Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Erick

Zamieszcza historie od: 10 lipca 2013 - 21:30
Ostatnio: 14 czerwca 2022 - 11:10
O sobie:

Dwudziestodwuletnie monstrum, które już męskiego przezwiska prawie nie używa, ale jest. Wiem więcej niż wiedziałam.

  • Historii na głównej: 27 z 38
  • Punktów za historie: 3864
  • Komentarzy: 45
  • Punktów za komentarze: 237
 

#81746

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chodzę do drugiej klasy technikum. I jestem kurde blaszka oburzona.

Szkoła to szkoła, nie pięciogwiazdkowy hotel, ale jest jakieś minimum, które placówka spełniać powinna, a ich nie spełnia.
Przykład?

W łazienkach nie ma praktycznie nic. Ręczniki papierowe? Sam papier? Mydło? Jeśli na nie trafisz, to masz serio szczęście. 90% kabin nie ma zamków w drzwiach lub posiada takie, które nie działają.

Na drugim piętrze jest aula. Na wschodniej ścianie jest pęknięcie. Duże. Możliwość pierdyknięcia wprost na uczniów?
Mała, ale jednak.

Tymczasem szanowny pan dyrektor zafundował sobie całkowity remont gabinetu, ekspres do kawy i kamery w szkole, bo PALACZE, ci sami którym całkowicie nieoficjalnie wyznaczył miejsce za szkołą, gdzie mogą sobie palić. Ale pewnie, palacze.

szkoła

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 133 (185)

#80498

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Post zainspirowany historią http://piekielni.pl/80483

W gimnazjum, jak już wspominałam, przez całe trzy lata byłam dręczona. Moje próby reakcji zawsze spalały na panewce, większość nauczycieli była głucha, a szczególnie wychowawczyni.

Kiedy nadchodził koniec roku, a wraz z nim ukończenie gimnazjum, klasa zaproponowała, by złożyć się na prezent dla owej wychowawczyni, zwanej dalej Doris (bo wśród uczniów każdy nauczyciel swoje przezwisko ma). Od razu wiedziałam, że nie mam zamiaru na nic się składać, a gdy usłyszałam kwotę jaką mamy wpłacać do skarbnika, aż się ugięły pode mną kolana. Moja gimnazjalna klasa liczyła lekko ponad 20 osób (21?) i chcieli oni składać się po 30 złotych za osobę, co daje 630 złotych.

Odmówiłam, wraz z jedną inną dziewczyną. Odmówiłam, nie ze względu na pieniądze, odmówiłam, bo nigdy nie mogłam przyjść do tej kobiety z problemem i uzyskać pomocy. Odmówiłam, bo wiem, że gdyby chociaż raz zareagowała porządnie to sprawy wyglądałyby choć odrobinę inaczej.

Gdy wieść się rozeszła, że ja i koleżanka nie mamy zamiaru składać się na ten prezent, reszta uczniów patrzyła na nas z mniejszym lub większym obrzydzeniem, ja miałam rozmowę z polonistką na ten temat, sam skarbnik naskarżył (!) na nas swojej mamie, a owa poszła z tym do pedagoga. Nie żałuję.

gimazjum zakończenia roku

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (165)

#80043

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szkolne palarnie.

Nie sądzę, by ktokolwiek dałby radę pokazać mi chociażby jedną szkołę średnią w której palarni nie ma. Były, są i będą, nieważne jakby nauczyciele z nimi nie walczyli.

Są palarnie, są palacze, a brakuje... papierosów. Owe są więcej warte niż pieniądze, przynajmniej w moim technikum. Jeśli ma się za dobre serce, to w trzy przerwy można się wyprztykać z całej paczki.

Zasadę mam, że daję tylko tym osobom, o których po prostu wiem, że oddadzą. Bo znajomi, bo rotacja papierosów, tu ja pożyczę, ty oddasz przy czarnej godzinie.

W piątek, tenże co był, stoję kulturalnie na owej palarni, paląc ostatniego papierosa jakiego miałam. Po prostu, ostatnia sztuka, na kilka ostatnich zaciągnięć. Podchodzi dama, pyta o papierosa.
Grzecznie odpowiadam, że nie mam, ale tu mi trochę zostało, ja się w sumie napaliłam, mogę oddać.

