Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kuki543

Zamieszcza historie od: 29 kwietnia 2011 - 8:39
Ostatnio: 19 maja 2019 - 15:25
  • Historii na głównej: 6 z 20
  • Punktów za historie: 3327
  • Komentarzy: 69
  • Punktów za komentarze: 117
 
zarchiwizowany

#16105

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Egzamin wewnętrzny na prawo jazdy jakieś 30 lat temu. Nie wiem, czy teraz też takie są, ale wtedy była to taka próba generalna przed właściwym egzaminem w WORD.
Siedzę sobie na krzesełku, obok kolega. Naprzeciwko nas siedzi egzaminator.
Odpytał mnie o coś i pyta kolegę:
- Kiedy należy zmienić światła drogowe na mijania, jak się w nocy dogania samochód?
Kolega milczy. No to ja mu próbuję podpowiedzieć, że "jak w doganianym auta zacznie się odbijać światło w jego światłach odblaskowych". Kolega niestety nie dosłyszał wszystkiego, ale coś tam jednak usłyszał. No i odpowiada:
- Jak się zacznie odbijać światło...
Egzaminator:
- No dobrze, dobrze... A gdzie zacznie się odbijać?
Kolega zamarł, w końcu wydukał:
- No... na masce tego samochodu.
Na to egzaminator uniósł się ze swojego miejsca na rękach opartych na stole, przychylił się do kolegi i mówi:
- Na d... panie kolego, na d...!

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 34 (112)
zarchiwizowany

#16052

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja ciocia w czasie okupacji została wywieziona do Niemiec. Wyzwolili ją Amerykanie. Zaraz po wojnie zdecydowała się wyjechać do Australii. Tam, jako osoba niezbyt wykształcona, ledwo umiejąca pisać i czytać, pracowała praktycznie przez całe swoje życie jako sprzątaczka. Utrzymywała kontakt z rodziną. Wiedziała, jak tu źle, jak ciężko, jaka bieda.
Pomagała wiec jak mogła. Przesyłała co jakiś czas z trudem zarobione pieniądze - w jej mniemaniu - niewiele, na tutejszy kurs czarnorynkowy - całkiem sporo. Rodzina (dwaj bracia) gospodarskim sposobem, wkładem własnej pracy i ze wsparciem cioci pobudowała tu domy, wystarczyło też na jakieś tam auta...
Pod koniec lat 80. ciocia postanowiła przyjechać do Polski, jeszcze raz pomóc biednej rodzinie. I ta pamiętna scena na lotnisku - rodzina odstawiona, zajechały samochody, a tu naprzeciw niej wychodzi stara, sterana życiem i pracą kobieta, w szaro-burej skromnej sukience...
Ciocię trochę serce zabolało, bo okazało się, że jej piekielna rodzinka nie bardzo chwaliła się tym, jak żyje, a ona sobie wszystkiego odmawiała, żeby im pomagać...

Rodzina

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 298 (340)
zarchiwizowany

#15801

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedyś stróżowałem na tzw. parkingu społecznym. Była późna jesień, leciutko przyprószyło śniegiem. Na parking wjechało - jak się za chwilę okazało - dwóch miejscowych karków. Na łuku uliczki wpadli w poślizg i uderzyli swoim BMW (Bardzo Mała Wyobraźnia) w stojący Puegeot 206. Trafili swoim bokiem (z tyłu) w bok tego małego autka, ale tak bardziej z przodu. Peugeot z racji "lekkości", śliskiej nawierzchni i przyjęcia uderzenia (płasko na zderzak zachodzący na błotnik) przesunął się o kilka cm (w późniejszej rozmowie z właścicielem okazało się, że tylko urwały się 2 zatrzaski mocujące ten zderzak do boku - ale to okazało się później).
Po samym zdarzeniu, które widziałem z budki, dwóch napakowanych chłopaczków wysiadło z auta i po obejrzeniu strat wędrują do mnie. Już się zastanawiałem, czy przeżyję to spotkanie, bo pewnie będą chcieli mi wmówić, że "nic nie widziałem, nic nie słyszałem", a o praktycznie żadnych uszkodzeniach uderzonego auta nie mogli jeszcze wiedzieć.
Weszli do budki a kierowca... w szloch:
- No co ja mam teraz zrobić, no co..?
I zapłakał praktycznie rzewnymi łzami. Jak już zebrałem szczękę z podłogi powiedziałem, żeby zatknęli karteczkę ze swoimi danymi za wycieraczkę, a ja poszukam w zeszycie namiarów na właściciela auta i go poinformuję. Chłopcy jednak wstawili swoje auto na swoje miejsce i nie poinformowali właściciela - ja to zrobiłem.
Swoją drogą Bozia była sprawiedliwa - w BMW mieli rozbity tylny prawy błotnik, pas tylny, zderzak i światła zespolone... Aż dziw, że to drugie auto nie ucierpiało...

