Profil użytkownika
HerrAndreas
Zamieszcza historie od: | 5 marca 2011 - 16:21 |
Ostatnio: | 11 sierpnia 2012 - 12:37 |
O sobie: |
Ja - prosty człowiek. Urodzony w 1974 roku. Co innego z wykształcenia, co innego z zawodu. Z zamiłowania jestem po prostu sobą. Jako klient nie stwarzam problemów. Istota z reguły spokojna, ale... "jak ktoś mi da po pysku, oddam z nawiązką - ja nie Chrystus!" |
- Historii na głównej: 24 z 38
- Punktów za historie: 8198
- Komentarzy: 62
- Punktów za komentarze: 472
zarchiwizowany
Skomentuj
(22)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Nie znam chyba osoby, która przynajmniej raz w życiu nie miałaby problemów z usługami oferowanymi przez popularną, aczkolwiek beznadziejną pod względem jakości Neostradą. Kiedy Internet odmawia posłuszeństwa średnio dziesięć razy w miesiącu, nie ma co się dziwić, że człowiek traci panowanie nad własnymi odruchami. Przed Państwem skromne zestawienie przygód z Neostradą (niech ją wszyscy diabli!) moich znajomych.
Epizod I – Filip
F: Dzień dobry, dzwonię w sprawie problemów z Internetem.
…
F: Pani kochana, ale to już chyba setny raz w tym miesiącu! Do k*wy nędzy ile można?
…
F: Tych waszych fachowców widuję ostatnio częściej, niż własną żonę!
…
F: No… tydzień temu byli.
…
F: Powiedzieli, że zrobili.
…
F: Ale wie pan co? GÓWNO ZROBILI!
(Filipowi akurat kończył się termin ważności umowy. Od jakiegoś czasu nie jest już klientem Neostrady.)
Epizod II – Jacek
J: Mój kot prędzej by naprawił, niż wasi monterzy!
… (tutaj musiało paść jakieś ironiczne stwierdzenie odnośnie Jackowego kota)…
J: Nie, nie może. Właśnie naprawia Internet u sąsiadów. Oni też korzystają z waszych usług.
Epizod III – Damian
D: Dzień dobry, ja w sprawie modemu…
…
D: Zepsuł się. Lampki nie świecą.
…
D: Wczoraj jeszcze chodził, a dziś rano patrzę – nie ma neta!
…
D: Nie no, modem to był sprawny… ale się wkurzyłem, bo to już drugi raz w tym tygodniu, zamachnąłem się pięścią, i… poszło.
…
D: Moja wina?! Jak nie umiecie sprawić, żeby klienci byli zadowoleni, to chociaż róbcie wytrzymałe modemy!
Czasem zastanawiam się, z kim przyszło mi pracować… Z drugiej strony, doskonale ich rozumiem.
Epizod I – Filip
F: Dzień dobry, dzwonię w sprawie problemów z Internetem.
…
F: Pani kochana, ale to już chyba setny raz w tym miesiącu! Do k*wy nędzy ile można?
…
F: Tych waszych fachowców widuję ostatnio częściej, niż własną żonę!
…
F: No… tydzień temu byli.
…
F: Powiedzieli, że zrobili.
…
F: Ale wie pan co? GÓWNO ZROBILI!
(Filipowi akurat kończył się termin ważności umowy. Od jakiegoś czasu nie jest już klientem Neostrady.)
Epizod II – Jacek
J: Mój kot prędzej by naprawił, niż wasi monterzy!
… (tutaj musiało paść jakieś ironiczne stwierdzenie odnośnie Jackowego kota)…
J: Nie, nie może. Właśnie naprawia Internet u sąsiadów. Oni też korzystają z waszych usług.
Epizod III – Damian
D: Dzień dobry, ja w sprawie modemu…
…
D: Zepsuł się. Lampki nie świecą.
…
D: Wczoraj jeszcze chodził, a dziś rano patrzę – nie ma neta!
…
D: Nie no, modem to był sprawny… ale się wkurzyłem, bo to już drugi raz w tym tygodniu, zamachnąłem się pięścią, i… poszło.
…
D: Moja wina?! Jak nie umiecie sprawić, żeby klienci byli zadowoleni, to chociaż róbcie wytrzymałe modemy!
