Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Peter87

Zamieszcza historie od: 13 maja 2011 - 3:36
Ostatnio: 13 grudnia 2016 - 12:22
  • Historii na głównej: 11 z 24
  • Punktów za historie: 4722
  • Komentarzy: 75
  • Punktów za komentarze: 177
 
zarchiwizowany

#10298

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym razem krotko i na temat. Był czas, że po powrocie z USA musiałem szybko gdzieś dorobić (akurat nie w pracy bylem w USA ;) ). Padło na 3 miesięczną przygodę na stanowisku pracownik ochrony w jednym z podwrocławskich supermarketów (ze świętymi w nazwie ;) ).

Jedna, iście piekielna, klientka notorycznie miała jakiś problem. Pomijając fakt, że kilka razy przyłapałem ja na kradzieży, to ciągle przychodziła. To chciała się zatrudnić, to nie wiedziała czy może wejść z gumą w ustach(!), to czegoś nie mogła znaleźć... Jednak tym razem przeszła samą siebie.

Wchodząc zawołała do mnie: "ja tylko rozmienić", po czym udała się do kasy:
-czy może mi pni rozmienić 5zł?
-No średnio... ale właściwie ok...- po czym podaje jej 2x2zł i 1zł
-Ale nie tak!
-A jak?
-Tak, żebym miała 4,80zł. Bo wiszę koleżance 4,80zł i muszę jej tyle oddać!

Nie wiem jak się skończyło, bo ścięło mnie w tym momencie- zaliczylem klasycznego zgona -_-'

Supermarket

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 67 (183)
zarchiwizowany

#10065

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dane mi było wyjechać do USA na 2 miesiące. Ceny roamingu w tym kraju są niebotyczne. Dlatego nie korzystałem z telefonu. Popełniłem jeden drobny błąd- nie wyłączyłem poczty głosowej. Jednak wszyscy moi najbliżsi, wiedzieli gdzie jestem, więc nie dzwonili. Nie wiedziała jednak tego jedna uparta pani z promocji sieci komórkowej, z której korzystałem.

Notorycznie do mnie wydzwaniała, po kilka razy dziennie. Czasami mój telefon rozbrzmiewał np. o 3.30 w nocy (w Polsce była wtedy 9.30). Raz w końcu odebrałem i powiedziałem, by nie dzwoniła, bo za granicą jestem.

Pod koniec mojego wyjazdu przyszedł mi sms z kwotą faktury. Prawie 400zł mnie przeraziło! Dodatkowo z nieznanego mi powodu mój telefon został zablokowany! Kompletnie zdębiałem...

Podjąłem kilka prób skontaktowania się z siecią. Nie udało mi się. Na szczęście odcięty od świata zdołałem wrócić do ojczyzny.

Naskrobałem dość wrednego maila opisującego sytuację, gdzie stwierdziłem, że nie mam zamiaru płacić za nadgorliwość ich pracownika. Na co otrzymałem odpowiedź, że gdy byłem za granicą gdy ktoś do mnie dzwonił, mój telefon łączył się z jakąś ich centralą i oni nie są w stanie dojść kto do mnie dzwonił, bo wyświetla się jeden numer, co widać na billingu. Na szczęście mi się numer ekranie normalnie wyświetlał (różnica to 001 przed numerem), a mam na tyle nowoczesny telefon by móc ściągnąć i wydrukować historię połączeń, co też zrobiłem.

Historię ta złożyłem wraz z dotychczasową korespondencją i wystawionymi przez sieć billingami w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej. Po czym wysłałem również do samej sieci z informacją, że wszystko poszło do UKE.

Po dwóch tygodniach otrzymałem odpowiedź z anulacją na ponad 260zł :D Chyba zrozumieli, że nie mam zamiaru się poddać, a z tego co się później dowiedziałem, reakcja UKE była... jak już przyznano mi anulację O.o

Sieć komorkowa

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (218)
zarchiwizowany

#10064

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znów z banku, jednak tym razem byłem jego klientem. A dodam, że bywam piekielnym, zwłaszcza gdy mam rację. A niekompetencja tej [P]ani i jej [K]ierowniczki mnie dobiła... Zresztą... posłuchajcie...

