Profil użytkownika
limes ♀
Zamieszcza historie od: | 20 stycznia 2015 - 9:46 |
Ostatnio: | 30 czerwca 2017 - 8:54 |
- Historii na głównej: 6 z 7
- Punktów za historie: 3129
- Komentarzy: 17
- Punktów za komentarze: 65
« poprzednia 1 następna »
Zamieszcza historie od: | 20 stycznia 2015 - 9:46 |
Ostatnio: | 30 czerwca 2017 - 8:54 |
« poprzednia 1 następna »
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
To prawda, pytania bywają absurdalne. Wymiary tablic rejestracyjnych to nic, ja miałam pytanie następujące: 'czy jeśli człowiek w dzieciństwie zażywał leki antydepresyjne to może mieć w przyszłości kłopoty z ostrością widzenia?'. Autentyk. Zdębiałam jak zobaczyłam. I cóż, do dzisiaj nie znam odpowiedzi :P
@Day_Becomes_Night: moi rodzice takie organizowali. Historię znam z opowieści (cóż... nie było mnie :P), ale ponoć goście tak uszanowali życzenie młodych, że poloneza wódki przywieźli ;)
jak ja kocham takie baby! W wakacje pracowałam w sklepie obuwniczym. Weszła kobieta, rozgląda się, rozgląda, w końcu podchodzę i pytam 'dzień dobry, jak mogę pani pomóc?', na co dostaję odpowiedź na pół sklepu 'NIE BĘDZIE MI TAKA GÓ*NIARA DORADZAĆ, JAK ŚMIESZ SIĘ DO MNIE TAK ODZYWAĆ' :D
@StereotypowaBlondynka: Droga Stereotypowa Blondynko. Po pierwsze: nie wykładowca, a ćwiczeniowiec. Po drugie: nie egzamin, a kolokwium. Jeśli zrozumiesz różnicę między tymi rzeczami to dużo łatwiej będzie zrozumieć tę historię. Poza tym nie był mi potrzebny komisyjny - przepisałam ocenę z ćwiczeń z tamtego roku. Do egzaminu podchodziłam najzwyczajniej w świecie. Swoją drogą z kierunku zrezygnowałam - i nie, nie dlatego, że jakiś zakompleksiony gbur nie chciał mi wystawić zaliczenia z ćwiczeń. Po prostu mając dwa kierunki wybrałam ten, który mnie bardziej ciekawi.
@Grejfrutowa: @Mementomoris: zostałam dopuszczona. Koniec końców przepisałam ocenę z ćwiczeń z tamtego roku.
Dałabym za to 'mocne', naprawdę. Problem w tym, że ciężko się czyta - następnym razem polecam skorzystać ze słownika i przecinków.
heh, miałam podobną sytuację, choć nieco starsza byłam. Pierwsza czy druga wizyta u ginekologa, a pani doktor w trakcie badania wypala: ale ma pani zgrabną, ciasną dziurkę... Byłam w takim szoku, że nawet podziękowałam za komplement :P
@grruby80: myślę, że gdyby po prostu wróciła do tego faceta po nocnej akcji - nic by się nie stało, próbowałabym dalej jej przemówić do rozumu - sama mam za sobą toksyczną znajomość i wiem jak to jest. Gdyby donos został złożony na mnie - pewnie bym się piekliła, zastanawiała. Problem w tym, że nie dam krzywdzić swoich bliskich. Gdybym nie wysłała tego smsa w nocy, gdyby nie było kamery w bloku - mój chłopak mógłby mieć poważne kłopoty i ciężko powiedzieć jak ten 'głupi donosik' by się skończył. Więc tak, skreśliłam wiele lat znajomości. Nie żałuję.
@Bryanka: Na koniec dnia? Musiałaś pracować w porządnym barze. Ja w jednym z pubów przepracowałam 1,5 miesiąca - ani razu nie widziałam żeby ktoś odpalił jakiś program czyszczący czy wymienił wodę. Woda stała póki dało się wytrzymać na zapleczu.
@ieyasu: myślę, że wcale nie wiejskiej policji. Mieszkam w mieście wojewódzkim, okradziono mnie w moim własnym mieszkaniu. Policja nie tknęła palcem dopóki nie przyniosłam im na komisariat listy ewentualnych świadków, danych podejrzanego (pytali mnie czy mam jego numer telefonu, bo im się nie chce jechać na drugi koniec miasta, by go ująć w miejscu zamieszkania, to może na policję sam podskoczy - AUTENTYK) oraz dwunastogodzinnego nagrania z kamer w klatce z dokładnym zaznaczeniem co do sekundy co się dzieje (tego formatu nagrania nie można przyspieszyć, a państwo powiedzieli, że mają lepsze rzeczy do roboty, więc żeby sprzęt odzyskać sama ślęczałam nocami, gapiąc się w ekran).
