Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

ewunian

Zamieszcza historie od: 16 września 2011 - 13:31
Ostatnio: 15 listopada 2023 - 21:18
O sobie:

Deutchland dream. Tak przynajmniej myślą inni...

  • Historii na głównej: 1 z 7
  • Punktów za historie: 1551
  • Komentarzy: 232
  • Punktów za komentarze: 2122
 
zarchiwizowany

#80924

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
"Znajoma"z gimnazjum urodziła chłopca.
Pierwsze zdjęcie na fb: ona z wódą, w tle dzieciaczek w objęciach jej faceta.
Podpis: "No w końcu kur*a można popic".

Pato

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1 (29)

#76888

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Lodowisko, Zakopane. W ciągu moich wizyt na tym obiekcie, zdążyłam zebrać wystarczającą ilość piekielności na historię.

1. Dzieci.
Spotkałam rodziców, którzy uczyli swoje pociechy jazdy - bardzo fajnie, nie mam nic przeciwko. Natomiast puszczanie 4-5 letnich dzieci na taflę, bez opiekuna (tzn. rodzic jest, ale po drugiej stronie barierki i bynajmniej nie kontroluje dziecka, tylko śmieje się z tego, jak "słodko" młody upada), musi być stresujące zarówno dla maluchów, jak i dla innych użytkowników lodowiska.
Dzieciaki bez dorosłego obok zazwyczaj nie były zainteresowane jazdą, a jeśli już - jechały pod prąd, lub prostopadle do kierunku jazdy. Uznały także, że wjeżdżanie bloczkami wspomagającymi, poruszanie się po lodzie w innych ludzi, jest świetną zabawą.

2. "To jest moje prywatne lodowisko".
W tej kategorii zabłysnęła czwórka matek, każda wyposażona w pakiet dziecko + bloczek. Panie na początku urządziły sobie kółeczko plotkarskie (w którym komentowały zachowanie nastolatków) w rogu lodowiska, zabierając dzieciakom bloczki i zamieniając je na siedzenia. Uwierzcie mi, trudno jest wyminąć kółeczko pań i ich przewracające się pociechy (bez bloczków trudno im było utrzymać równowagę), szczególnie dla początkującego.

Następnie panie puściły dzieci samopas, przez co maluchy, na oko trzyletnie, zamieniły się w diabełki z podpunktu 1. Matki natomiast wpadły na jakże wspaniały pomysł - ustawiły się jedna koło drugiej w zwartym murku, czyniąc fragment toru prawie nieprzejezdnym.

3. "Nie mogę wytrzymać bez telefonu".
Znalazło się kilka osób, które stało przy barierce, tępo wpatrując się w ekrany komórek. Jedna pani zabłysnęła intelektem i dobrą chwilę spędziła na środku toru, wpierw robiąc sobie "selfiki", a następnie próbując uchwycić na swoich zdjęciach innych jeżdżących. Po swojej sesji spędziła jeszcze trochę na wybraniu najlepszych ujęć, wciąż nie ruszając się z centrum obiektu.

Pewien chłopak korzystał z komórki w czasie jazdy. Był tak zajęty urządzeniem, że niefortunnie się przechylił i upadł. Jednak bardziej niż upadkiem przejął się swoim telefonem, bo chwilę poleżał, nie spuszczając ekranu z oczu. Zastanawia mnie, dlaczego ludzie płacą za jazdę, a zajmują się komórkami.

Lodowisko

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (235)

#70761

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w domu, z kubkiem kawy w ręce, przy okazji sprzątając, gotując obiad i odrywając kota od firanki. Ot, taka wielozadaniowość :)
Nie chwalę się tym, praca jak każda inna, zarabiam całkiem sensownie. Z mężem mamy osobne konta, składamy się po "połowie" (bo różnie to wychodzi) na domowe wydatki, tak ustaliliśmy już wcześniej, układ pasuje jednej i drugiej stronie.

W tym wszystkim jest stwierdzenie klucz "praca w domu".
Według rodziny męża taka praca to nic, siedzę w domu, nic nie robię, a mąż płaci za wszystko. Od roku próbuję im przetłumaczyć, że zarabiam, mam swoje pieniądze i nie "ciągnę" od męża ile wlezie. Nie dociera. Jestem żarłoczną hubą, która uwiesiła się na biednym mężczyźnie, a on daje się wyzyskiwać.

