Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Yassamet

Zamieszcza historie od: 31 marca 2011 - 17:16
Ostatnio: 18 lipca 2017 - 1:16
Gadu-gadu: 9205749
O sobie:

Studentka nie do końca czująca się pewnie w świecie dorosłych, fanka mangi i anime, obecnie rozglądająca się za jakąś pracą.

  • Historii na głównej: 9 z 41
  • Punktów za historie: 4497
  • Komentarzy: 37
  • Punktów za komentarze: 38
 
zarchiwizowany

#45419

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój wujek miał... najpierw mówiono, że wylew, potem wyszło, że krwiak. Dziwne? Jak cholera, człowiek nie skończył 50 lat, żywi się dobrze, szczupły, każdej zimy na stoku narciarskim. Ale cóż zrobić, taki jest fakt.
Leżał, niemal nieprzytomny, po kilku dniach (chyba) zrobiono mu ścisłą dietę, bo będzie tomografia. Dzień badania - tomograf kaputt.
Tydzień go przetrzymali na ścisłej diecie, badania nie zrobili...
Zapadła decyzja - otwieramy głowę! Operacja zrobiona (wtedy wyszło, ze to krwiak). Kilka dni przeleżał... Wstawać mu nie pozwalano, Pan ma leżeć i koniec. I... po tych kilku dniach uznano pacjenta za zdolnego do funkcjonowania i odwieźli karetką do domu. Dosłownie. Wzięli na noszę, przełożyli na łóżko i pojechali.
I jeszcze... czemu decyzja o operacji się przedłużała? Ponieważ jedna ciotka postanowiła się wtrącić (dodam, że o "pokrewieństwie" decyduje słowo mojej babci a mamy wujka, jakie dała na łożu śmierci matce tej cioci). I tak ciotka dalsza podjudzała lekarzy, zaczęła przejmować stery, podjudzała oczywiście do buntu babcię i kompletnie NIE PRZEJMOWAŁA SIĘ moją bliższą ciocią a ŻONĄ wujka. Oczywiście ciocia nr 2 nie dała sobie w kaszę napluć i dzielnie obroniła swoje stanowisko, choć piekielna ciotka walczyła do końca...

Szpital

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -15 (17)
zarchiwizowany

#38592

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Osoby mieszkające na Dolnym Śląsku, wszelcy fantaści i mangowcy wiedzą, ze dziś zakończył się Polcon. Dla tych pozostałych: jest to zlot właśnie fanów fantasy i mangowców. Ponieważ stoję po obu stronach barykady było mi trochę głupio tam przyjeżdżać (niektórzy fantaści nie cierpią fanów mangi i anime), ale po marudzeniu koleżanki się zdecydowałam na 1 dzień wpaść (miałam blisko).
Mogłam wziąć dużą torebkę i ciuchy na przebranie - ale po co? Genialna ja postanowiłam paradować w swoim mieście, w pociągu i we Wrocławiu w pełnym stroju i makijażu na Elfa Nocy (uwielbiam się przebierać, wiele osób tak robi). Czarne ubranie, skąpa bluzka, peleryna, oczy i usta czarne, korona z piór na głowie i gumowe uszy elfa. Cały dzień większych problemów nie było, może tylko spojrzenia ludzi były.. ciekawe :)
Do rzeczy - jestem pół godziny przed odjazdem pociągu na PKP. Stoję sobie w kolejce do kasy, w końcu proszę o bilet do swej miejscowości.
- ... - babka w kasie się na mnie patrzy.. wróć, paczy - Ja Pani biletu nie sprzedam!
Okeeeej.. Grzecznie się uśmiechnęłam, nastrój Pierwszej Wiedźmy mi już dawno przeszedł.
- Ja wiem, że ja chwilowo ślicznie wyglądam, ale proszę bilet - odparłam, na "ślicznie" stawiając ironię. Nie raz nie dwa, niekoniecznie tego dnia, spotkałam się z tym, ze ludzie traktują mnie jak postać, za którą jestem przebrana.
- Brudasom i niedorozwojom nie sprzedajemy! Następny!
Dobra, teraz mnie zatkało. Zerknęłam na kolejkę dwie kasy dalej, upewniając się, że widzę inne przebrane osoby, po czym wróciłam do babki.
- poproszę bilet do .... ze zniżką dla ucznia - teraz już poważnym tonem - Muszę wrócić do domu.
- NIE! Odejdź mi z okienka!
Nie chciałam dać za wygraną, ale szturchnął mnie facet za mną i powiedział, żebym poczekała pod zegarem. ja klasyczne wtf, ale z braku lepszego pomysły tam się udałam. Po chwili facet przyszedł i podał mi ten bilet, który ja chciałam kupić.
Tak, oddałam mu pieniądze. Jednak babkę w okienku zapamiętam do końca życia. I od dziś biorę rzeczy na przebranie. trudno, że małe dzieci w pociągu, czy autobusie stracą obiekt do zaczepiania...

