Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sufrazystka

Zamieszcza historie od: 17 listopada 2015 - 22:20
Ostatnio: 2 lipca 2018 - 11:30
  • Historii na głównej: 11 z 22
  • Punktów za historie: 3412
  • Komentarzy: 213
  • Punktów za komentarze: 1279
 

#79736

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Modny ostatnio temat zabierania bogatym i rozdawania biednym.

Były ulewy, całkiem mocne ulewy. Kilka stodół się zawaliło, kilka dachów zerwało. Od zwykłej burzy różni się to tym, że było z tego powodu kilka ofiar. Przykre, niemniej, od nikogo niezależne. I podniosło się larum o treści mniej więcej „O Pani, dach zawaliło, ni mom z horom curkom gdzie iś. Dej na chlep.”

Co dziwne, rząd na tę prośbę zareagował pozytywnie. Co jeszcze dziwniejsze, będą remontować nie tylko domy, ale też pomieszczenia gospodarcze, a nawet jest plan wypłacania ekwiwalentu finansowego dla przemysłu drzewnego, bo nie sprzedadzą w tym roku swojego drewna. Beata Szydło na konferencji sprzed 10 minut obiecała im nawet dokupić sadzonki! Podsumowując, od przyszłego roku nie wykupuję ubezpieczenia na dom (1200 zł rocznie) oraz mieszkanie (300 zł) oraz przestaję się martwić o interesy, bo przecież jeśli pogoda pokrzyżuje mi plany w firmie, to Beata da na sadzonki czy co tam akurat mi żywioł zniszczy. Za zaoszczędzone pieniądze kupię sobie coś fajnego, a „w razie W” zawsze można wydrzeć papę do telewizji, jak ci wszyscy "janusze z podkarpacia", nieznający słowa ubezpieczenie.

Czekam na minusy od podobnych socjalistów uważających, że im się należy i inni mają dać, bo im deszczyk zalał lepiankę nieremontowaną od 1984.

Skomentuj (43) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 260 (340)

#79032

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pozdrawiam mamę z wózkiem, która zbeształa mnie z góry na dół za to, że kiedy przechodziła obok mojego zaparkowanego auta odważyłam się je uruchomić, co obudziło dziecko. Ciekawe jak i czy w ogóle jej pociecha przeżyje atak przejeżdżającej karetki na sygnale lub straży pożarnej, obok której mieszkamy. Szkoda, że na pieluchowe zapalenie mózgu nie ma szczepionki.

PS
Myślałam, że zdenerwowała się, bo myślała, że zamierzam wjechać w nią albo wózek, co nie miało sensu bo stałam wciąż na ręcznym. Później z krzyków zrozumiałam, że chodziło o dźwięk silnika.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (228)

#77993

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zmieniam właśnie operatora z Play na… coś. :) Przypomniała mi się historia jak się w tym Play-u znalazłam.

Będąc od 9 lat klientką T-mobile płaciłam swego czasu 59 zł za abonament, pakiet X, bardzo przyzwoity. Umowa po 2 lub 3 latach się skończyła, toteż przyszłam zawiązać nową. Jak wiadomo ceny z roku na rok spadają, w związku z tym, kiedy godziłam się płacić za pakiet X 59 zł, był on okazyjny, ale w dniu zakończenia abonamentu z okazją miał już niewiele wspólnego.

Nastąpił zatem dialog.

(ja) - Dzień dobry, w moim starym abonamencie płaciłam 59 zł za X minut, jest może coś nowego, podobnego, ale za niższą cenę?
(pan zza biurka w T-mobile) - Może sobie pani zmniejszyć pakiet i płacić mniej.
- Ale ja lubię swój pakiet, po prostu konkurencja ma to samo za 39.90, ceny chyba się zmieniły przez te lata.
- To proszę iść do konkurencji.

