Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

korniszon

Zamieszcza historie od: 28 stycznia 2012 - 14:52
Ostatnio: 7 stycznia 2014 - 19:09
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 1662
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 11
 

#57289

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Skoro ostatnio sporo o znajdach... ;)

Pracowałam jako wolontariuszka w klinice weterynaryjnej. Naszą klientką była min. znana w całej Polsce właścicielka hodowli dogów niemieckich. A tak znana wśród 'psiarzy' była ze względu na to, że jej psy wygrywały każdy możliwy konkurs. Szczeniaki droższe niż najniższa krajowa, ale jeśli komuś zależało na maszynce do robienia pieniędzy, a nie zwykłym szczeniaku, to do niej trzeba było się zapisywać na listę oczekujących na młode z następnego miotu.
Od razu prostuję, nie uważam aby psom wystawowym działa się jakaś wielka krzywda, ale jednak dla mnie pies czy kot, mimo że trzymane w domu/ogrodzie, powinny mieć tą wolność na swoje naturalne, dzikie instynkty, a nie różowe wstążeczki w grzywce czy umiejętności skakania przez obręcze, ale mniejsza o to.

Prowadziliśmy ciążę jednej z suk wyżej wymienionej pani, wszystko szło sprawnie aż doszło do rozwiązania. Następnego dnia pani przyszła z jednym szczeniakiem w pudełku (mała miała 1 dzień) z prośbą o uśpienie. Powód?

Otóż moi drodzy ona, jako szanowana właścicielka hodowli, liczy na zysk ze sprzedaży. A musicie wiedzieć, że na wystawach jest tysiące wymogów do spełnienia przez psiaki, a nasza mała była z miejsca zdyskwalifikowana ze względu na kolor. Arlekin to biały dog z czarnymi cętkami (taki trochę wyrośnięty dalmatyńczyk), a mała była szara z czarnymi cętkami. Nie dostanie rodowodu, nie sprzeda się jej za godne pieniądze, więc nie ma sensu marnować na nią mleka matki, skoro pozostałe szczeniaki mają szansę być większe i silniejsze. I to jest dosłowne tłumaczenie pani.

Ja byłam w szoku. Rozumiem biznes to jedno, ale na litość boską jak można zabić zwierzę ze względu na to, że oczekiwało się innego koloru?!

Ubłagałam ją żeby chociaż zgodziła się pozostawić ją przy matce 2 tygodnie. Następnie ja ją adoptuję. Dano jej 10 dni. Po 10 dniach pani przyszła, zostawiła małą w poczekalni, bo nie chciało się jej czekać z kolejką na wejście i wyszła. Więc mimo protestów lekarzy, że nie przeżyje, że niepotrzebnie się przywiążę, a ona i tak zdechnie bo nie uda się odchować tak młodego szczeniaka, wzięłam ją do domu. Wstawałam co 2 godziny, karmiłam butelką, wydawałam majątek na specjalne mleko dla takich przypadków, masowałam brzuszek i ta Mała dzisiaj jest wielkości małej klaczy :) Ma 8 lat, co jak na dogi to już niemalże starość.

Oczywiście były komplikacje, skutki uboczne można tak powiedzieć. Nie toleruje innych psów, generalnie jest bardzo agresywna w stosunku do obcych, do dzisiaj ssie koce, pościele, moją bluzkę jak przychodzi się położyć na kolankach (80 kg żywej wagi), ale przez ostatnie osiem lat była dla naszej rodziny prawdziwą przyjaciółką i liczymy na dużo, dużo więcej... Więc warto, warto mieć nadzieję, warto próbować udowadniać że niemożliwe nie istnieje.

pazerność

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 586 (684)
zarchiwizowany

#38451

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wyobrazcie sobie ze z wysokosci ok 40 cm spada Wam na stope powiedzmy odtwarzacz DVD, tak ok 2 kg wagi. No fakt, zabolalo, ale sadzilam ze poboli poboli i przestanie, ewentualnie jak rozchodze (chociaz zasadzka wyladowala kantem centralnie na srodku stopy) to przejdzie. Dlatego tez zostalam w pracy, ograniczylam sie do zmywaka zamiast biegania po sali za szklankami.

