w aucie, mówię więc, że idę sprawdzić czy mam i wrócę)

Pieczątka była w aucie, wróciłem do sklepu i ... pracownik sklepu napisał odręcznie na małej karteczce nr zamówienia, przybił pod tym niewyraźnie pieczątkę firmy, następnie podał mi kopię faktury do podpisu, na której nie postawił pieczątki. Małą kartkę z pieczątką wrzucił do szuflady.

Byłem złośliwy, podpisałem fakturę "jakiś typ", wziąłem pamięci i wyszedłem.

Lokalny sklep

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 256 (296)

#70623

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając historię #70609 przypomniała mi się historia sprzed kilku lat, która mi się przytrafiła.
Historia odnośnie parkowania auta pod domem.

Tak się złożyło, ze mieszkam w kamienicy, która pamięta obie wojny światowe, toteż nie ma przy niej żadnego parkingu dla mieszkańców. Od kiedy pamiętam ludzie parkowali to na placu za kamienicą (należącego do sklepu, ale właściciele nigdy nie narzekali), to na jakiejś górce, która była podjazdem do nieistniejących już sklepów, jakoś wszyscy sobie radzili, problemów nie było.

Obok tej kamienicy jest budynek WAM, przy którym jako jedynym w okolicy był parking dla mieszkańców, na 5 miejsc. Przez lata był nieogrodzony, grzecznościowo nikt tam tym mieszkańcom miejsca nie zajmował. Chyba, że był przejazdem i nie wiedział, że to parking do tamtej posesji. Więc parę lat temu pojawiło się niskie ogrodzenie wokół tych miejsc oraz łańcuch na wjeździe. Mieszkańcy nie chcieli, żeby zajmowano im miejsca, logiczne.

Tylko zaraz po tym zaczęły pojawiać się problemy, bo mieszkańcom z WAM, nie chciało się wjeżdżać na swój parking, zajmowali inne miejsca w pobliżu. Więc nie raz nie dwa zdarzyło się, że za łańcuchem było kilka wolnych miejsc, a oni zajmowali te "publiczne".

Były prośby, rozmowy, ale skoro budynek WAM to i wojskowi... i to ten sort zwany "trep". Logika nie trafia, nie bo nie, bo on tak powiedział, mu wygodniej ...a tamto jego i nie ma wjazdu.

Wracam po pracy do domu, włączam kierunkowskaz żeby wjechać na podwórko jadę za "trepem", dalej mam włączony kierunkowskaz, że chcę wjechać na miejsce parkingowe (ostatnie wolne), a trep nie jedzie pod łańcuch na swój parking tylko na to właśnie wolne miejsce. Zatrzymałem się za nim i proszę, żeby wjechał do siebie. Ale prychnął i poszedł do siebie.

Wkurzyłem się niemiłosiernie, zaparkowałem moje auto dokładnie za jego, tak żeby nie mógł wyjechać. Poszedłem do domu, ogarnąłem obiad, chwilę odpocząłem i uznałem, że to dobry czas na spacer. Zwolniło się kilka miejsc więc przestawiłem swoje auto. Nie sądziłem, że temat do mnie wróci. Myliłem się.

Dnia następnego wróciłem do domu po pracy i przygotowuje się do odpoczywania, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram, a to "trep" z dzieckiem na rękach. Zaczyna swój wywód, którego nie przytoczę, zbyt wiele wody w rzece upłynęło. Co się jednak okazało, burak nie wjechał do siebie, bo szedł do domu po żonę i dziecko z którym jechali na jakąś kontrolną wizytę do lekarza. Kiedy zszedł na dół, moje auto blokowało jego, a nikt nie wiedział gdzie mnie szukać, więc musiał wezwać taksówkę, prawie się nie wyrobił i czy ja chcę, żeby jego pięść spotkała się teraz z moja twarzą. Mówił coraz głośniej i się nakręcał, więc mówię do trepa, że mamy impas bo:

1. Może mnie lać, ale ja nie będą stał i czekał na cios, nie wiem jak to się skończy, ale to nie ja będę tłumaczył się dziecku co i dlaczego zrobił tata.

