Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Nidaros

Zamieszcza historie od: 16 maja 2012 - 3:03
Ostatnio: 13 kwietnia 2013 - 20:54
O sobie:

"A ja myślę, że całe zło te­go świata bie­rze się z myśle­nia. Zwłaszcza w wy­kona­niu ludzi całkiem ku te­mu nie mających predyspozycji." (A.S.)

  • Historii na głównej: 39 z 62
  • Punktów za historie: 42025
  • Komentarzy: 301
  • Punktów za komentarze: 3953
 
zarchiwizowany

#34169

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatni tydzień przed wakacjami.

Oceny wystawione, czas na drukowanie świadectw, wypisywanie nagród i uzupełnianie dokumentacji.

Właśnie dostałem maila od koleżanki, że od jutra w bibliotece będzie można odebrać nagrody książkowe do wypisania dla uczniów, którzy otrzymają świadectwa z wyróżnieniem.

Pięć sztuk.
W mojej klasie świadectw z wyróżnieniem będzie dziesięć.

Wykonałem telefon do matki, która jest w mojej klasie przewodniczącą trójki, z pytaniem, czy mamy jeszcze fundusz, żeby dokupić brakujące nagrody. Mamy i dokupimy.

Tyle, że sposób rozwiązania tej sytuacji uważam za skandaliczny. Szkoła jest teoretycznie bezpłatna. Rodzice płacą też na komitet rodzicielski. A na koniec roku nie ma pieniędzy, żeby choćby symbolicznie nagrodzić dobrych uczniów za ich całoroczną, ciężką pracę.

Mógłbym kogoś pogryźć z bezsilności.

Szkoła

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 201 (291)
zarchiwizowany

#34062

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z historii zaległych.

Było tej zimy parę dni/tygodni (niepotrzebne skreślić, nie pamiętam dobrze) wyjątkowo mroźnych. Ot, pod -30. Nie, żeby zaraz białe niedźwiedzie, ale oddech się na kołnierzu krystalizował.

Wyruszyłem dnia tego do pracy środkiem komunikacji miejskiej, gdyż nasz Złomek odmówił kilka dni wcześniej współpracy i wybrał urlop w serwisie. Tupałem właśnie i chuchałem w dłonie na przystanku, czując, że zamiast kości mam ciekły kryształ, gdy uwagę moją przyciągnęło dwóch romskich chłopców, żebrzących o pieniądze.

Zadygotałem i uświadomiłem sobie w tym momencie, co następuje:

1. Chłopcy stanowią razem wzięci 1/2 mojej masy - więc jest im bardzo zimno.
2. Mają zdarte, jesienne kurtki - więc jest im bardzo zimno.
3. Nie mają czapek i szalików - więc jest im bardzo zimno.
4. Nie wyglądają, jakby zjedli/wypili coś gorącego przed wyjściem - więc jest im bardzo zimno.

Czyż nie powinni siedzieć w tym momencie, jak inni chłopcy w ich wieku, w znienawidzonej, ale ogrzanej szkole, gdzie w stołówce czeka ciepły obiad, i biedzić się - o losie! - nad matematyką, przeżywając utrapienia stosowne do wieku?

W tym momencie na przystanek długim, prężnym krokiem wkroczyło dwóch dryblasów ze straży miejskiej, sokolim wzrokiem wypatrując ludzi dogrzewających się "dymkiem". Podszedłem:

- Panowie, macie "klientów", chłopcy są zapewne bez opieki. Mamy obowiązek szkolny, również dla imigrantów, czy nie powinniście odstawić ich do stosownej placówki?

Skrzywili się na tę propozycję babysittingu, ale podeszli, pogadali z chłopakami i zabrali ich ze sobą.

Na drugi dzień chłopcy byli znowu.
Zadzwoniłem po stosowne służby.
Na trzeci dzień byli znowu...
Reakcja jak wyżej. Pytam, czy nie są w stanie wyegzekwować, żeby dzieci miały należytą opiekę.

Odpowiedź:
- Panie, co pan! O polskie dzieci pan się martw, a nie o tych małych brudasów!

