Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

mlodaMama23

Zamieszcza historie od: 17 czerwca 2015 - 8:16
Ostatnio: 1 lutego 2024 - 20:42
  • Historii na głównej: 46 z 75
  • Punktów za historie: 12813
  • Komentarzy: 1089
  • Punktów za komentarze: 5880
 

#67399

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tamtym tygodniu zmarł mój sąsiad. Miły, sympatyczny staruszek, który mieszkał w naszej kamienicy odkąd pamiętam. Serce. Pewnie przez te upały, które w tamtym czasie nawiedzały nasze miasto. Wraz z nim mieszkał jego brat - robił zakupy, gotował, opiekował się nim przez góra 15 lat.

Jako, że sąsiad zmarł w nagle, w mieszkaniu, pojawiła się policja i prokuratura. Brat nieboszczka został poproszony o udanie się z funkcjonariuszami na komisariat, celem spisania zeznań. I w tym właśnie czasie pojawiła się Ona - Piekielna Wnuczka.

Panowie z pogrzebowego ledwie zdążyli zabrać ciało, a Ona wezwała już ślusarza, zmieniła zamki w drzwiach i się zmyła! Nikt w kamienicy nie bardzo wiedział co się dzieje. Gdy brat zmarłego wrócił z komisariatu nie mógł dostać się do mieszkania. Do mieszkania, które przez ponad dekadę było jego domem i w którym miał cały swój dobytek - ubrania, rzeczy osobiste, jedzenie. Został tak jak stał - bez dachu nad głową, w ciuchach, które miał na sobie. Szczęście w tragedii, że sąsiad miał niewielką działkę, na której postawiona była zbita z blach chata. Była w niej kanapa, stolik i kilka mebli. Ale przecież coś takiego nie mogło zastąpić domu! Tym bardziej,że szopa nie była wyposażona w sprzęt sanitarny.

Pozostawiony na bruku mężczyzna był w o tyle bardziej tragicznej sytuacji, że choć żył tu od dawna, nie był w mieszkaniu zameldowany. Nie mógł więc w żaden sposób pozwać Piekielną do sądu. A z wnuczką nikt kontaktu nie było. Do tej pory zjawiała się tylko raz na tydzień, przywożąc do dziadka jedzenie i pieniądze.

Piekielna pojawiła się dopiero po pogrzebie, który odbył się w czasie ekspresowym, zapakowała rzeczy wuja w torby i wyniosła pod płot, po czym ponownie zniknęła. Kilka dni później do mieszkania po zmarłym sąsiedzie wprowadzili się jacyś ludzie. Wszyscy sąsiedzi do tej pory są w ciężkim szoku, bo ta sytuacja jest po prostu nienormalna. Pozostawienie na bruku człowieka (i do tego jeszcze członka rodziny), bez środków i dachu na głową to jedna sprawa, a znalezienie w przeciągu pięciu dni od śmierci dziadka, kupca na mieszkanie to kolejna kwestia.

Jak musi czuć się człowiek, który żył tu od wielu lat i w przeciągu pół godziny został bez domu, który musiał patrzeć jak cały jego dobytek zostaje wywalony, a wszystkie meble z mieszkania rozrąbane i wyrzucone na śmietnik? Tego nie da się opisać. To jest po prostu chore. A co do szybkiego znalezienia kupca. Podejrzewam - i zresztą nie tylko ja- że Piekielna dużo prędzej miała z kimś zawartą umowę, że w razie śmierci dziadka sprzeda im mieszkanie.

Mija drugi tydzień. Wuj Piekielnej wciąż mieszka w szopie (smutne i zadziwiające jest to, że odrzuca naszą pomoc,) a w mieszkaniu remont trwa w najlepsze. Myślałam, że widziałam w życiu już sporo, ale sytuacja jaka teraz ma miejsce, przechodzi moje wszelkie pojęcie. Jak to się skończy? Nie wiem. Ale na pewno nie będzie szczęśliwego zakończenia.

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 493 (623)

#67335

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Terrarystyka w Polsce ma się coraz lepiej, niestety mity z nią związane wśród osób spoza tematu też. Sam posiadam niesłychanie niebezpieczne węże czyli zbożowego oraz pytona tygrysiego.Najpopularniejszy mit który każdy posiadacz węża usłyszy przynajmniej 20 razy przedstawię poniżej.