PKP

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (36)
zarchiwizowany

#31662

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dziś, wróciłam niedawno do domu. Piekielna w przyczynie, czy śmieszna... dla mnie tak, ale ja mam specyficzny gust.

Gwoli wyjaśnienia: Mieszkam w mieście na trasie Wrocław-Drezno, wiec widuję tamtejsze szynobusy. Nie są złożone one z wagonów, ale z tzw "składów". Każdy skład ma własny naped, po Polskiej stronie kursują "podwójnie" (Wyglądają tak: http://istotne.com/ii/pic/g/18/18751.jpg - tu są właśnie dwa składy). Nie mam pojecia, jak je sie łączy, ale w Gorlitz się rozłączają.

Do rzeczy:
Przychodzę sobie na stację sporo przed czasem, kupuję bilet do Wrocławia, wchodze na perony i cóż widzę? Wjeżdża czerwony szynobus do Drezna, ale jakis taki.. krotki. Co chwila wygląda z niego gosć do tyłu. Zatrzymali się, drzwi otwarte, troche ludzi weszło, trochę wyszło, wyszedł też konduktor {K1] i drapie sie po głowie, maszynista nawija jak najęty przez krótkofalówkę. Tak, dobrze myślicie. Przyjechał jedynie skład nr 1. Za chwile przychodzi konduktor nr 2 {K2].
[K2]: Co do uja, gdzie drugi skład?!
[K1]: No... Nie ma.
[K2]: jak nie ma człowieku, jak to nie ma?!
[K1]: Jak widać...
[K2]: Przecież to nie jest realne, pociąg nie ma sił tego zerwać, co wyscie samym pierwszym pojechali?!
[K1]: Nie, to było tak. Myśmy już przygotowali wszystko, połaczyli, maszyna ma być podstawiona za pół godziny na peron we Wrocławiu, maszynista z nai, wszystko ładnie. Zamknęliśmy pociąg i poszlismy jeszcze, wiesz, papiery... Wracamy i co? Jakaś dzieciarnia, nie wiadomo skąd, majstruje sobie między składami! A nie było czasu, trza było podstawiac, zgarniać ludzi i jechać! Ja do uja nie wiem, co oni tak urwał zrobili, ale... Zgubiliśmy ludzi!
Odpowiedzi konduktora nie przytoczę ze względu na cenzurę... Swoją drogą stałam dosć blisko maszynisty i z tego, co zrozumiałam, to "zawsze w Polce", "znowu Polacy", "szef mnie zabije", itp (a jestem z Niemieckiego całkiem niezła).
[K2]: (kończąc) Mnie juz wszystko uj obchodzi. Gdzie jest urwał drugi skład?!
Wtem K1 sie rozpromienił
[K1]: Patrz... jedzie...
Autentycznie, skład nr 2 wjechał na tor ze składem nr 1. Uradowani ludzie zaczęli majstrować, niestety, nie wiem jak to sie skończyło, gdyż i mój pociąg wtedy przyjechał.

