Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Yassamet

Zamieszcza historie od: 31 marca 2011 - 17:16
Ostatnio: 18 lipca 2017 - 1:16
Gadu-gadu: 9205749
O sobie:

Studentka nie do końca czująca się pewnie w świecie dorosłych, fanka mangi i anime, obecnie rozglądająca się za jakąś pracą.

  • Historii na głównej: 9 z 41
  • Punktów za historie: 4497
  • Komentarzy: 37
  • Punktów za komentarze: 38
 

#76524

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ja naprawdę dużo rozumiem. Naprawdę, dużo.
Ale kretyna, który rzucił petardą czy innym wybuchającym cholerstwem na STACJI BENZYNOWEJ W DYSTRYBUTOR GAZU, pojąć nie mogę.
Szczęście, że go pół godziny wcześniej postanowiłam wyłączyć.

CPN

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 245 (253)

#76111

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeden typ klienta, którego nie cierpię...

Pracuję na niewielkiej stacji paliw. Od godziny 22:00 do 7:00 pracownik tejże stacji jest na niej zupełnie sam, w związku z tym na stację nie można wejść, a obsługa jest prowadzona przez okienko. Ba, ja jako pracownik mam to odgórnie narzucone, nie jest to "moja dobra wola". Zawsze zatem na czarnej tablicy stojącej przy wejściu schodząca "dniówka" pisze komunikat, iż obsługa jest przez okienko. Nieco dalej wisi też kartka z tą informacją. Ponadto pod tym okienkiem jest dużymi literami zapisane "Kasa nocna".

Ciężko przeoczyć. A jednak. Niemalże na każdej nocce, w tym na wszystkich weekendowych i w dniach "wolnych" przychodzi pewien wnerwiony, chwiejny jegomość, najczęściej w ekipie. Ja wysuwam szufladkę, chcąc zwrócić uwagę, ale on perfidnie dąży do drzwi. Patrzy niby w tę tablicę, ale jakby nie widzi. Wreszcie wykrzykuje "Co jest k##wa" i BUM - z całej siły te drzwi kopie. Odsuwa się, nie zadziałało? JESZCZE RAZ!

Smaczku dodaje fakt, że policja niechętnie do nas przyjeżdża i to my musimy po nią dzwonić.
I zgadnijcie, kto by zapłacił za drzwi, gdyby się one już nie otworzyły?

Klienci...

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (183)

#73856

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wielu z użytkowników Piekielnych posiada psa i pisze z tej perspektywy, ja zaś chciałabym pokazać nieco inną perspektywę.

Otóż - lęk przed psami, to nie mit. Wiem, że istnieje jego paniczna odmiana zwana kynofobią, ja jednak posiadam "tylko" lęk, a i tak jest ciężko.
W ogólności objawia się to przeświadczeniem, że jeżeli tylko dotknie się psa, chociażby delikatnie i niechcący, pies ten natychmiast się odwróci i ugryzie w daną część ciała. Jest to przeświadczenie bardzo silne, chociaż w 90% nieracjonalne. Lęk jest tym większy, im większy jest pies, sporo jednak pomaga obecność kagańca (wówczas lęk pojawia się tylko wtedy, gdy pies warczy przez kaganiec - pojawia się niepokój, że rozerwie materiał/będzie kąsać przez szczeble, również nieracjonalne rzeczy). Kiedy widzę, jak pies coś podgryza, chociażby mops, robi mi się słabo i boli mnie losowa część ciała, dokładnie ta, która w mojej psychice akurat się nasunie (przykładowo: ten piesek gryzie właścicielkę w nogawkę. To mogłaby być Twoja kostka.). Dodam też, że łapie mnie paraliż, jeśli duży pies jest blisko. lub na mnie szczeka.

Wstęp ten miał nakreślić poziom problemu od strony noszącego lęk. Teraz trzy typy ludzi, którzy uważają strach przed psami za mit:

1) Wersja light, czyli właściciel z psem na smyczy, bez kagańca (pies, nie właściciel). Pies (zapewne ciekawy) podchodzi, niucha wokół, ogon mu pracuje. Ja się zatrzymuję i obserwuję zwierzaka, bo dopóki nie przekracza bariery dwóch kroków ode mnie, nie interweniuję. Jednak zazwyczaj podchodzi.
- Pani się nie boi, on chce się tylko przywitać!
Kręcę głową i proszę o utrzymanie psa na odległość.
- Ale dlaczego? Przecież to taki grzeczny piesek!
Na sugestię, że nie znam tego pieska i mam obawy co do niego, zazwyczaj słyszę, że dramatyzuję. Przyzwyczaiłam się.

