Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

agnieszka00

Zamieszcza historie od: 12 czerwca 2011 - 12:02
Ostatnio: 21 czerwca 2018 - 11:55
  • Historii na głównej: 16 z 37
  • Punktów za historie: 17057
  • Komentarzy: 52
  • Punktów za komentarze: 295
 
zarchiwizowany

#14009

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mając lat 18 miałam ostatnie szczepienie. Poszłam do przychodni, odwiedziłam lekarza, a później do kolejki do zabiegowego czekać na szczepienie. Przede mną weszła matka (młoda) z synem na oko 4-letnim.
I się zaczyna. Po 5 min słyszę płacz, no cóż, małe dziecko się wystraszyło igły, zabolało, trochę popłacze i przejdzie. Jednak nie. Płacz przeistoczył się w nieziemskie krzyki, słychać było też rozdrażnione 2 kobiety jak krzyczą na malca. Chwila ciszy i znowu krzyki, tym razem było słychać jak coś metalowego, prawdopodobnie półka ze szczepionkami ląduje na podłodze. Mały się drze, coś znowu poleciało. I tak z 15 min. Matka całą rozczochrana, z udartym kawałkiem rękawa bluzki, z miną mordercy wynosi syna. Myślałam że się udało. Pielęgniarka prosi mnie o chwilę cierpliwości, bo musi posprzątać. No rozumiem, mały narozrabiał. Mija jakieś 5 może 7 min, patrze matka wraca z dzieciakiem do przychodni, mały ma loda w ręku i paczkę chipsów w drugiej, na dodatek widzę że matka kupiła nieco słodyczy. Pakują się do gabinetu i powtórka z rozrywki... Po 20 min wychodzą, no chyba się udało. Tym razem poproszono mnie i od razu pielęgniarka mnie przeprasza za bałagan... No nieźle dzieciak narozwalał. Szczepienie zrobione, lekarka prosi mnie tylko żebym chwilę posiedziała na poczekalni, żeby mi się nic nie stało (jestem alergiczką). Podejście numer 3 matki z synem. To samo, tym razem do akcji wkroczył lekarz, facet słusznej postury, słychać było jak próbuje małego uspokoić. Prawdopodobnie mówił: "chłopaki nie płaczą". Dalej nie wiem co się działo bo po 15 min mogłam iść do domu, a do mojego wyjścia cały czas działy się tam cuda.

Możecie mnie zlińczować, ale ta matka nie miała podejścia do dzieciaka, co gorsza rozpieściła go i myślała że słodyczami malca udobrucha.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (199)
zarchiwizowany

#13566

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakiś czas temu kupiłam adidasy w znanym sklepie z obuwiem i odzieżą na literkę "D". Buty kupione wiosną do latania na uczelnie i po mieście, liczyłam że jak chociaż raz wydam trochę więcej to wytrzymają nieco dłużej. Jakże się pomyliłam!

Po paru deszczowych dniach zwyczajnie odchodzić zaczęła podeszwa. No nic, buty wyczyściłam, zapakowałam tak jak były, paragon w łapę i lecę reklamować. Wpadam do sklepu, mówię co się stało, a pani kasjerka intensywnie myśli i wypala:
K- nie mogę ich przyjąć na reklamację.
Ja- dlaczego? przecież podeszwa odchodzi, nawet 3 tygodni nie mają.
K- no ale one były źle użytkowane.
Zdziwko, że niby jak źle, nie nosiłam ich na rękach, nie próbowałam w nich latać, ani w nich pływać.
Ja- nie rozumiem, nosiłam je na nogach ostatnio cały czas, chyba od tego są buty. Były czyszczone szmatką i pastowane. Nie prałam ich, nie moczyłam w wodzie.
K- no właśnie, nosiła je pani w ostatnich dniach jak padało! a te bytu są przeznaczone na suchą, słoneczną pogodę!
Mały szok, owszem padało, ale ten deszcz nie przypominał mi ulewy, nie lało się litrami z nieba, ot 1-2 h malutkiego deszczyku.
Ja- ale co to były za deszcze, ot parę kropel, chyba nie wmówi mi pani, że te buty nie nadają się na lekką deszczową pogodę!
K- nie mogę przyjąć reklamacji, gdyż te buty były źle użytkowane, na pogodę deszczową należy zakładać kalosze (i pokazuje mi akurat modne kalosze, cholernie drogie- 400 zł za kalosze?????)

Nie udało mi się nic wskórać, pierwszy raz się spotkałam z taką definicją adidasa. Wyczułam jednak moment kiedy tej pracownicy nie było i tym razem udało mi się złożyć reklamację i odzyskać pieniądze.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (166)

#12515

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia koleżanki o wychowaniu kruka.

