Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

agnieszka00

Zamieszcza historie od: 12 czerwca 2011 - 12:02
Ostatnio: 21 czerwca 2018 - 11:55
  • Historii na głównej: 16 z 37
  • Punktów za historie: 17057
  • Komentarzy: 52
  • Punktów za komentarze: 295
 
zarchiwizowany

#31449

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Diablo III.
Chciałam kupić sobie tą grę, ale z powodu zajętego całego poranka aż do godzin popołudniowych, do sklepu trafiłam po 15. No i nigdzie już nie było. Z żalu, że sobie nie pogram, poczłapałam do Tesco po czekoladę na poprawę humoru. Ale zamiast na słodycze trafiłam na dział komputerowy, kierowana drogowskazami "Diablo". Moim oczom ukazał się ogromy regał, opisany "Diablo - promocja! Jedyne 49 zł!!".

To był zwykły chwyt, który zresztą się sprawdził. Na półkach stały pudełka z Diablo II a nie III. Osoby, które brały nawet po kilka pudełek mówiąc "w internecie to chodzi po 170 zł!! za 150 zejdzie jak bułeczki", były w wieku średnim lub starszym, najwidoczniej nie miały pojęcia że to zwykłe oszustwo. W końcu Diablo to Diablo, a to czy jest przy tym I, II czy III to już nieważne.

Paru osobom zwróciłam uwagę, że nie kupują najnowszej gry, tylko już dość starą. No ale nie będę stała cały dzień i wszystkim tłumaczyła, że to nie ta gra.

Tesco

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (227)

#29267

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zostałam dziś okradziona, ale bardziej mnie to bawi niż złości.

Odbierałam paczkę z punktu pocztowego. Punkt ten jest bardzo malutki i na dodatek źle urządzony. W kolejce do okienka mogą ustawić się max 3 osoby. Gdy podawałam awizo, do punktu wszedł młody chłopak, stanął tak że widział wszystko co robi Pani i ja. Paczka była wielkości pudełka od telefonu, ale nie zdradzająca co jest w środku. Ważne jest również, że za paczkę płaciłam przy jej odbiorze. Chłopak doskonale widział paczkę i pieniądze jakie dałam Pani w okienku.

Wyszłam z punktu, przeszłam może z 20 metrów i poczułam szarpnięcie za rękaw. Chłopczyna ze scyzorykiem w ręku rzecze do mnie "dawaj k**** ten telefon". No to dałam, śmiejąc się niesamowicie. Biedak zdziwiony moją reakcją zabrał paczkę i uciekł, a ja dalej się śmiałam.

Drogi złodzieju, mam nadzieję, że pół kilo larw mącznika młynarka wystarczyło na smaczny obiad. :)

Skomentuj (52) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1825 (1867)

#27953

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeśli policja nie ma za co wlepić mandatu kierowcy (zwłaszcza jeśli jest to kobieta), to najlepiej zrobić z niego idiotę.

Koleżanka zdała jakieś 4 miesiące temu prawko, a przez kilka lat natrudziła się żeby kupić sobie własne autko. I kupiła, corsę 16 letnią za małe pieniądze, coby szkoda nie było jak gdzieś ryśnie (takie założenie miała). I tak sobie jeździła na uczelnie, do pracy, chłopaka, itp. Pewnego dnia przyszła na uczelnie nieźle wpieniona i zapalając niemal 2 fajki naraz, opowiada co się jej przytrafiło.

Jechała na zajęcia, a tu pach lizak, proszę zjechać. Pierwsze jej myśli to: pasów nie zapięłam? Świateł nie włączyłam? Za szybko jechałam? Ale policjanci powiedzieli, że to rutynowa kontrola, tylko że fakt iż kobieta jest kierowcą i do tego z krótkim stażem za kółkiem, zachęcił ich do szukania powodu do mandatu. Sprawdzali wszystko dokładnie, cały samochód, dowód rejestracyjny oglądali z 10 razy, tak samo prawko, sprawdzali trzeźwość na różne sposoby, oglądali sobie gaśnicę, kamizelkę, apteczkę, opony, sprawdzali szyby czy nie za ciemne (choć wcale przyciemnianych nie było), itp.

