Profil użytkownika
mofayar
Zamieszcza historie od: | 12 stycznia 2020 - 22:45 |
Ostatnio: | 28 sierpnia 2024 - 13:50 |
- Historii na głównej: 14 z 15
- Punktów za historie: 2207
- Komentarzy: 117
- Punktów za komentarze: 982
Kojarzycie takie szkoły prywatne, za które płaci się mnóstwo pieniędzy i w których nie ma ocen, od uczniów niczego się nie wymaga i chwali się ich nawet, gdy udzielają błędnych odpowiedzi? W założeniu teoretycznym takie szkoły mają wychowywać ludzi o otwartych umysłach, kreatywnych, myślących nieszablonowo i takie tam kołczingowe bzdety, ale w praktyce hodują życiowe niedorajdy o zerowej odporności na wszelką krytykę, które w swoich pierwszych krokach w dorosłe życie brutalnie zderzają się z rzeczywistością i nie potrafią sobie z nią poradzić.
Taką szkołę skończył mój kuzyn i o nim będzie ta historia.
Rodzice kuzyna byli bardzo z siebie dumni, że zapisali go do takiej szkoły, choć nie jest to tanie. Ale warto! Na każdym rodzinnym spotkaniu zachwycali się jak świetnie idzie mu w szkole i wróżyli mu świetlaną przyszłość.
Zderzenie z rzeczywistością nastąpiło gdy po zakończonej szkole, w przerwie wakacyjnej przed studiami, kuzyn poszedł do swojej pierwszej pracy. Popracował kilka dni, aż któregoś dnia wrócił do domu z płaczem i powiedział, że więcej tam nie pójdzie.
Co się stało?
Otóż zrobił coś nie tak i szkolący go pracownik wyjaśnił mu na czym błąd polegał oraz pokazał, jak ma robić poprawnie.
Dla kuzyna to był pierwszy raz w życiu, kiedy ktoś go skrytykował. Przez całą szkołę wszyscy mówili mu, że wszystko robi dobrze, nawet jeśli robił źle. W pracy jednak o tym nie wiedzieli, że chodzi do takiej szkoły i potraktowali go tak, jak każdego innego pracownika. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Rodzice musieli go zabrać do psychologa.
Kupa śmiechu będzie jak zacznie studia i zda sobie sprawę, że oprócz uśmiechania się i mówienia co ślina na język przyniesie, trzeba się też uczyć.
Taką szkołę skończył mój kuzyn i o nim będzie ta historia.
Rodzice kuzyna byli bardzo z siebie dumni, że zapisali go do takiej szkoły, choć nie jest to tanie. Ale warto! Na każdym rodzinnym spotkaniu zachwycali się jak świetnie idzie mu w szkole i wróżyli mu świetlaną przyszłość.
Zderzenie z rzeczywistością nastąpiło gdy po zakończonej szkole, w przerwie wakacyjnej przed studiami, kuzyn poszedł do swojej pierwszej pracy. Popracował kilka dni, aż któregoś dnia wrócił do domu z płaczem i powiedział, że więcej tam nie pójdzie.
Co się stało?
Otóż zrobił coś nie tak i szkolący go pracownik wyjaśnił mu na czym błąd polegał oraz pokazał, jak ma robić poprawnie.
Dla kuzyna to był pierwszy raz w życiu, kiedy ktoś go skrytykował. Przez całą szkołę wszyscy mówili mu, że wszystko robi dobrze, nawet jeśli robił źle. W pracy jednak o tym nie wiedzieli, że chodzi do takiej szkoły i potraktowali go tak, jak każdego innego pracownika. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Rodzice musieli go zabrać do psychologa.
Kupa śmiechu będzie jak zacznie studia i zda sobie sprawę, że oprócz uśmiechania się i mówienia co ślina na język przyniesie, trzeba się też uczyć.
szkola
Ocena:
100
(130)
Co się właśnie odwaliło, to ja nie wiem...
