Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

lvlaras

Zamieszcza historie od: 15 kwietnia 2015 - 0:17
Ostatnio: 3 maja 2023 - 9:22
  • Historii na głównej: 14 z 18
  • Punktów za historie: 2329
  • Komentarzy: 90
  • Punktów za komentarze: 187
 

#78380

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Było kilka historii na temat pytań dotyczących aukcji internetowych. Od tego tygodnia zapewne samemu będę je zadawał i to wcale nie dlatego, że nie chce mi się czytać treści aukcji.

Z racji iż mamy piękną pogodę to na poprzednią sobotę i niedzielę zaplanowałem pewien wyjazd turystyczny. Abym mógł go odbyć potrzebowałem pewnej rzeczy dla siebie i dziewczyny. We wtorek wieczorem zamówiłem ją na allegro (koszt 200zł). W aukcji wypisane dostępne rozmiary i jak byk zaznaczone wysyłka kurierem w ciągu 24h, sprzedający 12lat na allegro, 100% pozytywnych komentarzy - ogólnie wszystko wyglądało profesjonalnie. Asekuracyjnie w mailu zaznaczyłem, że zależy mi na szybkiej wysyłce. Gdy w piątek nie było ani przesyłki, ani żadnej informacji trochę się przestraszyłem. Po telefonie do sprzedawcy okazało się, że przedmiot jeszcze nie został wysłany gdyż skończyły im się zamówione przeze mnie rozmiary i dopiero rozładowują dostawę. Ogólnie rozmowa z owym Panem to osobna historia - np. musiałem mu tłumaczyć czemu wymagam od niego wysyłki w ciągu 24h (albo chociaż informacji o opóźnieniu).

Domyślam się, że właśnie tego typu sytuacje powodują telefony i emalie o rzeczy, które dokładnie na aukcjach są opisane.

Ciekawostka: właśnie od sprzedającego dostałem e-mail z prośbą o anulowanie negatywnego komentarza gdzie jako uzasadnienie znajduje się tylko: "Czy również mamy wystawić negatyw?"

allegro

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (159)

#78269

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z racji iż robi się coraz cieplej, to zaczyna człowiek myśleć o nadjeziornych wypadach. Od kilku lat regularnie żegluje po Jezioraku - jest to przepiękne jezioro z mnóstwem wysp. Ponadto tamtejsza gmina ma świetne podejście do turystyki. Aby ochronić przyrodę i ułatwić życie turystom, wybudowali oni kilka nowoczesnych marin, a w najbardziej popularnych miejscach do cumowania na dziko poustawiali darmowe w użytkowaniu pomosty. Przy każdym z nich postawiono duży worek na śmieci i toaletę typu toi toi. Na całym jeziorze takich zestawów jest kilkanaście/kilkadziesiąt.

Toi toie nie są szczytem luksu, ale są regularnie opróżniane przez zakupiony specjalnie w tym celu statek asenizacyjny. Ale znaczna część żeglarzy zamiast z nich korzystać woli stawiać papierzaki dookoła nich, tak że czasami aż ciężko do nich dojść - tak "niespodzianki" tuż przy, lub nawet na ścieżce też się zdarzają. O unoszącym się smrodzie już nawet nie wspominam.

Jeżeli ktoś ma awersje do tojek to nikt nie broni mu wynająć jacht z wc chemicznym na pokładzie (praktycznie każda firma czarterowa takie oferuje). Albo starym żeglarsko/harcerskim sposobem niech po prostu wykopie sobie malutki dołek i po sprawie go zasypie.

jezioro las toaleta

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (191)

#75608

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Coraz bardziej tracę wiarę w polską Policję (jako instytucję).

Otóż po powrocie z weekendu zauważyłem, że ktoś próbował mi się włamać do piwnicy (mieszkam w bloku). Z racji, że drzwi są wykonane naprawdę solidnie (przerobione po poprzednim włamaniu), włamywaczom udało się uszkodzić mocowanie jednego z zawiasów i wstępnie naruszyć drugi. Od strony ogólnodostępnej wszystko ładnie posprzątane, więc ktoś nieuważny mógłby nawet nie zauważyć próby włamania, a około połowa roboty w celu nieautoryzowanego dostania się do piwnicy wykonana.

