Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ZemstaHoneckera

Zamieszcza historie od: 3 maja 2011 - 13:43
Ostatnio: 16 maja 2015 - 10:32
  • Historii na głównej: 11 z 16
  • Punktów za historie: 6559
  • Komentarzy: 60
  • Punktów za komentarze: 459
 
zarchiwizowany

#45738

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed wielu, wielu lat, obrazująca powody powstawania antagonizmów między Hanysami a Gorolami, gdzie piekielnym okazuje się nie ten co zwykle :)

Mój tata od początku swojej "kariery" zawodowej pracował na kopalni. Do pracy dojeżdżał autobusem, w którym często przysypiał, zwłaszcza w drodze powrotnej. Należy dodać, że górnika wracającego z pracy każdy Ślązak pozna bez problemu po czarnych obwódkach oczu, powstałych w skutek osadzania się pyłu węglowego- w szatniach nie było luster i górnik mógł się porządnie domyć dopiero w domu.
Tata miał wówczas jakieś 20-kilka lat i nie był jeszcze tatą, wracał z I zmiany, czyli było wczesne popołudnie. Lato, upał, autobus dosyć zapchany. Tata usiadł na wolnym siedzeniu i zapadł w drzemkę, gdy nagle na którymś przystanku nad głową rozdarła mu się jakaś kobieta mniej-więcej w jego wieku, oczywiście Gorolka:
-To TY nie wiesz, że się kobietom miejsca ustępuje!? Chamy same, nic się na kulturze nie znają! No może byś tak wstał?!
Tata rozbudzony niebardzo wiedział o co chodzi, jeszcze w półśnie ustąpił awanturnicy miejsca. Ale zanim cała historia na dobre do niego dotarła, poczuł szturchnięcie w ramię. Stała za nim staruszka, która właśnie... ustąpiła mu swojego miejsca, mówiąc:
-Siońdź se, synek, jo tam wiym, jak ciynszko robisz, ty se ta kimej, jo postoja.

Oczywiście nie chcę obrażać Goroli a jedynie udowodnić, że jedna sytuacja potwierdzająca lokalne stereotypy jest w stanie zdziałać więcej złego, niż setka pozytywnych przykładów, niestety.

KZG GOP

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (313)

#10581

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z zeszłego lata. Było już po 22:00, ale nadal mocno grzało, tymczasem w mieszkaniu nie mieliśmy już ani kropli czegoś zimnego. Mój chłopak zaofiarował się, że skoczy do nocnego po jakiś sok. Nie brał nawet portfela, tylko monetę 5zł i wyszedł. Po chwili wrócił: na czole blady, na policzkach czerwony i z przepraszającą miną podał mi właśnie zakupione... prezerwatywy. Widząc moją minę pt. "chyba się nie zrozumieliśmy", ciągle roztrzęsionym głosem zaczął mi tłumaczyć zaistniałą sytuację.

Ponieważ nie jesteśmy fanami piłki nożnej, nie wiedzieliśmy, że akurat dziś miał w Krakowie miejsce jakiś poważny mecz. Mój chłopak szybko się o tym przekonał, gdy wkroczył do nocnego i spotkał sporą grupę podchmielonych, łysych i słusznie zbudowanych dresów w klubowych barwach kupujących wódkę u przerażonej kasjerki (swoją drogą, czy nocą w nocnych nie powinno być otwarte tylko okienko?) A że stan zamroczenia wywołał w nich ochotę do konwersacji, zaczęli wypytywać chłopaka, po co przyszedł, a on potulnie przyznała się, że go "Dziewczyna po soczek wysłała". I wtedy się zaczęło:

-Soczek, k***a?! Stary, k***a, dzisiaj Wisła wygrała, k***a, zaszalej, k***a!
-No no, flachę, k***a jakąś kup! Co, k***a, nie kupisz?
Na co chłopak, znów zgodnie z prawdą:
-Aaaale ja mam tylko 5 zł...
-O k***a! No to, k***a, rzeczywiście, ch***wo! Ale wiesz co, k***a, to ja mam lepszy, k***a, pomysł: kup swojej niuni gumki, k***a, to się zabawicie, k***a, co nie, k***a? He he he!
Chłopak zawahał się, ale już któryś bardziej skory do bitki zaczął być natrętny:
-Co, k***a, za Wisłę nie podupczysz, k***a? A za kim ty, k***a, w ogóle jesteś, co k***a?

