Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

jagas

Zamieszcza historie od: 25 sierpnia 2011 - 13:55
Ostatnio: 19 maja 2016 - 7:53
  • Historii na głównej: 8 z 8
  • Punktów za historie: 8265
  • Komentarzy: 36
  • Punktów za komentarze: 196
 

#29722

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia Hellraisera przypomniała mi akcję, którą zrobiliśmy na AM koledze w akademiku.

Impreza. Kolega powszechnie Misiem zwany, zalał makówkę tak, że w zasadzie można by było zrobić z nim cokolwiek i nic by nie zauważył. No po prostu sam się prosił...

Akademik AM, więc cały komplet potrzebnych "specjalistów" się znalazł. Koledze nogę zagipsowaliśmy, rentgena z jakimś nieczytelnym maziajem zamiast nazwiska ze śmieci i pustą kartę wypisu ze szpitala zdobył kolega, który odrabiał akurat jakieś zaległości w klinikach (stary jestem - wtedy jeszcze w szpitalach nie było tak trudno załatwić tego typu rzeczy jak teraz...). Rano Misio obudził się w swoim łóżku z kompletem dokumentacji medycznej i gipsem na nodze. Jako, że M jak ja studiował farmację to w wypis (łacina) się nie wczytywał i sprawa przeszła - trochę się tylko dziwił, że nie za bardzo go boli...
Niesamowite jest to, że w akcję zaangażowane były cztery osoby i nikt nie puścił pary przez 4 tygodnie, przez które Misio chodził z gipsem. Pacjent dumny opowiadał tylko z dnia na dzień coraz bardziej odjazdową historię jak to on ostro imprezował i połamał sobie gnaty.

Wisienką na torcie było zdejmowanie gipsu w szpitalu. (Jakoś tak to chyba wtedy było, że żeby dostać odszkodowanie to trzeba było zdjąć gips w szpitalu, a nie samemu).
Kolega z lekarskiego, który fabrykował kartę wypisu wpisał na niej po łacinie, wcale nie złamane kopytko tylko poród z przez cesarskie cięcie. Koleżanka, która poszła z Misiem na zdjęcie opowiadała, że lekarz ze śmiechu aż się zapowietrzył. Do tego jak się okazało, że noga nigdy nie była złamana, z czym się wygadała wspomniana koleżanka...

Akademiki AM to specyficzne miejsce. Takie wspomnienia jak Grand Prix o 0,7 wódki - 3 piętra po schodach w górę i w dół z nogami potraktowanymi zastrzykiem zwiotczającym - pozostają na całe życie. :D

akademik AM

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1318 (1408)

#30170

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj gorączka zakupowa przed długim weekendem.
Pani na bazarku sprzedająca bardzo dobrą wędlinę, około 17 ledwo już się trzyma na nogach. Przede mną Kobieta ~45 lat bardzo wybrzydza i kombinuje. Cała dyskusja nadawałaby się do piekielnych ale przytoczę tylko zakończenie:

- A ta szynka "Z nogi" to dlaczego się tak nazywa?
- Bo jest z nogi. - Odpowiada zrezygnowana sprzedawczyni.
- A to zwykła z czego jest?
- Z dupy proszę Pani. - Zgodnie z prawdą odpowiedziała sprzedawczyni.

bazarek

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1157 (1201)

#24535

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Logika biznesowa sklepów WSS Niebawem ;)

Od jakiegoś czasu nie mogę znaleźć na półkach mojego ulubionego produktu X. Jest tylko konkurencyjny produkt Y, który nie dość, że o ok. 20% droższy to jeszcze zdecydowanie do rzyci.

Któregoś dnia robiąc zakupy przydybałem panią, która w odróżnieniu od reszty pracownic, zajmujących się głównie pilnowaniem, żeby ktoś nie daj boże do sklepu bez koszyka nie wszedł, stała z kajecikiem naprzeciwko półki gdzie boleśnie rzucała się w oczy luka po produkcie X i coś notowała.
Znaczy kierownik - zamówienie przygotowuje. Uderzam co szybciej do niej, żeby mi na zaplecze nie zwiała i grzecznie pytam co do jasnej anielki stało się z produktem X, za którym tęsknie niemożliwie.
Usłyszawszy odpowiedź poczułem się jakby na mnie hydra spojrzała - bite pięć minut stałem jak skamieniały.

