Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

luckybastard

Zamieszcza historie od: 16 stycznia 2012 - 16:14
Ostatnio: 7 kwietnia 2024 - 19:26
  • Historii na głównej: 7 z 8
  • Punktów za historie: 3135
  • Komentarzy: 79
  • Punktów za komentarze: 429
 

#84177

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję na oddziale chirurgii w jednym z dużych miast Polski. Zdarza mi się pracować w szpitalnej poradni chirurgicznej i o tej poradni właśnie dzisiaj parę słów.

Na wstępie muszę zaznaczyć, że organizacja pracy i warunki lokalowe idealne nie są (niby ciepło, na łeb nie pada, pomieszczenia odnowione, ale o prywatność pacjentów ciężko - o tym niżej).

Pacjenci umawiani są na jedną godzinę i wywoływani przez pielęgniarkę lub lekarza. Generalnie nie wiemy, kto kiedy przyszedł i ile czeka, więc z jednej strony możesz przyjść o 11:00 i od razu zostać wywołany albo kwitnąć w poczekalni od świtu do opróżnienia korytarza - nie mamy na to wpływu. Dodam, że kiedy ja schodzę do poradni, jestem tam jedynym lekarzem, który w ciągu 4-6h musi zająć się czterdziestoma pacjentami. Wizyty trwają od kilku do kilkudziesięciu minut, są to zarówno szybkie kontrole z wynikiem badania hist-pat (jak wynik jest OK, to mówię o tym pacjentowi, dokonuję wpisu do dokumentacji i się żegnamy), kwalifikacje do zabiegów wymagające przeanalizowania dokumentów i zbadania chorego, a także zabiegi z zakresu małej chirurgii.

Zdaję sobie sprawę, że wyczekiwanie w kolejce powoduje narastanie irytacji pacjentów - bo każdy ma lepsze rzeczy do roboty niż oglądanie ścian przez kilka godzin. W tej historii piekielna jest dyrekcja, bo pozostaje głucha na nasze apele o wprowadzenie kilku kosmetycznych zmian w organizacji pracy, ale także pacjenci, którzy dokładają swoją cegiełkę do ogólnego nieciekawego obrazu. Jest kilka typów pacjentów, z którymi mam do czynienia, oto one:

1. Pytaczo-wściubiacze.

Jak już pisałem, warunki lokalowe nie są zbyt sprzyjające. Mam do dyspozycji gabinet, w którym przeprowadzam wizytę, a który oddzielony jest od korytarza tylko jednymi drzwiami. Powoduje to sytuacje, w których za pielęgniarką czy rejestratorką, która wchodzi do gabinetu, przez drzwi wściubia nos ktoś z kolejki po to, żeby zapytać, czy przyjmę, kiedy przyjmę, dlaczego tak długo i że w ogóle to gdzie indziej jest lepiej. Na prośbę, by wyszedł z gabinetu, taki pacjent nie reaguje w ogóle lub reaguje burknięciem. I nic to, że na leżance leży rozebrana pacjentka. Natomiast kiedy jego/jej wizyta zostanie w podobny sposób zakłócona - reaguje świętym oburzeniem. O tym, że taki pacjent najczęściej pisze skargę na personel i brak prywatności w poradni nie muszę chyba pisać?

2. Nieprzygotowani oburzeni.

Z tym typem mam do czynienia najczęściej przy wizytach kwalifikacyjnych. Każdy pacjent jest instruowany przez lekarza POZ, jakie dokumenty musi przynieść do poradni chirurgicznej celem kwalifikacji do zabiegu. Kwestia, o której piszę z reguły rozbija się o wyniki biopsji, bez której kwalifikacja do pewnej operacji jest niemożliwa, a którą KAŻDY pacjent przed przyjściem do naszej poradni ma wykonywaną. Często zdarza się, że pacjent nie ma ze sobą właśnie wyniku biopsji. Zgodnie z wytycznymi NIE WOLNO mi zakwalifikować pacjenta do zabiegu, gdy nie mam przed sobą wyniku biopsji, w związku z czym wyznaczam mu termin za 1-2 dni, by ten wynik dostarczył. Jedna pani po usłyszeniu tego komunikatu zaczęła straszyć mnie sądem i domagać się wyznaczenia terminu. Tekst „Jak tylko coś pójdzie źle, to was pozwę” raczej nie wprawia mnie w nastrój ustępowania, naginania zasad i pójścia na rękę.

3. „Brudny niedomytek, w stajni ciągle śpi”.