Byłem właśnie dzisiaj na imprezie plenerowej w moim miasteczku. Muzyka na żywo, budki z piwem, kiełbasy i szaszłyki z grilla, takie tam, jak to na tego typu imprezach. Po kilku piwach przycisnęło mnie na pęcherz i odkryłem wówczas, że mądre głowy odpowiedzialne za organizację tej imprezy uznały, że 5 toi-toi'ów na kilka tysięcy osób w zupełności wystarczy. Efektem były kilkusetmetrowe kolejki. Żeby było śmieszniej, za luksus ten trzeba było jeszcze zapłacić, bo sralnio-szczalni owej pilnował rasowy dziadek klozetowy, który domagał się opłat. Nawet bym zapłacił, ale nie będę stał godzinę w kolejce żeby spuścić jaszczura ze sznura, zwłaszcza że zbyt długie wstrzymywanie moczu jest niezdrowe. Jesteśmy wszakże w parku, więc udałem się między drzewa, wyciągnąłem ptaka i robię swoje. Wtem słyszę krzyki:
- Co to k*** ma być?! Nie ma takiego szczania! Czekaj w kolejce i płać jak wszyscy!
Niewiarygodne, ale to dziadek klozetowy we własnej osobie przybiegł tu za mną, by skarcić mnie za nielegalne odlewanie się pod drzewem.
Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy w tej sytuacji i którą natychmiast ubrałem w słowa, była:
- Co ty, pe***em jesteś, że przyszedłeś mi się na fujarę gapić?
Na takie dictum dziadek się wnerwił i rzucił się z pięściami. Uchyliłem się przed ciosem i skontrowałem w szczękę, nie za mocno, żeby nie zrobić krzywdy, ale żeby się opamiętał. Zaznaczam, że cały czas lewą ręką trzymałem pytonga i oddawałem mocz. Dziadyga, wyraźnie zszokowany, trzymając się za ryj, zrezygnował z dalszych ataków. Obrzucił mnie jedynie inwektywami oraz groźbami, po czym wrócił pilnować swojego zaszczanego biznesu.
A to wszystko z powodu głupiej złotówki, którą chętnie bym mu zapłacił za tego toi-toi'a, gdyby tylko nie trzeba było do niego stać godzinę w kolejce.
Byłem właśnie dzisiaj na imprezie plenerowej w moim miasteczku. Muzyka na żywo, budki z piwem, kiełbasy i szaszłyki z grilla, takie tam, jak to na tego typu imprezach. Po kilku piwach przycisnęło mnie na pęcherz i odkryłem wówczas, że mądre głowy odpowiedzialne za organizację tej imprezy uznały, że 5 toi-toi'ów na kilka tysięcy osób w zupełności wystarczy. Efektem były kilkusetmetrowe kolejki. Żeby było śmieszniej, za luksus ten trzeba było jeszcze zapłacić, bo sralnio-szczalni owej pilnował rasowy dziadek klozetowy, który domagał się opłat. Nawet bym zapłacił, ale nie będę stał godzinę w kolejce żeby spuścić jaszczura ze sznura, zwłaszcza że zbyt długie wstrzymywanie moczu jest niezdrowe. Jesteśmy wszakże w parku, więc udałem się między drzewa, wyciągnąłem ptaka i robię swoje. Wtem słyszę krzyki:
- Co to k*** ma być?! Nie ma takiego szczania! Czekaj w kolejce i płać jak wszyscy!
Niewiarygodne, ale to dziadek klozetowy we własnej osobie przybiegł tu za mną, by skarcić mnie za nielegalne odlewanie się pod drzewem.
Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy w tej sytuacji i którą natychmiast ubrałem w słowa, była:
- Co ty, pe***em jesteś, że przyszedłeś mi się na fujarę gapić?
Na takie dictum dziadek się wnerwił i rzucił się z pięściami. Uchyliłem się przed ciosem i skontrowałem w szczękę, nie za mocno, żeby nie zrobić krzywdy, ale żeby się opamiętał. Zaznaczam, że cały czas lewą ręką trzymałem pytonga i oddawałem mocz. Dziadyga, wyraźnie zszokowany, trzymając się za ryj, zrezygnował z dalszych ataków. Obrzucił mnie jedynie inwektywami oraz groźbami, po czym wrócił pilnować swojego zaszczanego biznesu.
A to wszystko z powodu głupiej złotówki, którą chętnie bym mu zapłacił za tego toi-toi'a, gdyby tylko nie trzeba było do niego stać godzinę w kolejce.
impreza dziadek klozetowy
Ocena:
116
(152)
Z cyklu "wszyscy są winni, tylko nie ja".
Swego czasu spotykałem się przez około rok z zamężną kobietą. Były to spotkania tylko na seks. Gdy poznałem normalną kobietę i zacząłem normalny związek, tamtą relację zakończyłem i urwałem kontakt. W związku byłem kilka lat, rozstaliśmy się i po jakimś czasie postanowiłem odnowić kontakt z tamtą.
