Profil użytkownika
naturalnawodamineralna
Zamieszcza historie od: | 7 marca 2011 - 21:52 |
Ostatnio: | 28 maja 2021 - 7:56 |
- Historii na głównej: 8 z 21
- Punktów za historie: 5470
- Komentarzy: 38
- Punktów za komentarze: 98
zarchiwizowany
Skomentuj
(22)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
A′propos piekielnych nauczycieli...
W gimnazjum miałam "wybitną" nauczycielkę angielskiego. Pani koło 50tki, zrzędliwa i mecząca, w ogóle nie potrafiła przekazać wiedzy. Ja z tym przedmiotem generalnie nie miałam problemu, był to już chyba 6 czy 7 rok uczenia się tego języka w prywatnej szkole językowej, jednak większość osób z klasy miała trochę trudności. Kiedyś w ramach pracy domowej Pani Piekielna kazała nam napisać wiersz o lasach tropikalnych (dziwny temat swoją drogą...), następnego dnia sprawdza, ktoś dostał 3, ktoś 4, parę osób naciągane 2, ale chociaż spróbowali. Ja dostałam 1. Komentarz nauczycielki:
- Nie próbuj mnie oszukiwać, jesteś za głupia, żeby coś takiego napisać, to jest plagiat!
Niezwykły sposób motywacji uczniów....
W gimnazjum miałam "wybitną" nauczycielkę angielskiego. Pani koło 50tki, zrzędliwa i mecząca, w ogóle nie potrafiła przekazać wiedzy. Ja z tym przedmiotem generalnie nie miałam problemu, był to już chyba 6 czy 7 rok uczenia się tego języka w prywatnej szkole językowej, jednak większość osób z klasy miała trochę trudności. Kiedyś w ramach pracy domowej Pani Piekielna kazała nam napisać wiersz o lasach tropikalnych (dziwny temat swoją drogą...), następnego dnia sprawdza, ktoś dostał 3, ktoś 4, parę osób naciągane 2, ale chociaż spróbowali. Ja dostałam 1. Komentarz nauczycielki:
- Nie próbuj mnie oszukiwać, jesteś za głupia, żeby coś takiego napisać, to jest plagiat!
Niezwykły sposób motywacji uczniów....
Gimnazjum
Ocena:
176
(234)
zarchiwizowany
Skomentuj
(5)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Mam babcię. Babcia (B) jest trochę fajna a trochę piekielna, w zasadzie bardziej to drugie, ale babcia to babcia:) Babcia jest mamą taty i jest on dla niej najważniejszy, ja i mama jesteśmy niejako "w pakiecie".
Babcia cechuje się tym, że np. gdy byliśmy w trójkę na wakacjach, a tata nigdy wtedy swojej komórki nie bierze ze sobą (generalnie w ogóle nie znosi tego wynalazku), to babcia dzwoni do mamy. I o co pyta? Odbiera mama (M).
M:- Halo?
B:- No cześć, co tam u Krzysia (mój tata, imię zmienione)?
M:- A dobrze...
B:- I jak tam, zadowolony, opalony?
M:- Tak, wszystko fajnie.
B:- Aha, to ok.
I się rozłączyła (babcia generalnie nigdy nie używa zwrotów grzecznościowych).
Aktualnie w poniedziałek moja mama musiała iść do szpitala na mały zabieg (rano poszła, popołudniu po zabiegu wyszła, jest w domu na L4, ale nie może wychodzić i w zasadzie za bardzo wstawać). Tata natomiast poszedł do szpitala w poniedziałek popołudniu w celu zrobienia kompletu badań (zostanie w szpitalu do kolejnego poniedziałku), ale nie będzie mieć żadnych zabiegów. Badania związane są z problemami z mięśniami rąk, ogólnie mówiąc. Akurat tak się złożyło, że oboje byli w podobnym czasie w szpitalu.
I teraz do rzeczy, historia z wczoraj:
Dzwoni babcia.
B:- Cześć Basiu (imię mamy zmienione), naturalnawodamineralna miała mi pomóc kupić prezenty na święta, a jeszcze do mnie nie dzwoniła....
M: Musi mama do niej dzwonić, może była zajęta...
B: A ty w sumie też byś się mogła w to zaangażować!
M: Ale dlaczego ja?
B: A co ty masz do roboty? (WTF? generalnie mama pracuje a teraz jak pisałam nie wychodzi z domu, babcia jest emerytką bez żadnych zobowiązań czasowych)
M: No generalnie ten szpital i....
B: A no właśnie! Jak tam Krzysiu?
M: No dobrze...
B: Byłaś w szpitalu u niego?
M: Nie, byłam ze sobą...
B: No i jak?
M: No dobrze...
B: No widzisz, dobrze, a on taki biedny i mówi, że go tak te ręcę bolą...
Babcia cechuje się tym, że np. gdy byliśmy w trójkę na wakacjach, a tata nigdy wtedy swojej komórki nie bierze ze sobą (generalnie w ogóle nie znosi tego wynalazku), to babcia dzwoni do mamy. I o co pyta? Odbiera mama (M).
M:- Halo?
B:- No cześć, co tam u Krzysia (mój tata, imię zmienione)?
M:- A dobrze...
B:- I jak tam, zadowolony, opalony?
M:- Tak, wszystko fajnie.
B:- Aha, to ok.
I się rozłączyła (babcia generalnie nigdy nie używa zwrotów grzecznościowych).