W związku z jeszcze innymi przesłankami i wcześniejszymi rozmowami z sąsiadem (z dwa lata temu wynieśli mu dosłownie całą piwnicę) istnieje duża szansa, że to któryś z mieszkańców bloku jest sympatykiem cudzych własności, oraz że spróbuje dokończyć rozpoczętą "robotę".

Mogłem po prostu wynieść do mieszkania rzeczy przedstawiające jakąś wartość (w sumie to tylko dwa rowery).
Stwierdziłem jednak, że wpierw zadzwonię na policję i zapytam czy nie chcieliby może wykorzystać owej sytuacji do wykonania prowokacji - w sumie wystarczyłby prosty nadajnik GPS mocowany np. w kierownicy. Gdy przedstawiłem ten pomysł panu na komisariacie to zaległa dłuższa cisza, po czym padło wypowiedziane specyficznym tonem "Pan mówi poważnie...??!", gdy potwierdziłem, to koleś troszkę na mnie najechał, że to nie CSI itp. itd. i że On to jedynie kogoś na oględziny może wysłać.

Uważam, że jeżeli w XXI wieku policja w mieście wojewódzkim nadajnik GPS uważa za technologię dostępną tylko w filmach typu CSI, to nie wróży dobrze wykrywalności przestępstw.

P.S. Dla nieobeznanych w temacie - taki już naprawdę spoko GPS chowany w ramie roweru z kilkuletnią subskrypcją serwera, na które on przesyła dane, spokojnie za 300zł można na allegro dostać. I już przeciętny dziesięciolatek jest w stanie takowy sprzęt obsłużyć.

piwnica policja kradzież technologia

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (260)

#74705

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio trwa dyskusja o pobieraniu przez miasta opłat za parkowanie w soboty (niedoprecyzowanie czy jest to dzień roboczy, czy nie).

Problem w ciekawy sposób "rozwiązały" władze pewnego prawie półmilionowego miasta leżącego przy ujściu Wisły. Otóż w trosce o parkingowy ład i porządek w okolicach najbardziej popularnych nadmorskich plaż miasto wydzierżawiło na czas wakacji parkingi prywatnym firmom. Niby nic takiego, ale mowa nie tylko o placach parkingowych, ale także o miejscach parkingowych bezpośrednio przylegających do publicznych dróg - takich wzdłuż krawężnika.

Jedna z zewnętrznych firma postawiła dosłownie kilka znaków, kilkanaście starych wiecznie psujących się parkometrów i z racji, że umowa z miastem praktycznie nie reguluje warunków "współpracy" to zaczęli kasować 3zł/h (najwyższa dopuszczalna stawka) przez 24h i 7 dni w tygodniu. Opłata dodatkowa za brak uiszczenia opłaty (co w niektórych przypadkach było naprawdę trudne do wykonania - np. nie działające 3 parkometry pod rząd) wynosi nawet do 300zł.

Oczywiście efekt nietrudny do przewidzenia - zawalone osiedlowe parkingi, samochody stojące na zakazach, mocno zirytowani turyści i jeszcze bardziej zirytowani mieszkańcy, skargi, petycje, dewastacje parkometrów, wojna medialna itp. itd.

Pomijając już legalność takiego zabiegu, to miasto czerpiące dużo zysków z turystyki naprawdę popsuło sobie reputacje zarówno wśród mieszkańców jak i turystów, a wszytko po to by zgarnąć "zawrotne" w skali budżetu miasta 578 786,63 zł (czyli równowartość połowy autobusu miejskiego).

nadmorskie miasto parkingi

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (153)

#74713

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio przypomniało mi się o Piekielnych i odświeżyłem sobie wydarzenie sprzed roku: http://piekielni.pl/66410 i chciałem rozwinąć jak się ono zakończyło.