Jednak po 4 godzinach stopa przestala mi sie miescic w bucie wiec podsunelam kierownikowi zmiany mysl ze moze jednak... No wiesz... Moglabym juz skonczyc ? 'No skoro musisz....' Musialam. Wzielam taksowke i pojechalam do domu.

Rano po przebudzeniu ujrzalam stope szanujacego sie trolla zamiast mojej prywatnej wiec znowu w taksoweczke i na pogotowie. I tak na dobra sprawe to tam byl najwiekszy cyrk.

Poczekalnia, ludzi od groma, wiadomo ortopedia w niedziele - zniwa ! Najpierw rzuvil mi sie w oczy pan, ok 40stki, siedzial na skrawku krzesla maksymalnie wyciagniety do przodu, nienaturalnie wygiety i z noga wyprostowana w kolanie. Widac bylo ze najmniejszy ruch sprawia mu bol. Nadeszla jego kolej, jakos sie doczlapal do gabinetu. Po wyjsciu usiadl obok mnie i zadzwonil do zony zeby przywiozla mu rzeczy bo zostaje na operacje, podal zle brzmiacy uraz (cos z tkanka w kolanie) a chwile potem rozplakal sie jak dziecko bo... babince w slusznym wieku nie spodobalo sie to ze tak 'kulosy wystawia na srodek korytarza a ona nie ma jak przejsc !!!' wiec najzwyczajniej w swiecie go kopnela w kostke. Dodam tylko ze zeby wstac z krzesla polegal wlasciwie tylko na sile rak zeby ograniczyc obciazenie dolnych konczyn do minimum wiec sprobujcie sobie wyobrazic ten bol zadany absolutnie bezsensownie i to z zaskoczenia.

A chwile pozniej wkraczaja dwaj panowie, mysle ze ponizej 30stki. Chyba jeszcze delikatnie wczorajszy aczkolwiek w zaskakujaco dobrym humorze jak na dosyc widoczne obrazenia. Co zastanawiajace, mieli je identyczne, tzn obaj mieli 'unieruchomione' prawe nadgarstki i kuleli na prawa noge + 2 soczyste lima pod lewym okiem. Wygladalo to o tyle nie chcialabym uzyc slowa interesujaco, wiec niech bedzie ciekawie ze wszyscy juz bez najmniejszej krepacji patrzyli sie na nich wyczekujaco ! A ze najwidoczniej mieli wysmienite humory, bardzo ciekawie opowiedzieli nam swoja historie. A bylo to tak... Panowie sa przyjaciolmi od 10 roku zycia. Byli na imprezie, spodobala im sie dziewczyna, obojgu ta sama. No wiec mamy zgrzyt. Ale ze wzgledu na braterska wiez postanowili spor rozwiazac honorowo - bojka. I moze by im wyszlo ale niestety przecenili swoje sily po alkoholu i celujac w twarz kompana, toz to nie lada sily potrzeba aby powalic brata, zamachneli sie baardzo mocno, na tyle mocno ze owszem piacha w twarz trafila ale cialo przeciazylo i obaj runeli w jakiejs dziwacznej pozycji 'niby spleceni' na ziemie. Swoja droga bardzo milo wspominam historyjke poniewaz umilila czekanie na swoja kolej, jednak to talent oratorski jednego z Panow uczynil ja prawdopodobnie zabawniejsza niz byla w rzeczywistosci :)

A co do mojej stopy lekarz orzekl zlamanie kosci srodstopia i gips na 4 tyg. Po 4 tyg. na kontroli inny lekarz stwierdzil ze gdyby ta kosc faktycznie byla zlamana to o sprawnej stopie moglabym pomyslec po 6 msc natomiast szpital dostaje dofinansowanie za kazdego 'zagipsowanego'...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 38 (118)

#23657

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracowałam w miejscu, które za dnia było restauracją, a po godz 21 stawało się klubem. Restauracja ta mieściła się w ścisłym centrum miasta, do domu miałam 10 min spacerkiem, więc zazwyczaj wracałam piechotą (niejeden taksówkarz próbował zabić mnie wzrokiem jak pytałam czy podrzuci mnie :adres:).