Odmówiła. Pal licho, że odmówiła. Jak odmówiła?
- Chyba żartujesz, ciapata szma*o, po islamie nie będę palić.

Ps. Jestem Polką, urodziłam się w Polsce, żyje w Polsce. Tylko korzenie mam z Kaukazu, co widać po mojej urodzie. Ech.

szkoła

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 86 (170)

#79395

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie mam psa.

Nie mam, rodzice się nie zgadzają, jakoś żyję, podkradając psa sąsiadowi.

Jackie to siedmioletni mieszaniec husky i owczarka niemieckiego, który duchem jest, był i będzie szczeniakiem. Pocieszna, przyjazna psina ze schroniska.

No właśnie, schronisko. Ewidentnie, coś w schronisku było nie tak, może walki psów, czy po prostu gryzły się między sobą w klatkach, ale ten mój przyjaciel nienawidzi samców jak najgorszych demonów, nieważne, czy to maltańczyk czy doberman.

Reaguję jak mogę, chodzę rzadko główną ulicą, częściej "południówką" i okolicznymi lasami, gdzie ludzi z pupilami mniej, aczkolwiek zawsze się kogoś spotka.

No i właśnie, spotkałam JĄ. Idę lasem, raczej już z niego wychodzę, wąska ścieżka, wszędzie krzaki, uciec nie ma gdzie. Idzie sobie pani z jakimś maleństwem, nie wiem konkretnie, cóż to była za psina. Kontrolnie biorę psa blisko siebie, łapiąc bezpośrednio za kolczatkę (którą nosi, bo pary ma dużo, a ponieważ w środeczku ma siedem miesięcy i jest ciekawski jak jasny czort, to bez niej pewnie by przetargał mnie po chodniku nie raz) i wołam, że może by psa wziąć bliżej lub na ręce, bo ten mój głupek to zaczepny jest.

Pani spojrzała mi prosto w oczy i spuściła swoją miniaturę ze smyczy. Jak wiadomo, te małe są najwredniejsze, więc i kolega przypuścił do ataku. Jackiego udało mi się odciągnąć ledwo a ledwo, ładując się w pajęczyny, a pani dumnie rzekła:

-Takie bestie to do uśpienia!

Cóż.

PS: Pies kagańca nie nosi. Nie mój pies, nie moja sprawa, ja go tylko wyprowadzam, a wiem, że człowieka jeszcze nigdy nie ugryzł i bez dobrego powodu tego nie zrobi.

spacer las

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (172)

#77554

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam młodszą siostrę. Z powodów różnych jej wychowanie jest głównie na mojej głowie. Rodzice, jasne, nakarmią, ubiorą, ale cóż, raczej niezbyt znają się na dzieciach, co mówię z ręką na sercu i z autopsji.

Ale ja też się nie znam, bo i skąd się znać, kiedy się jest w pierwszej technikum?
Mała, lat pięć, to dziecko zdolne, rezolutne i bardzo inteligentne. Wygadana, czasem pyskata. Jak to dzieci.
Ale kiedy robi coś, czego robić nie powinna, wystarczy jej to wytłumaczyć, jakoś dłużej i obszerniej niż "po prostu nie wolno i koniec!", a zrozumie.

No to tłumaczę, jak mogę tak działam. Ale czasem mi madre oraz szef szefów, mi padre raczej nie chcą ze mną współpracować w tej materii.
Często przekręcam lekcję w jakąś dłuższą historię, żeby chociaż coś z niej wyniosła.
No i zaczynamy.

Madre: CO TY TAK DŁUGO GADASZ Z NIĄ? Powiedz, że nie wolno i tyle!!
Padre: Boże, Erick, skończ już gadać, bo telewizora nie słyszę!
Madre: Ty nie jesteś jej matką, co ty mi tu się wymądrzasz!
(Tu zwykle szlag mnie trafia i mówię, że może gdyby oni to robili, to ja bym nie musiała, co prowadzi do większej wojny).
Madre: Jezus, przymknij się w końcu, ona już rozumie!