2. Odezwałem się do niego wtedy z prośbą, wystarczyło powiedzieć, że zaraz jedzie to bym poczekał. A zachował się jak prostak to ja zachowałem się z wzajemnością do niego. Więc pretensje może mieć tylko do siebie.

3. Ma ogrodzony parking, z dedykowanym miejscem dla siebie jak jego sąsiedzi, a tak jak jego sąsiedzi zajmuje te wspólne miejsca, nie wpuszczając nas "gorszych" do siebie. Co jest po prostu egoistyczne.

Po czym zbliżyłem się na wyciągniecie ręki i pytam go co robimy z tym dalej. Spojrzał się na dziecko i poszedł w swoją stronę. W sumie byłem w szoku, bo myślałem, że jakaś bitka się szykuje. Od tego czasu zaczął mi mówić dzień dobry i przestał parkować na tych "publicznych" miejscach.

Z tymi miejscami wiąże się jeszcze druga historia, ale opisze ją innym razem :) Skutkuje tym, że do dzisiaj, choć nie mieszkam już w tamtym mieście to "moje" miejsce jest wolne :D

sąsiedzi parking

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 232 (278)

#70940

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Okres przedświąteczny, siedzę u klienta w ramach umowy serwisowej 4h na miejscu w siedzibie. Dalej kilka umówionych wizyt... czas się dłuży, wtem dzwoni telefon. To szef, dzwonili ze sklepu X, czytnik kodów na kasie nie działa, święta idą, ruchu mnóstwo, olaboga ratujcie, bo jedna kasa działa.
Sklep X ma 2 kasy, jedna nie działa, więc kolejki przez całą salę sprzedaży... dzwonię więc:

-Dzień, co się dzieje z czytnikiem?
-Olaboga, koniec świata, kolejki są, no nie działa, nic nie pika.
-Czy wszystkie kable są podłączone?
-Ja nie wiem, koleżanka mówi, ze nie działa, ja się na tym nie znam.
-W tej chwili nie mogę przyjechać, dlatego prosiłbym, żeby sprawdziła pani czy wszystkie kable są podłączone.
-To ja za chwilę oddzwonię.

5 minut później.

-Wszystko podłączone ale dalej nie pika, niech pan przyjedzie, bo kolejki są i ludzie się denerwują.
-Mogę być najwcześniej za 2h.

2h później.

Wchodzę do sklepu, podchodzę do kasy, największy zasilacz odłączony, zamiast niego podłączona ładowarka do komórki.
Podłączam zasilacz, sprawdzam czytnik, wszystko ok.
W duchu wkurzony, bo dojazd tam nie po drodze i godzinka w plecy, wypisuje protokół z wizyty i słyszę:

-Ale za co, przecież pan nic nie zrobił?!

serwis sklep

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 694 (704)

#69483

przez (PW) ·
| Do ulubionych
1 listopada, Dzień Wszystkich Świętych.

Od kilku lat nie mieszkam w domu rodzinnym, pojawiam się tam od święta. W tym roku praca 31 przeciągnęła się do 3-ej rano, ale mimo to postanowiłem pojechać do domu. Na miejscu byłem przed 6, a ponieważ czekało mnie jeszcze trochę jeżdżenia po cmentarzach postanowiłem się przespać. Nie dalej jak 1,5h później budzi mnie dziki krzyk u sąsiadów nade mną, 2 dzieciaków biega jak oszalałe, a 20 minut później ktoś zabiera się za odkurzanie...