Tego dnia skończyłam pracę ok 1-2 w nocy, lato, cieplutko, idę spacerkiem. Jak byłam już naprawdę blisko domu, dosłownie 300m, widzę że z naprzeciwka idzie pan. Pan w wieku średnim, 40 lat, może mniej, widać było jak wódeczka go zniszczyła. Zataczał się od krawężnika do krawężnika.

Będąc jakieś 2 metry ode mnie nagle ′wytrzeźwiał′ i jednym skokiem znalazł się przy mnie. Nie ukrywam, że mnie zamurowało. Czegoś takiego się nie spodziewałam. Pan wykorzystał moment zaskoczenia i jedną ręką na gardziołku (′nie krzycz, a nic ci się nie stanie′), a drugą szarpie torebkę.

W tym miejscu dodam, ze mieszkałam w okolicy nieciekawej, same stare kamienice, wiele osób dla których sensem życia stawała się butelka (z czasem to nawet denaturat smakował), ale wiedziałam, że w okolicznych bramach zawsze się ktoś chowa, a to panowie kulturalnie pijacy wódeczkę, a to grupka pseudokibiców zawsze chętna do naprostowania preferencji sportowych. Dlatego też na hasło ′nie krzycz...′ oczywiście wydarłam się wniebogłosy, a głos dostałam doniosły, bardzo doniosły. W całym tym szaleństwie odniosłam nawet wrażenie, że sam pan napadający się wystraszył, bo poluzował na chwilkę moją rękę co skwapliwie wykorzystałam, a przynajmniej próbowałam, coby zdzielić w łeb. No ale niestety, mimo ogromnych chęci nie szlo mi najlepiej.
I wtedy BUM!

Ja leżę na ziemi, obok mnie leży również pan, a na panu ktoś... siedzi?! Myślałam, że mocno uderzyłam się w głowę ale nie... na panu okrakiem siedziała małżonka/przyjaciółka i drze się jeszcze głośniej chyba ode mnie, a epitety leciały nie byle jakie.
- Ty bydlaku Ty!!! Ty wstrętna kanalio parszywa!!! Ja Ci urwa dam się włóczyć po mieście i gówniary zaczepiać, ty urwysynu ty!!! - I tak w ten deseń.

Podniosłam się, otrzepałam, bez słowa postanowiłam się z miejsca zbrodni ewakuować i teraz niemalże truchcikiem do domu. Tak sobie truchtając zbliżyłam sie do skrzyżowania, na którym stał... RADIOWÓZ. Tak moi mili, radiowóz, a w nim patrol sztuk 2 płci męskiej.
Podchodzę do auta z jednym wielkim zdziwieniem na twarzy, gotowa zacząć awanturę tym razem z nimi. Nie zdążyłam się odezwać, a pan mundurowy mi oznajmia, że jak chcę złożyć zeznania, to oni mnie mogą na komendę podrzucić. W tym momencie interesowało mnie tylko dlaczego nic nie zrobili, od jak dawna przyglądali się scenie, itp. Pan mundurowy oznajmił, że widzieli co się stało i już już mieli ruszyć mi na pomoc, ale zauważyli tę kobietę biegnącą w naszą stronę, to uznali że ′sytuacja jest opanowana′.
Po czym skinęli mi głową i odjechali strzec bezpieczeństwa w naszym cudownym mieście.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 743 (769)
zarchiwizowany

#23579

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak sie zlozylo ze mieszkalam z rodzicami ale ′dostalam′ mieszkanie z ktorym moge zrobic co chce, wynajac, zamieszkac, ot nie bylam wlascicielka ale okresowo bylam za nie odpowiedzialna. Mieszkanie bardzo ladne, swiezo po remoncie, 2 pokoje, kuchnia, lazienka, w bloku, 5 minut spacerkiem do lasu a tramwajem 20 min do centrum.

