Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

DIS

Zamieszcza historie od: 22 grudnia 2011 - 22:22
Ostatnio: 27 czerwca 2017 - 10:39
O sobie:

Florysta z własnym Warsztatem.
Rzadko odpowiadam na komentarze.

  • Historii na głównej: 21 z 26
  • Punktów za historie: 18710
  • Komentarzy: 34
  • Punktów za komentarze: 242
 

#34027

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak "fachowcy" chcieli naciągać naiwnych ludzi. Historia miała miejsce około 3 lat temu.

Pracuję w dość specyficznej branży, mianowicie w gazownictwie. Był to okres gdy w moim mieście przechodzono z gazu Lw (zaazotowanego) na gaz E (wysokometanowy). Efektem tego przejścia był sporo większy płomień z palników gazowych, więc specjalne ekipy na koszt dostawcy wymieniali dysze w urządzeniach gazowych (kuchenki, junkersy, itp...). Akurat tak się złożyło, iż moja firma wygrała przetarg na te wszystkie wymiany, toteż zatrudniano odpowiednich ludzi specjalnie w tym celu.

Z mamuśką już wówczas nie mieszkałem, ale tak się zdarzyło, iż w dniu wymiany znalazłem się w domu rodzinnym. Siedzę sobie w pokoju, piję kawkę, palę fajeczkę, coś sobie na kompie robię... a tutaj dzwonek do drzwi, przyszli [F] "fachowcy" od "przestawiania". Otworzyła im moja [M] mamuśka, a w trakcie całego zamieszania włączyłem się [J] Ja.

[F]: Dzień dobry... oooo widzę, że ma pani kuchenkę w której nie można wymienić dysz, gdyż już takich nie produkują.
[M]: Ale jak to??? Przecież kuchenka jest całkiem nowa (miała wówczas około 3 lat).
[F]: No nie produkują już dysz do tych kuchenek.
[M]: No i co mam teraz zrobić???
[F]: Pani, my możemy załatwić nówkę kuchenkę, za 600 zł.
(w tym momencie postanowiłem wkroczyć)
[J]: Dzień dobry, tak sobie słucham z pokoju i słucham, mówicie panowie, że nie ma takich dysz??? Ciekawe...
[F]: No nie ma panie, jak bum cyk...
[J]: Hmmm... jakoś nie chce mi się wierzyć...
[F]: Panie, no mówię nie ma takich dysz na rynku, to już lepiej kupić nową kuchenkę, niż dysze na zamówienie robić.
[J]: A czy mógłbym zobaczyć panów uprawnienia do prac gazowych?
[F]: (już lekko zmieszany) A kim pan jest, żeby chcieć te uprawnienia???
(ciśnienie mi wzrosło tak, że prawie eksplodowałem)
[J]: Tak się składa, że pracuję w firmie, która was zatrudnia (w tym momencie wręczyłem "fachowcowi" wizytówkę)

Kolor twarzy "fachowca" można było porównać w tym momencie do bieli wchodzącej w coś zielonego...

[F]: Panie... wie pan co, ja poszukam tych dysz, coś się znajdzie na bank.
[J]: A ilu ludzi już wydy...liście na te dysze, których nie produkują???

Odpowiedziała mi cisza...

[F]: Błagam pana, nie zgłaszaj pan tego, bo ja mam rodzinę na utrzymaniu.
[J]: Trzeba było o tym wcześniej pomyśleć... ale mam dobre serce, w którym kierunku idziecie???
[F]: W stronę ulicy Ognistej.
[K]: Zatem w przyszłym tygodniu pofatyguję się i przejdę po całej ulicy, łącznie z tymi ludźmi, których zdążyliście odwiedzić i popytam czy przypadkiem dysze nie były do wymiany, a jak dowiem się, że kogoś próbowaliście naciągnąć, to nie dość, że wylecicie na pysk, to dodatkowo zadbam o kryminał.

Kilka dni później odwiedziłem kilka znajomych babć, u trzech nagle znalazły się dysze, które jednak będą pasować.

Gdy "fachowiec" mijał mnie około miesiąca później w firmie, spuścił tylko głowę i "spalił buraka".

Jakim kut..em trzeba być, żeby naciągać ludzi, którzy nie mają wiedzy w tym temacie na takie koszty? A wiadomo, z gazem nie ma żartów.

Duże miasto wojewódzkie

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1058 (1086)

#33012

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka dni temu spotkałam koleżankę. Nie widziałyśmy się od czasów podstawówki. Niestety, spieszyłam się wtedy, więc zaproponowała spotkanie w najbliższy piątek. Zgodziłam się. Wybrała kafejkę, którą i ja lubię. Bywam tam dość często od paru lat, znam więc obsługę, a obsługa zna mnie.
Umówiłyśmy się na przysłowiową kawę.

Mąż nie przepada za babskimi spotkaniami, więc około osiemnastej pojawiłam się w kawiarni. Sama.

Przy stoliku zastałam koleżankę z facetem i jeszcze jakieś dwie kompletnie nieznane mi pary. Trochę się zdziwiłam, ale ostatecznie mogli się spotkać przypadkiem.
Przywitaliśmy się, przedstawiliśmy sobie. Siedzieli przy jakimś piwku.
Po chwili podszedł kelner.