Dostaję dwa razy w tygodniu telefon, że jest praca! Moja wymarzona, na kasie w markecie, gdzie zarobię połowę tego co w domu, a zapiernicz osiem godzin. Wspaniała praca na stacji benzynowej, nocki, ale co tam! Ktoś potrzebuje opiekunki do dziecka, na już, magiczne pięć złotych polskich na godzinę. Oferta życia.

Naprawdę nie zliczę już ofert, które miałyby zmienić zawartość mojego konta bankowego i mogłabym sobie je dopisać do CV. Tłumaczenia nie mają już chyba sensu. Utarło się, że "praca w domu to nie praca". Jeśli codziennie rano nie biegniesz na autobus, a wieczorem nie wracasz zmęczona, styrana i bez chęci do życia, to uwierz mi, jesteś bezwartościowym człowiekiem wyzyskującym wszystkich dookoła.

w-wa

Skomentuj (50) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 437 (459)
zarchiwizowany

#63867

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Strajk górników, czyli o czym w naszej telewizji mówią mało, a jeżeli już to wszystkim widzom plan ekipy rządzącej jest ukazywany jako jedyny i słuszny bo każdy Polak musi do kopalni dopłacać. Polak uwierzy i się zbuntuje, bo on ze swoich podatków utrzymywać tego nie będzie!
Taki obraz tworzy nam partia rządząca. Nie mówi się o tym że Kompania Węglowa jest obsadzona kolegami z pensjami po 80tys zł z naszych podatków. Kopalnia Brzeszcze sama wprowadziła program restrukturyzacji wg. którego w 2016 zacznie przynosić zysku. W 2012 roku została mocno doinwestowana, po co? Lepiej sprzedać Czechom za grosze a oni pokażą ze jednak się da? jak było z kopalnią Silesia. A ludziom wmawiać, że to przez ceny węgla. Prywatnie się da,tylko to co jest państwowe jest rozkradane,albo sprzedawane w obce ręce.
Pod hasłem restrukturyzacja kryje się zamknięcie. Tak jak było ze stoczniami i hutami. z podpisanego pakietu energetycznego trzeba się wywiązać, więc najlepiej pozamykać kopalnie...No i nie zapomnieć sobie wypłacić premii za udany plan.

Serce się kraja co się w Naszym kraju dzieje. Mam nadzieję że przyjdzie moment,gdy będziemy mieć tyle odwagi , żeby wyjść na ulice i powiedzieć dość!
http://www.solidarnosckatowice.pl/pl-PL/kto_do_kogo_doplaca.html

kopalnia

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (175)

#49543

przez (PW) ·
| Do ulubionych
"Przyjdzie walec i wyrówna" czyli chłop żywemu nie przepuści.

Lisiarnia w Gdańsku Oruni. Wiele lat hodowano tu lisy i norki; do ochrony firmy przed gryzoniami zatrudniono specjalistów: czyli koty. W 2011 roku zmuszony do opuszczenia miejsca właściciel zwinął majdan. Zabrał te futerkowe na których zarabiał ale zostawił futerkową, nierentowną resztę. Zwierzaki, które wcześniej zarabiały tu na wikt i opierunek zostały na lodzie z dnia na dzień.

Znaleźli się ludzie, którzy zawzięli się by uratować to przymierające głodem stadko. Czwórka szaleńców wydeptała ścieżki do urzędów, dokopała się do jakichś miastowych pieniędzy, wyżebrała resztę od podobnych sobie wariatów i zdołała wysterylizować, zaszczepić i podkurować tę część stada, która przeżyła likwidację biznesu.

I koty sobie żyły, część znalazła stałe domy, większość, podreperowana medycznie i odkarmiona miała się świetnie na wolności. Niektóre mieszkały w opuszczonych lisich klatkach, niektóre dostały wypasione domki z samego Urzędu Miasta.

Wolontariusze działali w ramach i na bazie prawa o ochronie zwierząt - o bytującym stadzie był poinformowany zarówno właściciel terenu jak i urząd miejski. Właściwie nie tylko poinformowani - opieka nad zwierzętami odbywała się we współpracy w tym specyficznym trójkącie.