Kilka lat temu starałem się o kredyt studencki. Wniosek cechuje się olbrzymim stopniem biurokracji- tony zaświadczeń, potwierdzeń itp. Poręczenia udzielali mi rodzice, dlatego jednym z wymaganych dokumentów było ich zaświadczenie o zeszłorocznym zeznaniu podatkowym. Sumiennie uzbierałem wszystko co potrzeba i przybyłem do jednego z Wrocławskich banków... [J]- ja

[j] Dzień dobry przyszedłem złożyć wniosek o kredyt studencki, wraz ze wszystkimi dokumentami.
Pani z banku wzięła wszystko i zaczęła przeglądać.
[p] Ale brakuje zaświadczenia pana mamy
[j] Jakiego zaświadczenia? sprawdzałem kilkukrotnie, wszystko jest...
[p] Z Urzędu Skarbowego, o zeznaniu podatkowym
[j] Jest! To jest to. Moi rodzice nie mają rozdzielności majątkowej, więc korzystają z możliwości rozliczania się na jednym PITcie. Widzi pani? Tu są oba nazwiska- odpowiedziałem, pokazując miejsce, gdzie wyraźnie jest zaznaczone "dane małżonka".
[p] Ale tu jest, że wydane na wniosek pana taty, a nie obojga rodziców. Czyli to jest zaświadczenie tylko ojca.
[j] Co za różnica? Chodzi o informację ile moi rodzice zarobili, a to tu jest! Przyniósłbym dokładnie taki sam dokument!- zaczynałem się już irytować.

Pani stwierdziła, że nie przyjmie wniosku. Pojechałem więc do Urzędu Skarbowego, gdzie tą panią wyśmiano. Okazało się, że nie można wydać zaświadczenia na wniosek dwóch osób jednocześnie. Chyba, że składają taki wniosek osobno. Co jest kompletnie bez sensu. Dostałem numer telefonu do US, żebym w razie czego skontaktował panią z banku z nimi. I wróciłem... Podszedłem do tego samego stanowiska, tej samej pani, której wyjaśniłem, że jednak miałem rację.
[p] Ale ja tego wniosku nie przyjmę! Weźmie pan odpowiedzialność za to, jeśli coś będzie nie tak?
[j] tak! Wezmę, bo wszystko jest w porządku, a pani tu jest niekompetentna. Ja bym kierownika może poprosił?- pani z szyderczym uśmiechem odeszła i po chwili wróciła z drugą panią... Po chwili tłumaczenia:
[k] Noo... jak pan nie ma zaświadczenia mamy to nie przyjmiemy
[j] Ale tłumacze tej pani od godziny, a pani od 10 minut, że to jest to samo zaświadczenie, bo moi rodzice się rozliczają razem! Bylem przed chwilą w Urzędzie i to potwierdzili! Nawet dali numer telefonu, żeby panie w razie wątpliwości zadzwoniły! Dlaczego tak trudno jest paniom przyznać, że nie macie racji?
[k] Dooobre... numer telefonu dali! Pewnie do jakiegoś kolegi! Proszę przynieść zaświadczenie od mamy, a przyjmiemy!
[j] Ale wydanie takiego zaświadczenia trwa tydzień, a ja mam jeszcze 3 dni na złożenie tego wniosku! Jeśli tego nie uda mi się załatwić, złożę na panie skargę, bo są panie NIEKOMPETENTNE!!!- Tak! Krzyknąłem... I byłbym klasycznym "piekielnym", gdyby nie...

Wpadłem na genialny pomysł i poszedłem do innego oddziału tego samego banku i... Pani przyjęła mi dokumenty bez słowa. A kredyt został mi przyznany. Skargi nie napisałem... Wszak udało mi się załatwić wszystko ;)

Bank

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 124 (202)
zarchiwizowany

#9566

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracowałem kiedyś w sieci mobilnej pewnego banku (taki pomarańczowy na trzy litery ;)). Większość umów z klientami podpisywaliśmy u nich, lub w siedzibach ich firm (zgodnie z zasadą "dojeżdżają"). Jednak gotową Umowę należało następnie zanieść do oddziału banku... Będzie to historia o piekielnym bankierze, którego napotkałem w jednym z oddziałów.

Jako, że prowizję od umowy dostawali nie tylko przedstawiciele, ale i sam oddział, w którym została ona zawarta- dyrektorzy placówek witali nas z otwartymi ramionami. Była też zasada, że przedstawiciele są obsługiwani bez kolejki.