Czasem zastanawiam się, z kim przyszło mi pracować… Z drugiej strony, doskonale ich rozumiem.
neostrada.tp
Ocena:
142
(248)
zarchiwizowany
Skomentuj
(7)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Naczytałem się tyle o problemach z Internetem i perypetiach z tym związanych, że aż postanowiłem napisać o własnych. Generalnie rzecz ujmując, Internet psuje nam się rzadko, jeśli jednak zdarzy się taki przypadek, to ja muszę wykonać telefon w tej sprawie. Nigdy nie zostałem potraktowany w sposób chamski, jednak ostatnia (zaledwie sprzed tygodnia) rozmowa z doradcą mnie, mówiąc potocznie, „rozwaliła”.
Ja: Dzień dobry, nazywam się Andrzej J..k, dzwonię z numeru ..., chciałbym zgłosić uszkodzenie Internetu.
Doradca: Czy jest pan właścicielem numeru?
Ja: Nie, właścicielką jest moja mama.
D: Czy mógłbym poprosić mamę do telefonu?
Ja: Rozmowa z mamą będzie bezowocna, gdyż mama nie ma zielonego pojęcia o Internecie. Dlatego właśnie ja dzwonię do państwa.
D: W takim razie proszę powiedzieć mamie co i jak i niech mama do nas zadzwoni. Przykro mi, mogę rozmawiać jedynie z właścicielem.
I doradca się rozłączył. Wkroczyłem zatem do akcji i cierpliwie wytłumaczyłem mamie, na czym polega nasz problem, dla pewności spisałem na kartce to, co powinna mówić, wykręciłem numer i przekazałem słuchawkę prawowitej właścicielce numeru telefonu. Ku naszemu zdziwieniu, odezwał się ten sam doradca, z którym wcześniej próbowałem nawiązać rozmowę.
Mama: Dzień dobry, dzwonię w sprawie, eee... Internetu.
D: Czy dzwoni pani z numeru ....?
M: Tak, mój syn przed chwilą z panem rozmawiał.
D: Ach, to pani. Poznaję. Więc, pani jest właścicielką?
M: Zgadza się.
D: W czym problem?
M: Internet nam nie działa, eee... taka lampeczka nie świeci od wczoraj. (do mnie) Andrzej, jak ta lampeczka się nazywa?
Ja: Dioda. Wszystko napisałem mamie na kartce.
M: Więc, dioda nie świeci, nie wiemy, co się dzieje. Ja się za bardzo na tym nie znam, mój syn by to dokładniej opisał.
D: W takim razie, poproszę syna do telefonu.
Zbaraniałem. I po co były te gadki o właścicielach? Oczywiście (lekko wkurzony) podszedłem do telefonu i historia dobrze się skończyła.
Ja: Dzień dobry, nazywam się Andrzej J..k, dzwonię z numeru ..., chciałbym zgłosić uszkodzenie Internetu.
Doradca: Czy jest pan właścicielem numeru?
Ja: Nie, właścicielką jest moja mama.
D: Czy mógłbym poprosić mamę do telefonu?
Ja: Rozmowa z mamą będzie bezowocna, gdyż mama nie ma zielonego pojęcia o Internecie. Dlatego właśnie ja dzwonię do państwa.
D: W takim razie proszę powiedzieć mamie co i jak i niech mama do nas zadzwoni. Przykro mi, mogę rozmawiać jedynie z właścicielem.
I doradca się rozłączył. Wkroczyłem zatem do akcji i cierpliwie wytłumaczyłem mamie, na czym polega nasz problem, dla pewności spisałem na kartce to, co powinna mówić, wykręciłem numer i przekazałem słuchawkę prawowitej właścicielce numeru telefonu. Ku naszemu zdziwieniu, odezwał się ten sam doradca, z którym wcześniej próbowałem nawiązać rozmowę.
Mama: Dzień dobry, dzwonię w sprawie, eee... Internetu.
D: Czy dzwoni pani z numeru ....?
M: Tak, mój syn przed chwilą z panem rozmawiał.
D: Ach, to pani. Poznaję. Więc, pani jest właścicielką?
M: Zgadza się.