A Ty się nie boisz? Bo znajomy siostry / szwagra / wujka (niepotrzebne wykreślić) miał węża boa/pytona. Który łaził sobie luzem po mieszkaniu. Po jakimś czasie właściciel zauważył że gdy leży/śpi , wąż układa się i wyciąga wzdłuż niego. nie wiedział dlaczego jego pupil tak się zachowuje, więc poszedł do weterynarza/sprzedawcy który sprzedał mu gada/ specjalisty od węży z zoo i spytał, co takie zachowanie oznacza. Wtedy dowiedział się że wąż przymierza się żeby go zjeść i po prostu sprawdza czy go zmieści.

Dlaczego to mit? Poniżej argumenty w punktach
1. Są 3 gatunki węży które DAŁYBY radę zjeść człowieka pyton siatkowy, anakonda zielona i ostatniego nie pamiętam
2. Żaden z powyższych nie jest do tego chętny, ponieważ nie odpowiada im nasza budowa ciała. Wolą ofiary które mają bardziej opływowy kształt i nie mają jak my, nagłego przejścia z głowy do reszty ciała.
3. Czy ktoś sobie wyobraża węża który w naturalnym środowisku najpierw przymierza się do ofiary a później atakuje? NIE
Najpierw atakuje, a jak nie da rady zjeść to zostawia.

Nie namawiam nikogo do pokochania tych zwierząt ale proszę was, nie powielajcie mitów. Owszem zdarzają się wypadki tak samo jak przy innych zwierzętach, ale jest to niewielki procent.

Polska

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (453)

#67323

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byłem dzisiaj w Krakowie.

Załatwiałem tylko sprawy urzędowe, nie bywam tam zbyt często. Przechodząc koło pewnego skweru, zauważyłem pana stojącego obok "ztujningowanego" Golfa. W jednej ręce kluczyki, a w drugiej piwerko.

Rozumiem chłopa, ciepło jest okropnie. Sam byłem w garniturze, więc mu bardzo zazdrościłem. Taki to ma dobrze, najpierw zimne piwo, potem do auta, okna na full otwarte, przyspieszenie do 100 k/h poniżej 20 sekund.

Achh... jak ja bym tam chciał pomykać sportowym autkiem po drogach ruchliwego miasta w środku upalnego dnia, na lekkiej, niegroźnej przecież bani, bo jedno, to tylko tak dla orzeźwienia.

Zżerała mnie ta zazdrość. W miarę jak Pan kończył piwo rosła we mnie. Cała mnie pochłonęła. Byłem tylko nią. To ja byłem zazdrością.

997 Halo, Halo... Golf Niebieski, rejestracja, na takim a takim placu.

Usiadłem sobie na ławeczce. Pan chyba mnie zauważył, bo schował się w aucie. Kilka minut później ruszył. Pokonał całe 20 metrów gdy pojawiła się policja. Słowo daję, że ten radiowóz dosłownie wyskoczył jak dżinn z lampy.

A ja siedziałem dalej na ławeczce. Gdyby ktoś przechodził obok mnie, mógłby usłyszeć ciche: he.. he.. he... he.. he.. he.. heh... he...
Tylko takie chrapliwe, bo od upału ledwo łapałem oddech.

jazda na gazie

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 706 (820)

#67087

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem samotną mamą/wdową/młodą wiekiem, nazbyt jak na taki status. Zostałam zaproszona na wesele. Ja + dziecko + osoba towarzysząca. Miło, bo pomyślane o wszystkim w razie czego.

Z jednej strony nie bardzo mi się chciało iść na to wesele z różnych względów, z drugiej pomyślałam o młodym zapraszającym u którego gości miało być z jego strony jakieś 15% wśród wszystkich zaproszonych, tak więc postanowiłam jednak zasilić szeregi gości ze strony pana młodego. Potwierdziłam więc swoją obecność, przekazując również informację, że liczyć nas dwoje nie troje.

Na tyle wcześnie otrzymałam zaproszenie, że trochę odłożyłam, na tyle późno że jeszcze troszkę pożyczyłam. Do koperty włożyłam 700 zł,. Koperta ta w której dostałam zaproszenie, tak więc opisana imieniem i nazwiskiem.

Po weselu pan młody się nie odzywa, mimo prób połączeń, ja już próbować nie będę, bo inną drogą usłyszałam, że dziad jestem.

Powiedzcie mi więc ile dać wypadało? Znajomi mówili, że taka kwota to aż nadto, bo podpytywałam wcześniej ile wypada dać, a tu proszę.