W skrócie chodziło o to, że wraz ze znajomymi dostałem bez powodu gazem pieprzowym w centrum miasta i zostaliśmy lekko mówiąc olani przez policję.

Otóż jakoś dzień, czy dwa po owym zdarzeniu miałem akurat wolny dzień więc pojechałem na komisariat poprosić chociaż o pokazanie nagrań z owych kamer.

Po krótkim oczekiwaniu do gabinetu poprosiła mnie o dziwo bardzo miła pani policjantka i bardzo kulturalnie wytłumaczyła mi, że co prawda mogliby zgrać nagranie z tamtej nocy, ale to naprawdę nie ma większego sensu ze względu na jakość umieszczonych tam kamer.

Na dowód pokazała mi przykładowe nagranie z tej samej kamery tylko sprzed kilku dni (akurat miała ze sobą plik płyt CD).

Nie dość, że na kamerze nie dało rady odczytać żadnej rejestracji samochodu, to problem był nawet z rozpoznaniem marki i modelu przejeżdżających aut (nagranie także było z pory nocnej). Pojazdy wyglądały w ten sposób, że było widać dwie wielkie świecące kule z przodu i za tym lekko rysował się kształt pojazdu (jak się dobrze wpatrzyło to jedynie można było rozróżnić, czy to combi, czy sedan itp.). Jeżeli chodzi o spacerujących ludzi to można było rozpoznać ich sylwetkę i czasami (podkreślam - czasami) rozróżnić, czy jest to facet, czy kobieta.

Kamera w ścisłym centrum miasta wojewódzkiego, zaraz koło rynku, okolica pełna pubów i klubów.

Powoli czuje się coraz mniej bezpiecznie w swoim mieście.

monitoring miejski

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 156 (182)
zarchiwizowany

#74706

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie istnieje w Polsce zakaz picia w miejscu publicznym!
Jest to po prostu skrót myślowy niepoparty aktami prawnymi.
Sam do niedawana nie byłem tego świadomy.

Strażnik miejski wystawiając mandat ma obowiązek wskazać, który z przepisów prawa naruszyliście swoim występkiem. Jeżeli powie standardowe "zakaz spożywania alkoholu w miejscu publicznym" to poproście o wskazanie takiego zapisu w jakimkolwiek akcie prawnym.

Zapewne powoła się on na ustawę o wychowaniu w trzeźwości, co za dużo nie zmienia, gdyż zabrania ona "spożywania" jedynie na ulicach, parkach i placach (nie ma tam nic o "miejscach publicznych").

Więc HURA - możemy raczyć się złotym trunkiem leżąc na plaży na kocyku :)
No niestety jest jeden haczyk.
W tej samej ustawie jest zapis mówiący, że każda gmina może rozszerzyć ten zakaz na KONKRETNE miejsce ze względu na jego specjalny charakter.

Więc nie wystarczy stwierdzenie, że w danej gminie nie wolno pić alkoholu np. na plażach, czy obiektach sportowych. Gmina musi wskazać konkretne miejsce (np. skwer między ulicą Kwiatową i Makową, czy boisko przy ul. Sportowej 3). Dodatkowo owe miejsce musi posiadać specjalny charakter - a np. lasek między blokami raczej takowego nie posiada.
Poza tym gmina ma na waszą prośbę ma obowiązek udostępnić wam listę takowych miejsc, lub wskazać miejsce gdzie możecie ją znaleźć.

Zauważam w tej sytuacji kilka piekielności:
1. Nieznajomość prawa przez obywateli.
2. Nieznajomość/nadinterpretacja prawa przez władze i osoby egzekwujące jego przestrzeganie.
3. Wykorzystywanie niewiedzy obywateli przez władze miasta i stróżów prawa - wielu miastach strażnicy miejscy są w pełni świadomi, że nie ma zakazu picia w miejscu publicznym, a i tak potrafią wystawić mandat za picie np. na nieużytku, klatce schodowej itp.

miejsce publiczne

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 42 (136)

#73785

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Będąc służbowo w Warszawie byliśmy zmuszeni zostawić służbowego dostawczaka na parkingu przy ulicy.