D: W czym problem?
M: Internet nam nie działa, eee... taka lampeczka nie świeci od wczoraj. (do mnie) Andrzej, jak ta lampeczka się nazywa?
Ja: Dioda. Wszystko napisałem mamie na kartce.
M: Więc, dioda nie świeci, nie wiemy, co się dzieje. Ja się za bardzo na tym nie znam, mój syn by to dokładniej opisał.
D: W takim razie, poproszę syna do telefonu.
Zbaraniałem. I po co były te gadki o właścicielach? Oczywiście (lekko wkurzony) podszedłem do telefonu i historia dobrze się skończyła.
Ocena:
199
(263)
zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Robiłem zakupy w supermarkecie. Kiedy byłem zajęty wybieraniem serków, podszedł do mnie chłopiec, co najwyżej sześcioletni.
- Proszę pana, czy wie pan, gdzie jest toaleta?
Wiedziałem, więc wskazałem mu najkrótszą drogę i dalej wybierałem te serki. Wtedy usłyszałem za sobą kobiecy głos. Odwróciłem się – a tam pani niewiele młodsza ode mnie, z krzywym uśmiechem, ubrana, jakby szła na pokaz mody, by rywalizować z angielską królową.
- Słucham?
- Widział pan mojego syna, Grześka?
- Widziałem wiele dzieci od momentu wejścia do sklepu, lecz niestety żadne z nich nie miało imienia wypisanego na czole. Mógłbym prosić o opis wyglądu synka?
Pani powiedziała mi, jak wygląda jej syn i nigdy nie umiałbym wywnioskować czegokolwiek z opisu typu „markowa bluza jeansowa”, ale rozpoznałem małego, dowiedziawszy się, że ma jasne włosy i bliznę na policzku.
- Przed chwilą pytał mnie, gdzie są toalety.
- Co za dziecko! Tyle razy mówiłam mu, żeby się nie odłączał od matki! Zapier**lę gnoja, jak tylko złapię! Jak Boga kocham, zapier**lę! Niewdzięczny! Ja go tak kocham, a on jak mi odpłaca?!
Zostawiła mnie osłupiałego przy tych serkach i pobiegła w stronę toalet z krzykiem: „Grzesiek! Już do matki! Ale migiem!”. Wróciła po chwili.
- Nie ma go w łazienkach.
- Może czeka pod drzwiami. Pewnie nie wiedział, jak do pani wrócić. Dzieci czasem się gubią.
- On się nie gubi, on mi to robi specjalnie. Ojciec mu na wszystko pozwala i oto efekty.
- Przede wszystkim, powinna pani unikać agresji.
- Mówi pan, jak mój mąż, a to bzdura. Na tego gówniarza już nic innego nie działa. Mnie też w domu nie oszczędzali i wyszłam na ludzi, może pan mi wierzyć.
Nie wierzę.
- Proszę pana, czy wie pan, gdzie jest toaleta?
Wiedziałem, więc wskazałem mu najkrótszą drogę i dalej wybierałem te serki. Wtedy usłyszałem za sobą kobiecy głos. Odwróciłem się – a tam pani niewiele młodsza ode mnie, z krzywym uśmiechem, ubrana, jakby szła na pokaz mody, by rywalizować z angielską królową.
- Słucham?
- Widział pan mojego syna, Grześka?
- Widziałem wiele dzieci od momentu wejścia do sklepu, lecz niestety żadne z nich nie miało imienia wypisanego na czole. Mógłbym prosić o opis wyglądu synka?
Pani powiedziała mi, jak wygląda jej syn i nigdy nie umiałbym wywnioskować czegokolwiek z opisu typu „markowa bluza jeansowa”, ale rozpoznałem małego, dowiedziawszy się, że ma jasne włosy i bliznę na policzku.
- Przed chwilą pytał mnie, gdzie są toalety.
- Co za dziecko! Tyle razy mówiłam mu, żeby się nie odłączał od matki! Zapier**lę gnoja, jak tylko złapię! Jak Boga kocham, zapier**lę! Niewdzięczny! Ja go tak kocham, a on jak mi odpłaca?!