piekielni kierowcy BMW

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (138)
zarchiwizowany

#12214

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Początki komputeryzacji. Prosi mnie o pomoc księgowa z sąsiedniego pokoju - zepsuł się komputer, ekran czarny...
Podszedłem, ruszyłem myszką. Wygaszacz ekranu się wyłączył... Księgowa oczarowana moimi umiejętnościami :-)

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (245)
zarchiwizowany

#12211

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z przychodni.

Recepcjonistka, podając pojemnik na mocz pacjentce:
- Proszę oddać mocz rano, pobrać ze środkowego strumienia.
Pacjentka oczy jak spodki:
- Ale ja sikam jednym strumieniem...

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 153 (219)
zarchiwizowany

#11607

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia ze stanu wojennego.
Znajomy serwisant RTV jechał sobie autem do klienta, oczywiście w bagażniku miał cały sprzęt, m.in. oscyloskop przenośny do sprawdzania sygnałów. Zatrzymuje go milicja. Jak zwykle w takich przypadkach - rewizja. No i posiedział nockę na dołku, bowiem dzielni milicjanci uznali, że wiezie radiostację i na pewno jest z Solidarności.
Następnego dnia, gdy sprzęt zobaczył jakiś starszy stopniem w komendzie, znajomy został wypuszczony z przeprosinami...

MO

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 42 (160)
zarchiwizowany

#11605

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z nocy, kiedy wprowadzono stan wojenny.
Koleżanki, studiujące w Akademii Muzycznej jechały pociągiem do Warszawy, właśnie w nocy. Pociąg się mocno spóźnił, miał być coś po 22, a dojechał po północy. Miały blisko do akademika, więc poszły piechotą. Nie wiedziały, bo i skąd, że właśnie wprowadzono stan wojenny. Gdy wyszły z dworca zaczepiło je dwóch młodych milicjantów. Jak wiadomo, w tamtych czasach do dużych miast sprowadzano milicjantów z zapadłych wiosek i odwrotnie - żeby przypadkiem swój swojego w razie czego nie musiał pałować.
Młodzieńcy oczywiście zażądali dokumentów. Po ich okazaniu stwierdzili, że sprawdzą zawartość torby. Bez ceregieli wywalili wszystko na śnieg. Koleżanki w szoku. Jeden z nich się schyli i wziął do ręki coś w twardych okładkach - nuty. No i całkiem poważnie do kolegi mówi:
- Ty, patrz, to jakiś szyfr...
Drugi chłopak okazał się chyba inteligentniejszy - wziął tamtego pod łokieć i szybko obaj się oddalili. Chyba było mu wstyd za kolegę...
A koleżanki, gdy już doszły do siebie, nie wiedziały, czy się dalej bać, czy po prostu śmiać...

