Profil użytkownika
mofayar
Zamieszcza historie od: | 12 stycznia 2020 - 22:45 |
Ostatnio: | 28 sierpnia 2024 - 13:50 |
- Historii na głównej: 14 z 15
- Punktów za historie: 2207
- Komentarzy: 117
- Punktów za komentarze: 982
W nawiązaniu do historii 87117.
Też byłem tak zwanym bolcem na boku. Spotykałem się z mężatką, 10 lat starszą. Nie łączyło nas żadne uczucie i nie mieliśmy zbyt wiele tematów do rozmów (bardziej ze względu na różnicę poziomów niż różnicę wieku), więc był tylko seks.
Spotykaliśmy się albo u niej, gdy mąż był w pracy (ona nie pracowała, bo utrzymywał ją mąż, a ja byłem studentem wtedy), albo w samochodzie, albo gdzieś w plenerze jak było ciepło.
Trwało to 2 lata, potem skończyłem studia, zacząłem pracę i nie miałem już za bardzo czasu, a i pożądanie z obu stron przez ten czas zmalało. Zakończyliśmy naszą relację w zgodzie.
Po mnie, jak się dowiedziałem, znalazła nowego kochanka, ale on widocznie nie był tak przezorny i zapobiegliwy jak ja, bo mąż bardzo szybko się o nich dowiedział. Była wielka drama, walka w sądzie i w końcu rozwód. Nie zostałem wezwany na świadka, więc widocznie nikomu o mnie nie powiedziała.
Było to 10 lat temu. Teraz trochę tego żałuję, bo mimo że nikt się nie dowiedział to wiem, że wyrządziłem temu facetowi krzywdę. Mam nadzieję, że po rozwodzie zaczął nowe życie i jest szczęśliwy.
Też byłem tak zwanym bolcem na boku. Spotykałem się z mężatką, 10 lat starszą. Nie łączyło nas żadne uczucie i nie mieliśmy zbyt wiele tematów do rozmów (bardziej ze względu na różnicę poziomów niż różnicę wieku), więc był tylko seks.
Spotykaliśmy się albo u niej, gdy mąż był w pracy (ona nie pracowała, bo utrzymywał ją mąż, a ja byłem studentem wtedy), albo w samochodzie, albo gdzieś w plenerze jak było ciepło.
Trwało to 2 lata, potem skończyłem studia, zacząłem pracę i nie miałem już za bardzo czasu, a i pożądanie z obu stron przez ten czas zmalało. Zakończyliśmy naszą relację w zgodzie.
Po mnie, jak się dowiedziałem, znalazła nowego kochanka, ale on widocznie nie był tak przezorny i zapobiegliwy jak ja, bo mąż bardzo szybko się o nich dowiedział. Była wielka drama, walka w sądzie i w końcu rozwód. Nie zostałem wezwany na świadka, więc widocznie nikomu o mnie nie powiedziała.
Było to 10 lat temu. Teraz trochę tego żałuję, bo mimo że nikt się nie dowiedział to wiem, że wyrządziłem temu facetowi krzywdę. Mam nadzieję, że po rozwodzie zaczął nowe życie i jest szczęśliwy.
związki kobiety
Ocena:
144
(190)
W nawiązaniu do historii o Niemcach w restauracji.
Było to koło 2012 roku w znanej nadmorskiej miejscowości turystycznej. Nie będę jej wymieniał z nazwy, bo bardzo lubię to miasto (mimo tej jednej sytuacji) i nie chcę mu robić złej sławy.
Lato, wakacje, mnóstwo ludzi na ulicach, stoiska pamiątkami i zabawkami, restauracje, bary, bawiący się ludzie wszędzie, wiadomo jak to wygląda.
Jest to małe miasteczko, w którym nie ma nawet 5000 mieszkańców, ale w sezonie zjeżdżają się tam dziesiątki tysięcy, nawet i do stu. Z tego względu ruch samochodowy odbywa się tam powoli i z zachowaniem szczególnej ostrożności, bo ulice są wąskie, wszędzie jest pełno ludzi, często pijanych, do tego mnóstwo dzieci, co chwilę ktoś przechodzi przez ulicę, a do tego jeżdżą rowery, skutery, gokarty, riksze, melexy i trzeba po prostu uważać.
