Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

HamaHamanska

Zamieszcza historie od: 18 czerwca 2013 - 12:38
Ostatnio: 22 września 2017 - 19:33
  • Historii na głównej: 4 z 10
  • Punktów za historie: 1883
  • Komentarzy: 34
  • Punktów za komentarze: 149
 

#78102

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Odnośnie historii http://piekielni.pl/78098

Nie chodziłam do przedszkola, gdyż miał się kto mną zająć w domu. Natomiast gdy przyszedł czas na zerówkę, rodzice mieli możliwość wysłać mnie do zerówki w przedszkolu za ok. 250 zł z wyżywieniem i różnymi atrakcyjnymi zajęciami dodatkowymi lub do szkolnej - darmowej, ale bez dodatkowych zajęć i wyżywienia. Wybrali opcję pierwszą, tak więc dołączyłam do grupy, która znała się od początku przedszkola, a ja byłam tą jedyną "spoza".

Nie, nie zostałam odtrącona ale w naszej grupie były dwie dziewczynki, z którymi nikt się nie bawił. Nazwijmy je Karolinka i Michalinka. Karolinka miała Zespół Downa, natomiast Michalinka była lekko upośledzona i miała problem z poruszaniem się.

Jako, że nie byłam nauczona by kogokolwiek odtrącać to bawiłam się także z Karolinką i Michalinką. Szybko jednak zauważyłam, że inne dzieci nie chcę się ze mną bawić gdy bawię się z tymi dwoma, ale bez problemu przyjmują mnie do swojej grupy gdy jestem bez nich. Unikały tamtych dwóch jak ognia i gdy tylko tamte się zbliżały zapadała cisza i wszyscy odchodzili jak najdalej - nawet jeśli wiązało się to z pozostawieniem najatrakcyjniejszych zabawek!

Już w ciągu miesiąca zrozumiałam dlaczego:

Sytuacja 1: Ja i Karolinka bawimy się lalkami, nagle ona zaczyna rozbierać moją lalkę, na co ja się nie zgadzam i mówię jej, że ma przestać. Karolinka w ryk. Przybiegła przedszkolanka i dostałam opieprz, że mam nie denerwować Karolinki BO ONA JEST CHORA.

Sytuacja 2: Wszyscy opuścili przedszkole wcześniej, w szatni zostałam ja i Michalinka była tam także mama Michalinki oraz pani przedszkolanka. Ubierałam właśnie swoje śliczne różowe buciki, gdy Michalinka zaczęła mi je wyszarpywać z rąk piszcząc głośne "ja chce teee, ja chce teeee!" Odpowiedziałam "ale to moje, twoje są tam" i wskazałam na leżące na podłodze buty. Na to jej matka się oburzyła i zjechała mnie od góry do dołu jaka to ja jestem zła i niewychowana, że trzeba się dzielić i pójdę do piekła, skoro tak traktuję Michalinkę. Wyjęła mi z ręki MOJE buty i zaczęła zakładać swojej córce. Ja w płacz. Na szczęście weszła wtedy moja mama i gdy się dowiedziała co się dzieje, to w kilku krótkich słowach wyjaśniła, że absolutnie coś takiego nie będzie mieć miejsca i sobie nie życzy okradania swojego dziecka. Na co pani przedszkolanka, dotąd nic nie mówiąca, wtrąciła "przecież Michalinka jest chora i to bezduszne takiemu dziecku odmawiać". Mama nic już nie powiedziała, tylko zabrała mnie i wyszła. Następnego dnia poszła na rozmowę z dyrektorką.

Sytuacja 3: Na Mikołajki dostaliśmy po czekoladzie od "Mikołaja". Większość dzieci swoje zapasy schowała (co mnie strasznie zdziwiło gdy widziałam jak ukrywają tą czekoladę), chwilę potem zrozumiałam dlaczego. Karolinka i Michalinka swój przydział zjadły w kilka minut, ale nie nasyciło to ich apetytu. Wzięły sobie moją czekoladę i zaczęły ją zjadać, a ja im ją zabrałam i zaczęłam sama jeść (w końcu była moja) czym wywołałam salwę płaczu. Zaalarmowana tym płaczem przedszkolanka przybiegła i zarządziła, że mam się z nimi podzielić. Powiedziałam, że zjadły już całe swoje i pół mojej i resztę chcę zjeść sama. Ledwie skończyłam mówić, a dostałam wtedy po głowie od Karolinki metalowym piórnikiem, rozpłakałam się, a one zabrały tę resztkę czekolady. Przedszkolanka stwierdziła, że nie powinnam była ich denerwować, bo są CHORE i MUSZĘ się o nie troszczyć.

