Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

pusia

Zamieszcza historie od: 16 grudnia 2010 - 22:03
Ostatnio: 23 października 2023 - 23:23
  • Historii na głównej: 27 z 40
  • Punktów za historie: 10981
  • Komentarzy: 241
  • Punktów za komentarze: 2010
 

#63374

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Swego czasu miałam wątpliwą przyjemność pracować w piekarni. Praca niewdzięczna, bardzo ciężka, bardzo słabo płatna. Historia jednak będzie o pewnej klientce.

Stała w kolejce, rozmawiając przez telefon.
Jak to w piekarni, obsługa klienta trwa trochę dłużej, bo chleb był krojony na miejscu, poza tym mieliśmy ciastka i ciasta na wagę (ukroić, zważyć, nabić na kasę, zapakować). Więc postała jakieś 10 minut, a gdy nadeszła jej kolej, nie przerywając rozmowy, mówi: "poproszę bułkę".

Pierwsza myśl to, że chodzi jej o kajzerkę, gdyby nie pokazała mi głową, w zupełnie innym kierunku. Pytam którą bułkę, bo wybór jednak duży: jasne, ciemne, grahamki, z ziarnami, z otrębami, czy choćby słynna bułka wrocławska.
Odpowiedzi nie dostałam, bo pani klientka zajęta rozmową była strasznie, zamiast tego ponownie kiwnęła głową, w bliżej nieokreślonym kierunku.

Patrzę w tamtą stronę i ni cholery nie wiem o co chodzi, bo wydawało mi się, że "kiwa głową" na chleb. Parę wdechów, bo samo to, że rozmawia przez telefon jest irytujące, to pokazywanie głową, tym bardziej, ale pytam ponownie o którą bułkę chodzi.
Usłyszałam tylko "no, bułkę", ale wplecione w rozmowę, więc nawet nie wiem, czy to było do mnie.
Już zupełnie zirytowana, starając się wciąż być miła, mówię:
- Proszę pani, to jest piekarnia. Tutaj mamy głównie bułki, proszę określić o którą bułkę chodzi i powiedzieć to do mnie, a nie do telefonu.

Odpowiedź zwaliła mnie z nóg:
- Bułkę TARTĄ.
Oczywiście nie przerywając rozmowy, klientka zapłaciła i wyszła.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 767 (821)

#63035

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio wybrałam się z narzeczonym i kilkoma dawno niewidzianymi znajomymi do baru, w którym kiedyś mój luby, przez długi czas pracował.
Lokal znajduje się w niewielkim mieście, ma duży wybór alkoholi i jest bardzo klimatyczny, dlatego odwiecznie miał wielu stałych bywalców i codziennie można było spotkać nowe osoby, które chciały posiedzieć w spokoju przy piwie. Zasada była taka, że był otwarty do ostatniego klienta, co w weekend przy dużym ruchu, trwało nawet do 4 rano.

Jakież było nasze zdziwienie, gdy w sobotę ok godziny 21, w barze oprócz nas, siedziało przy dwóch stolikach, jakieś 5 osób. Ale nic, postanowiliśmy usiąść mimo wszystko. Muzyka mocno ściszona i jakaś taka smętna, ale przynajmniej pogadać można w spokoju.
Po jakiejś niecałej godzinie, zamówiliśmy kolejne piwo, a lokal opustoszał całkowicie i zostaliśmy sami, z barmanką, która krzątała się po zapleczu i miała już wszystko gdzieś.

Ja i kolega poszliśmy do toalety, oczywiście każdy do swojej, a tu zonk. Damska jak i męska łazienka zamknięta. Trochę zirytowani wołamy barmankę, na co ona z lekkim fochem mówi, że ona już umyła podłogi i w ogóle. Patrzymy się z niedowierzaniem, bo przecież dostaliśmy dopiero co piwo, a już nie można skorzystać z wc? Łazienki zostały nam udostępnione, ale zapanowała ciężka atmosfera.