Mój dzielny mężczyzna postanowił nie ryzykować już dłużej- zapewnił, że jest za Wisłą i zanim zdążyli zapytać o szczegóły dotyczące ukochanej drużyny, poprosił o prezerwatywy i uciekł ze sklepu. Musiałam się zadowolić schłodzoną herbatą i trzema bananowymi balonikami :)

sklep nocny, Kraków

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 587 (649)

#10520

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia miała miejsce 10 lat temu, ale nadal wywołuje szok na samo wspomnienie.

Moja mama siedziała w poczekalni w przychodni, oprócz niej jeszcze dwie kobiety - a jakże, w wieku babcinym. Najpierw rozmawiały klasycznie - to mnie boli, taką miałam operację, a mój stary to taką, a co tak długo itp. Po chwili jednak ich zainteresowanie przeniosło się na jeszcze jedną kobietę, która weszła do przychodni. Jako że to mała miejscowość, zarówno moja mama jak i obie babcie rozpoznały w zapłakanej, udręczonej kobiecie matkę gimnazjalistki, której pogrzeb miał miejsce zaledwie dwa dni wcześniej.
Dziewczyna umarła na W-Fie z powodu pęknięcia tętniaka, nic nie można było zrobić.

Kobieta usiadła w pewnym oddaleniu, ale nie tak dużym, by nie słyszeć komentarzy babć:
-O, to jest matka tej dziewczyny, co to w szkole umarła!
-Ponoć jej się krew lała uszami, ustami, nawet oczami!
-Ten młody nauczyciel, co ją próbował ratować, to teraz sobie musi badania na AIDS zrobić, bo to cholera wie, co w tej krwi było!
-A słyszała pani, czemu to ona umarła?
-No w głowie jej coś pękło czy coś.
-Pani! Przecież w domu to tak ją bili, że ja się dziwię, że wcześniej nie umarła! Toż to pijoki, pani, wystarczy na matkę popatrzeć! (widocznie uważały, że każda matka po śmierci dziecka ubiera się w zmysłowe sukienki i robi perfekcyjny makijaż).
Miarka się przebrała, gdy matka dziewczyny ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać - nie wiadomo, czy z powodu komentarzy babć, czy w wyniku własnych myśli. Wtedy jedna z obgadujących nie wytrzymała i odezwała się bezpośrednio do kobiety:
-Uspokój się! Tu się ludzie leczyć przychodzą, a ty cyrki odstawiasz! Nie ty pierwsza nie ostatnia, zaraz zapomnisz, a zresztą twój stary ci nowe zrobi!
Kobieta nie zareagowała. Moja mama bąknęła coś o tym, że matka nigdy nie zapomni dziecka, ale babcie na nowo pogrążyły się w rozmowie, krytykując niezrównoważenie nerwowe "tych młodych matek" (kobieta była po 40-tce). Zapewne uznały, że z powodu swojej cyklicznej hipochondrii są godne większego współczucia, niż matka po stracie dziecka.

przychodnia

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 763 (857)

#10086

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poradnia chirurgiczna. Stawiłam się na kontrolę po usunięciu niezłośliwego guza z nadgarstka lewej ręki. Miałam tylko niewielki bandaż, a wokół aż roiło się od poważnych przypadków - a to paskudne rozcięcie głowy, a to pokiereszowana noga. Tym bardziej dziwiło mnie, że siedzące naprzeciwko trzy babcie (bez widocznych uszczerbków na zdrowiu, swoją drogą) to właśnie we mnie wlepiały oczy i plotkowały usilnie.