Napisałem, wymieniliśmy kilka wiadomości i się umówiliśmy.
Spodziewałem się miłego spotkania z jeszcze milszym zakończeniem, ale zamiast tego musiałem wysłuchać historii jej życia zakończonej morałem, że wszystko co złe to wina facetów, a najbardziej moja.
Otóż po mnie znalazła sobie innego kochanka. Ten jednak nie był tak ostrożny jak ja i mąż się o nich dowiedział. Skurczybyk mąż był tak wyrachowany, że przed konfrontacją zdobył dowody jej zdrady, dzięki czemu jego adwokat zmasakrował ją w sądzie.
Zapytałem, gdzie tu moja wina. Odpowiedziała, że to przeze mnie zdradziła męża, a potem już nie mogła przestać. Że to ja sprowadziłem ją na tę drogę.
Następnie obwiniła drugiego kochanka, za to, że po prostu był.
Kolejnym winnym był jej mąż, który zamiast jej wybaczyć, wystąpił o rozwód z orzeczeniem o winie, który dzięki dowodom otrzymał już na pierwszej rozprawie.
Najbardziej okrutne było to, że po rozwodzie musiała przeprowadzić się z domu męża do kawalerki i pójść do pracy, bo wcześniej utrzymywał ją mąż.
Tyradę swą zakończyła słowami, że mężczyźni zniszczyli jej życie i nie chce mieć z nimi już nic wspólnego.
Nawet nie próbowałem dyskutować, bo nie było sensu. Spojrzałem tylko na zegarek i powiedziałem:
- Późno już, muszę lecieć.
I poleciałem.
Swego czasu spotykałem się przez około rok z zamężną kobietą. Były to spotkania tylko na seks. Gdy poznałem normalną kobietę i zacząłem normalny związek, tamtą relację zakończyłem i urwałem kontakt. W związku byłem kilka lat, rozstaliśmy się i po jakimś czasie postanowiłem odnowić kontakt z tamtą.
Napisałem, wymieniliśmy kilka wiadomości i się umówiliśmy.
Spodziewałem się miłego spotkania z jeszcze milszym zakończeniem, ale zamiast tego musiałem wysłuchać historii jej życia zakończonej morałem, że wszystko co złe to wina facetów, a najbardziej moja.
Otóż po mnie znalazła sobie innego kochanka. Ten jednak nie był tak ostrożny jak ja i mąż się o nich dowiedział. Skurczybyk mąż był tak wyrachowany, że przed konfrontacją zdobył dowody jej zdrady, dzięki czemu jego adwokat zmasakrował ją w sądzie.
Zapytałem, gdzie tu moja wina. Odpowiedziała, że to przeze mnie zdradziła męża, a potem już nie mogła przestać. Że to ja sprowadziłem ją na tę drogę.
Następnie obwiniła drugiego kochanka, za to, że po prostu był.
Kolejnym winnym był jej mąż, który zamiast jej wybaczyć, wystąpił o rozwód z orzeczeniem o winie, który dzięki dowodom otrzymał już na pierwszej rozprawie.
Najbardziej okrutne było to, że po rozwodzie musiała przeprowadzić się z domu męża do kawalerki i pójść do pracy, bo wcześniej utrzymywał ją mąż.
Tyradę swą zakończyła słowami, że mężczyźni zniszczyli jej życie i nie chce mieć z nimi już nic wspólnego.
Nawet nie próbowałem dyskutować, bo nie było sensu. Spojrzałem tylko na zegarek i powiedziałem:
- Późno już, muszę lecieć.
I poleciałem.
kobiety mężczyźni seks związki zdrada
Ocena:
142
(176)
Wewnątrzkrajowa żegluga powietrzna w Polsce to jakiś żart...
Mieszkam na Śląsku i w najbliższych dniach muszę wybrać się do Poznania załatwić jedną sprawę. Cztery godziny jazdy w jedną stronę, bardzo mi się nie chce marnować całego dnia. Pomyślałem, że może samolotem. Sprawdziłem i zacząłem się śmiać.
Lot z Katowic do Poznania, od dwóch i pół do sześciu godzin. Dlaczego tak? Bo najpierw do Warszawy, a tam dopiero przesiadka do Poznania, na którą jeszcze trzeba czekać. To ja już wolę samochodem.