To, co się stało na początku miesiąca, można podsumować staropolskim powiedzeniem "po trupach do celu". Masowa epidemia zaniku pamięci warta jest chyba badań sanepidowskich. Może coś w kawie?

Teren dość duży, w pewnym momencie okazało się że atrakcyjny inwestycyjnie. Warunek - uprzątnięcie pozostałości po lisiarni. Bez poinformowania wolontariuszy, bez jednego choćby dnia czasu na przeniesienie kotów w bezpieczne miejsce - wjechały koparki. Urząd akcję klepnął, a jakże, szafa gra.

Jak sprzątać to sprzątać. W kontrakcie panów od koparek nie było patrzenia, co sprzątać. A więc wszystko. W kontrakcie firmy pilnującej terenu nie było empatii. A więc patrzyli.

Tak, dobrze rozumiecie. Koty zostały rozjechane koparkami. Dosłownie. Część na szczęście zdołała uciec, jednak... część schroniła się w panice w jedynym znanym im, bezpiecznym dotąd schronieniu: klatkach i domkach.
Tak, dobrze podejrzewacie - nikogo to nie zainteresowało. Operatorzy koparek i spychaczy robili dokładnie to do czego zostali zatrudnieni, kopali i spychali nie widząc spanikowanych kotów ganiających po stercie blachy i najeżonych gwoździami desek. Karta zegarowa zwalnia wszak z obowiązku bycia człowiekiem.

Zaalarmowana przez okolicznych mieszkańców wolontariuszka, przyleciała na pobojowisko po kilku godzinach. Jedną nieszczęsną kotkę wyciągnęła spod gruzów, z ledwie tlącą się w niej iskrą życia. Złamany kręgosłup - nie dało się jej uratować. Kilka znalezionych, poranionych kotów umieszczono w domach tymczasowych i lecznicach. Znalazł się przypadkowy przechodzień, który opowiada, jak pracownicy oby firm, sprzątającej i ochroniarskiej, pakowali rozjechane koty do worków. Być może niektóre wówczas jeszcze żyły... Zapewne dlatego o kilku kotach nadal nic nie wiadomo.

Nie wiadomo też nic w UM. Za daleko było z jednego wydziału do drugiego. Były sprawy ważniejsze, urząd musiał zorganizować coś na pewną specjalną okazję. Jaką?

Mamy Tydzień Ziemi! Urzędnicy z zapałem namawiają do segregowania śmieci, zachęcają dzieci w przedszkolach do malowania plakatów z uśmiechniętym słoneczkiem na bezchmurnym niebku - w papierach zabrakło adnotacji, że kot to też środowisko. Zbierajmy więc papierki na plaży!

Coś oprócz kotów zabito w Lisiarni. Zabito wiarę, że inicjatywa obywatelska w tym kraju jest warta więcej niż kupa sparciałych dech. Pokazano też okolicznym dzieciom, które znały i dokarmiały koty, że... chłop żywemu nie przepuści. Przepis na "kota po gdańsku" doskonały.

Skoro tam już jest ta kupa desek to z tej kupy można by zrobić górkę. Na górce postawić pomnik, byczy jak nasze wielkie serca, albo jeszcze większy. To świetne miejsce na pomnik - teren jest w połowie drogi między kościołem a posterunkiem policji. Jezusa już mamy w Świebodzinie, Jana Pawła w Częstochowie... Postawmy Franciszka! Tego od piesków, kotków i ptaszków. Niech się zlecą i nam śpiewają na chwałę. Nam, koronie stworzenia.

gdańsk lisiarnia

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 965 (1153)
zarchiwizowany

#45937

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno nie pisałem. Nie, żeby nie było o czym, ale z czasem kiepsko, a wrodzona leniwość nie pomaga. Jednak jako, że jutro WOŚP…

W naszym miasteczku koncerty organizowane są prawie od początku istnienia WOŚP. Jest też konkurs, dla dzieciaków, kto zbierze najwięcej do puszki. Od trzech lat wygrywa syn miejscowej nauczycielki, która udziela się przy organizacji akcji. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie pewien szczegół. Otóż wygrywa on z ogromną przewagą nad pozostałymi kwestującymi. Jest tak skuteczny w zbieraniu? Nie. Gdy dochodzi do momentu koncertu w którym odbywają się aukcje mamusia ustawia syna na scenie i gdy ktoś wylicytuje jakiś fant to pieniądze po wpłaceniu i przeliczeniu lądują w puszce synka.

