Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

newena

Zamieszcza historie od: 9 lipca 2011 - 20:30
Ostatnio: 9 maja 2021 - 1:43
  • Historii na głównej: 8 z 15
  • Punktów za historie: 5101
  • Komentarzy: 41
  • Punktów za komentarze: 190
 
zarchiwizowany

#59569

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jak w czterech szybkich krokach zwolnić pracownika? A przy okazji zaoszczędzić trochę na papierze i tonerze?

1. Na początek powiedz pracownikowi: "Stary, spotkajmy się za pięć minut przy drukarce".
2. Jak przyjdzie w umówione miejsce, wydrukuj na jego oczach pewną specjalną karteczkę, którą mu wręcz, mówiąc:
3. "Tu jest twoje wypowiedzenie, podpisz je i się wynoś".
4. Miej gwarancję, że już żaden pracownik nie przejdzie obok drukarki bez palpitacji serca. A już na pewno nie odważy się niczego wydrukować.

ekologia?

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (342)
zarchiwizowany

#42653

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ja, mutant, cz. kolejna.

Wracam wymęczona, na wpół zdechła. A tu kobieta na przystanku, oczywiście niższa o jakieś 20cm, zaczyna serię pytań o mój wzrost, czy gram w kosza, etc., etc. Upierdliwa, nawet nie czeka na odpowiedź, tylko nadaje i nadaje... Coś humorku nie miałam i straciłam cierpliwość. Pochyliłam się nad nią nieco i zaczęłam krzyczeć:

- Proszę mówić głośniej, bo tam, na górze, nic nie słychać!

Tak pięknego focha nie widziałam dawno.

przystanek

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 272 (350)
zarchiwizowany

#32583

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poszłam na cmentarz. Po "odwiedzinach" na grobie bliskich, stwierdziłam, że pójdę i na grób rodzeństwa prababci, by ogarnąć tam trochę (żyjąca córka siostry prababci - ciotka X - bywa tam bardzo rzadko). Alejka się zgadza, okolica znana, ale nagrobki jakieś inne. Podchodzę. Czytam. Czytam raz jeszcze. Na nagrobku imię i nazwisko matki ciotki X, siostry prababci. Dalej, imię i nazwisko ciotki X oraz jej byłego męża. Bez dat śmierci, przygotowali sobie miejsce, za życia znaczy. Nowy pomnik, marmur, te sprawy. Tylko co w tym piekielnego? Ano, na starym pomniku była informacja, że znajduje się tu grób symboliczny dwóch braci prababci, którzy zginęli w obozach zagłady. Na nowej tablicy nie starczyło miejsca dla wszystkich (zwłaszcza żyjących!), więc ludzie, którzy zginęli w TAKI sposób, nie mają nawet kilku liter, by uczcić ich pamięć...

EDIT: Jak mamy mieć szacunek dla żywych, skoro nawet zmarłych nie szanujemy?

rodzina niestety

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (324)
zarchiwizowany

#28432

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sob/ndz, godz. 21:30-00:30.

Ile razy w ciągu pół roku może popsuć się cyrkulator od ogrzewania i zalać całą klatkę schodową, tak z kaskadami wody spływającej po ścianach, schodach, szybie windowym i z korytarzowych lamp? Cztery. W październiku, grudniu, lutym i marcu. Wyobraźcie sobie sytuację, gdy wychodzicie na korytarz, a na głowę leje wam się ściana wody. Fajnie, nie? Tak było poprzednie trzy razy, a wczoraj gama rozrywek rozszerzyła się i poszło również na mieszkania. Akurat nie na mój pion, ale na pion sąsiadki, kobiety blisko osiemdziesięcioletniej. Godzina 21:30, dzwonek do drzwi - ratujcie! Miski, świeczki i ręczniki poszły w ruch. Sytuacja nie wygląda dobrze - woda leje się wprost z żyrandola, z sufitu - w trzech pomieszczeniach. Czyli sąsiedzi wyżej i niżej mają tak samo. Telefon do gościa odpowiedzialnego za zakręcenie zaworu - będzie za 30.minut! To co mamy zrobić przez ten czas? Zbierać wodę! Jasne, sam sobie zbieraj wodę płynącą przez osiem pięter z góry na dół, Niagarę pieprzoną niemalże... Przyjechał, zakręcił. Panie, a może by tak wyłączyć prąd, by instalacja elektryczna przeschła? Nie, a po co? Bo niektórzy widząc morze wody koło windy i tak do niej wsiadają? Bo niektórzy widząc wodę lejącą się w szybie windowym i tak do niej wsiadają? Bo ta instalacja ma ponad 40.lat i raczej nie jest wodoodporna? Nie, aha, dziękujemy za pomoc. A zrobicie z tym coś w końcu, by takie sytuacje się już nie zdarzały? A co my możemy?! Aha, świetnie, dziękujemy za pomoc.

