Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nidaros

Zamieszcza historie od: 16 maja 2012 - 3:03
Ostatnio: 13 kwietnia 2013 - 20:54
O sobie:

"A ja myślę, że całe zło te­go świata bie­rze się z myśle­nia. Zwłaszcza w wy­kona­niu ludzi całkiem ku te­mu nie mających predyspozycji." (A.S.)

  • Historii na głównej: 39 z 62
  • Punktów za historie: 42025
  • Komentarzy: 301
  • Punktów za komentarze: 3953
 

#31462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy byłem nader czerstwym czterolatkiem, rodzice wykopali mnie z pieleszy domowych do placówki opiekuńczej, żeby móc w pogodzie ducha harować na chleb i papier toaletowy, bo nic innego w sklepach jako żywo nie było.

Wyżarty był ze mnie byczek i wierzgający wielce, rygor znosiłem więc z trudem. Jedno, co rekompensowało mi obite kubki, szpitalne żarcie, ciągnące za uszy przedszkolanki i nudę leżakowania, to nieprawdopodobnie bajkowy, rozległy ogród z prastarymi kasztanowcami. No raj dla dzieciaka.

Ale nic nie było w stanie zrekompensować przedszkolnego kibla. Brud, smród, franca i trąd.

Przez pierwsze dni twardo trzymałem mocz do powrotu do domu - ale ileż można. Któregoś kolejnego dnia złamałem się...

...i będąc w posiadaniu klucza, zawieszonego na tasiemce pod koszulką, wywędrowałem z przedszkola do oddalonego o trzy minuty od placówki domu.

Otworzyłem drzwi, wszedłem do domu, skorzystałem z WC, pozamykałem wszystko jak trzeba i wróciłem do placówki.

A w placówce Armageddon. Zginął wychowanek.

Gdy zobaczono, jak w spokoju ducha przekraczam przedszkolną furtkę, natychmiast zleciał się komitet powitalny w postaci woźnej, przedszkolanki i dyrektorki. Trzy wiedźmy z Makbeta.

Dobitnie uświadomiły mi, jakie to było karygodne i bezczelne, opuścić przedszkole na własną rękę. Po solidnej porcji wrzasku, kuksańców i targania za uszy zapytały mnie, dlaczego to zrobiłem, myśląc pewnie, że złożę samokrytykę.

- Bo w przedszkolu kibel śmierdzi tak, że sikać nie można. - Odrzekłem śmiało.

Rodzice, powiadomieni przez dyrekcję o mojej rejteradzie, przede wszystkim spytali mnie, jak to było, a wysłuchawszy, wyrazili chęć oglądu rzeczonego kibla.

Niestety, nie pozwolono im na to.
Na drugi dzień w WC było czysto. Było tak do końca mojej kariery przedszkolnej.

Przedszkole w czasach komuny

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1387 (1437)
zarchiwizowany

#31420

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w szkole.

Parę lat temu zdarzyło mi się wyjechać z wymianą uczniów na tzw. projekt Comenius do Włoch.

1. Nie wiem, jak z tym jest teraz, ufam (może naiwnie), że bardziej normalnie; wtedy fundusz unijny przeznaczony na wyjazd dla całej grupy wypłacono nam w gotówce do rączki. Sporządziłem więc stosowną saszetkę, w której umieściłem gruby plik euro przeznaczony na przeloty, hostele, posiłki, ale już w podróży przełożyłem ją przezornie z bagażu do wewnętrznej kieszeni podróżnych spodni (tak, miały takową).

"Cenne" spodnie miałem non stop na oku, po przepierce, gdy saszetka lądowała na szyi, suszyłem na gwałtu rety, bo były tak nieoczywistą lokalizacją kasy, że w hostelach spałem z nimi nawet pod głową (przerażało, że moglibyśmy pozostać bez funduszy jak Adamczyk w Australii w filmie "Testosteron", pozostałoby wówczas chyba jedynie szukać ratunku w ambasadzie)); podróż trwała 2 doby (przejazd z naszej miejscowości do Katowic, wylot do Bergamo, nocleg, wylot do Neapolu, nocleg, autobus do miejscowości partnerskiej). W Neapolu, czując kres podróży, podśmiewałem się już byłem ze swojej paranoi. Niesłusznie.

Gdy zakwaterowaliśmy się w neapolitańskim hostelu, odkryłem pod klapą plecaka rozcięcie i brak portfela. Poczułem jednocześnie złość, ale i satysfakcję: dokumenty i pieniądze spały słodko w portkach-sejfie, portfel był pusty. Swoją drogą gratuluję złodziejaszkowi odkrycia, jakiegoż to cennego łupu się dorobił.

2. Dzień drugi w Neapolu. Do autobusu kilka godzin, robimy krajoznawczy przebieg po mieście. Włosi mili, uczynni. serdeczni, acz może nieco ekspansywni:) Rejwach. Na Piazza Garibaldi rejwach również. Jakoby większy. Uczniom moim uszy zaczynają sterczeć z ciekawości, albowiem z imprezującej pod pomnikiem grupy dobiega swojskie i przaśne "k...wa, k...wa". Łudzę się przez moment, że może to włoskie "c...va" i ktoś komuś tłumaczy, jak i gdzie skręcić...

A gdzie tam. Nasi.


Poza tym Włochy piękne.

Słoneczna Italia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (144)