Niby nic wielkiego, ale dzieciaki mają popsutą zabawę… Chociaż jeśli uda mi się pewien myk, to jutro będzie materiał na kolejną historię, bo nastawiłem się na jedną z aukcji i planuję trochę popsuć zabawę przedsiębiorczej mamusi.

WOŚP

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 292 (316)

#37237

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Zacznę w swoim starym stylu: był sobie facet...

Zawitał na portal "piekielni.pl". Znalazł kobietę o nicku "Jot". Wydała mu się w jakiś sposób interesująca, bo postanowił ją uwieść. Dobry bajer to połowa sukcesu jak mówią, więc przystąpił do dzieła.
Z tym, że bajer był zły.

Od postanowienia do czynu droga niedaleka. Rozpoczęły się prywatne wiadomości, teksty na podryw, które wydały mi się dziwnie znajome, ale uznałam, że facet najwyraźniej przejął po kumplach starą, sprawdzoną technikę bajeru, tylko nikt nie poinformował biedaka, że na kobiety z odrobiną mózgu taka gadka nie zadziała.

Aż zaczęłam mieć wrażenie, że doświadczam deja vu.

Już kiedyś drażniły mnie dokładnie te same odzywki. Już słyszałam, że jego rolą jest zmanipulowanie mnie, moją uznanie, że to przyjemne.
Ja to wszystko znałam...

Od słowa do słowa i wyszło szydło z worka - osobnik piszący do mnie na tym portalu okazał się jednym z moich bardzo bardzo byłych. Tych oetykietowanych napisem "nie ruszać pod żadnym pozorem, odpady toksyczne", bohater jednej z historii tutaj nawiasem mówiąc.

Szczęśliwy mąż i ojciec, mówiąc drugim nawiasem.

Człowiek, który podczas rozstania nawiązał subtelnie do mojego pochodzenia słowami: "ty głupia wieśniaro", do zajęcia: "ty durna dziw*o", wzrostu: "pierdo*ony karle", ilorazu inteligencji: "głupia su*o" oraz wielu innych cech charakteru i usposobienia w słowach równie wyszukanych. Człowiek, z którym rozmawiać zdecydowanie nie chciałam.

Generalnie sporządził mi wtedy taki portret psychologiczny, bo odkryłam, że monogamia nie jest jego mocną stroną.

Kiedy tylko zorientowałam się, że usiłujący uwodzić mnie wirtualnie na tym portalu mężczyzna, to ten sam, który uraczył mnie drzewiej bluzgami, rozmowę kontynuowałam. Z pełną premedytacją.

Biedny, zapomniał, że ma żonę. Zapytany odparł, że jak najbardziej jest samotny i szuka bratniej duszy, jest niezależny, wolny, a ja niesamowita. Ot, skleroza.

Dawna pożegnalna opinia, że "pier*olę jak potłuczona, bo jestem ze wsi i mnie nie nauczyli jak się rozmawia z ludźmi z miasta" ustąpiła miejsca opinii, że "mówię pięknie i poetycko". A nie mówię inaczej.

Przykłady można by mnożyć...

Poruszył nawet temat naszej niegdysiejszej znajomości, określona została przez niego mianem "ekscytującej".
Sądząc po ilości obelg usłyszanych w referencjach od niego na pożegnanie - nie wątpię.

Kiedy już nasłuchałam się peanów na swoją cześć i moja miłość własna została zaspokojona, napisałam trzy proste słowa: "my się znamy."

Ojj, nie przewidziałam.

Co?? Jak?? Jak to? Kim jestem??

Wyjaśniłam spokojnie, że jestem kobietą ze wsi. Jak mówił.
I że dalszy ciąg już znam, mogę sobie przekopiować z poprzedniej rozmowy.

A tu zdziwko.

Słownictwo się koledze rozwinęło, zostałam uraczona kilkoma nowymi epitetami. Dopiszę sobie do CV. Nie zrobiły na mnie wrażenia. Kwestia przyzwyczajenia.

A on nie miał szans wyjść z twarzą :)

net

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 834 (1000)

#35223

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Matka roku.

