Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

marchewa88

Zamieszcza historie od: 5 stycznia 2014 - 19:35
Ostatnio: 18 czerwca 2017 - 7:30
  • Historii na głównej: 9 z 13
  • Punktów za historie: 4085
  • Komentarzy: 21
  • Punktów za komentarze: 129
 

#73105

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie dziś o pracy i rekrutacji:)

Pisałam, iż byłam kierownikiem recepcji.

Mam 10 lat doświadczenia w branży, w tym 4-letnie na kierowniczym.

W piątek byłam na rozmowie na takie samo stanowisko, tylko w dużo mniejszym hotelu.

W- właściciel
J- Ja

W- Wie Pani, ogólnie proponujemy na kierowniczym 1300 zł, aczkolwiek po Pani doświadczeniu mogę zaproponować 1500 zł.

J- Wie Pan, to ja się zastanowię.

Brać czy nie brać? :)

hotel

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (211)

#78737

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Palicie? Bo ja palę, ale nie rozumiem niektórych rzeczy.

Palę w swoim mieszkaniu, popiół kiepuję do swojej popielniczki.
Jak schodzę do ogródka z psem jest popielniczka "sąsiedzka".

Zatem jak można kiepować przez okno i wypalać dziury w moim praniu? Tego nie rozumiem.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 134 (162)

#78223

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję obecnie w galerii, zdarzenie które miało miejsca parę dni temu kończy się faktem, że niektórzy dzieci nie powinni mieć.

Małżeństwo, przymierza wybrane produkty, z nimi 2 dzieci. Tak ok 4 i 1,5 roczku.

Mały ciągle ucieka, jak to dziecko bo się nudzi.

Patrzę, a ten szkrab nagle sobie wybiega na galerię. Matka nic.

- Przepraszam, ale właśnie Pani dziecko uciekło.

Matka nadal nic. Przymierza.

Ale po chwili matka bierze starszego i gdzieś na galerię biegnie.

Wraca, ale bez małego szkraba.

I stoi.

W końcu mąż się zainteresował i ochrzanił.

Pobiegli, nie wrócili.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (193)

#71396

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tym razem będzie o uczelni.

Studia II stopnia zaczęłam w 2012 roku.

Pod koniec I semestru zmieniłam mieszkanie, zatem w razie czego trzeba podmienić adres na uczelni.

Mail napisany z prośbą o zmianę adresu z ulicy X na ulicę Y, odpowiedź pozytywna, że zmienili.

Przyszedł czas obrony, niestety nie wyrobiłam się z napisaniem pracy do 30 września 2014 roku.

Zatem skreślono mnie z listy studentów.

Uczelnia daje warunkowe dwa tygodnie na złożenie pracy, przywrócenie na listę studentów i obronę jeszcze bez opłaty.

No cóż, jak już się domyślacie, nie udało mi się w ciągu tych dwóch tygodni skompletować pracy.

Mówi się trudno, moja wina. Trzeba teraz odebrać skreślenie, z bólem serca zapłacić i się obronić.

Ale zaraz, jakie skreślenie?

Przekopałam mieszkanie, czy przypadkiem nie wrzuciłam gdzieś listu, bo skrzynka świeci pustkami. No nie ma.

Dzwonię na uczelnię i nakreślam sytuację. Dobrze, oni wyślą jeszcze raz.

Po tygodniu czekania dzwonię ponownie, iż nie dostałam tego skreślenia, a chciałabym już złożyć pracę, zapłacić, obronić się i mieć to z głowy.

Pani każe jeszcze trochę poczekać, bo może coś z pocztą...


I tu coś mnie tknęło.

Odszukałam maila prawie sprzed 2 lat z moją prośbą o zmianę adresu oraz jej akceptację.

Idę do dziekanatu i nakreślam jeszcze raz sytuację, gdyż nie mogę się obronić przez to, iż skreślenie do mnie nie doszło.