Pacjent z każdego przedziału wiekowego. Z daleka czuć, że z mydłem miał kontakt gdzieś w okolicy Bożego Narodzenia, z daleka też go słychać, bo najgłośniej na korytarzu gardłuje na temat tego „jak te konowały go leczo, że z jedno rano już się trzy miesiące buja”. Zwrócenie mu uwagi na fakt, że bandaż jest czarny i opatrunek należy wymieniać częściej niż raz na miesiąc nie załatwia sprawy. Co z tego, że siądę, wytłumaczę, przepiszę leki i pokażę, co i jak. Równie dobrze mógłbym gadać do ściany. I tak wraca co jakiś czas, przekonany o niekompetencji konowała, a ja po jego wizycie wietrzę gabinet.

4. Czekam tu godzinami, niech pan pojedzie do Niemiec zobaczyć, jak trzeba pracować.

Ten typ pojawia się zwykle pod koniec dniówki, więc ja mam równie dość jak pacjenci. Z reguły zbywam to milczeniem i robię swoje. Jednakże ostatni pacjent tego typu tak się nakręcił, że nie potrafił mówić o niczym innym. Dopiero zapytany, czy woli odbyć wizytę tutaj, czy jechać się leczyć do Niemiec, wrócił na właściwe tory.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 149 (163)

#78982

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Taka moja szybka fucha- zastępstwo przy kwalifikacji do pewnych zabiegów rehabilitacyjnych.

Bezwzględnym przeciwwskazaniem do odbycia tych zabiegów jest nadciśnienie tętnicze. Moim zadaniem był pomiar ciśnienia przed zabiegiem i ewentualnie udzielenie pomocy pacjentom, którzy źle się podczas niego poczuli. Historia dotyczy właśnie pomiaru ciśnienia. Dla porządku dodam, że wartością dyskwalifikującą było 150/80, jeżeli ciśnienie było podobnej wartości lub wyższe odsyłałem pacjenta na ok 15 min, żeby trochę ochłonął, uspokoił się i wrócił na ponowny pomiar. Historię zatytułujmy: "Licytacja z przeszkodami". Ostrzegam, będzie przydługawo.

Pacjent 1. Ciśnienie zmierzone, wyszło 170/90. Dla pewności zmierzyłem drugim aparatem- wartość podobna. Widzę, że do tej pory ciśnienia były ok, proszę zatem pacjenta żeby udał się do poczekalni i odczekał ze 20 min, uspokoił się i przyszedł na ponowny pomiar.

P: <wychodząc> No niechże pan wpisze 130/80 i idę na zabieg, przecież nic się nie stanie

Dziękuję za radę, ale trup i prokurator to ostatnie co mi potrzebne do szczęścia.

Pacjentka 2. Pierwszy pomiar 200/100. Z duszą na ramieniu i zastanawiając się czy nie dzwonić po karetkę odsyłam pacjentkę do poczekalni, wchodzi po 20 minutach i wynik 170/90, z pomiaru aparatem elektronicznym wartość zbliżona.
P: Ja nie mam takiego ciśnienia.
J: Owszem, ma pani, sama pani widzi na ekranie. Przykro mi, zabieg nie może się odbyć.
P: Ale ja zapłaciłam za ten zabieg!
J: Owszem, zapłaciła pani również za to, że dla pani bezpieczeństwa sprawdzę czy może pani zabieg odbyć. Sama pani widzi, że ma za wysokie ciśnienie i w dniu dzisiejszym nie mogę pani zakwalifikować.
P: Co pan mi tu, ja specjalnie przez pół miasta jadę!
J: <wkurzyłem się, przyznaję> Ja pani nadciśnienia nie wyhodowałem. Do widzenia.

Pacjent 3.
J: Ma pan za wysokie ciśnienie, proszę chwilę poczekać i zmierzymy jeszcze raz.
P: Ty ch***.
Trzasnął drzwiami, nie wrócił. Nie tęsknię.

Pacjentki 4, 5 i 6 były uprzejme przyjść już po godzinach naszej pracy jednak z uwagi na awarię komunikacji w mieście poszliśmy im na rękę i zostaliśmy dłużej. Jedna z pań miała za wysokie ciśnienie, jednak udało jej się ochłonąć i na zabieg weszła, pozostałym dwóm ta sztuka się nie udała.
P5: Proszę pana to jest chamstwo, że ja się tu spieszę, a pan mnie nie wpuszcza
P6: Tak nie powinno być. Domagam się (sic!) zabiegu!
J: Drogie panie, obie macie za wysokie ciśnienie żeby odbyć zabieg. Nie ma w tym mojej złośliwości
P5: To poczekajmy jeszcze
J: Jest już po godzinach pracy, nie możemy czekać w nieskończoność
P6: Pan nas nie szanuje! U mnie w gabinecie obsługujemy do ostatniego pacjenta! To jest chamstwo!
J: Proszę pani. Nie zachowuję się wobec pań chamsko tylko wyświadczam wam przysługę bo po 18:30 już mnie tu nie powinno być i nie byłoby rozmowy. Po drugie mam jeszcze umówione wizyty domowe, zatem proszę spojrzeć dalej niż czubek własnego nosa i zauważyć, że przez pani spóźnienie spóźnię się i ja, przez co moi pacjenci pomyślą że ich nie szanuję i będą czekać na pomoc. Żegnam panie.