Jako, że to niedziela, tylko nieliczne sklepy pootwierane.
Naszło mnie dzisiaj na zrobienie spaghetti na obiad, więc idę do sklepu po sos.
Tam sytuacja takowa:
Matka [M] z małą córeczką [C], na oko 2 latka. Dzidzia na twarzy ma zadrapanie, jakby kot ją podrapał, a na łapce siniaka. Niby nic, każdemu dziecku się zdarza o coś sie potknąć itd., ale sądzę, że wiem, skąd to się wzięło. Skąd?

M pakuje do materiałowej torby piwa. Sztuk od 4 do 6, nie zdążyłam policzyć.
C- Mama da amcia! - i tu mała wskazuje na lizaka, cena (specjalnie się spojrzałam) oszałamiająca: 80 groszy.
M- Spie*dalaj. Hajsu nie mam.
Kasjerka i ja z minami wtf czekamy na kolejne wydarzenia. O dziwo nic więcej się nie działo. Do czasu.

Kupiłam co swojego, wychodzę ze sklepu, przechodzę przez ulicę, idę w stronę domu, a tu za sklepem ta sama kobieta. Za sklepem w śmieciach, krzakach, wszystko tam jest. Dziecko na rękach w odległości około 50 cm od siebie. I...
Dała 2-letniej dziewczynce z otwartej dłoni. Dziecko wyślizgnęło jej się z rąk. Szczęście w nieszczęściu: mała upadła w wózek. Mała nie płacze. Matka przygląda jej się coraz uważniej. Mała nie rusza się.
M- O ku*wa, zaje*ałam ją! Starzy mnie roz*ierdolą jak się dowiedzą!
Szybko wyciągnęła telefon.
M- Halo, pogotowie? Dziecko wypadło mi z rąk i uderzyło w wózek! - Tutaj "matka" wyjeżdża wózkiem na chodnik razem z małą. - Widzę, że ma guza na głowie, nie rusza się! Ulica X, miasto Y, obok sklepu Z! Szybko!
Kiedy zakończyła, schowała prawdopodobnie iPhone do kieszeni, popatrzyła na małą, wzięła ją na ręce, obejrzała główkę i... trzasnęła ręką z całej siły w guza na głowie małej.

Stałam tam cały czas. Wszystko nagrałam telefonem. Jutro idę na policję.

Matka roku

Skomentuj (91) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1302 (1444)
zarchiwizowany

#35122

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś rano sąsiedzi przyprowadzili do mnie psa.
Śliczny, młody, coś a′la husky.
Dlaczego go przyprowadzili?
Bo ktoś psinę wyrzucił z samochodu i odjechał, a ja jestem we wsi znana z tego, że już dwóm psom znalazłam domy.
Próbuję więc znaleźć i jemu.
Przygarnie ktoś psiaka?
Jest bardzo przyjazny, sama bym go zatrzymała, ale nie "dogaduje" się z moim psem...

Pies jest u mnie póki co - wioska 60km od warszawy trasą na Węgrów, ok. 20km przed Liwem.

wioska

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (165)
zarchiwizowany

#33075

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
8 groszy

Jakieś trzy godziny temu odwiedziłem wadowickie Tesco na fatimskiej, wykorzystawszy miejsce i ludzi tam pracujących zgodnie z przeznaczeniem, byłem w połowie drogi do samochodu , gdy rozwiązał mi się but.
Postawiłem zakupy na chodniku i gmeram sobie radośnie przy sznurowadłach, gdy nagle czuję gwałtowny podmuch powietrza, rzuciłem tylko okiem ,że minął mnie właśnie nieślubny syn Tony′ego Hawk′a , gustownie przyodziany w pelerynę z flagi na Euro. Czas sprzyjający wariatom, więc nie poświęciłem mu więcej jak nanosekundę, bo ani on pierwszy ani ostatni.
Doprowadziłem moje cichobiegi firmy szelest do porządku sięgam po zakupy i .. brak kartonu wywołał u mnie uczucie zdziwienia okraszone niezdrową wesołością.
W tym miejscu chciałem przeprosić owego mistrza deskorolki, bo w kartonie okraszonym napisem LUBELSKA,były tylko 3 udka , musztarda, ser feta , sok malinowy i 2l Coli.
A mogłem za pierwszym razem wziąć siatkę za 8 groszy- pomyślał Wściekły, pakując zakupy po raz drugi kwadrans później.

Okolice Tesco Wadowice

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 234 (306)