To by było tyle jeśli chodzi o mój sen, sprawę olałem, bo i po co sobie nerwy strzępić.
Wywlokłem swoje zwłoki z łóżka i zacząłem się ogarniać, około godziny 11 włączyłem u siebie w pokoju muzykę, nie głośno ale też nie cicho.
Po 20 minutach przychodzi do mnie matka, zadzwoniła do niej sąsiadka z pytaniem czy ja w domu jestem, bo jej córka dzwoniła, że muzyka gra głośno, dziecku przeszkadza i żeby ściszyć, a najlepiej wyłączyć.

dom

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 339 (403)
zarchiwizowany

#68797

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Hej,

Historia http://piekielni.pl/68792 przypomniała mi zdarzenie z mojego życia .... kto był piekielny pozostawiam ocenie Wam.

Na początku chciałem zaznaczyć, że jestem gruby, zawsze byłem i czas pokaże czy tak zostanie.

Zdarzenie miało miejsce, kiedy byłem jeszcze w liceum i pracowałem w wakacje, aby podnieść wartość mojego portfela, praca polegała na układaniu towarów na półkach w markecie, towarem były napoje i piwa. Ułożenie regałów w sklepie było takie, że do każdej alejki dało się wejść z dwóch stron.

Byłem, w pracy 3ci dzień z rzędu, podczas dużego festiwalu techno, bardzo ważne jest również to, że magazyn piw/napojów był w piwnicy. Tego dnia nie działała winda, ktoś wjechał zbyt ciężką paletą do środka i spowodowało to wyłączenie się dźwigu. W związku z tym, że festiwal ten odbywał się nieopodal sklepu, wszelkie napoje i piwa znikały zanim zdążyły się choćby cokolwiek schłodzić w lodówkach.

Za co kilka razy oberwało mi się od klientów Oo

Aby dostarczyć towar musiałem zejsc po schodach do piwnicy, wziąć towar, wnieść go do góry na duży wózek i tym wózkiem podjechać do alejki z ww.

Praca nielekka, a przy tym syzyfowa, bo nim zrobiłem kurs to wszystko znikało, więc efektów nie było widać (poza obrotem na kasach).

Przy którymś kursie jak zwykle stanąłem wózkiem przy jednym wejsciu do alejki i wykonywałem swoją pracę, kiedy pojawił się ON.

On był gościem, który nadwadze mógł wspominać jakies 20 lat wcześniej, w momencie kiedy go widziałem to już była chorobliwa otyłość. To byl ten etap kiedy nawet koszula nie zasłaniała całej fałdy będącej jego brzuchem.

Gościu od razu wypalił do mnie jaki jestem głupi, niemyślący i leniwy, bo zastawiłem mu wejście do tej alejki. Wspomniałem, że przecież jest drugie wejście, powiedziałem, że przecież musze dołożyć to piwo, a nie działa winda i tak jest po prostu szybciej, a i zdrowiej dla kręgosłupa (żeby nie dźwigać tego od piwnicy). Nie było to jednak argumentem dla niego i dalej najeżdżał na mnie, że on chce TĘDY przejść, a teraz nie może, bo ja tu postawiłem ten wózek. Ktoś kto był z nim w sklepie próbował go odciągnąć ode mnie, ale gościu chyba miał gorszy dzień i dalej mi ubliżał, wtedy nie wytrzymałem. Spojrzałem mu w oczy i powiedziałem, że nie miałby najmniejszego problemu z przejściem tak jak inni gdyby się tak nie spasł, albo chociaż trochę schudł.

Gościu poczerwieniał, zasapał i ... o dziwo odszedł klnąc pod nosem, że to niedopuszczalne.

Nie jestem w stanie przytoczyć dokładnie dialogu, bo działo się to naście lat temu.

market

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (61)

#34769

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia http://piekielni.pl/34676 przypomniała mi moją ostatnią wizytę w przychodni, piekielny to chyba ja byłem.

Razu pewnego zachorowało mi się. W myśl zasady - leczone tydzień, nieleczone siedem dni, czekałem na uzdrowienie z łaski pana. Takowe jednak nie przyszło, więc ósmego dnia dzwonię rano do pracy - chory i umiera, coś bliżej nieokreślonego ze mnie kapie, nie przyjdzie - spotkało się to ze zrozumieniem i życzeniem zdrowia.