Sprawdziłem z ciekawości jak wyglądają połączenia między innymi dużymi i ważnymi miastami w Polsce. Wyglądają dokładnie tak samo. Wszystko leci najpierw do Warszawy i wychodzą absurdalnie długie czasy, nierzadko dłuższe niż przejazd samochodem.
Dlaczego nie ma bezpośrednich połączeń? Za mało ludzi lata i liniom lotniczym się nie opłaca?
Mieszkam na Śląsku i w najbliższych dniach muszę wybrać się do Poznania załatwić jedną sprawę. Cztery godziny jazdy w jedną stronę, bardzo mi się nie chce marnować całego dnia. Pomyślałem, że może samolotem. Sprawdziłem i zacząłem się śmiać.
Lot z Katowic do Poznania, od dwóch i pół do sześciu godzin. Dlaczego tak? Bo najpierw do Warszawy, a tam dopiero przesiadka do Poznania, na którą jeszcze trzeba czekać. To ja już wolę samochodem.
Sprawdziłem z ciekawości jak wyglądają połączenia między innymi dużymi i ważnymi miastami w Polsce. Wyglądają dokładnie tak samo. Wszystko leci najpierw do Warszawy i wychodzą absurdalnie długie czasy, nierzadko dłuższe niż przejazd samochodem.
Dlaczego nie ma bezpośrednich połączeń? Za mało ludzi lata i liniom lotniczym się nie opłaca?
samoloty polska
Ocena:
150
(166)
Niecały rok temu rozstałem się z kobietą. Byliśmy razem dwa lata. Rozstaliśmy się kulturalnie i w zgodzie, bo za dużo nas dzieliło, a za mało łączyło. Teraz sobie żyję korzystając z zalet stanu kawalerskiego i jest mi dobrze.
Najwyraźniej nie podoba się to kobietom moich kolegów. Według nich facet bez kobiety nie może być szczęśliwy i trzeba mu tę kobietę na siłę znaleźć.
Tak też na każdym spotkaniu towarzyskim, na które koledzy zabiorą swoje kobiety, obowiązkowym punktem staje się festiwal żenady, który można podzielić na trzy akty:
1. Współczucie
"Oj, tak mi przykro. Pewnie za nią tęsknisz"
"Na pewno się nudzisz i męczysz tak sam, w pustym mieszkaniu"
2. Pocieszanie.
"Taki fajny facet na pewno długo nie będzie sam"
"Zawsze na ciebie laski leciały"
"Zanim się obejrzysz już się jakaś nowa pojawi"
3. Swatanie.
"Dam ci numer do koleżanki"
"Moja koleżanka też się niedawno rozstała i jest smutna, dogadacie się, mogę was poznać"
Idiotycznych tekstów jak powyżej było oczywiście więcej, ale przytoczyłem te najdurniejsze. Przez pewien czas byłem kulturalny, grzecznie odmawiałem i mówiłem, że dobrze mi tak jak jest i nie jestem obecnie zainteresowany nawiązywaniem bliskich relacji z kobietami, że chcę odpocząć. Oczywiście nie docierało. Do mnie za to dotarło, że nie tędy droga i muszę zmienić podejście. Przy kolejnej okazji, gdy zaczął się festiwal żenady i dotarliśmy do punktu swatania, odpowiedziałem:
- Dobra, dajcie kilka numerów do koleżanek, bo w sumie bym coś nabił na ku*asa. Tylko żeby ładne były, a nie jakieś paszczury albo grubaski.
W jednej chwili zostałem zdegradowany z fajnego faceta do świni i chama, ale dokładnie taki był plan. Od tamtego czasu mam spokój. Tylko krzywo patrzą.
Koledzy zresztą przyznali mi rację i wyznali, że ich też męczyły te żenujące gadki na każdej imprezie.
Najwyraźniej nie podoba się to kobietom moich kolegów. Według nich facet bez kobiety nie może być szczęśliwy i trzeba mu tę kobietę na siłę znaleźć.
