Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

bajkowa92

Zamieszcza historie od: 30 czerwca 2017 - 15:29
Ostatnio: 5 czerwca 2019 - 20:43
  • Historii na głównej: 12 z 18
  • Punktów za historie: 2130
  • Komentarzy: 35
  • Punktów za komentarze: 430
 
zarchiwizowany

#82725

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W zeszłym tygodniu przez cesarskie cięcie przyszedł na świat mój 3 syn. Niestety w skutek powikłań jakie miałam w ciąży młody urodził się z nierozwiniętymi płucami. Od razu zabrali go na intensywną terapię, inkubator, aparatura, żywienie dojelitowe, ogólnie cała masa medycznych czynności które budziły we mnie i mężu najgorsze myśli. Najgorszy był dla mnie dzień opuszczenia szpitala w którym zostawało moje dziecko. Samo. Wypisali mnie bo mały nie rokował na wyjście jakoś szybko, a że ze mną było wszystko w porządku to kazali iść do domu. Przeżyłam wtedy najgorsze dni mojego życia. Nie potrafiłam funkcjonować. Trzymało mnie tylko to, że muszę iść na odwiedziny do szpitala. Gdyby nie te 2 godziny dziennie to chyba bym oszalała. Cały czas miałam w głowie, że zostawiłam własne dziecko w szpitalu, ze on potrzebuje mnie teraz bardziej niz kiedykolwiek a mnie tam nie ma. Czułam jak umieram w środku. Cała ciąże bałam się o swoje życie. Przyszedł moment rozwiązania, myślałam, że juz będzie ok, a poczułam tak rozdzierający strach, którego nie byłam sobie w stanie nigdy wczesniej wyobrazić.
Komentarz mojej matki do zaistniałej sytuacji: ja ciebie też zostawiłam w szpitalu jak miałas rok bo nie mogłam z tobą leżeć i żyjesz. Niech tam siedzi w tym szpitalu nawet cały miesiąc, przynajmniej się wyśpisz...

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 14 (138)
zarchiwizowany

#82191

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak się okazało nawet prywatna opieka lekarska na niewiele się zda jeśli lekarz ma gorszy dzień.
Jestem w ciąży Do ginekologa chodzę prywatnie. Dość ciężko ciążę przechodzę, masa komplikacji, do tego doszły problemy rodzinne a co za tym idzie finansowe. Ogólnie tylko stres ogromny i nic więcej. Weszłam w taki etap, że trzeba było zrobić test obciążenia glukozą. Dla niewtajemniczonych: pobiera się krew na czczo, następnie pije się glukozę rozpuszczoną w kubku wody,pobiera się krew po godzinie od wypicia i po 2 godzinach.
U mnie poziom cukru na czczo wyszedł lekko podwyższony, jednak dla mnie w normie. Całe życie mam taki poziom cukru, w poprzednich ciążach też taki był. Jednak tym razem ginekolog stwierdził, że mam cukrzycę ciążową. Napisał na kartce nazwisko lekarki do której miałam iść. Doktorka prywatnie przyjmuje tylko popołudniami więc została wizyta u niej na NFZ z rana. Udałam się do rodzinnego po skierowanie. On popatrzył na moje wyniki i stwierdził, że gin wymyśla. Ale skierowanie dał, bo nie będzie wchodził w cudze kompetencje. Poszłam do tej przychodni. Pomiary cukru w normie. Cała dieta rozpisana. W gabinecie padło stwierdzenie, że skoro mój lekarz twierdzi, że mam cukrzycę to ją mam. Co najlepsze... W ogóle nie trzymam się diety. Jem co chcę, czekoladę i cukierki. Cukier w normie się ładnie trzyma. Żadnych przekroczeń. Kiedy ja mówiłam lekarzowi, że żadnej cukrzycy nie mam to jakoś nie mogło to do niego dotrzeć. Teraz jestem skazana na pomiary cukru 7 razy dziennie, chociaż panicznie boję się igły, nie mogę znieść widoku swojej krwi ciśnienie mi skacze tak w górę, ze nie mogę tego zbić. I z kim ja mam o tym rozmawiać? Komu mam to wszystko powiedzieć? Kto mi uwierzy, że ja żadnej cukrzycy nie mam? No paranoja. Jeden drugiemu nie chce w kompetencje wchodzić a ja przez to cierpię

