Profil użytkownika
Strzyga
Zamieszcza historie od: | 22 marca 2011 - 10:22 |
Ostatnio: | 15 września 2017 - 14:17 |
O sobie: |
Nie lubię ludzi. |
- Historii na głównej: 51 z 54
- Punktów za historie: 41737
- Komentarzy: 180
- Punktów za komentarze: 1585
@Kumbak: mamhoregonażeczonego
Chyba coś mne omija, bo nikogo tutaj nie linczują za pomniejsze błędy. Za oczywiste byki, złe użycie słowa, rażące orty - owszem, i tak powinno być. Tutaj się opowiada historie, i jak nie masz szacunku do czytelnika, żeby się wysilić nad tekstem, to zasługujesz na purystycznego kopa w tyłek. A twoja wstawka o mieszkaniu za granicą od iluś tam lat, autorko, nie ma nic do rzeczy. Ja mieszkam poza Polską dłużej niż ty, i posługuję się polskim o wiele rzadziej niż ty. I jakoś nie brakuje mi polskich słówek ani znajomości gramatyki.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 czerwca 2017 o 23:11
@7sins: Tfu, nie bronić. Miałam napisać "czepiać się".
@7sins: Zaraz cię zjedzą, bo śmiesz bronić kobitki.
@Grejfrutowa: Jest piekielne, jeśli ignorant się upiera przy swojej głupocie. Z historii wynika, że kobitka nie była wredna, nie poprawiała autorki itd. Dlatego ta historia jest, pod względem piekielności, słaba moim zdaniem.
Pragnę zauważyć, że to portal o ludziach piekielnych, a nie o nieszkodliwych ignorantach :)
Fake, cieć nie klaskał jak wrzucali przez lufcik ;)
Rozumiem piekielność wuja, ale po kija ten kilometrowy wstęp o poprzednim małżeństwie wuja i jego zatrudnieniu w waszej pracy? Historia jest o źle zorganizowanym weselu przecież. Popraw może, bo ciężko się czyta.
Ad #3... W sumie rozumiem wk!rw rowerzystów, jak im pieszy lezie po ścieżce jak rzyć wołowa, skoro ma chodnik. Sama nauczyłam się uważać po tym, jak mi rowerzysta z rozmysłem wjechał w kuper, gdy zagadana lazłam ze znajomą po ścieżce rowerowej pod Wawelem. Wjechał chamsko i raczej mocno, i spitolił. Poklęłam na niego, pozłorzeczyłam, rozmasowałam siniaka i potem przyszła autorefleksja, że miał rację. Lazłam jak krowa, chociaż chodnik był 2 kroki obok, a zagadanie się to żadna wymówka, skoro w przestrzeni publicznej trzeba się pilnować. Od tego czasu za każdym razem gdy widzę ścieżkę rowerową, przypomina mi się tamten ból - i uważam gdzie stąpam :)
@GoshC: Odnośnie ostatniej części twojej wypowiedzi - właśnie tak. W dziale podobnym do naszego pod względem obowiązķów i liczby pracowników zrobili na próbę wolną amerykankę w układaniu rozpiski zmian. Do jakich tam gorszących scen dochodziło, paaaaniiii...
@LadyMakbet: (i reszta) Zrobiłam edytę, żeby więcej nie mącić :)
@Iras: moja poprzednia posada była w takim obozie pracy. Sporo osób w moim obecnym dziale nigdy nie miało innej pracy, więc nie mają porównania i nie rozumieją, że naprawdę nie mamy źle.
@mala_blondyneczka: Nie wiem, może w Polsce tak jest. Nie pracuję w Polsce, stąd tag. Może rzeczywiście się źle wyraziłam o K2, powinnam napisać: zażądała urlopu.
@ptah: Ja w sumie nie robię problemów wtedy, gdy kasjerka PYTA czy może być winna. Stawiam się, gdy pacjentka mi oznajmia że będziewinnagrosikdziękujęizapraszamponownienastępnyklientproszszszs.
Mnie ostatnio kobitka w Reserved wręczyła resztę mówiąc, że będę jej winna grosika (tj. reszty był grosz, ona mi wręczyła monetę 2-groszową). Tak byłam zaskoczona niespotykanym zwrotem akcji, że stałam i gapiłam się na kobitkę bez słowa, a przez chwilkę chciałam galopować rozmienić tę dwójkę i wrócić do Reserved oddać tego grosika ;)
@ptah: moja znajoma z biurka obok właśnie poddała się po rozmowie z klientem; typ upierał się, że Tajlandia jest w Afryce, nie nie, co pani pierd*li że w Azji, przecież wiem gdzie jadę na kontrakt!!! Akcja też dzieje się w Anglii...
@JaNina: No tak, oczywiście, ale nie lepiej równać w górę (tj. wszyscy robią przyzwoite latte) zamiast w dół (tj. wszyscy robią ścierę)? Ostatecznie, i to z całym szacunkiem dla Autorki, machnięcie porządnej kawy to nie mocowanie się z fizyką kwantową....
@lajzanumerjeden: No właśnie nie, miał własnych znajomych i osobne zainteresowania i pasje, gdy się poznaliśmy. Właśnie tym mnie ujął. To wszystko poszło w kąt gdy związek zaczął nabierać pary, i klnę się na czaplę, że porzucił to wszystko bez mojej wiedzy lub bamowy.