Pytam grzecznie:

- Mogę wiedzieć, na jaki adres państwo to skreślenie wysłali?
- No na ulicę X!
-(grrr) Proszę pani, to skreślenie zatem nigdy do mnie nie dojdzie, bo tam nie mieszkam już.
- Trzeba było podmienić!
- Podmieniałam... Proszę, oto mail z potwierdzeniem od państwa, że zmieniliście.
- To ja nie wiem co teraz, proszę iść do dziekana.

Zatem idę do dziekana i już któryś raz nakreślam sytuację...

Na szczęście dziekan zawsze był kochanym człowiekiem. Kazał paniom wciągnąć mnie ponownie na listę studentów, w dodatku bez płacenia.

Praca złożona i obroniona.

Dlaczego o tym piszę?

Otóż w piątek otrzymałam maila z uczelni (po ponad roku od obrony), chcą wysłać suplement do dyplomu, proszą jedynie o potwierdzenie adresu do wysyłki.

Tak, nadal mają ulicę X, a nie Y...

uczelnia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (250)

#71338

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czytając piekielnych każdy z nas sobie przypomina o pewnych sytuacjach. Mam właśnie tak teraz.


Było to mniej więcej rok temu jak jeszcze pracowałam w hotelu jako kierownik recepcji a szukałam innej pracy.

W swoim cv mam wypisane swoje główne obowiązki do każdego stanowiska, które wykonywałam.

Mam też swoją tolerancję na głupotę, nie umiejętność czytania oraz innych rzeczy, aczkolwiek w pewnym momencie żyłka mi po prostu pękła( żyłka pękła z powodu trzeciej pod rząd prawie identycznej sytuacji).

Zostałam zaproszona na rozmowę na stanowisko: Asystentka biura. Rozmowa nie trwała nawet 10 min.

Pytanie pierwsze: Proszę opowiedzieć o tym czym Pani obecnie się zajmuje?

Na to pytanie już troszkę podniosło mi się ciśnienie, bo już wiedziałam, że w sumie nie przeczytała mojego CV.

Kopiuję wypunktowane główne obowiązki:

- zatrudnianie pracowników oraz ich szkolenie wewnętrzne jak i zgodnie ze standardami sieci
- kontrola poprawności dokumentów księgowych i rezerwacji
- zarządzanie dystrybucją cen w systemach rezerwacyjnych
- zarządzanie dostępnością obiektu
- sporządzanie raportów miesięcznych do centrali
- rozwiązywanie sytuacji konfliktowych z Gościem
- zamawianie artykułów biurowych
- sporządzanie budżetu hotelu
- zarządzanie allotmentami w systemach
- profesjonalna obsługa Gościa hotelowego
- przyjmowanie rezerwacji mailowych i telefonicznych
- rozliczanie Gości
- dbanie nad prawidłowym check-in i check-out

I kobiecie recytuję słowo w słowo. W pewnym momencie ona mi przerywa i mówi:

- Wie Pani co, ma Pani za wysokie kwalifikacje na to stanowisko i za szybko Pani się znudzi..

W tym momencie żyłka mi pękła. Zachowałam się bardzo nieładnie. Wstałam i powiedziałam:

- To trzeba k*wa czytać kto jakie ma kwalifikacje a nie tracić czasu obojga osób.

I wyszłam.

rekrutacja

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 529 (559)

#70969

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Praca - temat rzeka.

Dawno mnie nie było, ale pisałam, iż jestem kierownikiem recepcji w hotelu.

Obecnie - czas przeszły.

Dla mnie historia istnie piekielna.

Jak każdy na kierowniczym stanowisku, mam dużo na głowie oraz dużo odpowiedzialności.

Praca w hotelu to 24/7 h. Bez przerwy.

Lubiłam swoją pracę, naprawdę. Nawet po x godzin w miesiącu.

Ale było jedno ALE.