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (35)
zarchiwizowany

#81898

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako, że leżę i się nudzę to przeglądam poczekalnię piekielnego serwisu, a co trochę używam przycisku LOSUJ. I po przeczytaniu kilku historii na temat religii i szeroko pojętego katolicyzmu, tak mi się przypomniało.
Chodziłam do gimnazjum na uczniów którego składały się dzieci z okolicznym wisi, a co najważniejsze z różnych parafii. Kilka wiosek dalej mieszkała dziewczyna (15 lat) która bardzo lubiła towarzystwo męskie. Lubiła do tego stopnia, że w 3 klasie gimnazjum urodziła synka. Przyszedł czas bierzmowania. Każda parafia miała swój sposób na to, żeby przepuścić bądź nie kandydatów do bierzmowania. U nas trzeba był pomalować ogrodzenie i altankę na plebanii, no i mieć zaświadczenia o udziale we mszy na pół roku wstecz. W sąsiedniej parafii ksiądz robił odpytywanki jak na olimpiadzie, z kolei następna parafia wymagała rocznego udziału we mszy i spowiedzi co miesiąc, co miał wykazać swego rodzaju indeks.
Wyżej wspomniana koleżanka należała do parafii gdzie ksiądz odpytywał. Z tego co wiem odpowiadała śpiewająco, jednak do bierzmowania jej ksiądz nie dopuścił ze względu na to jak się prowadziła. W sumie nic dziwnego, dziewczyna z dzieckiem, ojciec nieznany. Jednak mógł powiedzieć wcześniej, żeby nie traciła czasu. Jednak dziewczyna do bierzmowania poszła. W naszym kościele pokazała się zabytkowa, pięknie odnowiona droga krzyżowa w pozłacanych ramach. Dziewczyna siedziała ławkę ode mnie, a jej matka z synem na tyłach kościoła.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -8 (18)
zarchiwizowany

#81819

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znajomy miał wypadek. W sumie nie wiem czy to był wypadek czy przejaw głupoty w najczystszej postaci. Otóż spadł z rusztowania w pracy, oczywiście zabezpieczeń żadnych no i pod dużym wpływem. Przeszedł 2 operacje, wiadomo na budowie media regionalne, policja, PIP, BHP i cała masa innych sprawdzaczy. Wcześniej wypadki też się zdarzały jednak zawsze były sprawnie tuszowane, inspektorom właściciel posmarował i tak się kręciło... A teraz o piekielności. Nie to było piekielne, że spadł pod wpływem, nie to że prawie się zabił... Najbardziej piekielne było to, że cała brygada wyleciała z pracy, inspektorom znowu posmarowano a zabezpieczeń jak nie było tak nie ma, jak pili tak piją, a BHP i reszta ma w nosie bo dostali tyle ile chcieli i jeśli nastepnym razem jakis facet spadnie na matkę z dzieckiem z wysokości i ich zabije to dopiero wtedy się ogarną?

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -4 (30)
zarchiwizowany

#79346

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Polska służba zdrowia.
Mój syn jest wcześniakiem. Urodził się ponad 2 msc przed terminem. Dla potrzeb dalszej historii zaznaczam, że rodziłam w małym prywatnym szpitalu, który ma tylko oddział noworodków, porodówkę i ginekologię, z poradni to jedynie ginekologiczna, do której chodziłam przez całą ciążę. Kiedy opuściliśmy oddział zaczęła się jazda bez trzymanki. Masa skierowań, masa zaleceń. Dostaliśmy skierowanie do lekarza na usg mózgu no i do okulisty z takich ważniejszych, które, jak nam powiedziano w szpitalu, można załatwić od reku w poradni neonatologicznej. Więc telefon w dłoń i dzwonię w celu ustalenia terminu. W przychodni rejonowej po długiej rozmowie z kobietą dowiaduję się ze najbliższy termin dla mnie to 10 msc. USG trzeba było wykonać w przeciągu 10 dni od wyjścia ze szpitala. Pytam o co chodzi, czemu tak długo. I wywiązał się dialog. J-ja R-rejestratorka
J: czemu trzeba tak długo czekać?
R: wie pani, dużo ludzi, terminy odległe, no co ja poradzę
J: ale to jest poradnia dla noworodków. dla niemowląt. czy ludzie jak planują ciążę to już rejestrują się do przychodni?
R: ale co ja pani poradzę, chce pani ten termin?
J: chcę, ale do 10 dni a nie 10 msc.
R: ja w takim terminie nie mogę pani zarejestrować
J: bo?
R: bo pani w naszym szpitalu nie rodziła! i to nie jest nasz problem co pani sobie z tym dzieckiem zrobi i gdzie! trzeba było u nas rodzić to by może nie musiała pani po poradniach latać.

