Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

DIS

Zamieszcza historie od: 22 grudnia 2011 - 22:22
Ostatnio: 27 czerwca 2017 - 10:39
O sobie:

Florysta z własnym Warsztatem.
Rzadko odpowiadam na komentarze.

  • Historii na głównej: 21 z 26
  • Punktów za historie: 18710
  • Komentarzy: 34
  • Punktów za komentarze: 242
 
zarchiwizowany

#46359

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak prawie przejechał mnie dziś pociąg.

Mała stacja PKP na wygwizdowie. Dwie dość wąskie, wysokie platformy z wiatami zamiast poczekalni, odśnieżone tylko jakoś w 1/4, po stronie po której podjeżdżają pociągi. To znaczy, wzdłuż pokryte pasem zasp o wysokości 20 - 30cm i do połowy niby odśnieżone, ale i tak pokryte grubą warstwą lodu i ciągle padającego śniegu. Do tego spadziste w kierunku torów (bo przecież łatwiej jest stację zalać asfaltem, który i tak za rok popęka, niż wyremontować stację tak, żeby było w miarę równo). Wracam od koleżanki, u której spędziłam weekend. Ciężki plecak, torba (nie z ciuchami, a innymi rzeczami, jak aparat fotograficzny w torbie i książki wypełniające połowę plecaka), bardzo śliskie buty i ogólne zmęczenie nie pozwalają na zbyt długie utrzymanie równowagi na lodzie, więc idę sobie raczej wolno. Pociąg podjeżdża kiedy dostaję się na stację, nawet minutę przed czasem, więc staram się szybkim krokiem przejść na jej drugi koniec, manewrując pomiędzy ludźmi szykującymi się do wejścia do pociągu, albo chociaż blisko niego, bo na początku pociąg będzie zapchany, a ja lubię sobie posiedzieć. Niestety, nie jest mi dane ujść daleko, bo na lodzie nogi nagle uciekają mi w bliżej nieokreślonym kierunku i po chwili zsuwam się ze stacji, prosto pod pociąg.

Miałam szczęście, bo jakiś chłopak złapał mnie za fraki i odciągnął zanim zdążyłam się zsunąć. Tak objuczona bym sama się nie podniosła. Nie wiem, czy nawet miałabym szanse na pomyślenie o tym, bo pociąg mi śmignął jak tylko znalazłam się z powrotem całym ciałem na stacji.

To chyba moja ostatnia podróż pociągiem tej zimy.

*Historia trochę poprawiona, aby nie było nieścisłości.
*Chciałabym też dodać, że sama krawędź stacji pokryta była gładziutkim lodem, na którym aż strach było stanąć.

PKP

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 161 (211)
zarchiwizowany

#31911

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam znajomych. Byli małżeństwem przez 5 lat. Nie tak dawno temu postanowili się rozwieść. Wszystko oczywiście w pełnej zgodzie i po ludzku. Ostatnio Monika (imię zmienione) opowiedziała mi historię o swojej córeczce, własnej mamie i jej bezmyślności.

Otóż, babcia powiedziała małej, że tatuś już ich nie kocha i znajdzie sobie nową rodzinę, a o nich zapomni.

Najbliższej nocy mała przybiegła do Moniki z płaczem i zmoczoną piżamą, bo babcia powiedziała, że tatuś jej nie kocha.

Na szczęście Monice udało się jakoś wszystko dziecku od nowa wytłumaczyć i poukładać mu główce, ale ja nie potrafię zrozumieć, jak można być tak durnym i tak mieszać małemu dziecku w głowie.

Niestety, z babcią nie udało się dojść do porozumienia i obie nie będą jej przez jakiś czas odwiedzać.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (246)
zarchiwizowany

#31783

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Weszłam do warzywniaka. Nie moja okolica, więc sklepikarza nie znam, ale więcej tam nie wejdę.

Wchodzę, przede mną 3 osoby, za ladą dwóch panów. Pierwszy, ledwo się tam mieścił, drugi - kolega, elegancka koszula, krawat, ewidentnie nie pracownik sklepu. I zaczyna się:

- Stary, patrz jaka dupcia! Taką to bym brał.