Nic tylko żałować, że znowu się na wakacje nie pojechało zamiast "dziadowania".

rodzinka

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 449 (599)

#67083

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję jako informator turystyczny. Rzecz dotyczy toalet.

Obok mnie, na moim poziomie, jest toaleta dla niepełnosprawnych. Toaleta dla zdrowych osób jest nade mną, dosłownie 6 stopni wyżej.

1) Do toalety dla niepełnosprawnych pakują się ludzie, którzy są całkiem zdrowi i to z dziećmi, bo po co się fatygować, wychodzić na górę, pilnować dziecka i ewentualnie się z nim użerać. Akurat w tym czasie może ktoś będzie miał potrzebę skorzystania z owej toalety, bo np. jest na wózku lub ma kłopoty z wejściem po schodach. Kolejna taka toaleta znajduje się na piętrze i trzeba się pofatygować windą, co, jak na jednorazową przygodę z toaletą, nie jest przyjemne. Do tego osoba, której zwraca uwagę ktoś z rodziny, albo się patrzy spod byka, albo po prostu ją ignoruje. Jeszcze inni mówią: „przecież to wszystko jedno”. Nie, kurde, nie wszystko jedno!

2) Jestem kobietą, ale niestety muszę skrytykować płeć piękną. Męska toaleta tak rano, jak i wieczorem przy wychodzeniu z pracy jest czysta, ręczniki są na swoim miejscu, woda nieporozlewana i prawie nigdy w niej nic nie brakuje w trakcie mojej zmiany. Damska natomiast to istny armagedon! Nie dość, że zachlapana (bo nie da się otrzepać rąk nad zlewem, tylko na płytki), to jeszcze do tego, jak przewali się przez nią 50 osób z grupy, wygląda jak bajoro albo kałuża po deszczu. Na domiar złego ręczniki zawsze są porozrywane i porzucone na ziemi w bajorze. Nikt tego nie podniesie, muszę to robić ja.

Kosze zawsze są pełne, obok koszy pełno ręczników. Nikt się nie pokwapi, żeby chociaż wycelować do kosza. Obok toalet zawsze jest coś porozwalane, ciężko mi o tym pisać, ale niejednokrotnie kobiety załatwiają potrzebę poza porcelanką. Jak to możliwe?! Jesteśmy kobietami i to my powinnyśmy dbać o czystość i dawać przykład. Na ogół jesteśmy zadbane, ubrane schludnie, jakbyśmy opuściły dopiero co salon mody. Jak to ma się do toalet?! Dlaczego kobiety mogą wszystko porozwalać? Potem muszę ja się w tym babrać i czyścić łazienkę parę razy, jak można zostawić ją w takim stanie? Nie wymagajmy od mężczyzn, jeśli same nie umiemy utrzymać porządku.

Naprawdę nie da się nie przyklejać żenujących karteczek: "zachowaj czystość"?

(pewnie przewali się zaraz fala krytyki ze strony kobiet)

toalety

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (341)

#67076

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzył się w mojej miejscowości duży pożar. Na miejscu dziesięć jednostek straży pożarnej. Wszyscy uwijają się, akcja trudna, bo dach blachą pokryty, budynek grozi zawaleniem, akcja prowadzona więc tylko z zewnątrz. Hydranty zardzewiałe, trudne do znalezienia, ale w końcu udaje się zasilić samochody, zamiast ciągle jeździć gdzieś po wodę. Dzięki sprawnemu prowadzeniu działań, woda cały czas była podawana na pożar - nie było ani chwili, żeby brakowało. W końcu po około 7 godzinach udało się pożar całkowicie ugasić.

Co w tym piekielnego? Stan hydrantów? Nie.
Narzekania ludzi, którzy pożar widzieli tylko na zdjęciach, albo przyglądających się z boku, że akcja źle prowadzona, że tylu strażaków i nie umieli sobie poradzić z takim małym pożarem, że stoją bezczynnie i w ogóle wszystko na nie. Zapytani dlaczego w takim razie nie poczują się trochę odpowiedzialni i nie wstąpią do straży, odpowiadają: "Nie to nie dla mnie... Ja tam wolę tylko obserwować".

Tak drodzy hejterzy. Jeśli wolicie tylko patrzeć i narzekać, to proszę, zostawcie strażaków, którzy poświęcają wszystko, żeby czasem ratować też wasze tyłki.

straż pożarna internet

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 421 (495)

1