Ha. Byłam kiedyś z typem, który z początku wydawał się całkiem normalny, a dopiero po jakimś czasie się ujawnił jako psychopata ciemności. Kupował mi kwiatuszki 4 razy w tygodniu, prawie nigdzie ze znajomymi nie wychodził bo "przecież jest w związku ze mną, nie potrzebuje nikogo innego". Zaczął słuchać muzyki którą ja lubię, czytać te same książki - bo tak trzeba, jak się ma dziewczynę. Oświadczać się chciał po ośmiu-dziewięciu miesiącach znajomości, i tatuować na nadgarstku datę oświadczyn też - pewny siebie był, skubaniutki :) Nie muszę mówić, że rozstaliśmy się, bo chciałam partnera, a nie jemioły. Jak on potem biadolił, że niewdzięczna sucz ze mnie! W ogóle do niego nie docierało, że ostro holował z wieszaniem mi się na szyi. Nie mówię, że ty byłeś taki sam, ale tak mi się skojarzyłeś z eksiem.
Mam dwie znajome. A, która zmaga się z problemami psychicznymi od późnej podstawówki - psycholodzy i psychiatrzy dziecięcy, wypróbowanie chyba wszystkich antydepresantów na rynku, zawalony rok studiów, nieudane związki. Aktualnie A nie pracuje, nie jest w stanie wstać z łóżka. Druga znajoma, B, jęczy mi za każdym razem jak się widzimy: "Mam depresję, bo nie umiem dokończyć rozdziału pracy magisterskiej... Tak mi smutno i beznadziejnie, bo nie stać moich rodziców tym roku na Dominikanę i jedziemy na Cypr". Może dlatego, że istnieją takie jęczybuły jak B, które szastają słowem "depresja" przy byle chandrze, ludzie tacy jak A (i Autorka) spotykają się z niechęcią i niedowierzaniem? A Autorce życzę siły do walki :)
A na czym w końcu stanęło?
@Tenzprzeciwkacomakotairower: nie dziwniejsza niż twoja, na której najwyraźniej zatrudniali doktorantów bez sprawdzania ich wiedzy merytorycznej. I nie napisałam że oddawało się prace do rąk własnych. Można było uderzyć bezpośrednio do wykładowcy, jeśli się przewidywało obsuwę z doręczeniem eseju na czas.
@helena: brawko.
Studiowałam za granicą, pracuję za granicą - wiem, to się wypowiem. Z mojego doświadczenia tutejsze podejście studentów do studiów jest żenujące. Kompletny luz na linii student-wykładowca, niskie wymagania jeśli chodzi o codzienny wysiłek umysłowy i nastawienie żaków... Na mojej alma mater normą było uderzenie do lektora podczas przerwy/ w pubie na kampusie i teksty tylu "Dobra Bob, to ten esej ci podrzucę 2 dni po terminie bo jadę na wycieczkę/ kot mi umarł/ nie mam weny/ nie chce mi się". Na zajęcia przychodziły laski w porozciąganych legginsach, rozkłapanych uggach i poplamionej bluzie od dresu, bo to tylko zajęcia. A nie studiowałam na jakiejś trzecioligowej uczelni, a wręcz przeciwnie. A potem lezie taki eks-student do prawdziwej pracy, i rzeczywistość go kopie w dupę, bo trzeba się ubrać w białą koszulę i nie międlić gumy w pysku, jak się rozmawia z CEO. Pomijając już to, że nie chce mi się wierzyć, że twoja uczelnia zatrudniła kompletną ignorantkę...
@ThomasVeil: W call centre w Indiach zatrudniają tylko tych najlepszycy, w przeciwieństwie do tych w Anglii, gdzie biorą chyba z łapanki. Dlatego ludzie prqcujący w Indiach to w przeważającej części ludzie wykształceni i inteligetni, tylko firmie-matce w Europie nie opłaca się ich szkolić i rozwijać ich systemów lub stylu pracy. Przykład: na porządku dziennym było to, że klient dzwoni, trafia na kogoś w Chennai, prosi o wysłanie dokumentu mailem. Osoba w Indiach nie może nic wysłać mailem bo firma matka tak sobie zażyczyła, ot bo tak (kij z tym, że klientowi wszystko jedno czy przycisk "Wyślij" wciska ktoś w Bristolu czy Chennai). Chennai dzwoni na TĘ samą infolinię co klient, do skutku, aż trafi na kogoś onshore. Prosi o wysłanie mailem dokumentu do klienta. Słyszy w słuchawce sarkastyczne "Co, sam nie umiesz?", po czym Bristol z łaską wysyła coś, co Chennai sam by zrobił 10 minut wcześniej, gdyby nie debilne zarządzenie z góry. Nic dziwnego więc, że "moi" offshore zawsze rozmawiali z nami tonem zdychającej szkapy... Bo mieli okropne doswiadczenia i wiedzieli ze Angliq ich traktuje jak totalnych idiotów. Do czego zmierzam? To naprawdę nie są głupcy. Po prostu ich szefostwu nie opłaca się zmieniać i ulepszać ich pracy, i mają idiotyczne ograniczenia.