Więc o godzinie 8 udałem się do przychodni (a mam do niej nawet żółwim tempem jakieś 3 minuty). Po 20 minutach czekania w okienku i słuchania rozmowy dwóch piguł dowiedziałem się, że dzisiaj nie jest mój szczęśliwy dzień i numerka nie dostanę, ale, że najlepiej nie wyglądam to moja karta zostanie zaniesiona do pani "dohtór", bo wie ona iż sezon grypowy, a przychodnia to nie salon fryzjerski, toteż po 13 przyjść, zapukać, gębę swoją pokazać, to nastąpi uleczenie.

Podziękowałem, wróciłem do domu. Godzina 13 jestem w przychodni, okazuje się, że ludzie z numerkami jeszcze koczują, zapytuje więc grzecznie kto do pokoju 1, 5 osób się melduje. Siadam na ławkę, zbieram dodatkowe zarazki.

I wtedy się rozpoczyna, dwie młode dziewczyny pytają jedną kobietę czy mogą wejść przed nią, bo one potrzebują pieczątkę na jakimś zaświadczeniu, nawet je okazują. Kobieta zaczyna tyradę, że tutaj na godziny, że tutaj każdy chce tylko pieczątkę, albo receptę, albo odebrać wyniki. Ludzie budzą się z letargu, wjeżdżają ostro na kobiety, standardowo, że młodzi ze tacy i owacy.

Ja z z grubsza czułem się jakbym jedną nogą już na drugiej stronie był. Co rusz pociągając nosem, oczy czerwone jak u królika, gorączka, do tego wtedy nosiłem długie włosy, więc sklejone, generalnie trochę jak bezdomny wyglądałem. Pociągnąłem jeszcze raz głośno nosem żeby nabrać trochę powietrza, zakaszlałem w związku z tym i wykorzystując ciszę, która zapanowała, ochrypłym głosem wyrzuciłem z siebie:

- Czyli ze wszystkich tutaj tylko ja chory jestem i przyszedłem po jakąś faktyczną pomoc lekarską?

Niektórzy to chyba dopiero wtedy mnie zauważyli, zreflektowali na mój widok. Jedna z tych dziewczyn wykorzystała okazję i wskoczyła do gabinetu. Mi też już później nikt nie robił wyrzutów, że nie byłem zarejestrowany.

przychodnia.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (620)
zarchiwizowany

#35346

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłym roku kupiłem auto. Jak wiadomo OC kupuje właściciel, ale po zbyciu auta prawo do niego ma nowy właściciel. Więc zaraz po zakupie zadzwoniłem do ubezpieczyciela i wyraziłem chęć pozostania u nich. W miarę szybko i sprawnie, bo za drugim razem przysłali mi polisę z poprawnymi danymi.

W piątek dzwoni do mnie przedstawiciel ubezpieczyciela, informuje mnie, że niedługo dobiega koniec ochrony i czy chcę wysłuchać ich oferty. Miła Pani mówi, że już przełącza mnie do działu odnowień. Raptem po 10 sekundach w słuchawce znów kobiecy głos:

-"Dzień dobry, czy pan hitman?"
-"Tak"
-"Pan jest właścicielem auta marki XxX?"
-"Tak"
-"Nie mogę przedstawić panu wyliczenia kontynuacji OC, ponieważ umowa była zawierana u naszego agenta i nie spłynęły jeszcze wszystkie dane."
-"Ale ja po zakupie auta dzwoniłem do państwa i przepisywałem polisę na siebie, u żadnego agenta nie byłem"
-"Jednak poprzedni właściciel podpisał umowę u agenta, dlatego musimy poczekać, aż spłyną dane. Najczęściej zajmuje to 1 dzień. Więc ktoś powinien do pana dzwonić w poniedziałek, bo jutro weekend"

Tutaj karpik z mojej strony, bo jak to jest, że przez rok jakieś dane do systemu im nie spłynęły, ale co tam, jeden weekend mnie nie zbawi.