Powiedzcie mi... Jakim trzeba być debilem, by majstrować przy pociągu, który lada moment rusza w trasę?

pkp

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 148 (192)
zarchiwizowany

#30909

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Widząc nawał historyjek związanych z rodziną, dorzucę swoje trzy grosze ja. I, żeby nei było - jest to rzecz prawdziwa i naprawdę poważna. Osoby o wątłych uczuciach religijnych prosze o pominięcie tego wpisu, nie zwracając na niego uwagi. Będzie długo, uprzedzam.

A teraz do rzeczy. Mieszkam w rodzinie katolickiej i od dziecka starano sie mi tą religię wpoić. Niestety:
8 lat, komunia - przyjęta, ale nie rozumiałam, po co to wszystko. I nie podobało mi się, iż na tąść jest zlot rodzinny.
15 lat - pierwsze przemyślenia, absurdy
16 lat - bierzmowanie "bo tak musi by" (chciałam odmówić, ale... rodzina, co ludzie powiedzą)
17 lat - poszłam do Sióstr zakonnych na tak zwane "3 godziny wyciszenia" po których wróciłam z wypranym mózgiem i zasnąć sie bałam "bo czuję diabła gdzieś tutaj".
Od tej pory powiedziałam sobie - dość. Ale jednak religijna jestem, ateizm mi nie odpowiada, a tego katolickiego Diabła boje sie jak cholera. Przejrzałam różne wyznania, znalazłam. Postanowiłam, iż zmienię religię.

Byłam wtedy z jednym chłopakiem. W sumie zaczęliśmy ze sobą chodzić miesiac wcześniej. Zbliżały sie święta, ja z rodzicami usiadłam, powiedziałam co i jak, ze chcę zmienić religię, że nie jestem katoliczką i nigdy sie taka nie czułam. Oni oczywiście szok, nie mówiłam im wcześniej, ze jest cos nie tak. Cała wina, jak sie pewnie domyślacie, poleciała na chłopaka, niewinnego, dodajmy, ateistę.

Mimo to zrobiłam, jak powiedziałam - po ichniejszej Wielkiej Nocy, dla mnie to święto przybrało inną nazwę, przestałam chodzić do kościoła, zaczęłam modlić się wedle własnej religii. Otwarcie jeździłam na zebrania, gdyż znalazłam ruch tejże religii niedaleko mojego miejsca zamieszkania i jakoś moim rodzicom to nie przeszkadzało. Poczułam się szczęśliwa, to wyznanie dało mi siłę, możliwości, wpuściło promienie słońca do mego życia (czarnego życia. Za "katoliczki" najpierw jedna próba samobójcza, później brak ze strachu, iż "pójdę przez to do piekła")

Jesień. Najpierw rozstanie z tym jednym chłopakiem. Później poznanie innego, kolejny związek, jak u nastolatki to bywa. Też ateista, no cóż.
W listopadzie skończyłam 18 lat. I żyło mi sie dobrze.

I nów wiosna. Zachciało mi się jednak apostazji, chciałam do końca oderwać sie od religii, przez którą sie bałam zrobić czegoś szalonego. W pełni świadoma tego. Przedtem powiedziałam o tj decyzji rodzicom. Nie chciałam się z tym kryć, byłam w pełni świadoma, że ich to boli, ale miałam nadzieję, iż to uszanują. Poza tym chciałam się dołączyć ostatecznie do wyznania, które mi odpowiada.