Tak też na każdym spotkaniu towarzyskim, na które koledzy zabiorą swoje kobiety, obowiązkowym punktem staje się festiwal żenady, który można podzielić na trzy akty:
1. Współczucie
"Oj, tak mi przykro. Pewnie za nią tęsknisz"
"Na pewno się nudzisz i męczysz tak sam, w pustym mieszkaniu"
2. Pocieszanie.
"Taki fajny facet na pewno długo nie będzie sam"
"Zawsze na ciebie laski leciały"
"Zanim się obejrzysz już się jakaś nowa pojawi"
3. Swatanie.
"Dam ci numer do koleżanki"
"Moja koleżanka też się niedawno rozstała i jest smutna, dogadacie się, mogę was poznać"
Idiotycznych tekstów jak powyżej było oczywiście więcej, ale przytoczyłem te najdurniejsze. Przez pewien czas byłem kulturalny, grzecznie odmawiałem i mówiłem, że dobrze mi tak jak jest i nie jestem obecnie zainteresowany nawiązywaniem bliskich relacji z kobietami, że chcę odpocząć. Oczywiście nie docierało. Do mnie za to dotarło, że nie tędy droga i muszę zmienić podejście. Przy kolejnej okazji, gdy zaczął się festiwal żenady i dotarliśmy do punktu swatania, odpowiedziałem:
- Dobra, dajcie kilka numerów do koleżanek, bo w sumie bym coś nabił na ku*asa. Tylko żeby ładne były, a nie jakieś paszczury albo grubaski.
W jednej chwili zostałem zdegradowany z fajnego faceta do świni i chama, ale dokładnie taki był plan. Od tamtego czasu mam spokój. Tylko krzywo patrzą.
Koledzy zresztą przyznali mi rację i wyznali, że ich też męczyły te żenujące gadki na każdej imprezie.
związki kobiety
Ocena:
228
(264)
Jestem piekielny i chamski, ale inaczej się nie da.
Bardzo denerwują mnie ludzie, którzy nie potrafią uszanować czyjejś przestrzeni osobistej, w tym przypadku mojej. Mam na myśli ludzi, którzy w sytuacjach społecznych podchodzą do mnie zbyt blisko. O wiele za blisko niż powinni, w sytuacjach, kiedy nie muszą.
Mam tak od zawsze. Jako dziecko i nastolatek nie reagowałem, bo myślałem, że to niegrzecznie. Jako młody dorosły zwracałem kulturalnie uwagę - nie skutkowało. Teraz po prostu jestem chamem i wiecie co? To działa.
Kilka przykładowych sytuacji, które powtarzają się regularnie.
1. Jadę autobusem. Kiedy są godziny szczytu i autobus jest załadowany do pełna, to nie mam nic przeciwko jak ktoś usiądzie obok mnie, normalne. Ale co ma we łbie koleś, który w prawie pustym autobusie, przy kilkunastu wolnych miejscach, siada koło mnie? W tej sytuacji akurat się przesiadam, bo nic mnie to nie kosztuje, a rozwiązuje problem.
2. Pływalnia. Wchodzę i idę do szatni. Godzina taka, że basen prawie pusty. Ogromna szatnia, mnóstwo szafek, przebieram się, przyłazi facet i ładuje się do szafki tuż obok mnie. Dokładnie obok mnie. Ja mam szafkę powiedzmy numer 88, a ten bierze szafkę numer 89. Nie będę wyciągał wszystkich ciuchów i się przenosił, więc przeganiam natręta. Mówię:
- Panie, cała szatnia pusta, dlaczego akurat tutaj się pan ładujesz?
- Ale co?
- Ale gówno! Przyjaciół pan szukasz, czy jesteś pan jakimś zbokolem i chcesz się pan o mnie ocierać? Idź pan dalej, całą szatnię pan masz!
Mniej lub bardziej speszony delikwent odchodzi.
3. Kolejka w sklepie. Koleś staje za mną tak blisko, że czuję jego oddech na karku. Odwracam się:
- No na plecy niech mi jeszcze pan wejdzie!
- No co, w kolejce stoję za panem.
- Stoi pan tak blisko, że czuję co pan jadł! Krok w tył, proszę!
Zwykle się reflektują i przepraszają.
4. Pisuary w publicznych toaletach. Mężczyźni to znają, a sytuacja jest wręcz memiczna. Jest niepisana zasada, że musi być jeden pisuar przerwy między sikającymi. Są jednak ludzie, którzy nawet jak wszystkie pozostałe pisuary są wolne, wybiorą akurat ten obok twojego. Na to po prostu nie mam słów...