Złożyłem skargę. Napisałem też do rejonowej szkoły podstawowej (mają obowiązek wszcząć postępowanie), MOPS-u i inspektora do spraw nieletnich.

Chłopcy przestali się pojawiać.
Nie łudzę się jednak, że dlatego, iż ktoś się nimi zajął. Najprawdopodobniej zmienili rewir.

System opieki społecznej

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (264)
zarchiwizowany

#33649

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedziela. Msza dla dzieci.

Jedna z nielicznych, które naprawdę są skonstruowane pod małego człowieka; dziecko nie generuje syków zniecierpliwienia i ataku specjalnego pt. "zabójczy wzrok".

Jedna z matek odstawiona chyba raczej na odpust, niż na nabożeństwo: różowy topik bez rękawów, tapeta taka, że strach klepnąć w plecy, by maska nie spadła, blond loki do pasa, których pochodzenia, śmiem przypuścić, naturze nie zawdzięcza. Nieważne.

Obok miniaturka rzeczonej mamy. Lat około czterech-pięciu.

Modlitwa, w której celebrans podsuwa słodkim dzieciętom mikrofon pod buzie, żeby pomodliły się za co i za kogo chcą. Padają intencje typu "za babcię, dziadka, tatusia, pieska i za cały świat". W sumie dość rozrzewniające.

Mała miss również sprintem grzeje po mikrofon, wyraża intencję "za całą moją rodzinę", wraca do matki i, gnąc się w euforycznych zawijasach, głosem wcale niecichym, za to mocno kokieteryjnym, wypala ku konsternacji bliźnich:

- I co, ładnie mnie było słychać przez mikrofon?

Milusińscy

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 42 (140)

#32687

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kto jest w posiadaniu nieletniej istoty ludzkiej w wieku przedszkolnym, zdążył się pewnie ku swej frustracji przekonać, że przedszkolak bez gluta jest jak żołnierz bez karabinu.

Parę tygodni temu glut Dziedzica zzieleniał i zaczął mu zawadzać - znaczy, infekcja w rozkwicie. Pozostawiłem Ślubną na posterunku i udałem się do pracy. Po powrocie wysłuchałem opowieści o tym, jak do rejestracji dodzwoniła się ok. 11.00 (dzwoniąc od 8.00 co 10 minut) i otrzymała termin na 17.00 (tylko ze względu na gorączkę, bo przecież o tej porze terminów już nie ma).

Dwa dni temu glut odrodził się znowu. Tym razem na posterunku zostałem ja (staramy się wymieniać opieką nad Dziedzicem). Nauczony doświadczeniem Ślubnej przyodziałem go stosownie do stanu zdrowia, wpakowałem w nasz krążownik i powiozłem wprost do przychodni, by rejestracji dokonać osobiście. Próg przekraczaliśmy o 8.10.

Doszedłszy do okienka dowiedziałem się, że mogą nam zaproponować termin o 17.00. Numerków już nie ma.

Czemu? Ano, wybrane ponoć przez rejestrację telefoniczną.

Hmmm.

Na ostatnim seansie filmowym (Men in Black 3) dowiedziałem się, że niektórzy kosmici mogą egzystować w kilku liniach czasowych jednocześnie.

Nie wiedziałem natomiast, że pracują w naszej przychodni.

służba_zdrowia

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 577 (731)
zarchiwizowany

#33141

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Estetycznie nie będzie, uprzedzam wszystkich, którzy zdecydowali się spożyć przed monitorem posiłek ;)

Babcia moja ze strony naszej macierzy wychowała się w czasach aranżowanych małżeństw. Tak za pośrednictwem swata. Historia, którą ufetowała mnie, wówczas nieletniego, przydarzyła się którejś z jej licznych sióstr.