Rano okazało się, że ktoś włamał nam się na pakę i przywłaszczył sobie parę rzeczy. Każda kradzież jest piekielna, ale ta konkretna była tak absurdalna, że ciężko nam było w nią uwierzyć. I w sumie bardziej nas rozbawiła niż zezłościła.

Otóż łupem włamywaczy padła:
- skrzynka bananów
- skrzynka jabłek
- worek ogórków (drugi nam zostawili :P)
- rolkę worków na śmieci
- mały ale cholernie ciężki rozkładany stolik z szufladami

Jak widać ktoś w nocy kogoś naszła ochota na sałatkę owocową.
Żeby było ciekawiej na samochodzie znajdowało się kilka zdecydowanie bardziej „chodliwych” towarów jak choćby walizka z wkrętarką akumulatorowa, duży i względnie lekki składany stół cateringowy, czy pewne metalowe urządzenie robione na zamówienie.

Warszawa - piękne miasto

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 299 (305)

#66410

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność pierwsza:

Dostałem gazem pieprzowym. Ot tak - po prostu - w ramach czyjeś świetnej zabawy. W nocy ok godziny 2:00 w centrum miasta czekamy sobie ze znajomymi na kebaba. Wąską w tym miejscu ulicą przejeżdża samochód. Zatrzymuje się na naszej wysokości i ktoś z niego nas woła. Odruchowo odwracamy się. Kolega stojący najbliżej nachyla się do otwartego okna pasażera oby wysłuchać o co chodzi (myśleliśmy, że chcą ognia albo zapytać się o drogę) i w tym momencie czuję coś piekącego na twarzy. Praktycznie nie mogę otworzyć jednego oka (poszło jakoś rykoszetem). Kolega który był najbliżej kompletnie nic nie widzi.

Bogaty w doświadczenie z internetowych filmików mówię, iż najlepiej przepłukać twarz mlekiem.
Więc wsiadamy do naszego samochodu (szczęśliwie nasz kierowca nie oberwał) i śmigamy do sklepu nocnego po mleko (pani w okienku musiała się nieźle zdziwić :P) Ja w międzyczasie mogę już otworzyć oczy. Duch kolegów mimo przemywania mlekiem nadal masakrycznie piecze twarz. Dzwonię pod 112 przedstawiam sytuację i pytam się co w takiej sytuacji zrobić.
Dostajemy instrukcję aby przemywać twarz zwykłą wodą, a jak objawy nie ustąpią to udać się do wskazanego szpitala gdyż jest tam oddział okulistyczny.

I tu pojawia się piekielność numer dwa:
Wbiegamy na SOR - kumple od razu do łazienki aby przepłukiwać twarz. My do rejestracji tłumaczymy o co chodzi. Pani w okienku z miną "CZEGO" stwierdza, że o drugiej w nocy to powinniśmy w domu siedzieć a nie po mieście się szwendać. No po prostu zachowanie pełne profesjonalizmu.

Ale nie zrażamy się tym - pora na formalności. Pani prosi o dokumenty poszkodowanych kolegów. Kumpel leci i przynosi. Koledzy nadal pod kranem w łazience. Pani wypełnia jakieś tam papiery i mówi, że koledzy muszą się podpisać. No fajnie... Było by to łatwiejsze jakby cokolwiek widzieli... Ale cóż przyprowadziliśmy obu - jeden jakoś dał radę się podpisać. Jak pani zobaczyła drugiego (cały czerwony na twarzy, oczy napuchnięte) to stwierdziła, że jednak może się podpisać później. Sama wizyta u lekarza wyglądała naprawdę w porządku, chociaż widać było, iż obudziliśmy ich w środku nocy.

Najbardziej z tego wszystkiego jednak rozbroiło nas podejście Policji.