2) Wersja hard, czyli bez smyczy.
- Proszę zabrać ode mnie psa. - wówczas się robię stanowcza, bo psu nie ufam w 100%.
- Pani, on przecie Pani nic nie robi!
- *ciężko wzdychając* Nie przepadam za psami, proszę o uszanowanie tego.
Właściciel marudząc pod nosem, zwykle o marudnych paniusiach (tak ;)) woła Tofika/Fafika, czy jakiego innego Rexa. Zazwyczaj piesek nie jest chętny, by wrócić, a staje przede mną i się patrzy. Najgorzej, gdy stoi dysząc i pokazując swoje piękne uzębienie. Robię krok do tyłu, pies za mną.
- Proszę o zabranie psa. - powtarzam właścicielowi, już mniej pewnie, pies się nie chce odczepić, a to bardzo zła myśl. Jakkolwiek nie dam się polizać, czy przymilić, od razu odskakuję (podświadomie).
- Pani... Widzi Pani, że Panią lubi, a pani cyrki odstawia.
Różnie to trwa, zazwyczaj jednak ludzie się znudzą i psa zabierają.

3) Znajomi psiarze. Większość moich znajomych wie o moim lęku i szanują to, trzymają psa w bezpiecznej odległości ode mnie. Do danego psa przyzwyczajam się zazwyczaj po pół roku do roku, od jednej sytuacji jednak nie ma reguły. Spacer z psem.
- Słuchaj, potrzymasz na chwilę smycz? Muszę coś znaleźć, potrzebuję obu rąk.
Tylko moje (lub osoby o takim lęku) może danej osobie uświadomić, jak niewykonalna jest to prośba.

Drodzy właściciele psów, mam jedną prośbę. Zawsze zakładajcie swojemu pupilowi smycz i kaganiec. A jeśli ktoś mówi, żeby pies nie podchodził, uszanujcie to. Jedna osoba ma alergię, druga po prostu się boi.

Psy

Skomentuj (118) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 191 (309)

#73051

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O kulturze w sieci, odsłona gier online.

Multiplayer RPG, dostępnych jest kilka map, czat ma kilka opcji odbierania. Czerwony - wpisy z całej (dość dużej) mapy.
Serwer dla Europy.

Biegam nową postacią po mapie dla początkujących i przy okazji obserwuję czerwony czat, gdzie dwójka Polaków spamuje dość głupimi wiadomościami, po ich nazwach i treści spekulowałam gimnazjalistów.

Przychodzi inny gracz i pyta o jednego wielkiego stwora (niektóre mapy mają monstra, które zabić można w ponad 30 osób, dobre przedmioty z takich wychodzą). Pytał po niemiecku na czerwono. Ja odpisałam również na czerwono i również po niemiecku, że niedawno był, "więc pewnie jeszcze koło 2 godzin, zanim wróci". On mi grzecznie podziękował i mogłoby się skończyć.

I ruszyli dwaj Polacy gimnazjaliści - "Hitler!", "Wracajcie do nazilandu!" i tak dalej, wolę nie przytaczać. Westchnęłam głośno i napisałam bezpośrednio do gracza, co wcześniej o stwora pytał, że jeśli ma jeszcze pytania, to żeby pytał. On mi jednak odpisał, że zapamięta, ale z mapy póki co schodzi na inną, bo to już druga taka sytuacja w tym tygodniu i ma dość.

Wspominałam, że po nazwie mojej postaci nie można wywnioskować pochodzenia? Przełączyłam chat na czerwony i napisałam po polsku, żeby się dzieci ogarnęły, bo złe świadectwo o naszych rodakach wystawiają. Odpowiedź: "O ku*wa, Polak" i rządek "xD".
Puenty nie będzie.

Internet

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 267 (301)

#72566

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Działo się to ponad 15 lat temu, miałam wówczas 6 lat i nie pamiętam idealnie.