Cóż. Tymczasem jest i zwrot akcji, czasem po ośmiu godzinach w szkole, a dziewięciu poza domem, nie mam zbytniej ochoty na zabawę z małą i...
M: Nigdy się nią nie zajmujesz!!
P: To twoja siostra! To twój obowiązek!
M: Boże, poprosić cię o coś, nigdy nie masz dla niej czasu!
P: Co, może jeszcze JA mam się nią zająć? Jazda się z nią bawić!!

Piekielnicy drodzy, jak tu żyć?

dom rodzina

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 214 (254)

#77105

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W kinie.

Dziś, w ramach dnia singla, wzięłam kochaną przyjaciółkę pod pachę i zaniosłam do najbliższego centrum handlowego, w którym to znajduje się chwalebne Multikino. Szłyśmy na Sztukę Kochania, bo jako jedyny wydawał się nam porządny.
No i co, no i pełna sala. Dosłownie, pierwsze trzy rzędy zwyczajowo puste, ale potem, ani igły wcisnąć! Grzecznie siadamy na swoich miejscach i...
- cztery razy zostałam oślepiona telefonem z jasnością ustawioną na maksa
- uraczono mnie wątpliwą przyjemnością przesłuchania najnowszej piosenki Sean'a Paul'a.

Mało? Nie. Jeszcze przed wyświetlaniem reklam, zostaje wyświetlona reklamówka żeby wyciszyć albo wyłączyć telefon. Nie dociera. Pani dwa siedzenia przede mną bardzo entuzjastycznie przeglądała po kolei: instagram, messengera, facebooka i snapchata, a kolejna z ruchliwością leniwca pisała smsa.

Ech. Może jestem czepliwa, ale żeby dwóch godzin bez ukochanej komóreczki nie wytrzymać? I ponoć to ja jestem z pokolenia, które nie widzi świata poza internetem. :)

w_kinie

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (217)

#76575

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sylwester i po sylwestrze.


Temat petard wałkowany latami, że dzieciaki, że szczyle i takie tam. Otóż nie. Nie tylko szczyle. Sylwestra spędziłam u rodziny w Belgii. Wszystko spoko, kochani ludzie, ale ewidentnie kochany [K]uzyn nie za bardzo myśli.


Wybiła dwunasta, więc cała familia hop! za dom pooglądać fajerwerki. W tym i ja, i mój dwuletni siostrzeniec. Maluch, złote dziecko, inteligenty jak na swój wiek i wygadany. Mówi w dwóch językach, chociaż nawet o tym nie wie. Kiedy kolory poszły w górę, nie mogłam się powstrzymać i wzięłam malca na barana. Wszystko super, chłopiec uradowany, wszyscy sobie gratulują.

No i w tym momencie nadchodzi ON. [K] rzuca sobie petardy. No OK, ma 23 lata, wolno mu. Rzuca jednego achtunga, drugiego, trochę głośno, ale przeżyjemy.
Dopóki nie rzucił dwóch naraz...

Nie wiem, czy to takie trudne do zrozumienia, ale jak rzuca się dwie petardy, to zawsze trzeba którąś odpalić najpierw. Czyli wybuchnie jako pierwsza!
No więc [K] chyba nie wiedział. Rzucił dwie w tym samym kierunku, jedna wybuchła prędzej i odrzuciła drugą prosto w moją stronę.

Pierwszym odruchem z mojej strony było uniesienie siostrzeńca bardziej w górę. Petarda wybuchła, poparzyła mi nogę. Nie jest to niebezpieczne, ale bolesne. No i pięć blizn na nodze to niezbyt estetyczny widok, prawda?

Chłopcu nic nie jest, uprzedzając pytania, jak tylko poczułam ból, oddałam malucha mamie i poszłam zobaczyć, co jest nie tak.

A [K]? Kiedy zwróciłam mu uwagę, wyszczerzył się głupio i rzucił "sorry, młoda". Brak słów.

zagranica petardy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (242)