Te sytuacje oraz to, że dziewczynki te nie raz przejawiały agresję względem mnie i nie były za to karane, nauczyło mnie, żeby dla własnego dobra trzymać się od nich jak najdalej. W ten właśnie sposób dołączyłam na dobre do reszty dzieciaków i wspólnie z nimi unikałam, jak się dało, Karolinki i Michalinki.

przedszkole zerówka szkoła

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 294 (324)

#77824

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sąsiedzi wypuszczają swojego dużego psa na balkon. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że pies z tego balkonu sika na przechodniów idących chodnikiem, który jest bezpośrednio pod blokiem i jest JEDYNYM dojściem do klatki (jest blok -> chodnik -> płot otaczający płatny parking).

Ofiary wielokrotnie próbowały się dobijać do mieszkania właścicieli psa, ale nigdy nikt nie otwiera drzwi (nie wiadomo czy ich nie ma czy udają, że ich nie ma). Administracja umywa ręce.

osiedle

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 223 (237)

#76005

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia #75794 o sytuacji w markecie sprawiła, że postanowiłam opisać swoją "przygodę" z dnia przed Wszystkich Świętych.

Jako studentka pozbawiona totalnie pieniędzy (co spowodowane było przeprowadzką) nie miałam w tym roku możliwości, aby wrócić do domu rodzinnego, gdyż nie stać mnie było na bilet. A jako że zostałam w miejscu studiowania, a lodówka w moim nowym mieszkaniu świeciła pustkami, postanowiłam wziąć jakże zawrotną kwotę 10,47 zł, która mi pozostała i udać się na zakupy. Za cel obrałam najtańszy dyskont w okolicy, przygotowałam skromną listę zakupów posiłkując się aktualną gazetką z promocjami i wyruszyłam.

Już przez okno sklepu zauważyłam, że kolejka ciągnie się od kas aż do końca sklepu, ale ponieważ budżet miałam skromny, a to najtańsze miejsce, to z zakupów nie zrezygnowałam.
Zakupy zrobiłam dość szybko, pomimo konieczności przepychania się przez tłumy i ustawiłam się w kolejce, która na ten moment już zakręcała za regałami.
Przede mną spokojnie stała sobie starsza pani o lasce. Za mną była kobieta około 40, z wózkiem wypchanym po brzegi. I tym właśnie wózkiem napierała na mnie. Nie, nie stukała wózkiem - wózek wywierał stały nacisk na moją tylną część ciała. Odwróciłam się więc i postanowiłam poprosić, aby zaprzestała. Zobaczyłam jak opiera się ona całym ciężarem swojego ciała o ten wózek. Postanowiłam zwrócić jej uwagę.
Ja: Przepraszam... - rzuciła na mnie okiem, ale szybko odwróciła wzrok, jakbym nic nie mówiła.
Ja: Przepraszam... - czytała ulotkę jakiegoś produktu ze swojego wózka nadal mnie ignorując.
Ja: Proszę pani... Halo?! - tutaj już straciłam cierpliwość i pomachałam jej ręką przed oczami na ile dosięgłam. Wreszcie zaszczyciła mnie spojrzeniem.
Ona: Czego?! - warknęła.
Ja: Najeżdża pani na mnie wózkiem, czy mogłaby pani bardziej uważać?
Ona: Nie!
Ja: Słucham?! - doznałam szoku.
Ona: Nogi mnie bolą, muszę się oprzeć! - odburknęła.
Ja: Ale pani mnie gniecie tym wózkiem! - nadal w szoku odparowałam.
Ona: No i co z tego? Młoda jesteś, to nic ci nie będzie.

Zatkało mnie. Wtrącił się mężczyzna stojący ze dwa miejsca za nią.
Mężczyzna: No, pani to chyba jest nienormalna! - stwierdził.
Ona: Niech się zajmie własną sprawą, a nie się wtrąca! Gówniarze korona z głowy nie spadnie a ja tu długo stoję.