@doktorek: zostawiłam sprawę głównie dlatego, że (jak się okazało) moja matura dalej była ważna i uznawana za zdaną, bo do nieobowiązkowego ustnego można nie podejść. Bałam się, że jeśli złożę gdziekolwiek skargę to unieważnią mi ten papierek z wynikami matury (bo przecież zawiera nieprawidłowe informacje), a na poprawny będę czekać i czekać, aż minie rekrutacja na studia i po wyjaśnionej sprawie miałabym jedynie satysfakcję z ładniejszego świadectwa. I gap year, bo nikt w uczelnianych komisjach nie słuchałby wyjaśnień ;)
@Sharp_one: siostry zatrudniały kucharki, które przygotowywały jedzenie. Jeżeli tak bardzo pragniesz szczegółów - siostra, która nas budziła i prowadziła modlitwę, schodziła także z nami do kuchni i wydawała śniadanie, a wieczorem kolację. Także podpunkt nr 1 odnosi się właśnie do sióstr zakonnych, przypadkiem przeoczylam ten szczegół. Poza tym rozumiem to, że każdy miał przydział jedzenia, nie jestem w stanie ogarnąć jednak tego, że właśnie w tego typu internacie jedzenie specjalnie marnowano - wszak uczono mnie: głodnych nakarmić' :) Po drugie: wydaje mi się, że naprawdę bez znaczenia w tym momencie jest to, kto płacił. Korzystać miałam ja, lodowki na zapasy nie posiadalysmy (i z tego co wiem to mimo wielu prosb do dzisiaj jej nie zakupiono). A te kobiety było stać głównie dlatego, że moi rodzice placili im co miesiąc naprawdę niemałe sumy i oczekiwaliśmy przyzwoitego posiłku za to. po trzecie: w ostatnim podpunkcie naprawdę nie o to chodziło. z tego co wiem to zgodnie z przepisami sanepidu do kuchni wchodzić można tylko obsłudze i tylko w czepkach (w ktorych w ciągu trzech lat widziałam na ich głowach raz - właśnie opisanego dnia). Naczynia tez (w takich miejscach jak internat) powinny być myte oraz wyparzane. O ile mycie zalatwialysmy same (jak wspomnialam, niektore dziewczyny się nie przykladaly) to obsługa powinna je przynajmniej wkładać do wyparzarki. I jak widac panie były świadome swoich powinności, a jednak miały to w czterech literach ;)
@Jingle_Bells: czy na miejscu kursantów, którzy stali za mną, wolałabyś zawrócić i potrenować gdzie indziej czy tracić godziny praktyki na pchanie czyjegoś samochodu (raczej bez szans na odzyskanie pieniędzy za stracony czas)? Wydaje mi się, że odpowiedź nasuwa się sama i wcale nie mam żalu o to, że ktoś odpuścił sobie przygodę reanimowania mojej L-ki. A co do dyktowania - wydaje mi się, że po to człowiek się zapisuje na kurs prawa jazdy żeby się czegoś nauczyć, a w sytuacjach awaryjnych jednak najpierw kieruje się opinią swojego instruktora - choćby był nie wiadomo jak beznadziejny. Prawo jazdy zdałam, wydaje mi się, że zła na drodze nie jestem i naprawdę nie rozumiem Twojego strzelania jadem. Wyluzuj, to tylko piekielni ;)
@voytek: wydaje mi się, że ktoś się już tym zajął. Szkołę zamknięto dosłownie kilka miesięcy po opisanym wydarzeniu :)
@Jingle_Bells: naprawdę doceniam Twój trud włożony w napisanie takiego błyskotliwego komentarza. Osobiście kiedy nie podoba mi się jakaś historia to po prostu scrolluję dalej. Informuję też, że z moim zdrowiem jak najbardziej w porządku, a wszelkie niedociągnięcia w historii, które mogą być przez innych postrzegane jako koloryzowanie, są jedynie skutkiem tego, że opisane wydarzenie miało miejsce kilka lat temu ;) Pozdrawiam :)
@InuKimi: nie. Szkoła znajdowała się w Krakowie. Nazwa mało ważna, bo kursanci wyrobili odpowiednią opinię i cudowny przybytek zamknięto ;)
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 20 stycznia 2015 o 22:11
@aika: stara szkoła jazdy odmówiła mi wydania tradycyjnych zaświadczeń, o których mówisz. Nowy instruktor powiedział, że słyszał o oszustach z mojego OSK, nie ma co się z nimi wyklocac i sam wypełni mi papiery, że ukończyłam kurs w JEGO szkole, ale pod warunkiem wydania mi karty zajęć, żeby miał papier, że nie przyszłam 'z ulicy'. Także zapisując się na egzamin miałam wszystkie potrzebne dokumenty.