Kilka lat temu ojciec koleżanki znalazł małego kruka, który wypadł z gniazda. Ptak był na wykończeniu, więc tata nie wiele myśląc zabrał do domu i wychował z ich papugą sporych rozmiarów. Pomimo tego że okno było specjalnie otwierane, żeby kruk po wyzdrowieniu mógł wrócić na wolność, on tego nie robił. Wylatywał nieraz na cały dzień, latał po osiedlu, czasami przynosił nawet jakieś swoje zdobycze, zawsze wracał na noc do swojego "domu". Ojciec koleżanki postanowił w końcu że zrobi mu taki mały kącik na balkonie i niech ptaszyna zostanie.

Kruk dodatkowo nauczył się naśladować różne dźwięki od papugi, gwizdał, naśladował kichanie, kaszel, śmiech papugi.

Zaczęło to interesować ich sąsiadkę, która zamiast się upewnić od "właścicieli" kruka w jakich warunkach żyje i dlaczego nie odlatuje, zgłosiła sprawę do miejscowego ośrodka dla dzikich zwierząt (kruków nie można trzymać w domu).

Przyjechał Pan Obrońca Zwierząt i nie dając możliwości wytłumaczenia się rodzinie dlaczego kruk się u nich znalazł i dlaczego nie odlatuje nałożył karę 3000 zł za nielegalne trzymanie kruka i zwyczajnie w małej klatce go zabrał.

Finał był taki, że po tygodniu kruk wrócił :) prawdopodobnie został wypuszczony na wolność i zwyczajnie znalazł drogę powrotną. Tym razem jednak została znaleziona specjalna farma dla dzikich ptaków, oddalona o 170 km od domu kruka. Tam ptaszek znalazł swoich kompanów z podobną do niego historią.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 561 (597)
zarchiwizowany

#12547

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przypomniała mi się historia jednego sąsiada z osiedla.

Facet za młodego łebka trochę rozrabiał, a to jakiś rabunek, wybita szyba czy połamana ławka. W końcu wpadł, a że się trochę tych rozbojów nazbierało dostał wyrok na 5 lat. Swoje odsiedział, wyszedł i już się stał porządnym obywatelem. Ożenił się i dorobił 2 dzieci, stał się pomocny, miły, nawet próbował organizować kółka wsparcia dla młodzieży z "marginesu". Od jego wybryków minęło jakieś 10 lat.

Wracając z pracy późną nocą (około 2-3 w nocy), koło parku zaatakowało go 2 zbirów z nożem. Facet się nie dał, jakoś wywinął, złapał nóż i niechcący zranił (podkreślam zranił) jednego napastnika w nogę. Żadnych świadków nie było.

Sprawa w sądzie, bandyci oskarżają gościa o napaść, uszczerbek na zdrowiu jednego z nich itp. itd. Sąd w aktach zobaczył, że oskarżony miał wyrok no to bach 5 lat więzienia.

Prokuratura ani policja nie interesowała się tą sprawą, stwierdzili że skoro facet ma wyrok to pewnie dalej bandyta z niego, nic nie dały odwołania ani petycje sąsiadów z osiedla.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 242 (262)

#11574

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałam kiedyś w sklepie mięsnym. Z rana było w kasie niewiele, z reguły po 250 zł, w drobnych nominałach, w 2 kasach. Przeważnie rano, ludzie sypią nam grubymi banknotami, jedni nie robią problemów i idą rozmienić, inni robią, bywa różnie. Jednak jedna klienta zapadnie w mojej pamięci na zawsze. Może się to wydawać niewiarygodne. Owa pani, można powiedzieć dama, świetnie ubrana, droga biżuteria, torebka, kapelusz, chciała zakupić kilka dag szynki surowej wędzonej (45 zł za kilo). Kwota za szynkę wyniosła około 12 zł.
Pani podaje mi banknot 100 zł.
Ja:- Przepraszam bardzo, ale czy ma pani może drobniejsze pieniążki, ponieważ z rana ciężko jest wydawać z takich banknotów.
Pani:- Przykro mi, nie mam.
Ja sprawdzam kasę koleżanki czy ma drobne, zaglądam do swojego portfela, do koleżanki portfela, ale nie udało mi się stówki wymienić.

Ponieważ mamy bezwzględny zakaz wychodzenia poza teren sklepu, grzecznie poprosiłam panią, aby rozmieniła pieniążki może w piekarni.
Pani:- Przykro mi, ale nie będę nigdzie łazić, to pani obowiązek wydać mi resztę.
Ja:- Ale naprawdę nie mam jak, same stówki i 50, prawie w ogóle monet. Bardzo proszę aby jednak pani rozmieniła te pieniążki, ja nie mogę opuścić sklepu.
Pani:- Czy ty myślisz że możesz mi rozkazywać? to wasz zasrany obowiązek mi wydać resztę, jestem waszym klientem, niejednokrotnie robię tu duże zakupy (tak ma rację)... i tak leci, że my bezczelne itp itd. Ludzie z kolejki chcieli jej zaproponować że rozmienią, ale babka się sama nakręcała i nie słuchała ich.