Tym razem facet nie latał już po schodach, krzycząc "ja pier*dolę". Nawet ładnie wtedy wyglądał - jak niedoszła syrenka.

Ndz, godz. 01:40-04:20 (a przynajmniej tę godzinę pamiętam jako ostatnią).

Jeszcze nie zdążyłam usnąć po poprzedniej akcji. Słyszę: muzyka, wrzaski, jeb, jeb w podłogę. Głośno, lecz nieco przytłumione, znaczy - to nie piętro wyżej, to nawet nie w mojej klatce. Tylko gdzie konkretnie? Nie wiadomo. Leci Marylin Manson, KoRn, Nirvana, Vader, etc. Ok, lubię, mogę posłuchać bez uszczerbku na słuchu. Tylko co oni tam robią? Takiego walenia jeszcze w tym bloku nie słyszałam. Doszłam do wniosku, że po prostu pogo kręcą. Potem przyszedł czas na ostrzejsze klimaty - manieczki. Wyobraźcie sobie, że słyszycie takie "dźwięki", słowa również niosą się doskonale. A teraz dodajcie do tego fakt, że słyszycie to jeszcze głośniej, bo pijana brać bawi się w męski chór i wykonuje "Straciłaś cnotę"/"Pszczółka Maja sobie lata"/podobne hity. Swoją drogą, raz zrobili wersję growlową, nawet nieźle to wyszło.

I jak tu nie kochać życia w bloku? "Zawsze coś, zawsze, ku*rwa, coś".

załamanie nerwowe

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 97 (183)
zarchiwizowany

#26886

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Niedawno zdarzyło mi się wracać z uczelni nieco późniejszą porą, wieczorem zwaną. Zmęczona nadmiarem "wiedzy", a przede wszystkim godziną, dreptałam sobie nie za szybko, starając się wypatrzeć, czy mój cudowny autobus był łaskawy już zwiać, czy może jeszcze mam u niego jakieś szanse. Ciemno, pełnia, ludu niewiele, kij to. Patrzę tępo w jeden punkt, drepczę... O, autobus! Ale jaki? Nie chce mi się biec. Nagle prawie koło mnie pojawia się pan walikonik z miernym orężem w ręku, najwyraźniej oczekując podziękowań/oklasków, względnie okrzyków przerażenia/zniesmaczenia. Niestety, nie trafił na zbyt podatny grunt, czyli mnie, ponieważ będąc cały czas skupiona na próbie odczytania nr autobusu, nie byłam w stanie docenić "doniosłości" (po wtóre: miernej) tegoż wydarzenia. Spojrzałam na pana i zapytałam:

-Nie wie pan, jaki to autobus pojechał?

Po czym poszłam dalej, nie zatrzymawszy się nawet.

I dopiero potem sobie uświadomiłam, że mogło mu się przykro zrobić.

pan walikonik.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (237)
zarchiwizowany

#14243

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Cztery lata temu, latem, mając radosne 17.lat, pracowałam w call center. Od godziny 17 dzwoniliśmy do ludzi z ankietami nt. "produktów powszechnego użytku" [czyli: "-Jakie zna pan środki na ból gardła? -Wódka. -Hm, a coś z leków? Takich z apteki? -Aaa, to nie znam, wódka dobra na wszystko!" - tej rozmowy nie zapomnę jeszcze przez wiele lat, nieważne, o co pytałam, odpowiedź zawsze była taka sama], impreza ta trwała do godziny 21.

