Profil użytkownika
Vixen_
Zamieszcza historie od: | 29 listopada 2012 - 11:42 |
Ostatnio: | 12 lipca 2018 - 3:13 |
- Historii na głównej: 12 z 16
- Punktów za historie: 9127
- Komentarzy: 45
- Punktów za komentarze: 460
« poprzednia 1 2 następna »
Jeny, jeżeli Ci w jakikolwiek sposób moja historia przeszkadza, to w prawym, górnym rogu jest symbol X na czerwonym tle - kliknij. Co więcej? Zgadzam się ze stwierdzeniem, że wyrzucenie z siebie problemów przed anonimową publicznością pomaga. Druga sprawa, proszę, zachowaj dla siebie "bujną wyobraźnię gimnazjalistki". Gimnazjalistką od jakiegoś czasu nie jestem, to raz, dwa - oczywiście, bo nie mam absolutnie nic ciekawszego do zrobienia, jak rozwijanie "kariery" na Piekielnych wymyślając historyjki. I tak w kółko będę to powtarzać. Naprawdę nie wiem, jakie są korzyści z wymyślania bajek na Piekielnych? Płacą za to, czy coś, a ja nic na ten temat nie wiem?
No cóż, moje technikum to Technikum Cudów. Karta ma iść do bezpośrednio do rodzica, bo przez uczniów podobno nie docierają i później rodzice przychodzą z mordami, że nie wiedzieli o ośmiu zagrożeniach. Może takie idiotyczne wymagania ma tylko moja szkoła, ale ja niestety nic na to nie poradzę.
Zacytuję sama siebie odnośnie "fejkiem wieje": Oczywiście, bo nie mam absolutnie nic ciekawszego do zrobienia, jak rozwijanie "kariery" na Piekielnych wymyślając historyjki. Tyle mam do powiedzenia w tym temacie. Jeżeli ktoś uważa, że "fejk" to jego sprawa, nie będę siłą przekonywać. Może ja też jestem ociężała umysłowo (hm, pewnie genetycznie), ale co ma do historii wgląd do dziennika? Afera nie szła o oceny, bo te moi rodzice, a raczej tylko mama, bo ojciec się nie interesuje, znali. Chodziło o to, że rzekomo przechwyciłam list adresowany do rodziców i zapieram się, że go nie ma. Co do tego wszystkiego ma dziennik?
Oczywiście, bo nie mam absolutnie nic ciekawszego do zrobienia, jak rozwijanie "kariery" na Piekielnych wymyślając historyjki. Chociaż nie, momencik! Ktoś wcześniej już zauważył, że należę do spiskowców, więc to pewnie ma jakiś głębszy sens, np. sparaliżowanie internetów. Przepraszam, myślisz, że zobaczyłam teczkę i z miejsca ją wzięłam, zupełnie mając gdzieś, że jej właściciel mógł na chwilę się oddalić? Zainteresowałam się nią, popatrzyłam, no nijak nikt jej nie zabiera. Więc cofamy kamery i widzimy, że Pan był, zostawił i wyszedł. Dalej... po co babrać się z policją, skoro mogę w prosty sposób dotrzeć do właściciela bez robienie "afery kryminalnej"? Nikt nie gmerał, nie liczył pieniędzy (raczej widzisz, ile ich jest, i że sporo), nie oglądał zdjęć/wiadomości/poziomu w Pou w telefonie tego Pana. Skąd miałam wziąć numer (żeby poinformować o zgubie)? Zadzwonić do Wróżbity Macieja, żeby mi przewidział? Taka mała uwaga... Ten "głupawy personel", to moja matka, więc może się zastanowisz przed wygłoszeniem swoich wątpliwych mądrości? Możesz sobie wierzyć lub nie w historię, ale nie pozwolę, żeby jakiś