Poniedziałek:

Cały dzień nikt nie dzwoni, o godzinie 15.30 nie wytrzymuje i postanawiam sam zadzwonić.

Zgłasza się Pan, który mówi mi mniej więcej to samo co Pani w piątek i on mi pomóc więcej nie może, bo to agent musi się ze mną skontaktować. Próbuję wytłumaczyć, że ja mieszkam nad pięknym polskim morzem, a agent pewnie tam gdzie kupiłem auto 550 km ode mnie, na mazurach. Pani wciąż przykro i nie może mi pomóc.

Szlag mnie trafia, krew się gotuję. No debila ze mnie chcą chyba zrobić. 20 minut później wpadłem na szatański pomysł, zadzwonię do nich i nie wybiorę opcji przedłużenie, a nowa polisa...geniusz zła ^^ (tak myślałem)

Odbiera Pan, mówię co mnie interesuje, podaję dane, ale przejrzeli mnie, słyszę w słuchawce, że przecież to auto jest ubezpieczone, to tłumaczę, że przeprowadziłem 2 rozmowy i nikt nie może wyliczyć mi kosztu przedłużenia, bo agent ma się ze mną kontaktować, tyle, że tego nie robi.

10 sekund później dowiaduje się, że wyliczenie mojego przedłużenia jest gotowe, czeka od jakiegoś czasu na mnie. Rozglądam się za kamerami i mikrofonami, brak.

Więc znów zostaje przełączony do działu odnowień.

Miła Pani informuje mnie, że to agent powinien mi przedstawić ofertę, bo ona ma zablokowane, bo oni wspierają swoich agentów, tłumaczę więc po raz 3ci z resztą:

-Ja nad morzem
-Agent na mazurach, więc nie będę go tam szukał

Pani mówi, że to nie problem, że on może do mnie przyjechać. Nie wytrzymuje strzelam facepalma, chyba było słuchać, bo nastąpiła cisza. Tłumaczę dalej, że mam niecały miesiąc, żeby to OC załatwić i muszę znać cenę, bo może zmienię ubezpieczyciela.

I znów -> "Ale agent..."

"Nie interesuje mnie agent, miał czas dzwonić, zarobić.
CHCĘ WAM ODDAĆ MOJE PIENIĄDZE A WY ICH NIE BIERZECIE, cóż to za szatańska biurokracja, że klient dzwoni sam, chce oddać ciężko zapracowane pieniądze, już teraz natychmiast, żeby mieć to z głowy na rok, a Pani mi mówi, że to nie możliwe"

Miła Pani : "Ale to nie jest żadna biurokracja, nasza firma stara się wspierać agentów" -> powtarza jak mantrę

Pytam więc czy muszę zmienić ubezpieczyciela.

Miła Pani : "To ja porozmawiam z kierownikiem na ten temat, proszę o chwilkę cierpliwości"

W tej chwili pomyślałem, że chyba już nadto swą cierpliwość nadwyrężałem, na szczęście nie czekałem długo, bo może 30 sekund i wtedy słyszę w słuchawce:

Miła Pani : "Halo, kierownik odblokował mi możliwość przekazania panu oferty na przedłużenie polisy, teraz tylko muszę pana zapytać o pesel, adres, nr tel, nr rejestracyjny auta w celu weryfikacji"


Na szczęście dalej poszło gładko, OC załatwione, kosztowało mnie to jednak jakieś 30 minut i rozmowę z 3 konsultantami.


Czy ktoś kiedyś miał takie problemy?


A w trakcie całej akcji wyglądałem mniej więcej tak:

http://forum-img.pinside.com/pinball/forum/?bb_attachments=250431&bbat=27812&inline

call_center ubezpieczalnia

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (131)

1