I tak już zrezygnowani, chcieli oddać koleżance dokumenty i gdy jeden zwrócił uwagę na jej buty (wtrącenie, koleżanka pracuje w biurze, więc jeansy, trampki i kolorowa koszulka odpada). Wziął linijkę i zmierzył jej obcas, całe 5 cm! W takich butach nie wolno prowadzić. Kłótni o absurdalność tego faktu już nie będę przytaczać, możecie sobie ją wyobrazić. Koleżanka mandatu nie przyjęła, spisała dane policjantów i zaplanowała zrobienie armagedonu na komendzie. :)

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 759 (821)

#27361

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia koleżanki, a właściwie to jej babci. Babcia jest po 80, ile dokładnie ma nie wiadomo, bo od kilku lat twierdzi, że kończy w danym roku 80 lat. :)

Babcia szkoły podstawowej nie skończyła z powodu wojny. Jednak nikt przez tyle lat nie interesował się tym faktem. Pewnego wakacyjnego dnia babcia otrzymała pismo z kuratorium, że ma się stawić na rozpoczęcie roku szkolnego w szkole x. Została zapisana do jakiejś tam 5 klasy. Na początku starowinka chciała sprawę wyjaśnić, jednak trafiła na upartych urzędników twierdzących, że w Polsce szkoła podstawowa jest obowiązkowa i każdy ma ją ukończyć.
Więc co babcia zrobiła?

Wybrała się na rozpoczęcie roku, znalazła wychowawczynie swojej klasy i spokojnie zapytała o plan zajęć. Plan dostała i następnego dnia stawiła się na lekcjach. Dopiero wtedy nauczycielka razem z dyrektorką poznały całą sprawę i narobiły takiego rabanu w kuratorium, że babci dano spokój. :)

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1367 (1419)

#24953

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pozdrawiam panów strażników, którzy wlepili dzisiaj staruszce mandat za to że jej stary, ledwo chodzący pies nie miał kagańca.

Parę metrów dalej siedział na ławce dres i z zachwytem patrzył jak jego pit bull czy tam amstaff, radośnie robi kupkę na chodnik.

Straż miejska.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 889 (931)

#23018

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nadgorliwość gorsza od faszyzmu. Miałam koleżankę, która w wieku 16 lat zaszła w ciążę. Myślę, że nie do końca jest to jej i chłopaka wina. Opiszę jakie miała życie zanim zaszła w ciążę.

Dziewczę pochodziło z dobrej, katolickiej i cholernie bogatej rodziny. Zawsze było podwożona pod szkołę i zabierana po skończonych lekcjach, pomimo że mieszkała jakieś 200 m dalej. Uczyła się bardzo bobrze, chociaż to chyba wynikało z presji jaką wywierali na nią rodzice. Za każdym razem jak dostawała jakąś 4 lub gorzej, robiła się blada i próbowała się nie rozpłakać. Ciuchy miała markowe, aczkolwiek tak dobrane by nie było dekoltu i odkrytych ramion czy nóg. Czasami w upalny dzień była ubrana w długie jeansy i bluzkę z długim rękawem.

Mieliśmy lekcje wychowania do życia w rodzinie, na których omawiane były również aspekty antykoncepcji i seksu. Na żadnych zajęciach nie była. Raz też mieliśmy takie zajęcia przygotowujące dziewczyny do dojrzewania i pierwszej miesiączki. na tych zajęciach pani pokazywała również jak aplikować tampony i dostałyśmy takie paczki, w których były podpaski i te tampony. Raban jaki zrobili jej rodzice o te tampony szkoła zapamięta na całe życie.
Wszelkie prace w grupach, które wymagały dodatkowej pracy w domu były robione u niej. Nigdy nie odwiedziła żadnej z nas, to zawsze my musiałyśmy iść do niej. Kiedyś miałyśmy przedstawienie na historię, w którym potrzebny był chłopak grający króla. Matka dziewczyny stała nad nami i pilnowała by kolega nie dotknął jej córki.

Sporo stron internetowych było blokowanych, nawet allegro, ponieważ można tam było znaleźć zdjęcia panów czy pań w bieliźnie, nie wspominając o sex zabawkach.

Nie chodziła na dyskoteki, nie jeździła z nami na wycieczki, nawet nie była na balu pożegnalnym dla 3 klas gimnazjum. Cały czas była pilnowana. Dodatkowo lekcje angielskiego i francuskiego, basen i jakaś nauka gry na skrzypcach czy innym instrumencie.

Kiedy poszła do liceum, poznała chłopaka. Był on podobnie jak ona ofiarą ambicji rodziców. Nie trudno się domyślić, że się w sobie zakochali. Początkowo ich związek polegał na spotykaniu się na przerwach w szkole, bo żadne nie miało czasu po lekcjach lub po prostu nie mogło się spotkać. Któregoś dnia odwołano im ostatnie lekcji, więc parka korzystając z godzinki wolnego udała się do parku poprzytulać. Miejsce ustronne i ciche, a przytulanie pobudziło dość mocno hamowany popęd seksualny, którego efekt ma w tej chwili 7 lat.

Obydwoje byli dość mocno izolowani od wszelkich informacji na temat seksu, czego skutkiem była niewiedza o antykoncepcji.