Na to rzuciłam słuchawką. Poszliśmy prywatnie i do okulisty i do ortopedy, na usg główki i na rehabilitacje tez chodziliśmy prywatnie...
A teraz hit z przed godziny. Syn skończył 18 msc. Od lekarza który prowadzi naszą rehabilitację dostałam skierowanie do poradni psychologicznej z podejrzeniem zaburzeń integracji sensorycznej. I dzwonię. termin jest, już za miesiąc z drobnym hakiem. Super, biorę. ale co dalej? Pani w rejestracji mówi, ze ona mnie do logopedy i psychologa rejestruje, ale te zaburzenia sensoryczne to muszę gdzieś indziej prywatnie, bo na NFZ to mogę dopiero w mieście wojewódzkim.
Miej tu problem człowieku

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 41 (85)
zarchiwizowany

#78965

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z serii jak zniszczyć ludziom urlop.
Mam 2 synków, 6 lat i 18 msc. w pakiecie też mąż, kredyty i ogólne urwanie głowy. w tym roku pierwszy raz od 3 lat udało nam się jakoś ogarnąć, zaoszczędzić trochę i w efekcie jedziemy nad morze. wycieczka rusza w przyszły piątek. jedziemy samochodem przez całą RP. po drodze zabieramy moją mamę. przynajmniej tak było w planach.
sprawa wygląda tak, że mam młodszą siostrę. nigdy się nie dogadywałyśmy. kiedy przebywamy razem więcej niż 20 minut wybucha awantura. w sumie mało powiedziane. bardziej to podpada pod masakrę piłą mechaniczną, a chęć uniknięcia nieuniknionego przypomina oszukiwanie przeznaczenia. gdyby się cofnąć pamięcią do dzieciństwa nasze zachowanie jest efektem wychowania rodziców. ja jako starsza zawsze miałam byc mądrzejsza, posłuszniejsza itp. chyba wszyscy wiedzą o co chodzi. siostra miała specjalne wzgledy, do dzisiaj nie wiem dla czego. kiedy byłyśmy male ona nie miała żadnego koleżeństwa, co oczywiście było moją winą. rodzice nigdy nie doszukiwali sie w niej winy, chociaż przez jej charakter dzieci unikały zabawy z siostrą.
ale do sedna. wyjazd zbliża się wielkimi krokami. już wszystko względnie ustalone. dzisiaj dzwoni mama i tak od słowa do słowa wyszło, ze jedzie z nami moja siostra. troche mnie zatkało. nikt nie pytal mnie o zdanie, nikt nie uprzedził. mama po prostu mi oznajmiła, że na wakacje na ktore czekałam, na moj czas z mężem, z dziecmi, na wycieczki, wspólne wieczory wcisnęła sie moja znienawidzona siostra, z którą nie jestem w stanie wytrzymac w jednm pomieszczeniu krótkiej chwili. nie zapytala czy zmieści sie do samochodu (w końcu jadę z 2 dzieci, czyli wózek, łóżeczko, zabawki, do tego nasze bagaże), czy w ogóle możemy sobie pozwolić zeby ja zabrac. mama chyba wyczuła (w sumie nie wiem co tu jest do czucia skoro cała rodzina wie, ze nie możemy na siebie patrzec), że jest mi to nie w smak i od razu rzuciła zczepnie NO CHYBA ŻE NIE CHCECIE JEJ ZABRAĆ, na co ja głupia zachowawczo odpowiedziałam, że ja siedzę z przodu więc ona sobie moze zabrac jeszcze 10 osób do tyłu byle tylko moje dzieci miały gdzie siedziec a reszta mnie nie interesuje. chciałam tymi słowami uniknąć awantury, która gdzies wisiała w powietrzu. rodzice od kilku lat na siłe chcą nas pogodzic, chociaz sie nie da. po prostu nie da rady. siostra za mną nie przepada, ja za nią tez. wcisneła sie na te wakacje tylko dla tego że:
a)chce mi je zniszczyc
b)myśli ze sie nie zgodzę i wyjde na tą wyrodną która prowokuje konflikt.

kiedy się rozlączyłam od razu popłynęły łzy. wiem,ze te 10 dni to będzie męczarnia. ona stale będzie prowokowała jakies dziwne sytuacje... jak zwykle z resztą. a mama, cóż... bedzie tylko mowiła: STARSZA JESTES, ODPUŚC JEJ. itp...

góry

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (82)

1