O, pomyłka. Dawno takiej awantury nie miałam. Tym razem wina poleciała na drugiego chłopaka, tego mego obecnego. Klasyczny facepalm, ale do rozumu nie przemówisz. Ale to, czego zarządał mój ojciec, przebiło wszystko. Cytuję:
" Do kościoła nie zmusimy cię, ale skoro tak, nie będziesz wierzyć w nic! Albo Katolicyzm, albo ateizm"

Nie wiem, jak on chce to osiągnąć. Teraz jeżdżę na zebrania potajemnie. Od Rafała, bo tak ma na imię mój luby, w końcu sie odczepili, od kiedy sami usłyszeli, jak on mówi, iż "to, w co ja wierzę, to brednie" (mnie to nie rusza, słyszę to często. Ale tak, jest miedzy nami konflikt na tym tle). Jednak cała rodzina została zaalarmowana. Babcia, gorliwa katolicznka, usilnie próbuje ze mnie wyciągnąć, czemu nie chodze do kościoła, czemu sie odłączyłam, kuzynka cały czas do mnie skacze, iż "Katolicyzm, to najlepsza religia i mam do niej wrócić ale już", ojciec tej kuzynki stwierdził po moich kilku ostrzejszych słowach (no ile można to znosić?) "iż obraziłam jego Boga i jest t wypowiedzenie wojny miedzy nami". No cyrk na kółkach...

Za niedługo studia, zyskam trochę wolnosci, poluzuje się to wszystko. Z rodzicami mam umowę, iż do 35 roku życia do apostazji nie idę ("Bo jak wtedy nie zmądrzejesz, to już nic ci nie pomoże"). W porządku, mi to pasuje, papiery nie są dla mnie ważne, ale to, co jest w sercu.

Ale wiecie? Boli mnie to. Wiem, moze to wyglądać jakbym się żaliła i po części tak robię, ale boli mnie to. Rodzina jest dla mnie ważna, ojca mi szkoda, bo jest rozdarty między mną(córką) a bratem(wujkiem, z którym jestem "w stanie wojny"). Wiecie, ja nic do katolików nie mam. Wierzycie to tego kochającego Boga, proszę bardzo. Ale nie zmuszajcie mnei do tego i ie ingerujcie w moje wyznanie.

Wam, drodzy użytkownicy, może to sie wydawać śmieszne i dziecinne, a dla mnie to jest czysto piekielne. I, prosze, darujcie sobie komentarze w stylu "dziecinne pokazywanie odrębności", "młodzieńczy bunt", "weź sie dziecko zastanów", bo, naprawdę - jestem tym zmęczona.

Nie, nie powiem, co za religia. Jeśli ktoś ciekaw, niech pyta na pw, napisze bez wahania. Ale nie chcę, byście patrzyli na ta religie przez mój pryzmat a także na tą historyjkę przez pryzmat tego wyznania.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (31)
zarchiwizowany

#29748

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poszłam dziś z mamą do szpitala co by zrobić badanie krwi. Zapłaciłyśmy w kasie, zrobiłyśmy, ja poleciałam na ostatnią lekcję rodzimego języka w swoim życiu, wyniki miały być na godzinę 14. Były. Dziwne niesamowicie. mama i ja patrzymy na swoje i nie możemy dość czemu mi wyszły niedobory, mamie nadmiary. Aż nagle... Cholesterol, jak wiemy, liczy się ten dobry + ten zły. I wedle wyników było 135+41 = ... 199. Nowa matematyka!

Nie wiem co o nich myśleć, podejrzewam jak moja mama, że zrąbali cały rozmaz i trzeba robić jeszcze raz. Pójdziemy za tydzień. Do KGHM.

służba_zdrowia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (42)
zarchiwizowany

#24937

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnego pięknego dnia zadzwonił do nas telefon, iż "tego i tego dnia w tym miiejscu odbędą się bezpłatne badania" Za pierwszym razem odebrałam ja, stwierdziłam, że skoro badania bezpłatne, w budynku blisko mojej szkoły i w czasie, gdy ja czekam na kursy maturalne, to czemu nie? Pani mnie zapisała.