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 886 (1096)

#20621

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opiszę kilka historyjek pochodzących od różnych ludzi. Będzie o zwierzętach i Świętach.

1. Koleżanka ma sąsiadów, którzy postanowili na gwiazdkę kupić swojemu dziecku szczeniaczka. Mieszkają w bloku na osiedlu nowym, zadbanym, gdzie mocno pilnowani są właściciele psów, aby sprzątali po swoich pupilach. Dzieciakowi szybko znudziło się wyłażenie z psem, więc zaczęła robić to matka. Jej jednak nie odpowiadało, że trzeba sprzątać, więc któregoś dnia wpakowała szczeniaka do reklamówki, zawiązała i wrzuciła do pojemnika na odchody. Psinkę udało się uratować.

2. Historia kuzyna. Jego kolega postanowił w prezencie świątecznym kupić swojej dziewczynie 2 chomiczki. Dziewczę uradowane, ale kiedy przyszło do sprzątania im klatki, radość ta minęła. Dziewczyna spuściła zwierzaki w sedesie "niby przypadkiem".

3. Byłam wolontariuszką w schronisku. W okresie poświątecznym (styczeń i luty głównie) miałyśmy pełno roboty z przyjmowaniem nieudanych prezentów. Któregoś dnia zauważyłam pana kręcącego się przy schronisku ze szczeniakiem. Na moje pytanie czy chce oddać pieska, zmieszany odpowiedział że nie. Niestety, następnego dnia znalazłam już martwą psinę przywiązaną do płotu schroniska. Pan po zamknięciu schroniska przywiązał psa do płotu i zostawił na pastwę nocnego mrozu i głodu.

4. Znajomy taty mieszka przy lesie. Podczas odśnieżania podjazdu, koło płotu znalazł małe pudełko, a w środku 2 króliczki. Miały sporo szczęścia, że zostały znalezione dość szybko. Inaczej śnieg zasypałby całkiem pudełko. Ten pan znalazł również rodzącą sukę, przywiązaną do drzewa w lesie.

5. Kolega, którego znam z czasów wolontariatu, prowadzi mini schronisko dla gryzoni, papug, rybek, itp. Tuż po świętach ludzie przyłażą i wciskają futrzaki z tekstami "ty kochasz zwierzęta, a jeden szczur więcej nie zrobi ci różnicy".

6. Weterynarz, który opiekował się naszymi podopiecznymi w schronisku opowiedział kiedyś, jak trafił do niego kotek nie do odratowania. Kotek był prezentem świątecznym kilkulatki. Niestety dziecko zakatowało kota zabawami. Miał połamane łapy, rozcięte ucho, miejscami nie miał sierści, posiadał liczne rany, a na dokładkę dostał jakąś truciznę do jedzenia.

Zbliżają się Święta i jest to mój osobisty apel, aby przed kupnem komuś futrzanego prezentu zastanowić się 1000 razy. Zwierzę to nie zabawka.

Skomentuj (70) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1159 (1209)

#20302

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój ojciec jest wdowcem, który poznał pewną miłą i sympatyczną Panią. Są ze sobą trochę czasu i postanowili wziąć ślub kościelny. Wybrali się do parafii najbliższej zamieszkania mojego ojca i przedstawiają sytuację proboszczowi: że chcą cichy i skromy ślub kościelny, że będę tylko ja z siostrą i świadkowie, nie chcą żadnych ozdób, fotografa, itp. Ma to być taka malutka ceremonia.
Ksiądz wysłuchał, wyciągnął gruby zeszyt i kalkulator, pootwierał na różnych stronach, coś pozaznaczał, po podliczał i rzecze, że za taką ceremonie weźmie tylko 2200 zł, bo nie ma kwiatów, organisty, fotografa, nie trzeba rezerwować kościoła, przygotowywać go do ślubu, nie będzie dokumentów z USC bla bla bla... i najbliższy wolny termin za 7 miesięcy.

Ojca to zabolało i przyznał się że w tamtej chwili zwątpił w misję kościoła. Zrezygnowali całkowicie ze ślubu w obawie, że w innych kościołach będzie podobnie. Udało mi się ich namówić na wizytę w kościółku prowadzonym przez braci i tam odbyła się piękna ceremonia, choć skromna, za tzw "co łaska".