Glupio byloby nie skorzystac z chwili swobody czyz nie ? Wiec pierwsze 2-3 tygodnie urzedowalam tam sama, no ale ile mozna sie cieszyc z tego ze nie musze zamykac drzwi przy sikaniu czy chowac sie w toalecie z papierosem ? Geby nie ma do kogo otworzyc, ee nudno. Czas kogos znalezc.

Bylam wtedy w zwiazku z pewnym panem ktory nie garnal sie do wyprowadzki z domu rodzinnego a ja go tymbardziej nie namawialam na porzucenie maminych obiadkow bo spotykalismy sie dopiero ok pol roku. Ale mial on w tym czasie przyjaciela ktory akurat rozstal sie z kobitka z ktora mial dziecko, no i mial wyladowac na ulicy bo ta ç§"à&)&"( zostawila go bez grosza. W sumie faceta znalam i lubilam a gdy porownalismy nasze rozklady dnia okazalo sie ze praktycznie nie bedziemy sie widywac wiec tak tylko na kilka tygodni zeby on stanal na nogi. Oh ja naiwna.

Zasady byly takie - on placi czynsz i oplaty, ja nie biore nic za wynajem. Niemalze mnie po stopach calowal. Bardzo mu sie okazja spodobala. Do tego stopnia ze zamiast kilku tygodni siedzial 6 miesiecy. Z kazda wzmianka o wyfrunieciu z gniazda zanosil sie placzem jak to on za coreczka teskni, ta jedza mu wszystko zabrala i co on teraz zrobi... Szkoda mi faceta bylo. I tak sie nabieralam na to raz za razem.
A kuchnia czy lazienka moja skromna osobe witaly z radoscia na mysl o tych dopieszczajacych zabiegach takich jak mycie. Prosilam; grozilam, blagalam o sprzatanie chociaz po sobie - eee taam, po co. Ktoregos razu wpadl mi flakonik perfum do sedesu, szybki telefon do fachowca ze zaklinowalo sie, nie moge tego wyjac, co robic.
′Pani ja bede za godzinke, tylko niech Pani nawet siku nie robi′. Nie ma problemu, informuje pasozyta o ww fakcie, ok nie ma problemu. Wyszlam do sklepu, wracam po 20 min a pasozyt biega ze sciera bo
′sraczka mnie zlapala, nie moglem wytrzymac i sie wysralem a jak spuscilem wode to wszystko wybuchlo...′ Gdyby nie to ze nie mialam najmniejszej ochoty sprzatac po nim tego bagna zamordowalabym go.

Jednakze sytuacja po ktorej dalam mu tydzien i ani sekundy wiecej na wyprowadzke miala miejsce w pewien weekend. Poinformowalam pasozyta ze zapraszam rodzicow i przyjaciol na kolacje. On wybyl, ja zniknelam w kuchni. Wszystko ladnie pieknie, juz zjedlismy, bylo ok godz 22 jak wpada pasozyt do domu, slysze z przedpokoju dziwne odglosy jakby szarpaniny wiec ide zobaczyc co sie dzieje. A oto pasozyt sprowadzil do domu panienke w takim stanie zalania alkoholowego ze nie mogla ustac na nogach, pasozyt w stanie podobnym a ona gdy zobaczyla mnie i reszte gapiow probowala sie rozebrac i zatanczyc dla nas ′taniec niespodzianke′. Wszyscy sie ewakuowali ze mna na czele, nastepnego dnia czesc jej garderoby lezala na balkonie a -uwaga- jej czerwonie przybrudzone majtki wisialy na drzewie tuz przy tym balkonie.

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (209)

1