Ale chyba nie skreśliła naszego numeru, bo wydzwania jakoś co drugi dzień z tymi samymi słowami, jednak w takim czasie, gdy odbiera to moja mama (ja albo śpię albo jestem w szkole, zależnie od stanu zdrowia). Nieco ją to juz zdenerwowało (nieco... :D), także gdy po raz n-ty zadzwoniła ta osoba, budząc mnie jednocześnie, podeszła moja mama i wypowiedziała takie oto piekielne słowa:
- Proszę pani. Dzwoni pani już setny raz na ten numer. Cały czas odpowiedź brzmi: NIE. Prosze sie odpier...ić.

Fajny początek dnia :D

telefon

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (35)
zarchiwizowany

#23194

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, prawda, sprzed pół roku, ale mi się akurat przypomniała.
W naszej szkole został wystawiony musical, Taniec Wampirów. Jak sam tytuł wskazuje, w nim było picie krwi oraz życie po śmierci, nieśmiertelność, itp.
Do rzeczy - nasza szefowa, że tak nazwę inicjatorkę z klasy maturalnej i dyrygentkę, ustawiła termin próby głównej (tej, na którą mogą przyjść uczniowie) na wieczór jednego dnia oraz występ właściwy (dla rodziców, władz miasta, itp) na dzień następny, oba wieczorem (ażeby było ciemno, bo efekt lepszy).

I cóż? Przymaszerował do nas biskup, iż nie możemy tego wystawić, bo materiał zawarty w tym musicalu jest niezgodny z tym, co mówi Biblia. Bez czekania na odzew obrócił się na piecie i wyszedł. My wszyscy: wtf? Opiekę nad nami sprawowała katechetka, co jest najlepsze.
Nasza szefowa posłała pismo do kogośtam wyżej postawionego z zapytaniem czy jest to niedopuszczalne, zwłaszcza, że ten musical był wystawiony co najmniej raz w ROMIE w Warszawie. Dostaliśmy zezwolenie, ale termin został przesunięty o 2 tygodnie...

Piekielni księża... Choćby minęła Wieczność oni się nie zmienią. No, ale przecież Wieczność to nic... :)

wampiry Ksieża biskup szkoła

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 68 (202)
zarchiwizowany

#12383

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja koleżanka kupiła psa... Pies rasy bliżej mi nieznanej (nie znam się na psach), w każdym razie już przy nabytku był nieźle wytresowany. Problem był taki, ze zwierze zostało kupione w Dreźnie, więc wszystkie komendy były: Setz, Lieg, Pfote, itd... Czyli po niemiecku. Sam pies nazywa się Hans 9imienia nie zmieniła, całkiem fajne jest)

No więc... Ja i koleżanka umówiłyśmy się pod takim jednym sklepikiem, na co ona stwierdziła że chce jeszcze coś w nim kupić, więc rzuciła w miarę głośno "Hans, wart!". Akurat obok nas przechodziło dwóch chłopaczków, którzy tak wymienili zdania:
- Pieprzone szwabki
- Ale jakie ładne!

(Hans w dniu zakupu miał 2 lata, to nie było szczenię, wiec wytresowany mógł już być)

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 168 (186)
zarchiwizowany

#11270

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
zanim przejdę do historii: Jest jedna z gier komputerowych, która polega na tym, że gracz zostaje wrzucony do świata i może robić wszystko - od zbierania ziemi i skał przez przerabianie zebranych składników do budowania pałaców, rzeźb, itp. Grafika słaba, grywalność super. Gra na literkę M, żeby nie było, ze robie reklamę :) Ah, "samobójca", to taki stworek, co to podchodzi do gacza i sobie wybucha.