Konkluzja jest taka, że wolę pracować na chirurgii. Pacjent znieczulony jest mniej awanturujący się. I jakby, cholera, bardziej kulturalny.

pacjenci

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 193 (207)

#75581

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję m.in. na izbie przyjęć.

Dziś karetka przywiozła nam starszą panią z...

...bólem gardła. Poza tym była zdrowa, nie miała nawet podwyższonej temperatury. Na zbadanie jej i wypełnienie wszystkich papierów poświęciłem 40 min. Wisienką na torcie jest to, że pani mieszka 2 przecznice od szpitala.

To tak, gdyby ktoś zastanawiał się dlaczego długo czeka na karetkę, albo godzinami przesiaduje na izbie przyjęć.

pacjenci

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 236 (264)

#71880

przez (PW) ·
| Do ulubionych
PILNIE POSZUKIWANI PRACOWNICY DO WIELKIEGO PRZEDSIĘBIORSTWA PAŃSTWOWEGO z filiami w całym kraju!!!
Oferujemy:
- umowę na pełen etat na 5lat bez możliwości kontynuowania zatrudnienia w jednostce po ustaniu ww. umowy, nie podlegającą negocjacji.
- wynagrodzenie zasadnicze 13,5 zł/h netto (2275 zł/mc), a po dwóch latach 15zł/h netto (2476 zł/mc)
- dyżury w wymiarze 10h/tydzień z wynagrodzeniem sięgającym czasem 1zł/dyżur
- nielimitowane bezpłatne nadgodziny w ilości niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania zakładu
- dużą samodzielność
- pełną odpowiedzialność karną w przypadku popełnienia jakiegokolwiek błędu
- brak możliwości zmiany stanowiska pracy
Oczekiwania:
- duża odporność na stres
- kontaktowość
- pełna dyspozycyjność
- odpowiedzialność
- ambicja i chęć samokształcenia
- brak rodziny mile widziany
Obowiązki:
- bezpośrednia odpowiedzialność za ZDROWIE i ŻYCIE ludzkie
- obowiązkowe samokształcenie na własny koszt, we własnym zakresie i w wolnym czasie
- prowadzenie nadmiernie rozbudowanej dokumentacji
Dodatkowo oferujemy:
- przedłużanie się czasu umowy z powodu blokowania wyjazdu pracownika na obowiązkowe staże
- łamanie praw pracowniczych i nie wywiązywanie się ze wszystkich punktów umowy.
-różne formy nacisku w razie chęci domagania się swoich praw przez pracownika.
Gwarantujemy:
- wysoki poziom stresu, frustracji, zmęczenia
- permanentny brak czasu dla bliskich
Nie czekaj! Już dziś prześlij nam swój Dyplom Lekarza oraz Pełne Prawo Wykonywania Zawodu.
Nasz kraj liczy na Ciebie!

To nie jest żart,o takie oferty pracy co roku rywalizuje większość młodych lekarzy chcących zdobyć specjalizację w Polsce. Miejsc nie starcza dla wszystkich.
Poszukiwany wyżej pracownik to tzw. REZYDENT, czyli lekarz odbywający specjalizację na warunkach narzuconych przez Ministerstwo Zdrowia. Pracuje tak samo ciężko jak starsi koledzy, którzy zdobyli już tytuł specjalisty.
Alternatywą jest praca na etacie szpitalnym (zazwyczaj jeszcze gorsze warunki pracy) lub tzw. "wolontariat" (praca za 0zł przez 5 lat).
Zawsze pozostaje jeszcze emigracja.

Tak wygląda RZECZYWISTA sytuacja młodych lekarzy w Polsce i tak wyglądałoby ogłoszenie gdyby to szpitale szukały rezydentów, a nie na odwrót. Fajnie, nie?

słuzba_zdrowia

Skomentuj (182) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 245 (341)

#60470

przez (PW) ·
| Do ulubionych
NFZ fajny jest!
Dowiódł tego oddział łódzki wypowiadając kontrakty na leczenie pacjentów z tętniakami oddziałom chirurgii naczyniowej. W Łodzi są 4 takie oddziały, które od 1 lipca będą miały problem, bo nie chcą odsyłać pacjentów w stanie zagrożenia życia, a leczenie jest cholernie drogie (20-40 tys. złotych). Kontraktów nie ma, bo szpitale nie spełniają kretyńskich wymagań funduszu (jednym z nich jest zakup drogiego, niepotrzebnego sprzętu do krążenia pozaustrojowego).