Pewnego sezonu BMW na niemieckich tablicach przez kilka dni urządzało sobie rajdy ulicami tego miasteczka. Jeżdżenie z prędkością grubo powyżej limitu, ostre hamowanie i ruszanie z piskiem, ścinanie zakrętów, a nawet zawijanie na ręcznym i ciągłe wycie silnikiem, aż było ich słychać z daleka. W środku młodzi, roześmiani ludzie z piwami w rękach i techno na cały regulator.
W tym mieście w sezonie jest dużo policji, bo ściągają policjantów z całej Polski, ale tym razem chyba wzięli z grupą inwalidzką - głuchych i ślepych. Raz na własne oczy widziałem jak patrol ich ordynarnie zignorował jak śmignęli na prostej tak, że ludzie na skraju chodnika aż odskoczyli. Kilka osób, w tym ja, wymownie spojrzało w stronę policjantów, ale to też zignorowali.
Nie wiem jak to się skończyło, jeździli tak przez niecały tydzień i przestali. Przypuszczam, że wyjechali, bo gdyby policja miała zadziałać to by zadziałała już pierwszego dnia. W wiadomościach nic nie było, więc chyba na szczęście nikogo nie zabili.
Ta historia nie ma na celu pokazywać Niemców jako narodu w złym świetle. Ta historia pokazuje ku***stwo lokalnych władz, które bały się podjąć jakiekolwiek działania wobec zakłócających spokój i stwarzających zagrożenie ludzi, bo ci nie daj Boże się obrażą i przestaną przywozić pieniądze.
Było to koło 2012 roku w znanej nadmorskiej miejscowości turystycznej. Nie będę jej wymieniał z nazwy, bo bardzo lubię to miasto (mimo tej jednej sytuacji) i nie chcę mu robić złej sławy.
Lato, wakacje, mnóstwo ludzi na ulicach, stoiska pamiątkami i zabawkami, restauracje, bary, bawiący się ludzie wszędzie, wiadomo jak to wygląda.
Jest to małe miasteczko, w którym nie ma nawet 5000 mieszkańców, ale w sezonie zjeżdżają się tam dziesiątki tysięcy, nawet i do stu. Z tego względu ruch samochodowy odbywa się tam powoli i z zachowaniem szczególnej ostrożności, bo ulice są wąskie, wszędzie jest pełno ludzi, często pijanych, do tego mnóstwo dzieci, co chwilę ktoś przechodzi przez ulicę, a do tego jeżdżą rowery, skutery, gokarty, riksze, melexy i trzeba po prostu uważać.
Pewnego sezonu BMW na niemieckich tablicach przez kilka dni urządzało sobie rajdy ulicami tego miasteczka. Jeżdżenie z prędkością grubo powyżej limitu, ostre hamowanie i ruszanie z piskiem, ścinanie zakrętów, a nawet zawijanie na ręcznym i ciągłe wycie silnikiem, aż było ich słychać z daleka. W środku młodzi, roześmiani ludzie z piwami w rękach i techno na cały regulator.
W tym mieście w sezonie jest dużo policji, bo ściągają policjantów z całej Polski, ale tym razem chyba wzięli z grupą inwalidzką - głuchych i ślepych. Raz na własne oczy widziałem jak patrol ich ordynarnie zignorował jak śmignęli na prostej tak, że ludzie na skraju chodnika aż odskoczyli. Kilka osób, w tym ja, wymownie spojrzało w stronę policjantów, ale to też zignorowali.
Nie wiem jak to się skończyło, jeździli tak przez niecały tydzień i przestali. Przypuszczam, że wyjechali, bo gdyby policja miała zadziałać to by zadziałała już pierwszego dnia. W wiadomościach nic nie było, więc chyba na szczęście nikogo nie zabili.
Ta historia nie ma na celu pokazywać Niemców jako narodu w złym świetle. Ta historia pokazuje ku***stwo lokalnych władz, które bały się podjąć jakiekolwiek działania wobec zakłócających spokój i stwarzających zagrożenie ludzi, bo ci nie daj Boże się obrażą i przestaną przywozić pieniądze.
ponad prawem
Ocena:
134
(146)
O tym jak najprostsze rozwiązania bywają skuteczne.
Sytuacja działa się w szkole. Byliśmy zgraną klasą bez konfliktów. Po podstawówce poszliśmy wszyscy razem do gimnazjum jako ta sama klasa, ponieważ obie szkoły znajdowały się w jednym budynku. Dodatkowo do naszej klasy doszło kilka nowych osób z zewnątrz i to będzie historia o jednej z nich.