MO

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 136 (200)
zarchiwizowany

#9269

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawno temu, za komuny, moja rodzina udzielała się społecznie w tzw. społecznej aptece prowadzonej przy jednym z najznamienitszych kościołów w mieście. Docierały tam leki z całego świata oraz inne dary.
Pewnego dnia zadzwonił do mnie szwagier, że właśnie dotarła ciężarówka z lekami i darami z zagranicy no i trzeba ten towar rozładować i przenieść do apteki. Problem był w tym, że trzeba to było zrobić późną nocą - ostatnia msza była o 21, a przechodzić trzeba było przez kościół. Oczywiście zgodziłem się i stawiłem koło 22 do pracy. Skończyliśmy koło 3 nad ranem. Przy okazji - wtedy zobaczyłem, jak pięknie może być opakowany towar za granicą, ile może być rodzajów cukru czy kawy ( u nas była jedna - marki Marago). Swoją drogą darczyńcy wysyłali towary o bardzo krótkim terminie przydatności do spożycia - np. budynie w delikatnych pudełeczkach...
W transporcie były m.in. odżywki Milupa. Byłem nimi zainteresowany, jako że moje dziecko w wieku niemowlęcym miało anemię i szukaliśmy różnych odżywek, które łagodziłyby ten problem. A wtedy nie było u nas nic, nawet kaszę manną ciężko było kupić.
Następnego dnia poszedłem więc do kancelarii parafialnej z prośbą o jedną czy dwie puszki owej Milupy. Siostra w kancelarii nie wiedziała, o co mi chodzi. Wezwała księdza (był to inny ksiądz, nie ten uczestniczący w nocnym rozładunku). Ten stanowczo stwierdził, że nic takiego nie ma. No to ja, że wiem, że jest.
Ksiądz już był w tym momencie wkurzony, że nie odpuszczam. Zaczął mnie wypytywać, skąd niby to wiem. No to mu wyjaśniłem.
Chcąc nie chcąc wysłał kogoś po tę puszkę, ale widać było po nim, jaki jest wściekły...

KK

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 116 (222)
zarchiwizowany

#8973

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z reguły poruszam się samochodem, ale kiedyś musiałem skorzystać ze zbiorkomu z racji odstawienia blachosmroda do warsztatu. Poszedłem zatem do kiosku wykupić bilet. Proszę więc panią kioskarkę o bilet.
- Ale jaki? - pyta ona.
Nie bardzo zrozumiałem, o co jej chodzi - bilety były wtedy jedne - na tramwaj i autobus bez różnicy. Zaskoczyła mnie bestia tym pytaniem. Odpowiedziałem więc z głupia frant:
- Na tramwaj.
Miał to być trochę dowcip, bo naprawdę nie wiedziałem, o co jej chodzi...
- Ale jaki bilet? - warknęła już na poważnie kioskarka.
- Najlepiej na miejsce siedzące - brnąłem dalej w głupawkę, naprawdę nie wiedząc, o co pani chodzi.
- Ale normalny czy ulgowy? - zapytała w końcu, a ja doznałem olśnienia.
- Normalny!
No i w końcu udało się. Miałem wtedy coś koło 40 lat i naprawdę nie wyglądałem na ucznia, studenta czy emeryta...

Ruch

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (81)
zarchiwizowany

#8984

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dawne czasy, kiedy byłem studentem...
Jako dobrze wychowany człowiek zawsze przepuszczałem starsze osoby przed siebie. Z reguły jak był tłok - stałem na stopniach.
Pewnego razu wracając z uczelni jak zwykle wsiadałem ostatni. Tłok w autobusie niemiłosierny. Żeby drzwi za moimi plecami się zamknęły, musiałem na moment nieco docisnąć się do stojących przede mną. A ściślej - do jednej pani. W tym momencie usłyszałem od niej:
- Co się tak pchasz na chama!
Na co ja - wykazawszy się refleksem (przyznam - "numer" był znany, gdzieś przeczytany):
- Przepraszam, nie wiedziałem na kogo się pcham...
Pół autobusu ryknęło śmiechem. Kierowca - ponieważ drzwi nie mogły się domknąć, otworzył je jeszcze raz, a pani z burakiem na twarzy wykorzystała okazję i uciekła z autobusu...

MZK

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -11 (49)