Z racji iż miejsce, w którym doszło do zdarzenia, było wręcz oblepione kamerami stwierdziliśmy, że nie puścimy tego zajścia płazem. Po wcześniejszych konsultacjach telefonicznych z policją udajemy się do najbliższego (licząc od szpitala) komisariatu.

Rozmowa oczywiście przez okienko znajdujące się na wysokości naszego kroku. Więc zniżamy się do poziomu policjantów i tłumaczymy o co chodzi. I tu pada jakże konkretne pytanie: „Ale co się właściwie stało?” My zbici z tropu, więc pan policjant wyjaśnia o co mu chodziło: „No bo rozumiem, że nie ma żadnego trwałego uszczerbku na zdrowiu, uszkodzenia mienia itp. ?” No po prostu zaje fajnie. Jakoś grzecznie próbuje panu wytłumaczyć, że niezbyt przyjemnie jest tak bez powodu dostać po twarzy gazem pieprzowym i z racji iż na miejscu zdarzenia są kamery, miło byłoby gdyby policja coś w tej sprawie zrobiła. Facet tłumaczy, że tak właściwie to nie jest jego rejon itp. itd. Kumple jeszcze lekko podpici i nadal odczuwający skutki gazu mniej grzecznie komentują w stylu „spadamy, nie ma sensu – tylko z dupą siedzi i nie pomoże, tak to już działa nasza genialna policja” itp.

Pan chyba poczuł się urażony, gdyż tłumaczy, że w sumie on to nic nie może zrobić. Jak chcemy to możemy udać się do sądu, wpłacić wadium w wysokości 200-300zł i wytoczyć sprawę z powództwa cywilnego. No po prostu bosko - nie dość, że zostaliśmy zaatakowani to jeszcze, żeby zaczęli szukać "sprawców" musimy zapłacić kilka stówek. Jednocześnie facet cały czas próbuje nas przekonać, że niezbyt nam się to opłaca – „bo nie wiadomo w jakiej jakości nagrywały te kamery, czy to w ogóle nie były atrapy itp.” Widząc, że za dużo tu nie wskóramy stwierdzam, że spadamy. Proszę tylko oby pan w jakikolwiek sposób odnotował, że byliśmy i zgłaszaliśmy zaistniałą sytuację.

Będąc z powrotem na „miejscu zdarzenia”. Kilkukrotnie dzwonimy na policję. W teorii byliśmy przerzucani pomiędzy różnymi komisariatami. W końcu za którymś z kolei telefonem. Udaje mi się wytłumaczyć panu w słuchawce, że rozumiem iż nie wyślą w tej chwili żadnego radiowozu, oraz że mogę złożyć sprawę z powództwa cywilnego. Udaje mi się także wytłumaczyć, że taką sprawę należy wytoczyć przeciwko konkretnej osobie, a w naszej sytuacji nie do końca wiemy komu i dlatego właśnie prosimy policję o pomoc choćby w zabezpieczeniu nagrań z monitoringu. Pan wtedy oznajmia, że spokojnie - mamy 7 dni na oficjalne zgłoszenie sprawy. Po zapytaniu się, czy miejski monitoring aż tak długo przechowuje nagrania pan stwierdza, że nie – nagrania są przechowywane ok. 48 godzin. Jednocześnie wpadł w końcu na genialny pomysł, że w takim razie on wstępnie zabezpieczy nagrania z owej ulicy.

Dotychczas miałem naprawdę dobre doświadczenia z policją. Co prawda była to w większości drogówka, ale naprawdę trafiałem na naprawdę przemiłych i pomocnych policjantów. Ale po dzisiejszej nocy nie dziwię się, że ludziom odechciewa się zgłaszać jakiś drobnych przestępstw. A tacy idioci jeżdżący samochodem i traktujący ludzi jakimś gazem pieprzowym czują się całkowicie bezkarni nawet w centrum miasta oblepionego kamerami.

policja miasto

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 324 (392)