- X, aaa no był... Ale już go nie zamawiam. Za szybko schodził i za często musiałam zamówienie robić.

sklepy

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1033 (1067)

#19252

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w dużym instytucie naukowym. Pod koniec zeszłego roku kupowaliśmy trochę sprzętu - jeden egzemplarz, bagatela 3,5 miliona. Aparat produkowany w Manchesterze bardzo wrażliwy na wstrząsy. Standardowo wysyłany jest speckurierem, bez przesiadek, specjalną ciężarówką z wytłumioną platformą. Kurier odbiera przesyłkę z fabryki i powolutku z nią jedzie całe 1990 km do Warszawy.

Traf chciał, że akurat wtedy gdy angole wysyłali sprzęt do nas, polski kurier z odpowiednią ciężarówką był w Anglii i miał wracać. Zakontraktowali kurs (standardowo taka przesyłka jest kontraktowana na możliwy obsów +1 dzień) i kazali czekać. Kurier miał jechać 3 dni i miał bezpośredni kontakt do mnie (przesyłka była na moje nazwisko i ja byłem jedną z dwóch osób, które wiedziały gdzie i jak to wstawić).
Trzeciego dnia późnym popołudniem kurier zadzwonił, że się nie wyrobi i będzie 4 rano. Normalnie pracuje od 9 ale na prośbę kuriera zgodziłem się przyjść o 8.30 bo chciał wracać do domu (a miał pół Polski do przejechania - trzeba iść ludziom na rękę...)

Czwartego dnia rano docieram pod instytut o 8.15 i co widzę. Przed bramą na podjeździe stoi paczka (180x210x210cm) obrandowana logo firmy, od której spodziewałem się dostawy. Kurier telefonu nie odbiera. Sprzęt za 3,5 bańki stoi sobie na ulicy na mrozie.

Co się okazało: panu się bardzo spieszyło i postanowił paczkę podrzucić wcześniej. Przyjechał pod instytut przed 7 i oczywiście zastał tylko emeryta na portierni dorabiającego sobie jako "ochrona". Pan z portierni tłumaczył się, że kurier mu powiedział, że wszystko było wcześniej uzgodnione ze mną. Na teren nie wjechał, bo przejazd przez parking (winda towarowa do której powinien podjechać jest na tyłach budynku) był tak odśnieżony, że bał się, że mu ciężarówka w hałdach śniegu utknie. Ostatecznie po prostu zostawił paczkę za 3,5 bańki na chodniku przed bramą.

Finał historii: Anglicy (to oni płacili za transport) nie dość, że gościowi nie zapłacili ponad zaliczkę, to przez polskie przedstawicielstwo wytoczyli kurierowi sprawę cywilną o odszkodowanie za "straty poniesione w wyniku utraty zaufania klientów" i żądają 10% wartości sprzętu. Znam szefa polskiego oddziału osobiście i wiem, że nie popuszczą. Ciekawe jak cwany kurier się wypłaci - ma jednoosobową działalność czyli wszystko pójdzie na niego. Z tego co wiem to odbyła się do tej pory tylko jedna rozprawa, na pozostałe się nie stawiał, zasłaniając się zwolnieniami lekarskimi.

kurierzy

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 731 (757)

#17003

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W czasie gdy zdawałem maturę modne były tzw studia międzywydziałowe. Postanowiłem też spróbować. Złożyłem papiery na MSOŚ (międzywydziałowe studia ochrony środowiska) na UW. To był pierwszy lub drugi rok istnienia tego czegoś.
Dostałem się. Jako, że dostałem się również na farmację postanowiłem darować sobie eksperymenty i studiować coś konkretnego.
Zdając sobie sprawę ze stresu związanego z listami rezerwowymi postanowiłem być przyzwoitym obywatelem i samemu pójść do dziekanatu MSOŚ skreślić się z listy, żeby osoby czekające w rezerwie mogły już dostać sygnał, że się jednak dostały.

Pukam do dziekanatu, nic. Pukam mocniej do dziekanatu - nic. Walę pięścią do dziekanatu - "WCHODZI!".

Niezbyt zarejestrowałem, kto mnie obsługiwał - mam fatalną pamięć do ludzi - ale był to jakiś facet.