Wróciliśmy do stolika, nie minęło 10 minut i muzyka ucichła. Zdezorientowani, nie zdążyliśmy zareagować, jak zgasło główne światło nad barem, zostały tylko lampki na ścianach. W takim półmroku pojawia się barmanka... w kurtce. Ubrana i gotowa do wyjścia.
Tutaj już zaniemówiliśmy konkretnie. Pierwszy ciszę przerwał znajomy:
- Przepraszam, ale my tu jesteśmy. Czy pani właśnie wychodzi? Przecież jakieś 15 minut temu dostaliśmy piwo.
- A tak, bo ja już zamykam.
-??? Ale nawet pani nie poinformowała nas o tym, zresztą lokal chyba jest otwarty do ostatniego klienta, prawda?
- Nie, czynne do 22.
- A gdzie wisi taka informacja? A poza tym nie sądzi pani, że należałoby powiedzieć, że pani zamyka, dokończylibyśmy piwo i się wynieśli, a pani po prostu gasi światło i wychodzi?
- No przecież informuję, że właśnie zamykam, więc proszę wyjść.
- Czy pani sobie z nas żartuje? A co z naszym piwem, a poza tym co to za kultura?! Teraz wychodzimy, ale na pewno poinformujemy pani przełożonych, o tym, jak zostaliśmy potraktowani.
- To sobie mówcie, przecież ja też muszę iść do domu!

Nie dyskutowaliśmy, wyszliśmy. Poszliśmy w inne miejsce, akurat trafiliśmy na karaoke i miłą, przyjazną atmosferę.
Nie dziwię się, że bar stracił tylu klientów, skoro w taki sposób odbywa się tam zamknięcie, o którym goście nie są informowani.

Z tego co wiem, lokal przejął ktoś inny. Poprzedni właściciel sprzedał go chyba z powodów zdrowotnych, ale więcej szczegółów nie znam.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 476 (594)

#54195

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak wspierać nastoletnią córkę w walce z kompleksami? Drodzy rodzice - nigdy w ten sposób.

Byłam w sklepie odzieżowym. Ludzi całkiem sporo się kręciło, ale każdy w spokoju buszował między wieszakami. Przy ubraniach najbliżej przymierzalni stała jakaś kobieta i głośno zaczęła wołać: "No, pokaż się! No wyjdźże stamtąd!" Oczywiście oczy wszystkich ludzi skierowały się na dziewczynę, nieśmiało wychylającą się zza kotary. Dziewczyna miała nie więcej niż 15 lat, zwykła szara myszka, z kilkoma kilogramami nadwagi. Kobieta, okazała się być matką dziewczyny, podeszła do niej, pociągnęła ją za rękę i znów zwróciła uwagę klientów, mówiąc zdecydowanie za głośno:
- O Boże, weź rozmiar większe! Te są za małe, no patrz jak cię opinają!
- Proszę pani, myślę, że te spodnie wyglądają naprawdę w porządku. Zresztą jeansy podczas noszenia i po kilku praniach się rozciągną - tu na pomoc biednej dziewczynie, przyszła sprzedawczyni.
- Ale daj spokój! Toż to za małe! Pękną ci na d*pie tak jak tamte, pamiętasz?!
Dziewczyna, czerwona na twarzy, schowała się za kotarą.

Współczuję, naprawdę.

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 870 (930)

#46598

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia za czasów mojej pracy w salonie znanej sieci komórkowej.

Pewnego dnia do salonu przyszła stała klientka, wyjaśnić sprawę podwyższonych rachunków za abonament. Pani ta, nazwijmy ją Kasia, telefony i abonamenty dla całej swojej rodziny, brała na swoją firmę i zawsze załatwiała to w naszym salonie.

Koleżanka wchodzi na jej konto i mówi, że jakby nie patrzeć wszystko się zgadza, bo rachunki nie są podwyższone, ale doszedł abonament za internet, na który umowę pani podpisała jakieś 2 miesiące wcześniej. Ale pani Kasia jest bardzo zdziwiona, bo żadnego nowego internetu u nas nie brała.
Umowę koleżanka odnalazła, była podpisana w naszym salonie, ale nie przez nią, wtedy była na urlopie i za zastępstwo był kolega. Pani Kasia ogląda umowę, widzi ją pierwszy raz w życiu. Ale wszystkie dane się zgadzają, internet podpięty pod istniejące konto firmowe, więc faktury przychodziły zbiorcze. Zaglądamy na podpis. Imię i nazwisko pani Kasi, ale pismo nie jej.
Tutaj sytuacja robi się poważna, bo ktoś musiał posłużyć się jej dowodem osobistym, bądź znać wszystkie dane do konta.