Zostawiła mnie osłupiałego przy tych serkach i pobiegła w stronę toalet z krzykiem: „Grzesiek! Już do matki! Ale migiem!”. Wróciła po chwili.
- Nie ma go w łazienkach.
- Może czeka pod drzwiami. Pewnie nie wiedział, jak do pani wrócić. Dzieci czasem się gubią.
- On się nie gubi, on mi to robi specjalnie. Ojciec mu na wszystko pozwala i oto efekty.
- Przede wszystkim, powinna pani unikać agresji.
- Mówi pan, jak mój mąż, a to bzdura. Na tego gówniarza już nic innego nie działa. Mnie też w domu nie oszczędzali i wyszłam na ludzi, może pan mi wierzyć.
Nie wierzę.
Ocena:
252
(310)
zarchiwizowany
Skomentuj
(4)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Zarzucono mi, że opisuję tutaj jedynie smutne historie. W ramach zadośćuczynienia, wspomnę dzisiaj o czymś nie tyle piekielnym, co zabawnym. Nie jestem ostatecznie taką ofiarą i nie same przykrości fundują mi ludzie. Poszedłem wraz ze znajomymi z pracy do znanego nam pubu. Kumpel zabrał ze sobą żonę, z której generalnie jest dumny i przez prawie cały czas pokazywał, jak bardzo ją kocha. Wypiliśmy ze dwa piwa, a następnie ów kumpel oznajmił, że idzie do toalety. Większość towarzystwa też się rozproszyła, uciekli na fajkę. Przy stoliku zostałem ja, żona kumpla i jeszcze jedna osoba. Aż nagle słyszę głos barmanki:
- Ej, De Niro, piwo ze specjalną dedykacją.
[Dla ścisłości, zdążyliśmy przejść na "ty". Druga rzecz - wszyscy tak do mnie mówią i oczywiście, wszyscy wiedzą dlaczego. Wszyscy poza mną.]
Nie pamiętałem, żebym zamawiał jakieś piwo.
- A, bo taki jeden, już lekko podchmielony prosił o piwo dla (cytuję) "najpiękniejszej istoty jaka siedzi przy tym stoliku". Oto i piwo...
Sprawa wyjaśniła się, kiedy wrócił kolega i zapytał żonę:
- Jeszcze nie dostałaś tego piwa?
Skąd biedaczek mógł wiedzieć, że barmanka zinterpretuje jego słowa po swojemu? Podpity był. Pośmialiśmy się z tego nieźle. Kolega wcale się nie zdenerwował, a do tego postawił jeszcze po jednym piwie dla każdego.
- Pijemy za wyjątkowe szczęście naszego kumpla! - dodał.
Do domu wróciłem, odrobinę się zataczając, ale co by nie było, pierwszy raz w życiu dowiedziałem się, że
jestem piękny (nigdy bym na to nie wpadł). Takich rzeczy nie słyszy się na trzeźwo...
- Ej, De Niro, piwo ze specjalną dedykacją.
[Dla ścisłości, zdążyliśmy przejść na "ty". Druga rzecz - wszyscy tak do mnie mówią i oczywiście, wszyscy wiedzą dlaczego. Wszyscy poza mną.]
Nie pamiętałem, żebym zamawiał jakieś piwo.
- A, bo taki jeden, już lekko podchmielony prosił o piwo dla (cytuję) "najpiękniejszej istoty jaka siedzi przy tym stoliku". Oto i piwo...
Sprawa wyjaśniła się, kiedy wrócił kolega i zapytał żonę:
- Jeszcze nie dostałaś tego piwa?
Skąd biedaczek mógł wiedzieć, że barmanka zinterpretuje jego słowa po swojemu? Podpity był. Pośmialiśmy się z tego nieźle. Kolega wcale się nie zdenerwował, a do tego postawił jeszcze po jednym piwie dla każdego.
- Pijemy za wyjątkowe szczęście naszego kumpla! - dodał.
Do domu wróciłem, odrobinę się zataczając, ale co by nie było, pierwszy raz w życiu dowiedziałem się, że
jestem piękny (nigdy bym na to nie wpadł). Takich rzeczy nie słyszy się na trzeźwo...
Pub
Ocena:
194
(304)
‹ pierwsza < 1 2
« poprzednia 1 2 następna »