W tym momencie już szlag mnie trafił. Szarpnęłam jej wózkiem w prawo i wypchnęłam go poza kolejkę. Odjechał kawałek, niezbyt duży, bo był zbyt ciężki żeby go daleko wypchnąć, ale wystarczająco, aby musiała wyjść po niego z kolejki.
Wrócić nie miała do czego, bo ludzie błyskawicznie się zacieśnili w miejscu gdzie uprzednio stała. Nagle każdy zaczął ją ignorować, więc ja też. Coś jeszcze zaczęła na nas krzyczeć histerycznymi piskami niepodobnymi zupełnie do niczego. Po naszym braku reakcji poszła do obsługi i coś pokrzyczała, ale chyba nie uzyskała tego co chciała. Na koniec wyszła obrażona ze sklepu i tyle ją widzieli.

dyskont zakupy wszystkich_świętych

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 360 (388)

#74552

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wynajmuję miejsce w pokoju dwuosobowym w mieszkaniu studenckim. Mieszkam tam od pół roku i zamierzam zostać dłużej pomimo pewnych niedogodności, ponieważ cena jest śmiesznie niska. Mieszkanie jest w świetnej lokalizacji, doskonale skomunikowane z całym miastem, a właścicielem jest przemiły staruszek, który mieszkanie "trzyma dla wnuczka" i dlatego nie zależy mu za bardzo na zarobku, a bardziej na tym "żeby ogrzewane było i nie zapleśniało" - jak to sam mówi. Co prawda, za dużo na tym mieszkaniu i tak zarobić by nie mógł, bo standard jest proporcjonalny do ceny - wystarczy wspomnieć, że drzwiczki do szafek w kuchni już dawno poodpadały, a przykręcić się ich nie da, bo same szafki są już tak stare, że też lada chwila mogą się rozsypać. No i przedwczoraj odpadł od ściany cały rządek kafelek, a pralka (chyba starsza ode mnie) piorąc robi taki hałas, jakby rakieta kosmiczna startowała. Ponieważ nie stać mnie na nic innego, to mieszkam tu nadal. A razem ze mną mieszkają 3 inne dziewczyny: jedna ze mną w pokoju i dwie pozostałe w pokojach jednoosobowych. To był wstęp, a teraz przejdźmy do piekielności:

1. Pokój mój i współlokatorki ma kształt litery L - drzwi są na wierzchołku litery, okna na dolnej kresce. Moje łóżko, biurko i szafa znajduje się właśnie w takiej wnęce za zakrętem, meble współlokatorki wzdłuż najdłuższej ściany. W pokoju z sufitu i ścian sypała się łuszcząca farba, dlatego zaproponowałam współlokatorce żebyśmy złożyły się na farbę i zrobiły z tym porządek. Odmówiła mówiąc, że jej to nie przeszkadza i tak w ogóle to nie będzie płacić na remont cudzego mieszkania. Dobra, skoro nie chce, to jej nie zmuszam, ale zapytałam, czy gdybym sama chciała malować za swoje pieniądze to mogę, odpowiedziała, że nie ma problemu, bo i tak wyjeżdża na weekend. Pozostałe lokatorki powiedziały, że też wyjeżdżają „więc se maluj jak chcesz”. O to samo zapytałam właściciela, który też się zgodził. Aczkolwiek na farbę nie było mnie tymczasowo stać (duże wydatki - kaucja, czynsz itp.) toteż korzystając z tego, że rodzice mieli w piątek przyjechać i przywieźć mi resztę moich rzeczy poprosiłam, żeby przywieźli też resztki białej farby, która została po remoncie u babci i folię do przykrycia podłogi, co też zrobili. Cały pokój przykryłam folią i przystąpiłam do malowania, jednak dość szybko się okazało, że farby jest dość mało i starczyła tylko na pomalowanie tej mojej wnęki.