Te sytuacje są całkowicie niezależne od covida i zalecanego dystansu społecznego, bo występowały przed covidem i występują cały czas. Co jest nie tak z niektórymi ludźmi?
Bardzo denerwują mnie ludzie, którzy nie potrafią uszanować czyjejś przestrzeni osobistej, w tym przypadku mojej. Mam na myśli ludzi, którzy w sytuacjach społecznych podchodzą do mnie zbyt blisko. O wiele za blisko niż powinni, w sytuacjach, kiedy nie muszą.
Mam tak od zawsze. Jako dziecko i nastolatek nie reagowałem, bo myślałem, że to niegrzecznie. Jako młody dorosły zwracałem kulturalnie uwagę - nie skutkowało. Teraz po prostu jestem chamem i wiecie co? To działa.
Kilka przykładowych sytuacji, które powtarzają się regularnie.
1. Jadę autobusem. Kiedy są godziny szczytu i autobus jest załadowany do pełna, to nie mam nic przeciwko jak ktoś usiądzie obok mnie, normalne. Ale co ma we łbie koleś, który w prawie pustym autobusie, przy kilkunastu wolnych miejscach, siada koło mnie? W tej sytuacji akurat się przesiadam, bo nic mnie to nie kosztuje, a rozwiązuje problem.
2. Pływalnia. Wchodzę i idę do szatni. Godzina taka, że basen prawie pusty. Ogromna szatnia, mnóstwo szafek, przebieram się, przyłazi facet i ładuje się do szafki tuż obok mnie. Dokładnie obok mnie. Ja mam szafkę powiedzmy numer 88, a ten bierze szafkę numer 89. Nie będę wyciągał wszystkich ciuchów i się przenosił, więc przeganiam natręta. Mówię:
- Panie, cała szatnia pusta, dlaczego akurat tutaj się pan ładujesz?
- Ale co?
- Ale gówno! Przyjaciół pan szukasz, czy jesteś pan jakimś zbokolem i chcesz się pan o mnie ocierać? Idź pan dalej, całą szatnię pan masz!
Mniej lub bardziej speszony delikwent odchodzi.
3. Kolejka w sklepie. Koleś staje za mną tak blisko, że czuję jego oddech na karku. Odwracam się:
- No na plecy niech mi jeszcze pan wejdzie!
- No co, w kolejce stoję za panem.
- Stoi pan tak blisko, że czuję co pan jadł! Krok w tył, proszę!
Zwykle się reflektują i przepraszają.
4. Pisuary w publicznych toaletach. Mężczyźni to znają, a sytuacja jest wręcz memiczna. Jest niepisana zasada, że musi być jeden pisuar przerwy między sikającymi. Są jednak ludzie, którzy nawet jak wszystkie pozostałe pisuary są wolne, wybiorą akurat ten obok twojego. Na to po prostu nie mam słów...
Te sytuacje są całkowicie niezależne od covida i zalecanego dystansu społecznego, bo występowały przed covidem i występują cały czas. Co jest nie tak z niektórymi ludźmi?
dystans ludzie
Ocena:
204
(236)
Mam takiego znajomego, który interesuje się historią drugiej wojny światowej, a konkretnie nazistowskimi Niemcami. Zebrał pokaźną kolekcję przeróżnych rzeczy z tamtych czasów. Jeden z pokojów dosłownie przerobił na muzeum. Ma kilka mundurów SS i Wehrmachtu na manekinach, na ścianach flagi Trzeciej Rzeszy, symbole i insygnia SS, plakaty propagandowe, a także masę wszelkich przedmiotów codziennego użytku pochodzących z nazistowskich Niemiec, jak kubki czy talerze ze swastyką, klamry do pasów, itp.
Któregoś dnia przyszła do niego policja i grzecznie zapytali, czy mogą się rozejrzeć, bo dostali donos, że tu mieszka neonazista i ma broń.
Kolega ma w swojej kolekcji także broń, ale wszystko pozbawione trwale cech użytkowych, więc legalne. Policjanci obejrzeli wszystko i pojechali, a w ciągu ostatnich 5 lat byli kilka razy.
Kolega nie opowiada o swoim hobby i tym bardziej nie pokazuje swojej kolekcji byle komu (ludzie nie rozumieją, że interesowanie się historią nazistowskich Niemiec nie jest jednoznaczne z byciem nazistą), więc donosy musiały pochodzić od kogoś z jego bliskiego otoczenia.
Co jest z ludźmi nie tak?