Koleżanka, która zawarła umowę z klientem, musiała jeszcze ją zawieść do placówki banku. Nie do pierwszej lepszej, tylko do tej, do której klientowi jest najbliżej i on wybrał. Był grudzień, godzina 17.00, akurat wychodziłem z biura. Jako, że wybrany przez klienta oddział był koleżance w ogóle nie po drodze, a ja mieszkam dwie ulice od niego, zaproponowałem jej, że umowę tą podrzucę. Koleżanka ucieszyła się, zadzwoniła do dyrektorki oddziału, ta obiecała, że poczeka i poinformuje obsługę, że przyjdę zostawić dokumenty. Miałem wejść, dać papiery, życzyć wszystkim miłego wieczoru i wyjść. Jednak nie było to takie proste.

Wchodzę do banku, a tam... cóż, komunę słabo pamiętam, ale podobno takie kiedyś były kolejki. Ludzie znudzeni. Co chwilę ktoś dzwoni do domu, że jeszcze trochę mu zejdzie itd. Ja niezrażony ściągnąłem płaszcz uwydatniając lewka w klapie (tak by było widać, że jestem pracownikiem banku) i podchodzę (może trochę bezczelnie, ale chciałem to załatwić moją sekundową sprawę zanim kolejna [k]lientka podejdzie) do stanowiska. Jednak między [j]mną, a [b]ankierem nawiązał się... zresztą posłuchajcie...

j-dzień dobry nazywam się Piotr X jestem z sieci mobilnej, mam...
b-to nie znaczy, że może pan się wpychać bez kolejki!
j-(nieco zszokowany) po pierwsze mam bez kolejki,a po drugie mam tylko to zostawić i już sobie idę
b-(rzucając we mnie dokumentami, które mu podsunąłem) jak są takie kolejki to nie można się wpychać, nawet pracownikom, ja nie mam czasu i nie wiem co to i dla kogo to jest!
k-ja 40 minut tu już stoję
j-(wciąż spokojnie)przepraszam, ale gdyby ten pan mnie posłuchał, zamiast urządzać cyrk, już by mnie tu nie było i by panią obsługiwał...
b-(niemal krzycząc) to pan urządza cyrk! Wpycha się przed klientów! Jaki obraz naszego banku pan daje?!
j- jeszcze raz... dokumenty dla pani dyrektor, które przekaże pan w wolnej chwili, gdy nie będzie kolejek. Pani dyrektor na nie czeka i o nich wie. Weźmie je pan, czy nie?
b-nie! do kolejki!
j-dooobrzeeee...

W tym momencie ciśnienie mi skoczyło. Już dawno powinienem załatwić sprawę. A kiedy ktoś robi mi ewidentnie na złość (bo mógł, powiedzieć ok i wziąć te papiery), wtedy odpłacam pięknym za nadobne. Odsunąłem się na bok, wziąłem telefon i zadzwoniłem do koleżanki, której wyświadczałem przysługę. Nie mówiłem głośno, ale na tyle by mnie piekielny usłyszał.

"Cześć, słuchaj... obsługa nie wie, że mają odebrać te dokumenty ode mnie. Dałem facetowi, to rzucił nimi we mnie (-protestował i krzyczał, obsługując klientkę, że wcale nie rzucał-). Weź zadzwoń do tej pani dyrektor i powiedz, że jestem i żeby po smsie wysłała do nich, że mają to ode mnie wziąć i położyć na jej biurko... Dzięki, pa!"

Schowałem telefon do kieszeni. Odczekałem ze dwie minuty, gdy... zza szklanych drzwi wyszła pani [d]yrektor. Wprawdzie obiecywała, że postara się poczekać na te dokumenty, to wcale nie spodziewałem się, że tam będzie... ale jednak!

d-przepraszam, wysłałam do wszystkich maile, ale taki ruch, że nie przeczytali jeszcze...
j-nie szkodzi, oto dokumenty
d-dziękuję, zaraz je wprowadzę... może pan wejdzie, napije się czegoś (chciała ze mną współpracę nawiązać- będzie inna historia)
j- nie, dziękuję, troszkę mi się spieszy...
d- w takim razie pana nie trzymam, dziękuję, przepraszam i do widzenia
j- nie szkodzi, miłego wieczoru, do widzenia

I wychodząc do bankiera: "i tyle mi to miało zająć! pa! :D"

Bank

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (196)