Przyszedł chłopak. Widać było, że patus. Jego ulubioną zabawą było dręczenie innych. Zabierał nam różne rzeczy (długopis, piórnik, cały plecak) tylko po to, by wyrzucić do śmietnika robiąc danej osobie na złość. Podkładał nogi, zaczepiał, pluł, a jego popisową akcją było podbieganie do niczego nieświadomej osoby od tyłu i kopanie w dupę. Zaczepki słowne i wyzwiska były normą. Gdy ktoś próbował się bronić, patus leciał do pani z krzykiem, że tamten go bije.
Nauczyciele z wychowawczynią na czele najpierw próbowali go naprostować, ale gdy w dzienniku brakowało mu już miejsca na uwagi, wszelkiego rodzaju apele, upomnienia, nagany i prośby do rodziców ze strony nauczycieli nic nie pomogły, a on siedział więcej czasu u szkolnej pedagog na pogadankach niż na lekcjach, nauczyciele odpuścili. Mówili nam tylko, że musimy jakoś to znosić, bo on jest chory. Nie mam pojęcia na co, chyba na patologię.
Pod koniec pierwszej klasy, razem z trzema kolegami uznaliśmy, że trzeba coś z tym zrobić, bo inaczej przez kolejne dwa lata będziemy musieli to znosić. Przydybaliśmy go więc w ubikacji, dostał kilka cepów na twarz, po czym zrobiliśmy mu tak zwanego szuwara, czyli wsadziliśmy głowę do muszli klozetowej i spuściliśmy wodę. Na odchodne dostał kopa w dupę, takiego jakie on przez prawie cały rok szkolny serwował nam. Konsekwencji się nie obawialiśmy, bo nie było żadnych świadków, a patus zalazł za skórę wszystkim, więc praktycznie każdy mógł to zrobić. W słowa patusa natomiast nie wierzył już nikt.
Po tej akcji mieliśmy spokój już do końca szkoły. My czterej mieliśmy spokój, bo pozostałych dalej zaczepiał, a z roku na rok świrował pawiana coraz bardziej.
Ciekawe co teraz robi. Może siedzi w więzieniu.
Sytuacja działa się w szkole. Byliśmy zgraną klasą bez konfliktów. Po podstawówce poszliśmy wszyscy razem do gimnazjum jako ta sama klasa, ponieważ obie szkoły znajdowały się w jednym budynku. Dodatkowo do naszej klasy doszło kilka nowych osób z zewnątrz i to będzie historia o jednej z nich.
Przyszedł chłopak. Widać było, że patus. Jego ulubioną zabawą było dręczenie innych. Zabierał nam różne rzeczy (długopis, piórnik, cały plecak) tylko po to, by wyrzucić do śmietnika robiąc danej osobie na złość. Podkładał nogi, zaczepiał, pluł, a jego popisową akcją było podbieganie do niczego nieświadomej osoby od tyłu i kopanie w dupę. Zaczepki słowne i wyzwiska były normą. Gdy ktoś próbował się bronić, patus leciał do pani z krzykiem, że tamten go bije.
Nauczyciele z wychowawczynią na czele najpierw próbowali go naprostować, ale gdy w dzienniku brakowało mu już miejsca na uwagi, wszelkiego rodzaju apele, upomnienia, nagany i prośby do rodziców ze strony nauczycieli nic nie pomogły, a on siedział więcej czasu u szkolnej pedagog na pogadankach niż na lekcjach, nauczyciele odpuścili. Mówili nam tylko, że musimy jakoś to znosić, bo on jest chory. Nie mam pojęcia na co, chyba na patologię.
Pod koniec pierwszej klasy, razem z trzema kolegami uznaliśmy, że trzeba coś z tym zrobić, bo inaczej przez kolejne dwa lata będziemy musieli to znosić. Przydybaliśmy go więc w ubikacji, dostał kilka cepów na twarz, po czym zrobiliśmy mu tak zwanego szuwara, czyli wsadziliśmy głowę do muszli klozetowej i spuściliśmy wodę. Na odchodne dostał kopa w dupę, takiego jakie on przez prawie cały rok szkolny serwował nam. Konsekwencji się nie obawialiśmy, bo nie było żadnych świadków, a patus zalazł za skórę wszystkim, więc praktycznie każdy mógł to zrobić. W słowa patusa natomiast nie wierzył już nikt.