Któregoś dnia przyszła do niego policja i grzecznie zapytali, czy mogą się rozejrzeć, bo dostali donos, że tu mieszka neonazista i ma broń.
Kolega ma w swojej kolekcji także broń, ale wszystko pozbawione trwale cech użytkowych, więc legalne. Policjanci obejrzeli wszystko i pojechali, a w ciągu ostatnich 5 lat byli kilka razy.
Kolega nie opowiada o swoim hobby i tym bardziej nie pokazuje swojej kolekcji byle komu (ludzie nie rozumieją, że interesowanie się historią nazistowskich Niemiec nie jest jednoznaczne z byciem nazistą), więc donosy musiały pochodzić od kogoś z jego bliskiego otoczenia.
Co jest z ludźmi nie tak?
donosiciele
Ocena:
191
(207)
Jak można łatwo zaobserwować, większość psiarzy to idioci. Ostatnio miałem przygodę z najgorszym chyba gatunkiem psiarza.
Kto mieszka w bloku, mógł się natknąć na debila, który wyprowadzając psa na spacer wypuszcza go pierwszego, żeby zbiegł po schodach, a potem sam schodzi i dopiero na dole dołącza do psa.
Było to kilka dni temu. Wchodzę do klatki, a tam na półpiętrze stoi pies, wilczur. Jak mnie zobaczył, zaczął warczeć i szczekać, a po chwili ruszył w moją stronę. Wycofałem i się i zamknąłem drzwi (szklane), pies z rozpędu walnął w nie łbem, po czym zaczął skakać łapami na drzwi, cały czas warcząc.
Kilkanaście sekund później pojawił się właściciel, a pies się uspokoił. Mówię facetowi co zaszło, a on na to się zaśmiał i powiedział, że on tylko tak się bawi i że nie gryzie.
Będzie ciekawie jak dorwie kogoś dalej od drzwi, dziecko najlepiej. Napisałem maila do administracji budynku, opisałem sytuację i podałem dokładny czas kiedy to było, bo przy drzwiach są kamery, oraz poprosiłem by udostępnili mi nagranie jeśli to możliwe.
Kto mieszka w bloku, mógł się natknąć na debila, który wyprowadzając psa na spacer wypuszcza go pierwszego, żeby zbiegł po schodach, a potem sam schodzi i dopiero na dole dołącza do psa.
Było to kilka dni temu. Wchodzę do klatki, a tam na półpiętrze stoi pies, wilczur. Jak mnie zobaczył, zaczął warczeć i szczekać, a po chwili ruszył w moją stronę. Wycofałem i się i zamknąłem drzwi (szklane), pies z rozpędu walnął w nie łbem, po czym zaczął skakać łapami na drzwi, cały czas warcząc.
Kilkanaście sekund później pojawił się właściciel, a pies się uspokoił. Mówię facetowi co zaszło, a on na to się zaśmiał i powiedział, że on tylko tak się bawi i że nie gryzie.
Będzie ciekawie jak dorwie kogoś dalej od drzwi, dziecko najlepiej. Napisałem maila do administracji budynku, opisałem sytuację i podałem dokładny czas kiedy to było, bo przy drzwiach są kamery, oraz poprosiłem by udostępnili mi nagranie jeśli to możliwe.
psy psiarze debile idioci
Ocena:
199
(283)
Jak byłem na studiach to spotykałem się z dziewczyną, która chodziła do ostatniej klasy liceum. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że mnie zdradza. Po skonfrontowaniu powiedziała mi, że jestem człowiekiem bez przyszłości i nie mam nic (studiowałem i mieszkałem z rodzicami), a on ma pracę i mieszkanie. Zabolały mnie te słowa. Rozstaliśmy się oczywiście i z czasem zapomniałem o sprawie.
Minęło kilka lat, skończyłem studia, znalazłem dobrze płatną pracę w zawodzie (finanse/bankowość) w korpo i sobie żyłem. Kupiłem mieszkanie na kredyt, używany samochód, praca w biurze pon-pt, no zwykła klasa średnia.
Któregoś dnia Facebook pokazał mi jakiegoś posta mojej byłej, przypomniałem sobie i postanowiłem sprawdzić co u niej. Okazało się, że jest cały czas z tamtym kolesiem, mają dwójkę dzieci i żyją w jakiejś norze w slumsach. Ze zdjęć biła bieda (500+ wtedy nie było) i patologia. On pato, dzieci pato, ona też już się zrobiła pato i zbrzydła. Napisałem do niej:
- O, widzę że przyszłość na poziomie sobie ogarnęłaś. Nie to co ja...