Jechałam z mamą autobusem komunikacji miejskiej. Dla młodszych userów, co nie znają realiów: wówczas autobusy były wysokie, tuż za wejściem znajdowały się 2 schodki, a same metalowe drzwi otwierały się z hukiem.
Wracając - w autobusie byłyśmy chyba tylko my (albo ze dwoje dodatkowych ludzi, których mogę nie pamiętać). Autobus zwalnia i podjeżdża na nasz przystanek, więc z mamą podchodzimy do wyjścia. Kierowca otworzył drzwi, ale - jechał. Nie zatrzymał się, prędkość co prawda niska, ale jednak. Mama wysiadła w biegu. Ja dzieckiem byłam płochliwym, nie odważyłam się. Drzwi się zamknęły.

Podejrzewam, że gdyby mama nie zaczęła uderzać w bok autobusu, to bym pojechała dalej. Bo kierowcy nie chciało się zatrzymać.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 233 (265)

#72917

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bookcrossing - idea, którą najkrócej można w naszym języku napisać jako "Zostaw książkę, którą przeczytałeś i weź jedną z zebranych". W ogólności akcja ta ma na celu wprawienie książek w ruch, wymianę książka za książkę.

Pewne miasto w Polsce postanowiło wprowadzić tę akcję u siebie, choć kierowana jest w tym wypadku bardziej do dzieci i młodzieży. Takie dwa w jednym - promowanie czytania w ogóle i zachęcanie najmłodszych. W tym celu zostały po mieście rozstawione nieduże, nikomu nie przeszkadzające skrzynki w miejscach publicznych, takich jak dworzec czy galeria handlowa. Nie przewidziano jednak jednego...

Te skrzynki stoją puste. I nie to, że nikt tego nie rozpoczął - widziałam dni, kiedy skrzynki były pełne, poza tym na stronie akcji czasem wpadają zdjęcia dzieciaków dzielących się woluminami. Tylko że ludzie nie rozumieją słowa "wymiana", książka leży, to zabierają. Jak dla mnie to jest wręcz kradzież.
I jak tu władze mają liczyć na ludzką uczciwość?

miasto

Skomentuj (45) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 343 (363)

#70656

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Autobus miejski, dochodzi godzina 23, ostatni na tej trasie. W autobusie tylko ja i chłopak w dresie - ale ponieważ był cicho, nie puszczał muzyki, poruszał się niezbyt gwałtownie, to dla mnie osobiście nie zasługuje na miano "Dresa" ani "Seby".

Autobus miał trzy wyjścia: przy kierowcy, na środku i z tyłu, nie był długi, kierowca doskonale widział tylną ściankę pojazdu.
Pojazd zajeżdża na przystanek, chłopak podchodzi do drzwi z tyłu - siedziałam nieopodal, widzę wszystko. Autobus się zatrzymuje, otwierają się drzwi środkowe. I tyle. Miałam słuchawki w uszach, ale mimo to krzyknęłam do kierowcy frazę "Czy mógłby Pan otworzyć z tyłu?". Coś odkrzyknął, ale za późno zdjęłam słuchawkę. Chłopak mi zawtórował słowami "Otworzy Pan?".

Otworzył. Chłopak zaczął wysiadać, ale w tym momencie drzwi się zamknęły, łapiąc go za nogawkę, na dodatek autobus ruszył, przeciągając go metr po asfalcie. Na mój wyraźny okrzyk poddający normalność kierowcy pod znak zapytania tenże się zatrzymał i "uwolnił" chłopaka, rozważałam wysiadkę za nim, ale wstał, więc chyba nic mu nie było.
Skarga poszła.
Dalej nie kapuję, dlaczego kierowca tak się zachował.

MPK

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 381 (413)

#67295

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzień wakacyjny, śpię smacznie, a tu telefon.
Pani szuka korepetytora z matematyki.
Myślę sobie: jakieś dziecko nie zdało? Potwierdzam aktualność oferty.
Technikum, matura, Pani szuka pomocy dla męża.
Dobra, teraz pomyślałam o jakimś 40-letnim dorosłym ze szkoły dla dorosłych i się zaniepokoiłam. Pytam o preferowany dzień rozpoczęcia.
- Nie nie, proszę pani. Mąż ma maturę poprawkową 28 sierpnia i szukamy korepetytora na wtedy. Kogoś, kto pomoże rozwiązać zadania w trakcie matury.