Poszłam do boxu obok i tak oto zaczęłam płacić 2 dyszki mniej, w domu sprawdziłam, mieli to samo za 49 zł. Sprzedawca chyba był altruistą albo bojkotował firmę w której pracuje.

uslugi

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 181 (207)

#73597

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałam przed chwilą historię Kredkowej o amatorze krótkich spódniczek na młodych dziewczynach i przypomniały mi się własne, podobne przejścia.

Jestem z tych ludzi, którzy w wieku lat "nastu" byli zawsze tymi wysyłanymi przez resztę znajomych po zaopatrzenie na licealną imprezę, kiedy nie było nikogo z dowodem. Bardziej wprost, już w wieku lat 15 przeciętna Pani zza lady spokojnie dawała mi 18 lub więcej. W żaden sposób nie usprawiedliwia to pana opisanego w dalszej części, ale chociaż pocieszam się tym, że nie był to akt pedofilii, a bardziej zwykłego chamstwa. A było tak:

Przechodziłam niedaleko wrocławskiego Rynku (dla ciekawskich - ulica Świdnicka), żar lał się z nieba, jak to w tej części kraju w wakacje. Ubrana byłam w spódniczkę mini oraz najpewniej dość pruderyjną koszulę/koszulkę. (Odkąd zaczęłam wyglądać bardziej jak kobieta niż jak dziecko, czyli od wielu lat, wyznaję zasadę, że kiedy pokazuję nogi to w miarę możliwości szczelnie zasłaniam górę i odwrotnie - łatwy sposób na uniknięcie wulgarnego wyglądu, polecam). Każdy kto miał przyjemność tamtędy przechodzić, wie, jak bardzo potrafi się tam roić od osób narodowości romskiej szukających pieniędzy/uwagi/guza. Z reguły staram się ich ignorować, tak też było wtedy, kiedy nagle właśnie tej narodowości osobnik, w towarzystwie (zapewne swojej) żony i dziecka postanowił wymierzyć mi siarczystego klapsa w prawy pośladek. Ku uciesze swoich obserwatorów oddalił się w bliżej nieokreślonym kierunku zostawiając mnie nie tyle zniesmaczoną czy upodloną, co pewnie miał na celu, a bardziej zdziwioną.

Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, dla Pana za tupet i pewność siebie, którą wyhodował mimo swojej wątpliwej aparycji, a dla Pani za humor, który jej nie opuszczał, mimo jak widać niezbyt udanego pożycia.

cyganie rynek molestowanie

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (201)

#73471

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno tu nie narzekałam na to co się dzieje na drogach, więc z okazji wiosny czas to zmienić. Właśnie, wiosna. Rowerzyści. Już sam dźwięk tego słowa sprawia, że niektórym kierowcom nóż się w kieszeni otwiera. Kiedy robiłam prawo jazdy, a była to zima, mówiłam sobie "Sufrażystka, nie będziesz taka, będziesz współistnieć z rowerzystami niczym jeden organizm, szanować ich tak jak oni ciebie szanują" I wiecie co? Tak samo mam ich w krągłej tylnej części ciała jak oni mają mnie i innych kierowców. Czyli zasada wzajemności się zgadza, jeżdżąc po wiosennym Wrocławiu mam wrażenie, że podziwiam jakiś konkurs pt: "Kto kogo bardziej dopie*doli".

Czas, start.
Mam zaszczyt mieszkać niedaleko rozkosznej, prześlicznej i gładkiej jak pupa niemowlęcia, asfaltowej ścieżki rowerowej. Jest to infrastruktura utopijna, wszystko widać jak na dłoni, widoczność ścieżki jest niezmącona nawet jednym zafajdanym krzaczkiem. Kolejność tradycyjna: pas dla samochodów, chodnik, ścieżka. Jest to rowerowy raj, szeroka tak, że spokojnie 2 rowery (lub 3 w ciasnocie) mogą się wyminąć. Autostrada do nieba ma długość ok. 2 km nieprzerwanie po prawej stronie, później gładko przechodzi na lewą, żeby szanowny rowerzysta mógł dojechać kolejne 2-3 km praktycznie do centrum miasta. No właśnie, mógłby, gdyby jeździł.