Otóż niedoszły pan młody w towarzystwie swego swata odwiedził był potencjalną narzeczoną, tęże siostrę właśnie. Na pozór wizyta przebiegała dobrze; spodobał się, ustalenia szły w pomyślnym kierunku. Pokazał też, że potrafi zjeść i wypić, co pradziad mój był niezwykle cenił, mawiając po staropolsku: "jak kto je, tak pracuje" :)

Pech zrządził, że potrawą, którą potraktowano miłych gości, były knedle ze śliwkami. Knedle po wiejsku, wiadomo: nie supermarketowe groszki, tylko bomby nuklearne, z potrójną śliwką wewnątrz, zalane kwaśną, gęstą jak krem śmietaną z cukrem, którą nożem prawie można było krajać.

Panowie obaj obżarli się ponadprzeciętnie, nawet jak na ówczesne standardy. A śliwki, wiadomo, wpływ na jelita śmiertelnika mają bardzo dobroczynny...

Młody, obudziwszy się w nocy obok swego swata, poczuł, że cosik go "na wnątrzu prze". Wyszedłszy za potrzebą, w sieni nie strzymał: narobił, niestety, do ogromniastych butów ojca swej bogdanki. Przewietrzywszy się co nieco, zaliczył też parokrotnie, już na spokojnie, budkę z serduszkiem i wracać do łoża począł.

Droga wypadła mu przez kuchnię, gdzie zobaczył niedobitki onegdajszego poczęstunku. Pojadł więc mało-wiele, a czego nie dojadł, swatowi swemu donieść chciał. Po ciemku jednak i wpółpijany jeszcze alkierze pomyliwszy, ani zauważył, że wszedł do łóżka swojej pannie... Uchylił pierzyny, ale nie w głowie, a w nogach i usiłował nakarmić knedlami nie jej krasne usta, a... cztery litery:

- Staszeeeek! Jedzże! Knedli żem ci przyniósł!

Panna, również knedlami suto nakarmiona, popiardywała sennie. Ten, biorąc to za dmuchanie, rozzłościł się, mówiąc:

- Czego dmuchasz! Wszak to już zimne!

Panna się ponoć obudziła i larum uczyniła okrutne, intruza wedle siebie widząc.

Miłościwie spuśćmy zasłonę na to, co rozegrało się później, nam wiedzieć wypada jedynie, że ręki panny nie otrzymał.

Obyczaje wczoraj i dziś

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 288 (438)
zarchiwizowany

#33105

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Właśnie wróciłem byłem z łowów na mamuta, czyli współcześnie mówiąc z cotygodniowego uzupełnienia zapasów w supermarkecie.

Supermarket, jak supermarket, przemieszczamy się wraz ze Ślubną wzdłuż regałów, wkładając do kosza kolejne produkty. Sporo klientów obcojęzycznych - oprócz angielskiego wybrzmiewa rosyjski, włoski, niemiecki... Euro, panie!

Jeden z regałów - "niezbędnik kibica". Piłki, koszulki (te patriotyczne i te unijne, fioletowe z kwiatkiem). Flagi, kubki, kufle, kapelusze i szaliki.

I wuwuzele.

Nagle Ślubna skoczyła jak młoda gazela, niemalże przewracając pryzmę puszek z groszkiem. Pochwyciłem spłoszoną mą niewiastę, czekając, aż minie jej kołatanie serca, jednocześnie rozglądając się za dźwiękiem, który był przyczyną jej nagłego obłędu - dźwięku przypominającego krzyżówkę klaksonu z kwaknięciem.

I ujrzałem nieopodal grupkę młodych chłopaków. Po mowie i po przewiązanych w biodrach flagach pojąłem, że to Hiszpanie, choć nie sądzę, by to miało znaczenie. Wielokrotnie przekonywałem się w życiu, że głupota nie zna granic.

To właśnie oni, bawiąc się przednio, trąbili niewybrednie z wuwuzeli niczego nie spodziewającym się ludziom w uszy, przestrach ich kwitując zadowolonym rechotem.

Obsługa nie reagowała.

Mając dość ograniczony czas, nie interweniowałem - ciekaw jestem, czy szanownym gościom zabawa istotnie uszła bez najmniejszych uwag...