F (całkiem miło): Co pan potrzebuje?
J: Chciałem się skreślić z listy studentów. Dostałem się gdzie indziej i tam złożę papiery.
F: Nazwisko?
J: Iksiński.
F: Tap, tap, tap na klawiaturze - potem bzyk drukarka i podając mi kartkę (wydrukowana nowa lista przyjętych): F: Już. Czy mógłby pan powiesić to na tablicy? Mam strasznie dużo pracy...

Wyszedłem. Powiesiłem. Usiadłem sobie na przystanku na Krakowskim i dopiero wtedy do mnie dotarło, że gość nawet nie poprosił mnie o podanie imienia, nie mówiąc już o pokazaniu jakiegoś dokumentu tożsamości.
Mógłbym tam wejść i skreślić dowolnego faceta z list. Może nawet z dziewczyną by się udało.

MSOŚ UW

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 572 (618)

#16531

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeszcze jako student farmacji musiałem odbyć dwie tury w aptece.
Półroczny staż na koniec odrabiałem w aptece gdzie kierowniczką była pani Ewa - kobieta z jajem, a jak trzeba było to nawet z jajami.

Mieliśmy stałą klientkę - jeśli można tak nazwać kogoś kto nigdy nie zostawił u nas ani złotówki - która sprawiała nam niejakie problemy. Przychodziła do apteki, siadała na krzesełku i czekała na ofiarę. Praktyka zawsze ta sama - wchodzi kasiasto wyglądający klient pani piekielna staje w kolejce za nim i zaczyna nagabywać, żeby jej coś kupił (najczęściej proszki przeciwbólowe) bo ona biedna jest.

Próby wyrzucania jej z apteki kończyły się zawsze karczemną awanturą. Wzywana policja ją spisywała, ale z tego co wiem nie kończyło się to żadnymi dla niej konsekwencjami. Kiedyś po akcji z policją piekielna wróciła i wylała nam na drzwi wejściowe całą butelkę kropli walerianowych - w dzielnicy, w której staruszki dzielnie dokarmiają wszystkie bezdomne koty. W każdym razie najczęściej zostawało nam przepraszać klientów za jej zachowanie.

Jeszcze warto zaznaczyć, że sęp to nie jakaś moher babcia - tylko kobieta ok 45 lat.

Tego dnia dyżurny sęp czatował, a ja rozkładałem leki na półki za plecami pani Ewy. Do apteki weszła taka klasa trzydziestka. Fajna zadbana babka elegancko, ale również seksownie ubrana. Później się dowiedziałem, że dobra znajoma kierowniczki.

Sęp oczywiście od razu ustawił się za nią i żebrze. Pani Ewa postanowiła sobie zażartować z babsztyla, puściła oko do koleżanki i dalej obsługiwała ludzi przed nią. O dziwo nagabywana klientka zgodziła się coś sępowi kupić - już nie pamiętam co to było. Poprosiła więc o to i "zamówienie".

Kierowniczka głośno pyta: "Jak zwykle pięćset prezerwatyw na fakturę na firmę?"

Klientka: "Tak. I od razu proszę zamówić następne opakowanie bo mam ostatnio dużo pracy."

W tym momencie w aptece na moment wszystko zamarło. Patrzę na sępa i widzę po jej twarzy, że gdzieś tam głęboko jakieś trybiki się obracają i zapadki zaczynają po kolei wskakiwać na swoje miejsce.

Nagle jak nie wybuchnie: "JA TO PI****LE! JA SIĘ NIE BĘDĘ LECZYŁA ZA KUR*IE PIENIĄDZE!" i cała czerwona wypadła z apteki. Druga pani zrezygnowała z bonusa dla sępa, zapłaciła za prezerwatywy, wzięła fakturę i sobie poszła.

Ja dopiero na przerwie dowiedziałem się, że tajemnicza klientka jest ginekologiem, ma własny gabinet, a specjalnych prezerwatyw używa do zabezpieczania sondy do USG.