W odpowiedzi dostałem wiązankę bluzgów i gróźb, po czym mnie zablokowała.
Śmiałem się do monitora przez kilka minut.
Minęło kilka lat, skończyłem studia, znalazłem dobrze płatną pracę w zawodzie (finanse/bankowość) w korpo i sobie żyłem. Kupiłem mieszkanie na kredyt, używany samochód, praca w biurze pon-pt, no zwykła klasa średnia.
Któregoś dnia Facebook pokazał mi jakiegoś posta mojej byłej, przypomniałem sobie i postanowiłem sprawdzić co u niej. Okazało się, że jest cały czas z tamtym kolesiem, mają dwójkę dzieci i żyją w jakiejś norze w slumsach. Ze zdjęć biła bieda (500+ wtedy nie było) i patologia. On pato, dzieci pato, ona też już się zrobiła pato i zbrzydła. Napisałem do niej:
- O, widzę że przyszłość na poziomie sobie ogarnęłaś. Nie to co ja...
W odpowiedzi dostałem wiązankę bluzgów i gróźb, po czym mnie zablokowała.
Śmiałem się do monitora przez kilka minut.
przyszłość
Ocena:
285
(323)
W nawiązaniu do historii 87117.
Też byłem tak zwanym bolcem na boku. Spotykałem się z mężatką, 10 lat starszą. Nie łączyło nas żadne uczucie i nie mieliśmy zbyt wiele tematów do rozmów (bardziej ze względu na różnicę poziomów niż różnicę wieku), więc był tylko seks.
Spotykaliśmy się albo u niej, gdy mąż był w pracy (ona nie pracowała, bo utrzymywał ją mąż, a ja byłem studentem wtedy), albo w samochodzie, albo gdzieś w plenerze jak było ciepło.
Trwało to 2 lata, potem skończyłem studia, zacząłem pracę i nie miałem już za bardzo czasu, a i pożądanie z obu stron przez ten czas zmalało. Zakończyliśmy naszą relację w zgodzie.
Po mnie, jak się dowiedziałem, znalazła nowego kochanka, ale on widocznie nie był tak przezorny i zapobiegliwy jak ja, bo mąż bardzo szybko się o nich dowiedział. Była wielka drama, walka w sądzie i w końcu rozwód. Nie zostałem wezwany na świadka, więc widocznie nikomu o mnie nie powiedziała.
Było to 10 lat temu. Teraz trochę tego żałuję, bo mimo że nikt się nie dowiedział to wiem, że wyrządziłem temu facetowi krzywdę. Mam nadzieję, że po rozwodzie zaczął nowe życie i jest szczęśliwy.
Też byłem tak zwanym bolcem na boku. Spotykałem się z mężatką, 10 lat starszą. Nie łączyło nas żadne uczucie i nie mieliśmy zbyt wiele tematów do rozmów (bardziej ze względu na różnicę poziomów niż różnicę wieku), więc był tylko seks.
Spotykaliśmy się albo u niej, gdy mąż był w pracy (ona nie pracowała, bo utrzymywał ją mąż, a ja byłem studentem wtedy), albo w samochodzie, albo gdzieś w plenerze jak było ciepło.
Trwało to 2 lata, potem skończyłem studia, zacząłem pracę i nie miałem już za bardzo czasu, a i pożądanie z obu stron przez ten czas zmalało. Zakończyliśmy naszą relację w zgodzie.
Po mnie, jak się dowiedziałem, znalazła nowego kochanka, ale on widocznie nie był tak przezorny i zapobiegliwy jak ja, bo mąż bardzo szybko się o nich dowiedział. Była wielka drama, walka w sądzie i w końcu rozwód. Nie zostałem wezwany na świadka, więc widocznie nikomu o mnie nie powiedziała.
Było to 10 lat temu. Teraz trochę tego żałuję, bo mimo że nikt się nie dowiedział to wiem, że wyrządziłem temu facetowi krzywdę. Mam nadzieję, że po rozwodzie zaczął nowe życie i jest szczęśliwy.
związki kobiety
Ocena:
144
(190)
1 2 > ostatnia ›
« poprzednia 1 2 następna »