„Tam gdzie dziś piętrzą się góry, będą kiedyś morza tam gdzie dziś wełnią się morza, będą kiedyś pustynie. A głupota pozostanie głupotą.”

Kibice

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (95)
zarchiwizowany

#32811

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mimo lat słusznych, choć nie podeszłych, jestem szczęśliwym posiadaczem babci, a swego czasu i babuni (babunią od wczesnego dzieciństwa nazywaliśmy prababcię, żeby jej tym nieszczęsnym "pra" nad uszętami nie krakać).

Babunia historię miała za sobą barwną, bo i podróż na "kraniec świata" - z lubelskiego na Litwę, i młode lata małżeńskie w Sienkiewiczowskich rewirach (Upita, Wodokty), podczas drugiej wojny wysiedlenie na Syberię, pochowanie tam małżonka - seniora rodu, spektakularna ucieczka z zesłania i repatriacja do Polski.

Zachowała przy tym krzepkiego, niezłomnego ducha i zaradność w każdej sytuacji.

Jednakowoż w samej już zimie życia dopadł ją niewdzięczny towarzysz - pan Allzheimer. Piekielny to w istocie gość, odbierający wspomnienia, gmatwający ścieżki, deformujący z chichotem rzeczywistość. Bliscy zdają się obcymi, zagrażają, nie ma domów z lat dziecinnych, nie ma żadnych zaczepów w rzeczywistości.

Babunia z niechcianym pasażerem zmagała się na szczęście w domu - u swej ukochanej córki, która otaczała ją troskliwą opieką.
Pan Allzheimer jednak szeptał jej czasem złośliwie do ucha: "nie znasz tej kobiety!"

Pewnego razu babcia (mając już sporo ponad 50 lat, co potem okaże się ważne) karmiła niesprawną już babunię zupą. Babunia raz za razem przełykała zawartość kolejnych łyżek, ale oczyma wpatrywała się w córkę jakoś tak nieufnie. W pewnym momencie wypaliła z grubej rury:

- A kim pani jest?

Babcię wbiło w fotel, łza jej się zakręciła w oku, ale dzielnie tłumaczy:

- Mamusiu, to ja, Danusia! Twoja córka!

Na co babunia wyprostowała się w fotelu i powiedziała z niezachwianą pewnością w głosie:

- Niemożliwe. Ja takich starych dzieci nie rodziłam.


Dziś po latach zdarza się to nam wspominać jako anegdotę i czasem się z tego zaśmiejemy; babcia jednak uśmiecha się przez łzy.

Starość bywa bezlitosna.

Rodzinka ach rodzinka

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 266 (326)

#32678

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tydzień przed wyprowadzką do nowego mieszkania.

Leżymy sobie w łożu naszym, ja i moja ślubna, oboje już niemal w półśnie, gdy nagle słyszymy szum orlich skrzydeł, tudzież wodospad Iquazu.

Mimo, żem niemal był już usnął, podnoszę się niechętnie i włączam światło. W tym samym momencie żarówka robi "pffspfftrrrypt!", coś strzela pod włącznikiem i w pokoju z powrotem zapadają ciemności. Po omacku znajduję latarkę, włączam, omiatam światłem ściany i widzę mokry szlak na trasie instalacji. Wychodzę do przedpokoju - kapie z bąbla na suficie, na podłodze już pokaźna kałuża. Słyszany szum, który brałem za przywidzenie, oznaczał zwarcie w instalacji.

Idę piętro wyżej do sąsiadki. Chwilę zajmuje mi się dostukanie do jej świadomości - po kilku uporczywych dzwonkach słyszę najpierw "chlup!", potem "Łojzicku!", a potem zgrzyt otwieranego zamka. Pani starsza jest w szoku - spała już i nie miała pojęcia o awarii. Pomagam ustalić problem - okazuje się, że poszedł jakiś wężyk. Zakręcamy zawór, schodzę na dół, a tu ślubna mówi, że była sąsiadka z piętra niżej z awanturą, że ją zalewamy. Ślubna wprowadziła ją do mieszkania, pokazała, że zalanie jest odgórne i nie z naszej winy i zaproponowała wyjaśnienie sprawy z sąsiadką z piętra wyżej.