Po tej akcji mieliśmy spokój już do końca szkoły. My czterej mieliśmy spokój, bo pozostałych dalej zaczepiał, a z roku na rok świrował pawiana coraz bardziej.
Ciekawe co teraz robi. Może siedzi w więzieniu.
szkoła zachowanie
Ocena:
140
(192)
Spotkałem się dzisiaj z nowym wymiarem głupoty drogowej.
Droga w mieście, dwa pasy w jednym kierunku i przejście dla pieszych ze światłami. Widzę zielone, jadę lewym pasem, ale widzę też, że jadące kawałek przede mną prawym pasem czarne BMW zatrzymało się przed przejściem i próbuje przepuścić pieszego, który ma czerwone. Ja też się zatrzymałem, na wypadek jakby pieszy wszedł na pasy, ale pieszy (w przeciwieństwie do tamtego kierowcy) idiotą nie jest i zna przepisy, więc nie przechodzi, tylko czeka i nawet macha temu BMW, że ma jechać, bo zielone. Gdy zrównałem się z BMW i spojrzałem, wszystko stało się jasne. Za kierownicą blond karyna, więc prawo jazdy najpewniej zrobione na tylnej kanapie, a auto od ojca albo sponsora.
Strach pomyśleć co by było, jakby pieszy wszedł na te pasy, a zamiast mnie jechałby mniej uważny kierowca i się nie zatrzymał.
Droga w mieście, dwa pasy w jednym kierunku i przejście dla pieszych ze światłami. Widzę zielone, jadę lewym pasem, ale widzę też, że jadące kawałek przede mną prawym pasem czarne BMW zatrzymało się przed przejściem i próbuje przepuścić pieszego, który ma czerwone. Ja też się zatrzymałem, na wypadek jakby pieszy wszedł na pasy, ale pieszy (w przeciwieństwie do tamtego kierowcy) idiotą nie jest i zna przepisy, więc nie przechodzi, tylko czeka i nawet macha temu BMW, że ma jechać, bo zielone. Gdy zrównałem się z BMW i spojrzałem, wszystko stało się jasne. Za kierownicą blond karyna, więc prawo jazdy najpewniej zrobione na tylnej kanapie, a auto od ojca albo sponsora.
Strach pomyśleć co by było, jakby pieszy wszedł na te pasy, a zamiast mnie jechałby mniej uważny kierowca i się nie zatrzymał.
kierowcy
Ocena:
128
(192)
Kilka lat temu znalazłem na osiedlu małego kotka, takiego jeszcze ślepego. Prawdopodobnie porzucony przez matkę. Zabrałem go do weterynarza, a potem do domu. Karmiłem go strzykawką, a potem butelką. Dbałem o niego i regularnie odwiedzałem weterynarza, by mieć pewność, że wszystko jest ok. Kotek rósł zdrowo i usamodzielnił się. Od tamtego czasu jest u mnie.
Kobieta, z którą spotykam się od kilku miesięcy powiedziała, że może u mnie zamieszkać, ale mam się pozbyć kota, bo ona ma uczulenie. Powiedziałem, że prędzej jej się pozbędę. Ona na to nazwała mnie ciotą. Rozmowa miała miejsce podczas jazdy samochodem, więc zatrzymałem się w pierwszym możliwym miejscu i kazałem jej wysiąść. Na początku nie wierzyła, ale powtórzyłem polecenie bardziej dobitnie. Wielce obrażona wysiadła i więcej się do mnie nie odzywała.
I dobrze.
Kobieta, z którą spotykam się od kilku miesięcy powiedziała, że może u mnie zamieszkać, ale mam się pozbyć kota, bo ona ma uczulenie. Powiedziałem, że prędzej jej się pozbędę. Ona na to nazwała mnie ciotą. Rozmowa miała miejsce podczas jazdy samochodem, więc zatrzymałem się w pierwszym możliwym miejscu i kazałem jej wysiąść. Na początku nie wierzyła, ale powtórzyłem polecenie bardziej dobitnie. Wielce obrażona wysiadła i więcej się do mnie nie odzywała.
I dobrze.
kot
Ocena:
341
(403)
‹ pierwsza < 1 2
« poprzednia 1 2 następna »