Z sępem mieliśmy spokój na ok 3 miesiące.

apteka

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 923 (967)

#16590

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z przed ok. 7 lat z Przystanku Woodstock. Zdarzyło mi się w czasach studenckich kilka razy odwiedzić tą imprezę jako wolontariusz z Pokojowym Patrolem. Jako że studiowałem na AM (farmacja) udało mi się zaczepić w grupie medycznej w charakterze sanitariuszo- ochroniarzo-magazyniero-przynieśzanieśpozamiataj.
Nie wiem czy pacjent 100% piekielny, jak na standardy woodstokowe jeszcze znośny, ale na pewno ciekawy.
Na gipsowni pracowali na zmianę różni lekarze (całość działa w punkcie obok sceny). My pomagaliśmy przynosząc gips (ilości hurtowe – gipsowanie standardowo 2 razy grubsze niż w szpitalu – pacjenci i tak w 90% wracali pod scenę), wymieniając wodę, mocząc gips i ogólnie wykonując różne czynności, do których dałoby się przyuczyć szympansa.
Był też doktor Marek (powiedzmy- już nie pamiętam dokładnie jak się nazywał) sława gipsowni. Jak DM zagipsuje to „nie ma ch**a we wsi” na poprawkę nie wróci choćby cały dzień pogował pod sceną. Do czasu…

Pacjent zalany w 3D + jakieś dragi, typ przejrzałego hipisa. Kompletna dezorientacja czasoprzestrzenna i kostka razy 1,5. Na gipsowni DM. Po ok. 15 min Batman (taką ksywę dostał pacjent – też już nie pamiętam dlaczego) siedzi z błogą miną i białym klocem na nodze – oczywiście wykład, że nogę oszczędzać, uważać, zgłosić się na kontrolę po powrocie do domu itd. Jak nie było tłoku to pacjentów po gipsowaniu staraliśmy się trochę przetrzymać, żeby gips porządnie związał. Batman przysnął i wypchnęliśmy go na pole dopiero jak zaczęło się robić gęściej (po ok. 1,5 h).
Ze dwie godziny później (mnie już wtedy tam nie było – tą część znam z opowieści) wraca z samą opaską gipsową wokół łydki. Trochę trzeźwiejszy (w końcu odespał u nas) zaczyna narzekać, że jakieś gówno mu założyliśmy i że to się od razu rozleciało. Noga już grubsza razy 2. Na gipsowni wciąż DM – mocno zdziwiony zaczyna wypytywać co się stało – pacjent twardo, że samo się rozleciało jak chodził. Dopiero koledzy Batmana powiedzieli naszym przy bramie, że sprawdzał, czy gipsem da się hamować na motorze. Da się – nawet dwa razy. (Swoją drogą ciekawe co ćpał – odporność na ból miał naprawdę niezłą.)
Ok DM zagipsował ponownie pacjenta nasi przetrzymali i ze sporo grubszą niż normalnie kukłą wypuścili na pole.
Wrócił wieczorem podczas koncertu gdy mieliśmy na punkcie największy ruch. Na gipsowni inny lekarz. Spojrzał na popękany gips, zdjął co zostało i okazało się, że tego to on już normalnie nie zagipsuje (w międzyczasie jakiś życzliwy pobiegł powiedzieć DM, że jego pacjent wrócił na drugą poprawkę) i trzeba odesłać do szpitala do Żar – są już wybroczyny itd. Wskazania nieważne, ważne, że pacjent pojechał do szpitala zanim na punkt dotarł DM. Powąchał tylko spaliny z karetki.
Kolega oczywiście do niego, raczej żartobliwie niż złośliwie, że jak tam go zagipsują to na pewno nie wróci…
DM zamyślony: „Wróci… wróci, ale ja będę gotowy… „
Widać, że Batman wlazł mu na ambicję.
My tym czasem wypytaliśmy towarzystwo Batmana co tym razem zrobił z gipsem. Okazało się, że zrobili sobie z kolegą zawody w kopaniu się nawzajem w 4 litery. Kopali się na zmianę - kolega kopał glanem, Batman gipsem – kto dłużej wytrzyma.
Od rana DM kręcił się po polu zamiast jak zwykle gdy miał wolne wygrzewać się na leżaczku przed namiotem. Należy jeszcze dodać, że na Woodstock ludzie przywożą najdziwniejsze rzeczy – komuś np. kiedyś przyszło do głowy przytargać na PW starą zardzewiałą pralkę Franię itp.
Chodził szukał i w końcu znalazł… Ale po kolei.
Batman wypisał się ze szpitala jak odespał. Oczywiście założyli mu standardowy gips szpitalny wierząc naiwne, że jak każą mu jechać do domu to on już na PW nie wróci :)
Nasz ulubiony pacjent wrócił na pole na piechotę, po drodze oczywiście tankując pod spożywczakiem. Jak można się domyśleć po tych kilku kilometrach niezbyt ostrożnego zataczania się gips praktycznie przestał istnieć, więc gość od razu uderza do nas.
U nas od razu poruszenie, bo wszyscy chcieli zobaczyć co zrobi DM.
Posadziliśmy Batmana na kanadyjce i ktoś poleciał po DM.
Z daleka już było widać, że niesie w podróżnej torbie coś ciężkiego. Okazało się, że rano wycyganił od kogoś na polu kawałek dwuteownika zbrojeniowego (Dla niewtajemniczonych wygląda to tak: http://www.emetalzbyt.szczecin.pl/upload/products/sl383002_kopia1.jpg - ludzie przywożą naprawdę dziwne rzeczy na PW – może ktoś potrzebował przycisku do papieru…).
Kilka rolek gipsu i metrów sznurka do prania później Batman miał na nodze konstrukcję przypominającą japoński sandał geta ( http://4.bp.blogspot.com/_hPWelMF1Ei8/TE232NS4SiI/AAAAAAAAAFA/5HNpH_DG6-M/s1600/P7252617.JPG ) tyle że wykonany ze stali i gipsu (tetsu sekkō geta ..? ;)). Nie wiem ile to ważyło, ale Batman miał niejaki problem z robieniem kroku tą nogą – dodatkowo była ona wyższa o jakieś 5-10 cm niż druga noga w glanie… Trochę go kołysało przy kuśtykaniu, ale zdawał się na to nie zwracać uwagi – widać lata praktyki alkoholowej…
Jednak tekst rzucony na koniec nie na żarty nas przestraszył (pisownia odzwierciedla to co powiedział):
„Miszczu dziękuję! Teraz to ja tym pancerfałsem temu ch**owi tak w d**ę przyp*****lę, że to jego będziesz składał nie mnie! I ch*j będzie mi musiał wino oddać co przegrałem.”
Ja miałem tylko cichą nadzieję, że sandałek był za ciężki, żeby nim skutecznie kogoś kopnąć w 4 litery…
Swoją drogą chciałbym zobaczyć minę lekarza, do którego on się zgłosił na zdjęcie gipsu…