Następnego dnia sąsiadka z góry zaprasza na kawę, przeprasza, wyciąga polisę i wypełniamy wniosek o odszkodowanie. Cud miód malina, każdemu życzę takiej reakcji u kogoś, od kogo doznaliście szkody.

Gdzie piekielność?

Trzy tygodnie później, gdy już wszystko obeschło, do najemcy naszego mieszkania zgłaszają się sąsiedzi z dołu. Ponoć zostali przez niego zalani. Najemca to nasz znajomek, więc zgłosił się do nas z zapytaniem, czy aby nie wiemy, o co chodzi.

Cóż. Sąsiedzi z dołu pomyśleli pewnie, że przyda się zastrzyk finansowy na wakacje. A że załatwiać chcieli sprawę z trzytygodniowym obsunięciem, wpadli pewnie na to, że nie ma co iść do rzeczywistej sprawczyni, bo ta wykaże zwłokę w działaniu. Lepiej ocyganić nowego, skołowanego lokatora...

Wezwany rzeczoznawca zalania nie stwierdził.

sąsiedzi

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 793 (847)

#31770

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przyniesione z wywiadówki.

Wychowawca: pragnę powiadomić państwa, że w szkole będzie można zaszczepić dziewczynki szczepionką przeciw wirusowi HPV, co jest jednym z elementów profilaktyki raka szyjki macicy. Szczepienie nie jest obowiązkowe. W środę odbędzie się spotkanie z lekarzem, który objaśni to państwu dokładniej i będzie można podjąć decyzję.

Rodzic Roku: - A dlaczego CHŁOPCÓW NIE?!

Szkoła

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 984 (1146)

#31788

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielnych scenek z dzieciństwa ciąg dalszy.

Kiedy dobiłem byłem siódmej wiosny, na naszym osiedlu tak zwany ADM zarządził w okresie wakacyjnym generalne odnawianie elewacji. Panowie brać budowlana punkt dziewiąta otwierali pierwsze piwko, bo bez paliwa robić nie szło, potem drugie, trzecie i tak do wyczerpania zapasów. Ponieważ jako żywo nikomu do głowy nie przychodziło, że siedmiolatek po piwo skoczyć nie może, skakało się więc ochoczo, bo zawsze jakaś gratyfikacja była: a to potynkować pozwolili, a to wejść na rusztowanie, a to wiadro kołowrotkiem na górę wciągnąć.

Do wciągania mieli natomiast jakoweś takie ustrojstwo, które, o ile dobrze pamiętam, końcówkę miało trochę nietypową: metalowy trójkąt, górnym wierzchołkiem uczepiony do liny, a na dolnych mający haki. Co się tym na górę wciągało - nie pamiętam, ale "światło" trójkąta było na tyle przestronne, że chudemu szczylowi, jakim byłem, mogłoby od biedy posłużyć za skrzyżowanie huśtawki z cyrkowym trapezem. A że dostęp był - po rusztowaniu, cóż...

Wyobraźcie sobie piękne popołudnie lipcowe. Wyobraźcie niewiastę, matkę-Polkę wracającą do dom pod brzemieniem siatek (pełnych, jakżeby inaczej - wszak w sklepach nic nie było!) Wyobraźcie sobie głuche tąpnięcie tychże siatek o grunt, gdy macierz ujrzała dziecię swe bujające hen w obłokach.

Tak gdzieś na wysokości piątego piętra.

Kto był piekielny?
Budowlańcy, którzy nie zabezpieczyli sprzętu? (dobrze, że zablokowali kołowrotek chociaż).
Rzeczony siedmioletni smarkacz? (tak, dostałem w cztery me piękne, i nie dziwię się, sam bym sobie dzisiaj wlał)
Czy drobnej postury matka, która po wycieczce do administracji dokonała tego, że pięciu umięśnionych chłopa wiało na jej widok jak przed zgrzebłem?

Cudowne lata w PRL

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 614 (704)