Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Strzyga

Zamieszcza historie od: 22 marca 2011 - 10:22
Ostatnio: 15 września 2017 - 14:17
O sobie:

Nie lubię ludzi.

  • Historii na głównej: 51 z 54
  • Punktów za historie: 41737
  • Komentarzy: 180
  • Punktów za komentarze: 1585
 
zarchiwizowany

#63686

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w korporacji.

W połowie grudnia mój wydział miał imprezę bożonarodzeniową w knajpie na mieście. Część ludzi siedziała wewnątrz przy barze, część przy stole, część na dworze.
W pewnym momencie wieczoru znalazłam się na zewnątrz z grupką palących; tuż obok stała grupa niepalących. Z głośników leciały obciachowe piosenki bożonarodzeniowe, wszyscy byli mniej lub bardziej na gazie, więc jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, ludzie objęli się za ramiona i zaczęli drzeć wniebogłosy do wtóru "Oh I wish it could be Christmas' czy innego okołoświątecznego szlagieru.

Jakoś tak się zdarzyło, że koledze, powiedzmy L., omsknęło się ramię i zamiast na łopatkach wylądowało na wysokości krzyża koleżanki, powiedzmy D. Tutaj muszę uczciwie podkreślić, że sytuacji nie widziałam, bo stałam twarzą w inną stronę, ale znajoma wszystko widziała (bujała się w rzędzie tuż za L. i D.) i przysięga, że nie było to w kalibrze obmacywania po tyłku; ot, nieco niżej niż wypadałoby objąć się po przyjacielsku, ale jeszcze bez kontekstu seksualnego).
D. zresztą bez gniewu, ze śmiechem przykazała L. przywołać rękę do porządku, na co L. przeprosił i zabrał łapę. Niedługo później do grupki podbił inny kolega, mniejsza o inicjał, i na wieść o incydencie opierniczył L. dość surowo; L. się cholernie przejął i zaczął prawie na kolanach przepraszać D. za swoje zachowanie. D., wyglądając na nieco zażenowaną całą sytuacją powiedziała, że naprawdę nic się nie stało, i widać było, że chce już o wszystkim zapomnieć.

I na tym by się pewnie to wszystko skończyło, gdyby wieść o tym zdarzeniu nie dotarła do uszu wydziałowej feministki. W poniedziałek następujący po imprezie firmowa feministka (typ bojowniczki o wolność wszystkich niewiast, dopatrująca się ucisku płciowego nawet w zwyczaju dawania kobietom kwiatów i kurtuazyjnym przepuszczaniu przez drzwi) postanowiła rozpocząć kampanię o sprawiedliwość dla D. W jej oczach D. to biedna, zastraszona ofiara męskiej chuci, którą samiec zbrukał w podły sposób. Feministki przy incydencie nie było, bo siedziała z grupą przybarową, ale z jej opowieści można wnioskować, że L. przyłapano w ciemnym zaułku, z jedną ręką zaciśniętą na gardle D. a drugą gmerającą w jej majtkach.

Feministka zażądała specjalnego spotkania menadżerów, zwołania świadków, niemal domagała się wyznaczenia sędziego i powołania ławy przysięgłych... Na nic zdały się tłumaczenia D., że według niej nic się nie stało. Na nic zeznania świadków, że oczywistym było, że incydent był bez znaczenia dla D. Feministka chyba rozkoszowała się myślą, że występuje w roli żeńskiej wersji Świętego Jerzego, który dzielnie szarżuje na podłego smoka męskiego szowinizmu. Co złośliwsi szeptali, że feministka skrycie kocha się w koledze, który obsobaczył L., i zazdrość nią szarpie, że obiekt jej uczuć wstawił się za D.

Przez kilka dni cały wydział żył rabanem robionym przez feministkę. L. był załamany i pełen wyrzutów sumienia, a D. zażenowana i zasmucona, że znalazła się w centrum tego zamieszania. Bodaj tydzień zajęło menadżerom przytłumienie całej sprawy - oczywiście zależało im na jak najszybszym wyjaśnieniu incydentu, i byli gotowi zamknąć sprawę już pierwszego dnia, ale feministka wierzgała jak znarowiona kobyła, kiedy tylko wyczuwała, że sprawa zaczyna przysychać. Tuż przed Świętami wpadłam na D. - wyglądała na wyczerpaną i na skraju załamania nerwowego.

Puenty nie będzie, bo i nie wydarzyło się nic spektakularnego, co podsumowałoby tę historię. Niemniej ilekroć w pracy widzę feministkę, mam ochotę wbić jej ostry przedmiot w oko. I sądząc po komentarzach latających bo biurze, takie zapędy ma pozostałe osiemdziesiąt współpracowników...