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 685 (745)
zarchiwizowany

#20517

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie o NFZ.
Nie jestem osobą chorowitą, z objawami przeziębienia radzę sobie za pomocą domowych sposobów, a lekarzy (oprócz ginekologa i dentysty) odwiedzam bardzo rzadko. Jednak tej jesieni dorwał mnie paskudny wirus. Oprócz fatalnego samopoczucia dopadło mnie zapalenie ucha. O ile z gorączką, katarem i kaszlem wygrywałam, o tyle z uchem był potworny problem. Zapadła więc decyzja, czas na wycieczkę do lekarza rodzinnego. Kupe lat go nie wiedziałam, więc najpierw zadzwoniłam dowiedzieć się w jakich godzinach przyjmuje, czy siedziba przychodni nie zmieniła się i czy mnie przyjmie. Poinformowano mnie o godzinach przyjęcia i o numerkach, ale po moim wyjaśnieniu recepcjonistka powiedziała że mogę być jutro rano, ona lekarza poinformuje.

No to z samego rano pakuje się w autobus i jazda do przychodni. I tu się zaczyna. Zostałam zakrzyczana przez panią z recepcji że nie mam numerka. Wkurzyłam się bo bolało mnie strasznie i żadne specyfiki przeciwbólowe nie działały. Również krzykiem wymusiłam zapisanie mnie na wizytę. Pani jednak podsumowała mnie jednym zdaniem: na wizyty trzeba się zapisywać z tygodniowym wyprzedzeniem bo doktor ma dużo pacjentów... No tak, jestem wróżką i wiem w jaki dzień złapie mnie choroba.

Odczekałam swoje i wchodzę do gabinetu już szczęśliwa że ktoś w końcu mi pomoże. Dodam, że mój lekarz zawsze był miłą i pomocną osobą. Był naprawdę dobrym fachowcem. Był, bo nie sądziłam że się tak zmieni. Ucha mi nie zbadał bo się przenosi do innego gabinetu i ma spakowany sprzęt. Z mojego opisu stwierdził że to może być zapalenie ucha, ale nic mi nie przepisze bo bez badania nie ma pewności. Szlag mnie trafiał. Wypisał tylko skierowanie do laryngologa.

Z tym papierkiem jadę do laryngologa. Nie ma terminów, a limit pacjentów już się skończył, zapraszamy w styczniu... I tak w kilku przychodniach. Nie pomogły błagania, nie ma terminów i już.

W szpitalu dostałam tylko zastrzyk przeciwbólowy, który działał kilka godzin, po czym wygoniono mnie słowami: z uchem to do laryngologa!!

Zapalenie leczę razem z wujkiem google już 2 tydzień. Dopiero po 15 grudnia będę mogła wybrać się prywatnie do laryngologa bo chyba inaczej się nie wyleczę.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (132)

#19865

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wpadłam któregoś dnia do sklepu zoologicznego na zakupy dla mojego zwierzyńca. Godzina gdzieś po 17. Byłam akurat przy kasie wybierając owady dla gadów, gdy do sklepu wpada rodzinka. Rozwścieczona matka, ciągnąca 7-letniego rozpłakanego chłopaka, a za nimi idzie ojciec tachający dużych rozmiarów klatkę pełną chomików. I nawiązuje się taki dialog:

M: To pani sprzedała mojemu synowi tą klatkę z chomikami?
P1: Yyy... to chyba koleżanka, już po nią idę.
Przychodzi Pani nr 2.
P2: Dzień dob... (nie było jej dane skończyć).
M: Czy to pani sprzedała 7-latkowi klatkę, 13 chomików, karmy, trociny i inne duperele??
P2: No tak, chciał mieć hodowlę chomiczków, kupił wszystkie, a że ich dużo to i duża klatkę.
Matka zaczęła powoli i głęboko oddychać. Uspokoiła się trochę i mówi:
M: Czy pani zdaje sobie sprawę że mój syn ma 7 lat, jest nie zdolny do czynności prawnych, jakim są transakcje handlowe w sklepie, nie rozumie że taka hodowla będzie dla niego uciążliwa i wydał na nią całe pieniądze jakie dostał na urodziny?
P2: Ale on pieniądze miał i zapłacił, nie mogę odmawiać klientowi zakupu, to karalne.

Tu nie wytrzymał ojciec.
O: Pani jest nienormalna, sprzedaje pani dziecku klatkę i zwierzęta za ponad 300 zł nie wiedząc czy rodzice mu pozwolili. A jeśli ma alergie na sierść? Albo na trociny? A co zrobimy jak się rozmnoża?
P2: Ale on tak bardzo chciał chomiczki, nie mogłam mu odmówić.

W akcję wkroczyła druga pani, moim zdaniem bardziej rozumna, zaproponowała państwu że przyjmie zwrot i odda pieniądze, a jeśli mały nadal chce chomiczka i rodzice się zgodzą, to ona u szefostwa w ramach rekompensaty załatwi zniżkę.

Jak dla mnie sprzedawczyni postąpiła bardzo nierozsądnie sprzedając dziecku taką ilość zwierzaków. Dużo dzieci szybko nudzi się opieką nad jednym pupile, a co by było przy takiej ilości.

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 486 (654)