Czyli Pan nie ma zamiaru się uczyć, tylko siedzieć z telefonem pod ławką i przesyłać mmsy zadań do osoby trzeciej, która to będzie mu rozwiązywać.
Wnoszę podanie o obowiązek pozostawienia telefonu przed salą egzaminacyjną.

korepetycje

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 374 (412)

#65211

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak lenistwo zepsuło opinię "dysortografii".

Zanim zacznę, wyjaśnię, czym jest dysortografia z punktu ludzkiego. Otóż osoba z dysortografią w pełni zna zasady ortograficzne i pisze poprawną polszczyzną z łatwością, ma kłopot tylko z parą/trójką (czasem z dwoma-trzema parami) słów brzmiących podobnie. Dla przykładu: hala-chata, kąt-klomb, żaden-rzadko. Po prostu w przypadku swojej malutkiej grupki wyrazów napisze obie formy (poprawną i błędną) obok siebie i obie wyglądają albo tak samo dobrze albo tak samo źle.

Pierwsza rzecz, która mi się nie podoba: Poradnie. Do niedawna dysortografia w poradni była leczona zeszytami dla dzieci opornych, gdzie przez ~50 stron do znużenia powtarzało się zasady wpisywania "ch" i "h", przez kolejne 50 stron zasady dla "ó" i "u", aż dziecko załapie. I każdy człowiek z dysortografią obecnie w wieku 20+ zapewne potwierdzi, że te zeszyty dają dużo, nawet najgłębsze problemy są w ten sposób leczone. W dzisiejszych czasach jednak poradnia daje... papierek. Ot - nie możesz się tego uczyć, biedne dziecko, bo jesteś inne (w domyśle chyba "niepełnosprawne", jeśli nie "gorsze"). Zamiast wpajać piękno naszego języka każdemu, dziecko dostaje papierek, który pokazuje nauczycielce, a ona ma być dla niego bardziej tolerancyjna, bo przecież "ma dysfunkcję".

Druga rzecz, bardziej bolesna - lenistwo. Mam z ludźmi głównie (pod względem ilościowym) kontakt elektroniczny, jest to spowodowane działalnością w grupach zainteresowań. I po prostu boli, ale to bardzo boli mnie, gdy widzę (przepraszam za wypalenie wam oczu) "rzeby", "poco" (brak spacji), "wzioł", czy mój ostatni faworyt "tfuj". Nie jest ciężko włączyć autokorektę w przeglądarce internetowej, nie jest ciężko też, jak myślę, przez te 12/13 (a w tej chwili o ile wiem już 13/14) lat uważać na przedmiocie o nazwie "Język Polski" w szkole, by podstawy wyłapać.

Najgorsze błędy z przypływu frustracji poprawiam tej osobie w komentarzu/wiadomości prywatnej, co skutkuje zwrotem albo "musisz się bardzo nudzić, że szukasz błędów"(czasem także błędnie napisane), bądź mój ulubiony "odczep się, mam dysorto". Dyskusja milknie zazwyczaj po mojej odpowiedzi na niego "ja też", ale stosowanie tej przypadłości jako wymówki jest dla mnie bolesne.
Mówienie "mam dysortografię" nie powinno być równe "nie jestem tak fajny, jak Ty", ale powinna być to ostateczna odpowiedź równoznaczna z "przepraszam, miewam problemy, postaram się poprawić".

Konkluzja, bo rozpisałam się bardziej, niż planowałam:
Świat postanowił określać ludzi różnymi mianami: dysortografii (kłopotami z nauką zasad pisowni), dysgrafii (kłopotami z kaligrafią i rysunkiem), dyskalkulii (kłopotami ze zrozumieniem zasad matematycznych) i pewnie o czymś jeszcze nie słyszałam. Dzieci(i nie tylko) to wykorzystują do tego, by się usprawiedliwiać z czystego lenistwa, a osoby "W pełni sprawne" patrzą na tych starających się przez pryzmat tych leniwych. I rośnie nam pokolenie nie znające dobrze własnego języka. Uważam, że to piekielne.

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 527 (613)

1