Wykonujemy telefon do kolegi, który z "panią Kasią" podpisywał umowę. Ponieważ na co dzień, nie pracuje w naszym salonie, pani Kasi nie widział i nie miał pojęcia jak wygląda.
A oto co się wydarzyło.

Przyszła kobieta, podała numer telefonu i nip, co wystarczyło do podglądu na jej konto. Dokładnie wiedziała ile telefonów jest wziętych, znała wysokości abonamentów, nawet normalnie reagowała, gdy kolega zwracał się do niej pani Kasiu.
To wystarczyło, by kolega przy podpisywaniu umowy (dane z dowodu wskoczyły w systemie automatycznie) nie zażądał od niej dokumentu stwierdzającego jej tożsamość.

Prawdziwa pani Kasia, usłyszała tą historię i coś zaczęła podejrzewać kto może się za tym kryć. Na kogo padły podejrzenia? Na siostrę męża.
Zajmowała się u nich księgowością, znała wszystkie dane firmy, jak i jej właścicielki, wiedziała ile i za co płacą. Ale nie spyta przecież wprost, bo to oczywiste, że ta osoba się wyprze. Ale szwagierka dzwoniła kilka razy do salonu w sprawie tego internetu, więc wybieramy numer i koleżanka udaje, że dalej jest przekonana, że rozmawia z prawdziwą panią Kasią, która przysłuchiwała się całej rozmowie. Tak szwagierka wpadła.

Sprawa została załatwiona polubownie, bez wzywania policji, bo to w końcu rodzina. Nie wiem jak można taki numer wywinąć własnemu bratu i jego żonie.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 648 (682)

#43814

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja bratowa jest w 6 miesiącu ciąży. O tym w którym szpitalu na pewno NIE urodzi, wiedziała już na początku.

Ogólnie ciąże przechodzi bardzo ciężko. Pierwsze tygodnie minęły na nieustannych wymiotach, do tego stopnia, że mój brat przed wyjściem do pracy robił jej jedzenie, bo sama nie była w stanie choćby uchylić lodówki.
Po kolejnym dniu wymiotów, bratowa trafiła do szpitala odwodniona i z anemią. Niestety trafiła w miejsce, gdzie nie przyjmują do wiadomości, że kobieta jest w ciąży, dopóki nie potyka się o własny brzuch.

Podawali jej leki, bratowa łykała je dopiero po telefonicznej rozmowie z własną ginekolog. I bardzo dobrze, bo nie wszystkie nadawały się dla kobiety w jej stanie. Durne komentarze pań pielęgniarek słyszała cały czas. Wymiotuje? Ojej, wyolbrzymia. Odwodniona? Trzeba było pić. Napoje też zwracała? Ojej, na pewno wyolbrzymia. Z resztą pierwsza ciąża i zachowuje się jak księżniczka, bo ja to urodziłam już tyyyyle dzieci i jakoś nic mi nie było. A poza tym pewnie się puściła, więc niech cierpi.

W szpitalu spędziła... 1 dzień. Po tym wysłali ją do domu, w takim stanie, że po paru godzinach mój brat wiózł ją do szpitala. Oczywiście innego.

służba_zdrowia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 631 (707)

#43491

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Całkiem spory sklep mięsny. Stoję w kolejce za małżeństwem w średnim wieku. Facet kupuje, kobieta się nie odzywa.

- I poproszę jeszcze 5 parówek. Nie dla nas. Dla psa. Bo idziemy w gości. A oni mają psa. - ogólnie pan mówił to, jak paroletnie dziecko próbujące znaleźć tłumaczenie na poczekaniu.
Kobieta zrobiła niemrawą minę, u kasjerki za to pojawił się cień uśmiechu. Państwo zapłacili, przyszła moja kolej. I naprawdę nie mogłam się powstrzymać:
- Poproszę jedną parówkę. Dla mnie. Ja lubię parówki.

Małżeństwo wyszło ze sklepu, za to kasjerka uśmiechnęła się szeroko. Nie wiedziałam, że kupowanie parówek uwłacza godności :)

sklepy

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 906 (1004)

#6655

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W zoologicznym młoda dziewczyna pochyla się nad akwarium i podekscytowana mówi na cały głos:
- Jakie genialne zwierzę, nie dość że zielone, to na dodatek włochate, patrz rusza się!
Na co sprzedawca nieśmiało uświadamia panienkę:
- To jest mech.

zoologiczny

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 990 (1176)