O ile rozumiałam, że w porze kolacji ktoś może być bardzo głodny i zamawia potężny zestaw obiadowy, o tyle w osłupienie wprawiły mnie zamówienia alkoholowe:
Jeden z panów wybrał butelkę najdroższego trunku. Panie, krzywiąc noski, poprzestały na drinkach.
Ja zamówiłam herbatę i lody kawowe (uwielbiam je, a tam są naprawdę znakomite), przyszłam wszak na ploty, a nie na popijawę.

Spotkanie przebiegało dość nudno. Współbiesiadników bardziej interesowała konsumpcja i zamawianie coraz większej ilości napojów procentowych, niż rozmowa. Właściwie ożywiali się tylko przy nowych kolejkach, a tempo mieli olimpijskie.

Widząc, że raczej sobie z koleżanką nie pogadamy, postanowiłam się pożegnać.
- No co ty? Myślałam, że zapłacisz i wskoczymy jeszcze do ciebie. Imprezka tak fajnie się przecież rozwija!
?!?
- Ja zapłacę? Za twoich wygłodniałych przyjaciół? Ani mi się śni!
- Ale my nie mamy pieniędzy.
Na chwilę odebrało mi mowę.
- A co mnie to obchodzi? - Zapytałam wstając.
Jeden z nowych znajomych złapał mnie za rękę i pociągnął na krzesło. Nie spodziewałam się, więc klapnęłam.
- Nigdzie nie pójdziesz, ku*wa!
Szarpnęłam się i rękawem płaszczyka zawadziłam o szklanicę. Rozległ się alarmujący brzęk.

Przy naszym stoliku pojawił się kelner. Miałam podwójne szczęście - znał mnie z widzenia, a w lokalu nie było jeszcze tłoczno. Ludzie dopiero zaczynali się schodzić.
- Czy mogę w czymś pomóc? - Zapytał zdawkowo, ale to wystarczyło. - Rozochocony przyjemniaczek spokorniał.
- Chciałabym zapłacić...
- Zapraszam do kasy. - Powiedział.

Nigdy wcześniej nie płaciłam w tym lokalu przy kasie, zawsze dostawaliśmy rachunek do stolika.
Zapłaciłam za siebie i zamówiłam taksówkę.
Trochę bałam się, że nie pójdzie tak gładko - na szczęście kelner otworzył mi oddzielny rachunek, bo przyszłam dużo później. Oni ponoć -już od szesnastej raczyli się piwkiem.

Nie wróciłam, by pożegnać się z nowymi znajomymi i koleżanką - co za brak kultury z mojej strony!
No cóż, taka już ze mnie źle wychowana osoba.

Wróciłam do domu wkurzona maksymalnie.

Przedwczoraj zaszliśmy tam z Mężem na kawę.
Okazało się, że (mimo braku pieniędzy) „nędzarze” bez szemrania zapłacili całą kwotę. Choć podobno przy ustalaniu „kto ile czego” wypił i zjadł - sceny były dantejskie.

Dodam, że średnio drink kosztuje tam około dwudziestu- trzydziestu złotych, dobry obiad - pięćdziesiąt. Nie są to może oszałamiające ceny, ale... razy sześć...

znajomi

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1364 (1422)

#29900

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia znowu będzie dotyczyła mojego kociaka. Tego, którego próbowano zaprosić na prezentację pościeli.

Dwa lata temu, podczas wakacji zauważyłam, iż moje zwierzę wykazuje duże (jak na kota) zainteresowanie klatką schodową. Chętnie wychodziło, gdy ktoś z domowników wchodził do domu, a mieszkamy na czwartym piętrze, to kotek mógł się wyspacerować. Stwierdziłam że kupię mu smycz i zacznę z nim wychodzić.

Początkowe przerażenie szybko zamieniło się w ciekawość, kot przestał się czołgać i zaczął wchodzić pod krzaki (po to smycz - krzaki wielkie, a nie uśmiechało mi się chodzenie po krzakach i szukanie kota).

Kiedyś wybraliśmy się na niesamowicie długi spacer i doszliśmy do końca 3-klatkowego bloku (mieszkam w klatce środkowej), a wtedy zadzwoniła do mnie mama, chciała mi coś zrzucić przez balkon. Więc biorę mojego kota na ręce (zawsze gdy chcę iść do przodu, on zaczyna iść do tyłu z prędkością 15 cm/godzinę) i idziemy na trawnik pod naszym balkonem. Postawiłam kiciaka, coby się dowiedział czym jest trawa. I muszę zaznaczyć, że kot stał. Nie załatwiał swoich potrzeb, nie deptał wściekle trawy. Po prostu stał. I stałby dłużej, gdyby nie nasza niesamowita sąsiadka z klatki obok, która zaczęła krzyczeć, że skoro tak bardzo kocham zwierzęta to niech zaniosę kota mamie do łóżka w nocy, że mam go w tej chwili zabierać, to jest okropne, niemoralne i przerażające bo...

...trawnik jest dla psów a nie dla kotów.

kochani sąsiedzi!

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 676 (794)

1