Puenty nie będzie. Mam tylko nadzieję, że ludzie podziękują władzom tego kraju w odpowiedni sposób podczas wyborów. Ja już kląć nie mam siły...

nasz kraj wspaniały co o nas dba

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 475 (529)

#55566

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiaj, późnym popołudniem szedłem na spóźniony obiad. Jako, że jest to końcówka tygodnia, to i kasy miałem przy sobie na tyle, żeby zjeść i ewentualnie udać się na małe zakupy.

Po drodze zaczepiła mnie parka (Tata i Mama) z dzieckiem w wózku:
T: Przepraszam bardzo, brakło nam pieniędzy na mleko dla dziecka. Mógłby nam pan pożyczyć? (sic)
J: Ile panu potrzeba? (myślałem że chodzi o jakieś drobne)
T: A tak z 10zł będzie ok.
J: Niestety, nie mam tyle - Próbowali mnie jeszcze urabiać, że przecież to dla dziecka, że chyba nie odmówię itd. itp. W końcu uciąłem rozmowę, a na odchodne usłyszałem:
M: A żeby twoje dziecko z głodu zdechło.

Przyznam, że zrobiło mi się dość przykro (nikomu czegoś podobnego nie życzę, a już na pewno nie w rewanżu za taką pierdołę), ale jak się okazało - niepotrzebnie. W drodze powrotnej zobaczyłem "troskliwych rodziców" obracających flaszeczkę niemal nad wózkiem.

Rozumiem, że może się to wydawać mało piekielne, ale mnie ubodło, bo nienawidzę hipokryzji. Chyba nawet bardziej niż kłamstwa.

łódzcy rodzice

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 902 (948)

#39015

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tak się składa, że szukam współlokatora, bo poprzedni zmienił uczelnię. Ogłoszenie w Internet i czekamy.

W ciągu godziny dostałem ok 8 telefonów, osoby poumawiały się na konkretny dzień i godzinę. Dodam, że w takich sytuacjach mam w zwyczaju zadzwonić dzień przed lub w dniu planowanej wizyty i potwierdzić, czy dana osoba przyjdzie, czy nie. Potwierdzili wszyscy, nie przyszedł nikt.

Serdecznie dziękuję więc "ludziom z ogłoszenia" za 3 dni wyjęte z normalnego działania w oczekiwaniu na kogoś, kto mówi, że przyjdzie, a się nie zjawia. Mam nadzieję że dobrze zagospodarujecie kokosy oszczędzone na wysłaniu 1 smsa.

mieszkanie

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 564 (648)
zarchiwizowany

#23710

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed ok 3 lat. Zmotywowała mnie historia kanaletto: http://piekielni.pl/23707

Miałem Ci ja telefon marki LG model KU 990 (jeden z pierwszych w średniej półce z dotykowym ekranem jakie weszły na rynek). Działał ogólnie bez zarzutu, do momentu, kiedy dolna połowa wyświetlacza odmówiła posłuszeństwa. Co ważne, po dość silnym jej uciśnięciu pojawiał się kawałek obrazu, dotyk działał cały czas. Diagnoza: poluzowana taśma, tudzież inny styk przy ekranie. Z racji tego, że telefon jeszcze na gwarancji, oddałem go do salonu. Myślałem, że rozbiorą, poprawią, odeślą i dalej będę używał (no cud, miód i orzeszki). Naiwne, nie? Okazało się że nawet bardzo.

W dokumentach dokładnie opisałem usterkę, zawarłem też wspomniane podejrzenie co do uszkodzenia. O dziwo część z wysłaniem telefonu, otrzymaniem zastępczego i odbiorem "naprawionego"(był dokładnie w terminie!) przebiegła wzorowo. Po włączeniu telefonu mina mi zrzedła, bowiem nie działał cały wyświetlacz. W papierach zwrotnych stwierdzono rozlanie ekranu z winy użytkownika. Zaproponowano mi naprawę na własny koszt (co najmniej 200 zł za wykonanie, a używki w perfekcyjnym stanie chodziły po 400), na co się nie zgodziłem.
Historia tak naprawdę finału nie ma, owszem, próbowałem to jakoś załatwić, odwoływałem się, ale biurokratyczna maszyna przemieliła mnie i wypluła. Tak oto mój telefon został zepsuty tam, gdzie miał być naprawiony.

we′re gonna PLAY with you

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 183 (221)

1