Trzeci dzień mojej pracy, siedzę na słuchawkach, zbliża się 21, wpada mi ankieta. Respondent odpowiadający wiekiem systemowi (czyli poniżej 65.roku życia), kategoria wiekowa do danego obszaru wolna - a więc zaczynamy pogaduszki. Wybija 21, wszyscy z kilkudziesięcioosobowej sali zaczynają się zwijać. Macham, że jeszcze mam ankietę, żeby powiedzieli supervisorowi. Gaśnie światło - ale nie całkiem, wszak został jeszcze blask z "mojego" komputera. 21:07, kończę ankietę. Wyłączam ustrojstwo, wychodzę z sali. Supervisora brak. Coś cicho. Coś ciemno. Łażę po całym biurze w poszukiwaniu kogokolwiek. Niespodzianka, nie ma nikogo! Próbuję wyjść, przeszklone drzwi nie reagują ma magiczne "Sezamie, otwórz się" (na inne magiczne zaklęcia z użyciem słów niecenzuralnych również nie). No to zaczynam szukać po tablicach informacyjnych nr telefonu do kogokolwiek z szanownej firmy albo chociaż ochrony. Bingo! Znajduję nr telefonu, dzwonię (oczywiście ze swojej komórki, przecież nie naraziłabym tak świetnej firmy na koszty związane z tym, że zapomniało im się o mnie). Odzywa się telefon na biurku obok. Hm, nie tędy droga. Strzela mnie przenajświętszy ch*j. Piąte piętro, ze schodzeniem po rynnie może być ciężko. Nagle, objawienie! Słyszę człapanie po schodach! Ni to ochroniarz, ni sprzątacz; aż mi się starszego pana żal zrobiło, że musiał się gramolić po schodach na piąte piętro (winda była już nieczynna). Pan mnie wypuszcza, ja niemalże biję pokłony przed nim, że mnie uwolnił. Okazało się, że pan właśnie szedł do domu, właśnie ostatni raz spojrzał na monitoring i akurat mnie zobaczył. A tak, jak mnie poinformował, czekałabym do 4.rano, by ktoś przyszedł.

Następnego dnia przychodzę radośnie do pracy, podbijam do supervisora, by zaraportować mu, ile ankiet wczoraj zrobiłam. Powiedziałam o zaistniałej sytuacji, usłyszałam jedynie, że to nie on mnie zamknął, więc nie do niego pretensje. Za to nie usłyszałam żadnego "przepraszam" czy choćby "pocałuj mnie w d*pę".

cc

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (242)
zarchiwizowany

#13869

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Swego czasu, może 2-3 lata temu, do mieszkania nade mną wprowadziło się młode towarzystwo. I się zaczęło: codzienne imprezy, tupanie, tańcowanie, rozmowy tak głośne, że już wiadomo było, kto ma jak na imię i skąd pochodzi. (Mama uczyła się wtedy do sesji, ja do matury - stąd to delikatne "przewrażliwienie" na hałasy.) Kulturalne walenie czymś metalowym po rurach (mieszkający w blokach pewnie znają ten oczywisty sygnał), nie skutkowało, drzwi nie otwierali (ok, muzyka była tak głośna, że mogli nie słyszeć dzwonka - ale mojego walenia pięścią w drzwi nie dało się nie słyszeć). Znowu walę śrubokrętem w rury, na co słyszę: "Weź to olej!". Dostałam małego ataku furii, wrzasnęłam: "Ja ci dam, ku*wa, olej!", na co momentalnie umilkły wszelkie odgłosy z góry, a i muzyka się ściszyła. W biegu wrzuciłam na nogi glany i pokopydełowałam na górę, I znowu: dzwonek, pięść, następnie w ruch poszły buty. Zero reakcji. Stwierdziłyśmy, że nie będziemy uruchamiać poważniejszych instytucji i jakoś to załatwimy.

Rano mama zaczaiła się na nich - otworzyła drzwi wejściowe do mieszkania i czekała, aż usłyszy zamykające się drzwi na górze (wbrew pozorom, doskonale to słychać, kto i gdzie zamyka/otwiera drzwi). Udało się, przyczaiła ich. Wytłumaczyła panienkom, co i jak, że może jednak trochę ciszej. W czasie rozmowy użyła stwierdzenia, że blokach czasem w nocy słychać, jak nawet ktoś sika w łazience.

Następna noc była cichsza, obyło się bez śrubokrętu i innych środków. Koło pierwszej w nocy, gdy akurat siedziałyśmy w kuchni i rozmawiałyśmy, usłyszałyśmy, że ktoś schodzi po schodach i otwiera zsyp na naszym piętrze. Zaciekawione (ach, ta babska ciekawość), obserwowałyśmy przez wizjer, co się dzieje. Jakiś koleś coś tam majstrował przy zsypie. Spoko. Rano patrzymy: zsyp otwarty, na jego dnie jakaś niezbyt przyjemnie pachnąca ciecz. O, siki! Czyli wzięli sobie do serca przypadłość bloków - słychać, jak ktoś korzysta z toalety. W tym momencie cierpliwość się skończyła - sprawa otarła się o dozorcę i spółdzielnię.

Szanownych sąsiadów więcej już nie ujrzałyśmy ani nie usłyszałyśmy.

blok.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (209)

1