System firmowy i moja DYREKTORKA.

Pracowałam 5 lat w byłym miejscu. Po tylu latach można by było mieć jakiś szacunek do pracownika lub go chociaż docenić? Chociażby słowem... nie mówię tu już o premii... Otóż nie...

Mimo prawie 200h w miesiącu (tak, byłam za dobra i brałam zmiany recepcjonisty, aby ich nie przeciążać), układania za DYREKTORKĘ budżetu hotelu (głupia ja...) taka praca... i wielu innych rzeczach..

Szalę przelała jedna sytuacja.

Otóż zdarzyło mi się mieć wolną sobotę (w niedziele zazwyczaj przychodziłam do pomocy na wyjazdach).

Zatem w piątek przyjechałam do pracy z torbą pełną ciuchów, śpiworem i karimatą - wyjeżdżałam pod namiot. Zostawiłam wszystko w biurze. Poinformowałam swoją dyrektor o moim wyjeździe i że wyjątkowo mogę nie mieć zasięgu.

W sobotę dostaję od niej SMS-a.

Cytuję:

- Pani Marchewo, jak dziś obłożenie? Ten booking dojechał?
- Tak, dojechał, otrzymałam SMS-a, ale nie dzwoniłam, bo mam, jak już wspominałam, słaby zasięg.
- Chodzi o to, aby było 100% obłożenia! Pani Marchewo, MUSI Pani w weekend to kontrolować! I być pod komputerem, aby pomagać!
- Pani Dyr. Mam też swoje życie prywatne i nie będę tego robić. Jeżeli nie zauważyła Pani, że jestem ciągle dostępna do pomocy i wypomina mi Pani to w mój jedyny dzień wolny, to mi przykro.
Składam wypowiedzenie w poniedziałek.
- Rozumiem.


Tak złożyłam wypowiedzenie. W ciemno. Znalazłam lepiej płatną pracę po tygodniu.

hotel

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 293 (325)
zarchiwizowany

#70981

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytam piekielnych od dawna.. zazwyczaj jak jadę rano do pracy..

Myślałam, że nie ma u mnie piekielnych rzeczy, ale po dodaniu ostatniej historii uświadomiłam sobie, iż jest tego multum.

Będę o pracownikach.

Jak wspominałam byłam za dobra, bo nie chciałam ich przeciążać. Brałam często ich zmiany.. innego sposobu "dogadzania" nie miałam.

Nie mam nic przeciwko pracującym matkom, naprawdę. Nie raz pracowały już ciężarne, z dziećmi, potrafiące pogodzić pracę z domem.

Ale trafiła mi się ONA. Miła dziewczyna, starsza ode mnie, z 2 dzieci. Bardzo chętna do pracy.

Po 2 miesiącu nastąpił pierwszy zgrzyt.

Dzwoni do mnie o 5 rano, że chora i nie przyjdzie na zmianę. Mało przytomna ogarniam się i jadę na 7 rano do hotelu.

Może się zdarzyć każdemu.

Ale załamka przyszła mi z krańcem marca/ początkiem kwietnia. święta.

Najgorszy czas. Wszystkie pakiety sprzedane, 40 dzieci rozbieganych i samowolnych na hotelu...

ONA- miała mieć nockę z piątku na sobotę i niedzielny dyżur do pomocy.

Pierwszy raz od paru lat mogłam pojechać na święta do domu.

Godzina 14:00 dzwoni do mnie, że jednak ona nie da rady, idzie na pogotowie i bierze zwolnienie.

5 h przed rozpoczęciem zmiany...

Zatem czekała mnie 24 h zmiana, albo kogoś skombinowanie.

Nikogo nie znalazłam.. Uprosiłam 1 dziewczynę aby wzięła 4 dniówki pod rząd i kolegę aby wziął 3 nocki. Sama nie pojechałam na święta tylko przyszłam do pomocy. Inni byli już w rozjazdach.