Praca

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 222 (396)
zarchiwizowany

#59676

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedawno poszłam na piwo z paczką znajomych.
Tak się złożyło, że wszyscy w grupie byli w podobnej sytuacji życiowej: w przedziale wiekowym 26-35, z wyższym wykształceniem, z dobrze (lub bardzo dobrze) płatną pracą, w stałym związku, i takie tam.
Wszyscy z wyjątkiem jednego typa. Nazwijmy go Oleś.
Oleś, jeśli chodzi o powyższe standardy, pobijał nas tylko wykształceniem - wyrobił jak dotąd przynajmniej 500% normy. Studował co najmniej 5 kierunków (studiował, podkreślam - nie skończył). W chwili obecnej, z tego co wiem, drapie doktorat o życiu codziennym jakiegoś plemienia z Papui-Nowej Gwinei, które wyginęło w I połowie XVII wieku (czy coś równie mało przydatnego).
O reszcie Olesia będzie dalej.
Między mną a kolegą rozmowa zeszła akurat na podróże: kolega, powiedzmy Grześ, wybiera się za jakiś czas w podróż po dalekiej Azji i Australii. W pewnym momencie do rozmowy dołączył się Oleś.
[O.:] Ooo, Grzesiu, dobrze słyszę że lecisz do X?
[G.:] No tak, a także do Y i Z. Strzyga była w zeszłym roku, mówiła że fajnie tam.
[O.:] Ooo, to ja też pojadę.
[Ja.:] A ty nie masz czasem trzeciego roku doktoratu na głowie?
[O.:] No tak, ale rzucam. Nudne to. Ile można dzikusów studiować. W przyszłym roku składam na religioznawstwo, powinno być ciekawiej.
[G.:] Yyy, no dobra. Tylko żebyś miał jakiś realistyczny obraz tej podróży do X, wiesz, bilety samolotowe kosztują tyle-i-tyle, hotele tyle-i...
[O.:] A co mnie ceny. Starzy mi za wszystko zapłacą.
[G.:] Że co? A zapracować sam nie możesz?
[O.:] Co ty, pogięło cię? Moi starzy bez komentarza bulą na wszystko, co im podyktuję! Mam jak jakiś palant wstawać codziennie i zapychać od 9:00 do 17:00? To dla takich idiotów jak w... eee.. dla idiotów! [tu krzywy uśmieszek i szybki rzut oka na mnie i na Grzesia.]
[G., spokojnie, chociaż żyła mu pulsowała:] Ja i Strzyga wstajemy codziennie i zapychamy jak, jak to ująłeś, idioci, a dzięki temu stać nas na wygodne, samodzielne życie, i jeszcze coś zostanie na podróże na drugi koniec świata.
[O.:] No tak, ale jakbyście byli mądrzy, to byście doili swoich starych. Moi płacą za wszystko. Jak powiedziałem kiedyś, że chyba pójdę pracować do kawiarni, to matka się popłakała i zapłaciła mi 2000 funtów, żebym tylko tam się nie zatrudnił.
[G.:] Olesiu, masz 29 lat. Strzyga ma 27, ja 30. Naprawdę uważasz, że w naszym wieku wypada prosić rodziców o pieniądze na papier toaletowy, jak ty to robisz co miesiąc?
[O., z oburzeniem:] Tym bardziej. To oznacza, że sobie umiem w życiu radzić, co nie?
[G., uroczyście:] Olesiu, jesteś kretynem.

Oleś zabulgotał w piwo i się zamknął. Potem gdzieś zniknął na resztę wieczoru. Kiedy zapytałam później koleżankę, gdzie polazł, powiedziała, że poszedł do domu. Była bardzo zdziwiona i zdezorientowana, bo na odchodne podobno ze złością rzucił, że z frajerami nie pije.

zagranica życie

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 45 (85)
zarchiwizowany

#56242

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znajoma z pracy mojego faceta, powiedzmy K., postanowiła z mężem zaadoptować dziecko.
Papiery złożyli, wstępne eliminacje przeszli śpiewająco. Wszelkie testy psychologiczne ok, zarobki niezłe, dom w porządku, nawet pies zyskał aprobatę.
Potem ludzie z machiny adopcyjnej zaczęli przeglądać przyjaciół K.
K. wezwano na spotkanie.

[Pańcia z machiny:] Za mało ma pani wśród znajomych par homoseksualnych oraz ludzi innego pochodzenia etnicznego.
K. zdębiała.
[P.:] Jak pani chce wychowywać dziecko na dobrego człowieka, skoro zna pani tylko... [szelest papierów] ...trzech gejów i jedną parę lesbijską? A tylko ośmiu pani znajomych ma inny kolor skóry.
K. nadal milczy, nie ogarniając rozmiaru swojego dotąd nieodkrytego rasizmu oraz homofobii.
[P.:] Proszę pani, tak nie można. Przecież dziecko nigdy nie będzie miało szzansy zdrowo dorastać w środowisku różnorodności seksualnej oraz etnicznej.
K., pedagog z ponad piętnastoletnim doświadczeniem, nie umie znaleźc słów.
[P.:] Stanowczo rekomendujemy, żeby przemyślała pani to, co powiedziałam.
K. odzyskuje język.
[K.:] Ale ja nie dobieram sobie znajomych po kolorze skóry czy orientacji, tylko po tym, jakimi są ludźmi!
[P., z naganą:] No właśnie dlatego ma pani tak mało homoseksualistów i obcokrajowców wśród przyjaciół! Proszę to zmienić.
[K., ze złością:] A co z X?
(X - jej najlepsza przyjaciółka; wspaniała kobieta, która urodziła się meżczyzną).
[P.:] Ojoj, nie, osoby transseksualne to dla dziecka za dużo, za dużo... Może mieć problemy ze zrozumieniem. Niech pani poszuka zwykłych gejów i lesbijek. I dużo, dużo osób innego pochodzenia.

K. wyszła i przeżuwała zasłyszane rewelacje przez kilka dni. Ostatnio z ironią poinformowała TŻ, że co prawda ja jestem obcokrajowcem, ale niestety jestem za bardzo biała, więc na razie psujemy jej punkty adopcyjne. Ale jak już zdecydujemy się zachować rozsądnie i zmienić orientację oraz zostać Murzynami, to mamy się do niej natychmiast zgłosić.
Spoko.

zagranica adopcja

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 48 (108)

1