internetowy wojownik o ujemnej inteligencji wyrażał się w taki sposób o mojej matce. Po co wyrażasz swoje osobiste opinie? Nikt Cię o to nie prosił, komentuj fakty. Co do reszty, jak już wspominałam, nie znam sytuacji życiowej tych ludzi. Może ta kobieta była zdradzana, może akurat po jakiejś większej awanturze i na kobiecy głos zareagowała, jak zareagowała. Może wyszła z "psychiatryka", jak mówisz. I don't know. Ale słusznie już zauważono, że Pan wcale do domu wrócić nie musiał, mógł mieć drugi telefon, na który żona zadzwoniła i o sprawie poinformowała. Może zrobiła to telepatycznie. Również nie wiem, bo żoną Szanownego Pana nie jestem. Widzę sprawę tylko z mojej perspektywy, mogę gdybać, jak to wyglądało, ale to nadal są tylko domysły. Chciała jechać, nie chciała - skąd ja (my) to możemy wiedzieć? I będę szczera, nie obchodzi mnie to, ja chciałam tylko zwrócić teczkę, a jak państwo to między sobą rozwiązali to nie moja sprawa. Akurat Pan był bardzo miły, jeszcze kawę i czekoladę kupił w podzięce, jeżeli koniecznie musisz wiedzieć, jak historia się skończyła. W buty sobie wsadź swoją "litość". Cokolwiek nie wymyślisz, historia zdarzyła się naprawdę, wierzyć nie musisz, ale jej autentyczności nie podważysz, chyba tylko we własnym mniemaniu. Kierownik i pracownik jednocześnie to moja matka. A zadzwoniłam ja. Czemu? A czemuż nie? Ja teczkę znalazłam, w sklepie mojej matki, na litość boską, czemu miałabym nie zadzwonić? A druga sprawa, po co miałby dzwonić do mnie ten Pan? Tylko po to, żeby potwierdzić, że już jedzie? To już żona mi powiedziała.
Nie znam tych ludzi, ich sytuacji życiowej. Może mieli poważne problemy (sądząc po reakcji tej Pani to wcale nie taka głupia teoria)? Potrzebował tych pieniędzy, wypłacił, zajął się czymś innym, jeszcze doszło myślenie o problemach... I gotowe, kasa została. Oczywiście, równie dobrze mógł to zrobić ze zwykłej głupoty - tego nie wiem i już się nie dowiem, z resztą, dla tej historii jest to nieistotne. Sama jestem zaskoczona reakcją tej Pani, w moim odczuciu (i chyba nie tylko moim) była naprawdę piekielna, ale... kim byłabym ja, gdybym wzięła te pieniądze dla siebie? Albo nawet, "wspaniałomyślnie" rozdała biednym i potrzebującym, wpłaciła na schronisko, dom dziecka, cokolwiek? Mało, że piekielna jak osoby, które opisuję w swoich historiach, byłabym po prostu złodziejką. Ktoś potraktował mnie nie fair, ale to nie oznacza, że zaraz mam upaść poniżej wszelkich poziomów, zasad etycznych czy moralnych, whatever.
Z drugiej strony, czemu facet ma być stratny tylko dlatego, że ma żonę zołzę? To przecież nie on mnie zwymyślał, więc dlaczego ja mam się na nim odgrywać? Zupełnie inna sprawa, że pisząc o "pokaźnej sumce pieniążków" nie mam na myśli dwóch czy trzech stówek, tylko pliki banknotów z banku (tak sądzę). Może to ich ostatnie pieniądze? Może ich potrzebują? Inna sprawa, że z taką gotówką nie powinno się chodzić po mieście, ale przecież nie o tym jest historia...