Już zaczęłam się oglądać - myślałam, że jestem brudna czy wymięta, gdy wreszcie doleciały do mnie konspiracyjne szepty:
-Widzi pani, na TAKĄ nasze składki idą!
-I tak jej blizna zostanie, będzie widać, to jej żaden porządny chłop nie weźmie, jak będzie widział, co ona za jedna!
-Tylko powiedz pani, po co to takie ratować - najpierw się tnie, a potem jeszcze do lekarza przychodzi!
Tak oto zostałam emo mistrzynią samookaleczeń poprzez domniemane cięcie żył na JEDNYM nadgarstku :)

Poradnia chirurgiczna

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 625 (711)

#10066

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Znajomy jest właścicielem niewielkiego sklepu zoologicznego. Sprzedaje głównie pokarm, smycze i wyposażenie akwariów (wraz z rybami). Często spotyka piekielnych klientów, ale jeden był szczególnie godzien uwagi.
[K]lient ów kupił u [Z]najomego osprzęt, kolorowy żwirek i kilka rybek dla dziecka. Nazajutrz po zakupie wpada do sklepu z krzykiem:
- Chore ryby mi pan sprzedałeś!
Znajomy wcięty - jeszcze wczoraj pływały. Co więcej - ich współlokatorki z akwarium pływają nadal. Wszystko wskazuje więc na czynnik środowiskowy. Jak najdelikatniej próbuje wypytać klienta:
Z: A co im pan dawał do jedzenia?
K: No normalnie, te takie płatki co u pana kupiłem.
Z: Hmmm... no to może miały za gorącą albo za zimną wodę?
Z: Coś pan! Taki drogi termostat z termometrem chyba by się nie zepsuł po dniu.
Znajomy wypróbowuje jeszcze kilka możliwości, pyta o wygląd ryb - czy miały wysypkę albo jakiś nalot.
K: Panie, nic nie miały, tylko chwilę popływały jakoś tak krzywo i od razu zdechły! Wszystkie!
Tu znajomemu zaświeciła się lampka Pomysłowego Dobromira.
Z: Nie kupował pan u mnie akwarium. Miał pan jakieś własne?
K: No miałem, bo dziecku chomik zdechł, co my go w akwarium trzymali, to wyczyściłem i ryby wpuściłem.
Z: A jak pan czyścił to akwarium?
K: No normalnie- "Ludwikiem"!

mały sklep zoologiczny

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 742 (832)
zarchiwizowany

#10060

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia miała miejsce zeszłego lata w MPK Kraków. Jechałam linią na kampus studencki, na godzinę 8:00 rano- kursem, którym podróżuje ogromna ilość studentów. Nie myślałam, że może to kogoś dziwić, a jednak.
Na kilka przystanków przed kampusem (pod Tesco, nota bene) do przepełnonego autobusu wsiadła babcia. Któryś przytomniejszy student od razu ustąpił jej miejsca. I wtedy się zaczęło:
- Jaki tu tłok, ja nie mam gdzie nóg wyciągnąć!
Student lekko skołowany, ale nic. Babcia dalej.
- Człowiek stary jest, chciałby spokojnie jechać, a tu się nie da, bo rozmawiają tak głośno!
Tym razem wszyscy w okolicy wcięci. Student nic. Babcia nawija.
- Sami studenci w tym autobusie!
To ci dopiero szok! Autobus na kampus na 8:00! Student nic. Babcia wytacza najcięższe działa:
- Młodzi to powinni na nogach chodzić, a nie miejsca zajmować!
Student nie wytrzymuje i odpala:
- A stare p*zdy to powinny siedzieć w domu!

MPK Kraków

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 277 (337)