Gdy po weekendzie wszyscy wrócili zostałam zapytana, czy malowałam pokój czy nie, odpowiedziałam, że tylko część, bo na resztę nie miałam farby. Współlokatorka jak burza wpadła do pokoju i równie szybko z niego wypadła drąc się na mnie, że jestem egoistką, myślę tylko o sobie i jej część też powinnam pomalować, bo przecież „to dla mnie niekomfortowe mieszkać w takich warunkach”. Gdy jej wypomniałam, że deklarowała, że jej to nie przeszkadza, to mnie zwyzywała i przestała się do mnie odzywać na około tydzień, po czym jak gdyby nigdy nic z powrotem zaczęła się zachowywać wobec mnie normalnie. Ponieważ zależało mi na tym tanim mieszkaniu też udawałam, że nic się nie stało i nie roztrząsałam kłótni.

2. Z lodówki ginęło mi jedzenie, i to w dużych ilościach, praktycznie ponad połowa z tego co kupowałam. Groszem nie śmierdzę, więc postanowiłam porozmawiać na ten temat z lokatorami, na co usłyszałam „sorki, to się nie powtórzy”, ale nic się nie zmieniło – jedzenia jak ubywało, tak nie przestało. Rozmów było kilka, a efekt taki sam, czyli żaden. Zrewanżować się nie miałam jak, bo ich jedzenie składało się praktycznie z samych rzeczy, których nie lubię. Tak więc przestałam kupować i zostawiać jedzenie w mieszkaniu i ze sklepu przynosiłam tylko tyle co na jeden posiłek i zaraz to zjadałam. Obiady też rzadko gotowałam, tylko stołowałam się w tanich barach mlecznych na mieście, gdyż opłacało się to bardziej niż kupowanie jedzenia, które i tak wyje mi ktoś inny.

Podobnie było z papierem toaletowym, czasami potrafiła mi zniknąć dopiero co otwarta rolka w ciągu pół dnia, kiedy mnie nie było w domu. Rozmowy nic nie dawały, więc zaczęłam kupować szary papier uznając, że nawet jak wezmą, to nie szkoda, bo tani. Ale jego nie ruszyły mi ani razu.

3. U dziewczyn mieszkających w jedynkach często pojawiali się ich chłopacy. Hałasu zbytniego nie robili, bałaganu też, łazienki nie blokowali. Niestety mieli pewne mnie denerwujące nawyki: jeden chodził po mieszkaniu w samych majtkach lub nawet bez, a drugi głośno pierdział będąc w kuchni (tylko jeśli nie było przy nim jego dziewczyny). Obaj gdy ich upominałam przepraszali i obiecywali poprawę, ale potem zachowywali się dalej tak samo. Rozmowy z ich dziewczynami też nic nie dały.

4. Coś się wydarzyło i dziewczyny z jedynek zaczęły toczyć między sobą wojnę. Czepiały się siebie nawzajem o byle pierdoły i urządzały dzikie awantury o każdej możliwej porze dnia. Nie dało się ich wtedy uspokoić, a na sugestie, żeby spróbowały być trochę ciszej rozchodziły się do swoich pokoi, ale jakieś 10 minut później, gdy tylko spotkały się w części wspólnej mieszkania, awantura zaczynała się na nowo. Zaopatrzyłam się w korki do uszu i przywiozłam z domu rodzinnego wygłuszające słuchawki, które niegdyś służyły podczas cięcia piłą łańcuchową.

5. Gdy dziewczyny opanowały trochę emocje i przestały walczyć tak otwarcie, zaczęła się między nimi zimna wojna. Polegała ona na tym, że jedna drugiej podjadała jedzenie i zużywała kosmetyki z łazienki, a także robiły sobie nawzajem „psikusy”. Nie ruszyło by mnie to, gdyby nie fakt, że rykoszetem oberwało się i mi. Pewnego dnia moje włosy po umyciu stały się czarne jak smoła! Awanturę zrobiłam taką, że aż sąsiedzi wpadli nas uspokajać, bo było po godz. 22.
Otrzymałam „przeprosiny” od winowajczyni „Sorry, bo ja to myślałam, że to szampon tej suki, ale ty się nie martw, to szamponetka, więc niedługo zejdzie”. No jakoś mnie to nie pocieszyło, bo przy mojej bladej cerze wyglądałam z takimi włosami jak postać z horroru przez najbliższe 2 miesiące.

Przygód było oczywiście więcej, ale te są chyba najbardziej denerwujące. Mam nadzieję, że nie zdarzy się już nic takiego, co by skłoniło mnie do napisania drugiej części. Pozdrawiam.

stancja

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 221 (283)

1