Rozumiem, iż można źle się czuć skoro powiedziała mi przez tel, że dnia wczorajszego się źle czuła.

Jeden dzień na ustawienie zmiany to dużo.

5 H przed kompletnie stawia mnie pod ścianą.

Zatem jeżeli to czytasz Malwino, wszyscy byliśmy Ci bardzo wdzięczni...

Hotel

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 99 (195)
zarchiwizowany

#60358

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Byłam wczoraj na pogrzebie.

Nie mogę zrozumieć dwóch rzeczy:

1) Jak można iść pożegnać się ze zmarłym, namiętnie cały czas żując gumę..?

2) Jak można przyjść na pogrzeb w kabaretkach i sukience ledwo przysłaniającej tyłek?!

Świat wariuje..

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 7 (127)

#59385

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będzie o piekielnych pracodawcach.

Kilka lat temu chciałam się przekwalifikować, co czasami bywa trudne. No ale czasem trzeba zacisnąć zęby i iść w zaparte.

Udało się wreszcie, ale przez jakiś miesiąc musiałam pracować na 2 etatach. Nie jest to łatwe, ale dałam radę, w końcu odeszłam od poprzedniego pracodawcy.

Wszystko ładnie, pięknie nawet nie przeszkadzały mi zmiany 16-godzinne. 14- 6 rano 3 razy w tygodniu plus 2x od 20 do 6 i 2 dni wolnego. Byle zdobyć doświadczenie.

Umowę w końcu dostałam.. na stanowisko na którym nie pracowałam...

Upominałam się o swoje. I co?

Zwolnili mnie, bo chciałam mieć umowę o pracę za wykonywane obowiązki.

pracodawcy

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 370 (494)
zarchiwizowany

#58187

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie tym razem z cyklu piekielnych lekarzy.

Rok temu, powiedzmy że moja znajoma i podwładna dajmy jej Ola poprosiła mnie o tydzień urlopu bo chciałaby pojechać do rodziców, gdzie cudem załatwiła sobie wizytę u specjalisty.

Spoko, aż tak długo się nie działo więc dałam jej urlop, chociaż już wtedy trochę niemrawa mi się wydawała.


3 dni przed zakończeniem jej urlopu dostaję maila, że jest na zwolnieniu lekarskim z powodu bardzo poważnych problemów zdrowotnych.

Napisała na mojego prywatnego maila a nie na służbowego żeby ktoś przypadkiem go nie odczytał, więc musiało być nie wesoło.

Wróciła kilka dni przed kończącym się zwolnieniem ( i tak przedłużyła je) żeby porozmawiać.

Okazało się, że była w ciąży. Myślę super! i dobrze, że nic nie powiedziałam tylko słuchałam dalej.

Otóż poszła do swojego lekarza w miejscowości w której wynajmowała mieszkanie z narzeczonym.

Pani dr robi usg i mówi:

[Dr]- niestety płód jest martwy, nie ma bicia serca.

Wypisała jej receptę na tabletki na poronienie i wysłała do domu.

Oczywiście po takiej wiadomości raczej nie leci się do apteki i nie wykupuje recepty, tylko idzie się do domu aby przysposobić wiadomość.

Na szczęście Ola wyjeżdżała od razu do rodziców.

Tam jeszcze raz poszła do ginekologa.

USG:

[DR]- o i słyszy Pani jak serduszko ładnie bije?

Tak płód żył i miał się dobrze.

Aż strach pomyśleć, że ona jednak mogłaby się posłuchałać lekarza i tabletki by wykupiła i zażyła.

Boże widzisz i nie grzmisz!

Na szczęście kolejny raz mogę być ciocią.

Nie wiem czy sprawa potoczyła się w bardziej drastycznym kierunku, bo Ola już u mnie nie pracuje. Ale gdyby mi to się przytrafiło to chyba pierwszej kobiecie zrobiłabym krzywdę.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (356)