Aktualnie w poniedziałek moja mama musiała iść do szpitala na mały zabieg (rano poszła, popołudniu po zabiegu wyszła, jest w domu na L4, ale nie może wychodzić i w zasadzie za bardzo wstawać). Tata natomiast poszedł do szpitala w poniedziałek popołudniu w celu zrobienia kompletu badań (zostanie w szpitalu do kolejnego poniedziałku), ale nie będzie mieć żadnych zabiegów. Badania związane są z problemami z mięśniami rąk, ogólnie mówiąc. Akurat tak się złożyło, że oboje byli w podobnym czasie w szpitalu.
I teraz do rzeczy, historia z wczoraj:
Dzwoni babcia.
B:- Cześć Basiu (imię mamy zmienione), naturalnawodamineralna miała mi pomóc kupić prezenty na święta, a jeszcze do mnie nie dzwoniła....
M: Musi mama do niej dzwonić, może była zajęta...
B: A ty w sumie też byś się mogła w to zaangażować!
M: Ale dlaczego ja?
B: A co ty masz do roboty? (WTF? generalnie mama pracuje a teraz jak pisałam nie wychodzi z domu, babcia jest emerytką bez żadnych zobowiązań czasowych)
M: No generalnie ten szpital i....
B: A no właśnie! Jak tam Krzysiu?
M: No dobrze...
B: Byłaś w szpitalu u niego?
M: Nie, byłam ze sobą...
B: No i jak?
M: No dobrze...
B: No widzisz, dobrze, a on taki biedny i mówi, że go tak te ręcę bolą...
Rodzinka
Ocena:
77
(185)
zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Opowieść o tym, jak funkcjonują niektóre firmy:
Miałam sprawę do załatwienia w bardzo dużej, państwowej spółce. Dzwonię, pytam Pani, jakie dokumenty mam złożyć. Odpowiedź: wystarczy podanie w danej sprawie. Ok. Podanie wysłane.
Sprawą miała zająć się pewna wewnętrzna komisja, która zbiera się raz na miesiąc/dwa i zajmuje się tylko takimi sprawami jak moja. Mam znajomego, który z ramienia innej, też państwowej i powiązanej spółki, w posiedzeniach tejże komisji uczestniczy.
Pismo wysłane, zwrotka z poczty, że dotarło, przyszła. Data wpływu do spółki 8 listopada 2011. 1 grudnia zbiera się komisja. Mojego podania nie rozpatrują, bo go nie ma. Nie dotarło. Tłumaczenia, że zaginęło u nich, że mam potwierdzenie, że muszę mieć decyzję i nie mogę czekać kolejne 2 miesiące nic nie dały.
Znajomy poradził, żebym jak najszybciej dostarczyła, tym razem osobiście do odpowiedniej osoby i pokoju, a nie do sekretariatu, dokumenty po raz drugi, to może przekona kolegów z komisji, żeby sie zebrali jeszcze przed końcem roku.. Mówię, że już drukuję podanie. On do mnie, że muszę mieć też wypisany wniosek. Ja: WTF? Miało być tylko podanie! On mówi, że nie, że wniosek też musi być (co najlepsze na tym wniosku muszę mieć potwierdzenie zarobków od pracodawcy). Ja na urlopie, super, w te pędy, do pracy, załatwione (za pomocą komunikacji miejskiej i podwózki znajomych, bo sama nie mam auta, krążę na linii Sosnowiec-Katowice-Czeladź-Bytom). Jest, oddane!
Informacja od znajomego: jednak komisja będzie w styczniu lub w lutym, mam czekać...
I jak tu nie zwariować?
Miałam sprawę do załatwienia w bardzo dużej, państwowej spółce. Dzwonię, pytam Pani, jakie dokumenty mam złożyć. Odpowiedź: wystarczy podanie w danej sprawie. Ok. Podanie wysłane.
Sprawą miała zająć się pewna wewnętrzna komisja, która zbiera się raz na miesiąc/dwa i zajmuje się tylko takimi sprawami jak moja. Mam znajomego, który z ramienia innej, też państwowej i powiązanej spółki, w posiedzeniach tejże komisji uczestniczy.
Pismo wysłane, zwrotka z poczty, że dotarło, przyszła. Data wpływu do spółki 8 listopada 2011. 1 grudnia zbiera się komisja. Mojego podania nie rozpatrują, bo go nie ma. Nie dotarło. Tłumaczenia, że zaginęło u nich, że mam potwierdzenie, że muszę mieć decyzję i nie mogę czekać kolejne 2 miesiące nic nie dały.
Znajomy poradził, żebym jak najszybciej dostarczyła, tym razem osobiście do odpowiedniej osoby i pokoju, a nie do sekretariatu, dokumenty po raz drugi, to może przekona kolegów z komisji, żeby sie zebrali jeszcze przed końcem roku.. Mówię, że już drukuję podanie. On do mnie, że muszę mieć też wypisany wniosek. Ja: WTF? Miało być tylko podanie! On mówi, że nie, że wniosek też musi być (co najlepsze na tym wniosku muszę mieć potwierdzenie zarobków od pracodawcy). Ja na urlopie, super, w te pędy, do pracy, załatwione (za pomocą komunikacji miejskiej i podwózki znajomych, bo sama nie mam auta, krążę na linii Sosnowiec-Katowice-Czeladź-Bytom). Jest, oddane!
Informacja od znajomego: jednak komisja będzie w styczniu lub w lutym, mam czekać...
I jak tu nie zwariować?
pracodawcy śląscy
Ocena:
94
(138)
‹ pierwsza < 1 2
« poprzednia 1 2 następna »