Po pełnym wyładowaniu emocji, zwyczajnie rzuciła mi tą stówkę, zabrała szynkę i... wyszła. Bez reszty. Sądziłam że wróci i dalej będzie na nas wrzeszczeć, więc po cichaczu udałam się tą kasę rozmienić, żeby wydać jej resztę i więcej jej dzisiaj nie widzieć.

Pani jednak nie wróciła do zamknięcia sklepu, ani następnego dnia, ani później. Złożyła tylko na mnie skargę i nawrzeszczała na kierowniczkę, że co to za sklep, który nie ma pieniędzy żeby wydawać resztę klientom.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 475 (545)

#11513

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sporo historii o szczurkach, więc dodam swoją, dla mnie dość przykrą. Rok temu byłam szczęśliwa posiadaczką 2,5 rocznej szczurzycy. Któregoś dnia zauważyłam że na czarnym zadku w okolicy ogona że szczurek ma jasną, łysą plamkę. Pojechałam do weterynarza. Miła pani doktor przebadała zwierzaka dokładnie, sprawdziła serduszko, płuca, pobrała próbki. Diagnoza - drobna infekcja skórna. Pani weterynarz stwierdziła że mój pupilek jest w świetnej kondycji, więc zmiana diety i trochę witamin powinny pomóc, bo szkoda męczyć zwierzaka jakąś chemią. Gdyby po około 10 dniach nie przeszło zgłosić się ponownie.

Niestety dieta zbytnio nie pomogła, więc znowu pojechałam do tego samego weterynarza. Moja weterynarz była na zwolnieniu lekarskim, więc przyjęła mnie inna pani. Popatrzyła na wyniki poprzednich badań, obejrzała szczurka i dała w strzykawce trochę białego płynu, który niby miał być szamponem dla małych psów typu York (zdziwiło mnie że nie mają żadnych szamponów, ani maści dla małych zwierząt). Powiedziała żebym rozrobiła to z wodą, żeby było łagodniejsze.

Pojechałam do domu, szampon rozrobiłam w butelce i postawiłam na wierzchu. W międzyczasie przyjechała koleżanka z 3-letnim synkiem (ważne), który wszystko rusza. Po jej wizycie, wykąpałam szczurka zgodnie z zaleceniami lekarki.

Teraz puenta. Po około 4 godzinach, szczurek zaczął kaszleć, kichać, wymiotować. Zdziwiłam się, pani doktor nie mówiła NIC że szampon może zaszkodzić, a się wypytywałam. Niewiele myśląc zapakowałam pupila w mniejsza klatkę i pojechałam do, tym razem, innego weterynarza, zabrałam też owy szampon. W klinice dodatkowo zauważyłam że szczurowi leci krew z nosa, odbytu i oczu. Przestraszona na maxa wyprosiłam pierwszeństwo. Lekarz który mnie przyjął, zlecił asystentowi sprawdzenie szamponu, jednak gdy ten otworzył butelkę od razu zrobił wielkie oczy. Po zapachu rozpoznał że to jest... strychnina, a nie szampon, dodatkowy test to potwierdził...

Szczurka nie udało się uratować, jedynie skrócić jej męki...

Oczywiście skarga poszła, ponieważ jak wcześniej wspominałam owa butelka z "szamponem" była w zasięgu ręki małego dziecka... Zastanawiam się tylko czy pani doktor "myślała" podając mi truciznę.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 518 (606)
zarchiwizowany

#11514

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed 2 lat. Pracowałam wtedy na kasie w sklepie samoobsługowym. Godzina 7, otwarcie sklepu, główną klientelą są ludzie kupujący coś na śniadanie. Podchodzi do mojej kasy starsza pani, bardzo miła, dobrze nam znana. Kupuje sobie na śniadanie jakieś drobiazgi, bułkę, wafelka, jogurt i coś tam jeszcze.

Z uśmiechem podaję jej kwotę do zapłaty... 6 zł 66 groszy. Pani słysząc kwotę, prosi o powtórzenie.
Ja- 6 złotych i 66 groszy poproszę.
Pani- Ty mała córko szatana, zrobiłaś to specjalnie...
Ja nie wiedząc o co chodzi, patrzę na kwotę i mnie olśniło. Chciałam zaproponować, żeby mi zapłaciła 6,65 albo coś dobrała, np zapałki za 10 groszy. Nie dała mi dojść do słowa, cała czerwona na twarzy, z różańcem w ręku, ciągle mnie wyzywając od córek szatana, k*rwiących się z jego pobratymcami i zjadających koty na czarnej mszy, rzuciła we mnie zakupami... Niestety jogurt nie wytrzymał impetu z jakim leciał w moją stronę...

Wszystko na oczach innych klientów:) Na szczęście kolejka w kasie okazała się wyrozumiała i grzecznie przeniosła się do 2 kasy, gdyż ja musiałam się wyczyścić, wyśmiać i zapalić papierosa:)

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 176 (206)