Miejsce i czas akcji: miejski autobus, siedzenie - "gniazdko", czyli 4 siedzenia zwrócone do siebie, czwartek koło 15.
Jadę z koleżanką w gniazdku, naprzeciwko nas dwie starsze panie z moherkami też gadają w najlepsze. Jakoś tak się złożyło, że rozmowa nam zeszła na tą grę. Kilkakrotnie padła nazwa gry i tylko zamiast "przetwarzać" używamy innego słowa, co pewnie przkuło uwagę staruszek. I koleżanka mówi "Chwilowo nie mam dynamitu, bo miecz się popsuł a gołymi rękoma nie załatwię samobójcy..."
Na to jedna staruszka: Słyszała pani? Diabeł nową broń sobie znalazł.

Autobus

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 71 (127)
zarchiwizowany

#10942

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Na dziś piekielny bigosik rodem z PKP.
Wsiadam grzecznie do pociągu, bilet za zakładką legitymacji w torebeczce, a ze pociąg zatkany, to wsiadłam do ostatniego wagonu (tam nie ma takich kanap, tylko ławeczki i trochę miejsca dla tych, co by chcieli na ziemi siąść). Jako ostatni władowali sie dwaj panowie niezbyt trzeźwi. Klapnęli na ziemi pod ścianą i po 5 minutach usnęli. Ja sobie słucham muzyczki i tak jedziemy. Do czasu.

Przychodzi pani kontroler biletów (ma to jakąś żeńską formę?), babka choć z makijażem i jakoś koło 30-stki, to jednak nerwowa. Kontroluje bilety wszystkim i podchodzi do pijaczków. [B]abka [P]ierwszy pijaczek, [D]rugi pijaczek
B: Bilety poproszę
P: Hę?
B: (głośniej) Bilety prosze!
P: Ni ma.
B: w takim razie proponuje panom zakup biletów.
D: Ale my nie mamy na bilet!
B: Nie ma pieniedzy, nie ma biletu, nie ma przejazdu. Panowie wysiądą na najbliższej stacji.
P: I że mnie wywalasz, [..]
(tu nie dosłyszałam, ale prawdopodobnie było: s*ko jedna)
B: Proszę pana, prosze mi nie ubliżać. Ja panu nic nie powiedziałam złego.
D: cicho stary!
P: Ale co cicho? Ja nie wysiadam!
B: Ależ wysiądą panowie, bo nie posiadają panowie biletów.
P: No widziałeś, Stachu? Gęba lata, cyc wielki, a się drze jak jaka baba-jaga!
Pani się już ostro wkurzyła.
B: panie, nie obrazaj mnie pan, skoro ja panu nie ubliżyłam.
P: A właśnie, że mi pani ubi.. ubli...
B: Uliżyłam panu?
P: Tak właśnie!
B: Czym? Że każe panom pociąg opuścić?
(i tu pociąg stanął... Babka sprawdziła reszcie bilety i poszła zobaczyć, co sie stało)
D: I po co gadałeś tyle?
P: ja nie rozumiem! Ja jestem porządnym obywatelem, płacę podatki, a że mnie na pociąg nie stac, to trudno.
D: Nie jest źle, podejdziemy... Gdzie my właściwie jesteśmy?
Jakiś facet: Za Legnicą.
D: za Legnicą dopiero? O ku*wa, to jeszcze z 240 km jakieś...
P: To kawał drogi!
Ja: Do Wrocka tylko 80...
D: 80?
Ja: Tak, kawałeczek.
D: Właśnie! kawałeczek! Dawaj stary, podejdziemy na piechotę!
P: No tylko wysiąść trzeba!
(przyszedł konduktor)
D: Przepraszam, czemu nie jedziemy?
K: Awaria sterowania...
D: No to teraz to jest pięknie!
P: No nie, jeszce pociąg zepsuty. Ja protestuję!
D: Spokojnie, teraz to My wygrywamy z prawem! Nie będe płacił za wadliwy pociąg!
P: No cicho już!
D: No ale taka jest prawda! Nie płacę i już.
Koniec końców zmieniono lokomotywę i pijaczki musiały wysiąść. Tak sobie licze, ze do Wrocławia to przyjdą... jutro 8 rano :D )

Pociąg przewozy regionalne

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (152)