Przystanek Woodstock

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 931 (973)

#16505

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pierwsza historia będzie o tym jak sam mimowolnie okazałem się piekielny.

Należę do ludzi, którzy niezbyt dobrze znoszą bezpośrednią bliskość obcych osób.
W bramie UW, w przejściu na mały dziedziniec jest bankomat - w godzinach szczytu jest tam zawsze kolejka. Staję na końcu ogonka głodny i zdenerwowany - 9 godzin na uczelni bez obiadu. Jak zwykle czytam książkę.

Chwilę później staje za mną jakaś dziewczyna - w miarę jak kolejka się przesuwa wchodzi mi coraz bardziej na plecy. Miałem wrażenie, że czyta mi książkę przez ramię. Rzuciłem okiem żeby zobaczyć z kim mam nieprzyjemność i kontem oka dostrzegłem sympatycznie wyglądającą twarz w okularach przeciwsłonecznych. Temperatura mi trochę opadła i stwierdziłem, że nie będę się awanturował. W końcu zaraz moja kolej.

Podchodzę do bankomatu, a dziewczyna za mną jak przylepiona do moich pleców. Wtedy to już nie wytrzymałem i najbardziej jadowicie jak mogłem wysyczałem, że książki mi nie ubędzie, ale pinu to łaskawie mogłaby mi przez ramie nie podglądać.
Dziewczyna spokojnie powiedziała przepraszam i zrobiła duży krok do tyłu. Ja wypłaciłem, biorę pieniądze, odwracam się i co widzę..? Ona ma w ręku białą laskę.

Myślałem, że się pod ziemię ze wstydu zapadnę. Zacząłem ją przepraszać, że nie chciałem i chamskie i głodny, zmęczony i w ogóle się zamotałem.
Wtedy ona pokazała klasę, że królowa angielska się chowa. Z uśmiechem rzuciła lekko żebym się tak nie przejmował, bo to nawet miłe było, że ktoś pomyślał, że ona podgląda.

Myślę, że do tej pory nie zdarzył mi się większy wstyd niż wtedy przed bankomatem.

bankomat

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1412 (1452)

1