Pewnie ludzie, którzy właśnie w takich "ekstremalnych" przypadkach chcieliby, żeby ktoś się z nimi skontaktował, a nie szukał przez godzinę właściwego numeru ;)
Nauczyciel odpowiada za ucznia? To chyba w podstawówce, gdzie na wszystko trzeba było mieć podpis mamy. Wyjaśnij mi, jak to się dzieje, że osoba pełnoletnia jest na tyle "dorosła", żeby zwolnić się z zajęć i usprawiedliwić nieobecności albo wywalić do kosza zgodę na coś tam, bo w końcu jest pełnoletnia i odpowiada sama za siebie, ale nie wystarczająco "dorosła", żeby wyjść przed szkołę i zapalić? Nie róbmy już dzieci z osiemnastoletnich, starych koni... Kwestia pracy - no nie wyjdę kiedy mi się podoba, ale na przerwie to i owszem. Słuszna uwaga odnośnie przeznaczenia łazienki. Więc teraz mi powiedz, jakim prawem ktoś zabrania uczniom korzystania z niej? I tak szczerze, w nosie mam, że tam palą czy nie palą... Niech Dyrekcja znajdzie inne rozwiązanie, bo mnie nie interesują koszty prac remontowych, czyjeś poczucie moralności czy cokolwiek innego. Porównać piwo do papierosów? Fajnie, ale największa różnica jest w tym, że papierosem się nie upijesz i nie zaczniesz zachowywać tak, jak to osoby pijane mają w zwyczaju, uprzykrzając życie wszystkim innym dookoła.
No ale taka prawda, to dorośli ludzie, dlaczego nie mogą wyjść ze szkoły i zapalić? Inna sprawa, że faktycznie mogliby dać sobie na wstrzymanie w czasie zajęć. Chociaż, z drugiej strony, mnie łatwo mówić, bo nie znam tego uczucia, kiedy męczy nałóg.
Nie jestem za paleniem w szkole, w tych nieszczęsnych toaletach, ale z drugiej strony... gdzie mają to robić? Możemy dyskutować o zgubnych wpływach palenia, ale przecież nie o to chodzi. To jest nałóg, oni muszą zapalić. Jaki był problem, kiedy wychodzili na przerwach na dwór? Komu to przeszkadzało? Wychodzili poza teren szkoły (poza budynek i plac), czemu to było złe? Z resztą, mnie osobiście to wisi i powiewa. Palą, nie palą... Nie moja sprawa, bo ja nie palę. Problemem jest to, że w tym momencie NIKT nie może skorzystać z TOALETY. Pokaż mi jedno miejsce, gdzie odmawiają człowiekowi pójścia do łazienki? Już nie wspominając, że proszenie się o otwarcie drzwi, na korytarzu pełnym ludzi, bo chcesz się wysikać jest uwłaczające. Już nawet nie wspominając, że co z sytuacji, kiedy na przykład ktoś będzie wymiotował? Ma się wstrzymać i cierpliwie poczekać aż ktoś otworzy toaletę?
A co mi tam :) Dąbrowa Górnicza, Centrum Handlowe Pogoria, kino "Helios".
Istnienie, Carrie, Pokój 1408 i Mgła ;)
Nie wiedziałam, że na Piekielnych obowiązuje jakiś limit wieku. Czego to się człowiek nauczy w tych internetach... ;) A jakie znaczenie, dla historii, ma jakakolwiek moja reakcja? Czy gdybym napisała, że zadzwoniłam do rodziców/po prostu wyszłam/whatever, zmieniłoby to w jakiś sposób piekielność nauczyciela czy higienistki? Dla mnie - nie, więc nie pisałam. Ale jeżeli koniecznie musisz wiedzieć, to zostałam zwolniona przez wychowawcę do domu.
Misza, Nie oceniam, kim jest Twoja siostra. Mam to gdzieś, bo Twoją siostrą nie jestem. Jasne, że można okazać odrobinę empatii i ustąpić. Ja tego nie kwestionuję. Jeżeli ktoś ma takie życzenie - proszę bardzo, droga wolna, za zasługi postawny mu pomnik na Wawelu... Problem w tym, że okazywanie empatii nie jest moim obowiązkiem. Jeżeli ustąpić nie chcę to nie ustępuję. Proste. Moja dobra wola, moje sumienie. Nikt nie ma prawa ściągnąć mnie z siedzenia za "szmaty". To też nie wchodzę do tramwaju i nie zrzucam ludzi z krzesełek "bo zapłaciłam, miejsce należy mi się z automatu, więc won", jeżeli miejsca nie ma, to stoję. Ale mam prawo usiąść, jeżeli to miejsce się znajdzie. I wybacz, ale ciężarna w niczym lepsza ode mnie nie jest, żebym miała obowiązek extra ustąpić jej siedzenie. "Kto pierwszy, ten lepszy", że tak kolokwialnie powiem.