- Nooo, na ladę bym ją rzucił i przy ludziach wziął, co moje.

Reszty obleśnych komentarzy nie przytoczę, ale kiedy przyszła moja kolej, było mi już niedobrze, a za mną ustawiły się kolejne 3 osoby.

- Co dla ciebie, kochanieńka?

Cóż, nie wytrzymałam.

- Chciałam kilo truskawek, ale widzę, że dziś to tylko dwa buraki macie.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (334)
zarchiwizowany

#29736

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie niesmacznie.

Spacer z psem (jak już wspominałam, jamnikowaty, jasnej maści,około 10 kilo wagi).

Jak to na spacerze bywa, pies zrobił kupę, więc pakuję ekskrementy do woreczka i wyrzucam do kosza.

Spacerek dalej trwa sobie w najlepsze, gdy dobiegają do (J) mnie (SM) Strażnicy Miejscy. Panowie przedstawiają się, po czym wypalają:

(SM) Pani pójdzie z nami!
(J) A dokąd, jeśli można spytać?
(SM) A tu, niedaleko, za zakrętem.

A co mi szkodzi. Za zakrętem moim oczom ukazała się WIELKA KUPA. Na usta cisną się tylko słowa Skippera: "Jakaż to otchłań spłodziła tę abominację?!".

(SM) Będzie mandacik (tu padają formułki)

Spoglądam to na panów, to na kupsko, to na mojego psa, coby sprawdzić czy w czasie ostatnich kilkunastu minut nie zwielokrotnił swojej objętości co najmniej osiem razy i nie zmienił się w Bernardyna, czy innego niedźwiedzia. Wszystko z twarzą "you gotta be kidding me".

(J) A za co, przepraszam? To nie nasze.
(SM) A potrafi pani to udowodnić?
(J) Proszę sobie wyobrazić, że tak (tu wskazuję mały cylindryczny pojemnik przyczepiony do smyczy i wystający z niego plastikowy woreczek). Jakiś czas temu wyrzuciłam taki zapełniony woreczek do tamtego kosza na śmieci (niestety nasze miasto nie dorobiło się jeszcze koszy na odchody).
(SM) A skąd my mamy wiedzieć, że to pani?
(J) Panowie, ja przepraszam bardzo, ale czy wyobrażają sobie panowie wydalić z siebie 1/10 wagi swojego ciała? (czyli w ich przypadku każdy po ok. 8kg) Ja też nie, a mój pies już na pewno. Do widzenia.

Poszli sobie i nawet się nie pożegnali. Skarga poszła, bo zapamiętałam nazwiska.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 214 (238)
zarchiwizowany

#25592

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłym roku na początku września byłam świadkiem takiej oto sytuacji:

Idzie sobie parkiem około 20-osobowa grupka przedszkolaków, wraz z kilkoma paniami pilnującymi i kierują się w stronę placu zabaw. Z naprzeciwka nadciąga rodzinka na rowerach. Rodzice i dwójka dzieci w wieku klas 1-3 podstawówki. Grupka została wyminięta szerokim łukiem po trawie, jednak paniom chyba to nie wystarczyło, bo nie omieszkały skomentować "bezmyślności" rodzinki i braku drogi dla rowerów.

W międzyczasie Urząd Miasta wylał asfaltową drogę specjalnie dla rowerów, z namalowanymi oznaczeniami i postawionymi znakami, żeby nikt nie miał wątpliwości, dla kogo przeznaczona jest owa droga. Na początku wykorzystywały ją też moherki, ale po kilku wypadkach z kołem roweru pomiędzy pośladkami mohera, wszyscy się przyzwyczaili i droga jest wykorzystywana zgodnie z przeznaczeniem.

Idę dziś parkiem i co widzę? Grupkę przedszkolaków i te same panie pilnujące NA ŚCIEŻCE DLA ROWERÓW. Już ich uczą, że piesi to święte krowy.

park

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 220 (244)

1