W pewnym sensie rozumiem Twoje oburzenie. Ale więcej zrozumienia mam dla tej dziewczyny vel "licealnej księżniczki". Nie wiem, jak zachowałabym się w takiej sytuacji, ale wiem, że sama NIGDY nie ustępuję nikomu miejsca. Jasne, zminusujcie mnie, jestem niewychowana i nie mam szacunku dla nikogo i niczego. Trudno. Ok, wyjaśnijmy sobie, dlaczego nie ustępuję miejsca? Zapłaciłam za bilet jak każdy inny pasażer, mam prawo siedzieć na tym cholernym krzesełku; z tego, co wiem, nigdzie nie ma wytycznych, kto ma prawo siedzieć, a kto musi ustąpić. To moja dobra wola, jeżeli "odstąpię" komuś krzesełko. To raz, a dwa - wyobraź sobie, że to, że mam naście lat nie oznacza, że nie mogę być zmęczona. Jestem człowiekiem jak wszyscy. I ostatnia sprawa - mnie nikt miejsca nie ustępuje, bez względu na sytuację. Bo wyobraź sobie, że nie tylko osoba ciężarna może poczuć się źle. Oczywiście, nie popieram rzucania mięsem, jakiś insynuacji, jakoby ktoś się puszczał etc., ale stosowanie agresji też nie jest dobrym wyjściem. Gdybyś tknęła mnie chociaż palcem - zadzwoniłabym po policję. I to im byś się tłumaczyła.
Gwoli wyjaśnienia: - Okej, mogę zrozumieć, że jako osoba nieletnia nie mogę sama odebrać dokumentów (kij z tym, że to moje dokumenty, a nie któregoś z moich rodziców). Ale, do jasnej anielki, czy nie mogła powiedzieć przy pierwszej wizycie, co będzie wymagane? Nie mogła. Ba! Twierdziła, że wystarczy podpis rodzica, najlepiej obojga, ale bez konieczności. Najwyraźniej przepisy się zmieniły w ciągu niecałych dwudziestu czterech godzin... - "W przypadku ważnych decyzji życiowych [...], musi to być decyzja obojga opiekunów prawnych". Czyli mam rozumieć, że byłam wystarczająco dorosła by sama wybrać sobie szkołę, ale jednocześnie nie wystarczająco, bo nie mogę z niej zrezygnować...? Bez sensu, skoro sama zapisałam się do tej szkoły to i powinnam móc sama z niej zrezygnować. Już pomijając fakt, że to, czy będę chodzić do szkoły X w mieście XX czy Y w YY nie wydaje się być "ważną decyzją życiową". - Potwierdzenie z nowej szkoły? Teraz nie wiem, czy tamto liceum było "dziwne" czy moja nowa szkoła taka jest, ale jak poprosiłam w sekretariacie o takie potwierdzenie przyjęcia to mnie wyśmiali. Podobno coś takiego jest zbędne.
Cóż, wspomniałam, że machałam na tego Pana, więc raczej mnie widział, a specjalnie pewnie by mnie nie przejechał ;) Ale masz racje, błędem było wyskakiwanie znikąd pod autobus, z tym, że skoro ten Pan zwrócił mi uwagę, a ja przeprosiłam to dyskusja powinna się tutaj zakończyć. Nie rozumiem, po co były dalsze krzyki i wyzwiska, a bezczelne niezatrzymanie się na przystanku było już poniżej wszelkiej krytyki.
Jasne, masz rację ;) Literówka, a potem program mnie automatycznie poprawił. Tak się zdenerwowałam tym bucem, że nawet tekstu nie sprawdziłam...
Jasne, że dżentelmen ;) Nie uważam siebie za jakąś tam piękność... przeciętna taka, ot.
Możliwe ;) Aczkolwiek za wiele to tam nie było. Kilka złotych drobnych na kawę z automatu oraz cała paleta niepotrzebnych śmieci z gatunku paragonów, biletów czy rachunku z pizzy :)