Nie mówię, że nikt nie jeździ, co bardziej bystrzy już się nauczyli i odnajdują się w tym skomplikowanym układzie, jednak średnio raz dziennie mam wątpliwą przyjemność wymijać debila, który ewidentnie idei ścieżki rowerowej nie pojmuje i w związku z tym mknie wesoło pasem samochodowym. Wyprzedzanie to nie należy do najprzyjemniejszych, zwłaszcza biorąc pod uwagę podwójną ciągłą, która biegnie tam bezlitośnie i bardzo długo. Naturalnie ignoruję to i korzystam z najbliższej okazji do uwolnienia się od prędkości w okolicach 20 km/h, którą narzuca mi równoprawny uczestnik ruchu.

Dlaczego?

samochody rowerzyści

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (186)

#73583

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przygód drogowych ciąg dalszy. Będzie krótko.

Data: 14.06.2016
Godzina: 22.30
Miejsce: Wrocław; świeżo wyremontowana droga w terenie zabudowanym

Grzecznie wracałam do domu, coby wreszcie położyć się spać przed 12. Wtem napotkałam na swojej drodze niegroźnego zawalidrogę - ciężarówkę wywożącą jakieś liście/trawę/obojętnie co z pobliskich ogródków działkowych. Demon prędkości to to nie był, ja też nie jestem, ale jednak fajnie byłoby mieć na liczniku chociaż troszkę powyżej 30, tak więc wyprzedzamy. Kierunek i delikatnie wychylam się zza pojazdu ogrodnika, uradowana tym, że przede mną zupełnie czarno, żadnego ruchu nie widać, (droga płaska, widoczność świetna) rozpoczynam manewr wyprzedzania.

Kierowca skutera jadącego z przeciwka zdecydował się włączyć światło jak byłam w połowie ciężarówki. Oczywiście o odblaskach nie słyszał. Miło, że w ogóle zdecydował się przestać być incognito, bo było blisko żebym o jego istnieniu dowiedziała się ze swojej przedniej szyby.
Nie polecam.

skutery kierowcy samochody

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 344 (356)

#72549

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Uderzyła mnie ostatnio niecodzienna piekielność, mianowicie piekielna książka.

A raczej seria książek, na którą dane mi było natknąć się w jednej z sieciowych księgarni. Nie podam dokładnego tytułu, żeby nie być posądzona o reklamę (lub raczej antyreklamę), ale seria nazywa się mniej więcej ".... dla kobiet". W miejsce kropek wstawić dowolne zjawisko współczesnego świata, o którym zgodnie ze stereotypami przeciętna kobieta nie ma prawa mieć pojęcia, takie jak: samochód, pieniądze, firma, prawo, komputer.

Jak łatwo wywnioskować, jest to seria poradników, która docelowo ma objaśniać kobietom na przykład działanie komputera. Nie wiem, czy to ja jestem jakaś przewrażliwiona, czy ktoś traktuje (między innymi) mnie jak doszczętnego debila, któremu trzeba tłumaczyć podstawowe zagadnienia dnia codziennego? Daleko mi do feminazi, między 2 płciami w obrębie tego samego gatunku zawsze były, są i będą występowały różnice na tle biologicznym (i nie chodzi o posiadanie siusiaka lub nie). Powszechnie wiadomo, że są na świecie ludzie zagubieni jeśli chodzi np. o znajomość swoich praw, ale czy tymi ludźmi są tylko kobiety i tylko im należą się takie przełomowe poradniki? Chyba nie do końca.

O ile książki nie ocenia się po okładce, tak w tym przypadku wygląd jest czymś, czym wydawnictwo się chwali, nazywając infantylną pastelowo-szlaczkową papkę "atrakcyjną szatą graficzną". Zajrzałam do swoich książeczek z lat młodości i wygląda na to, że kiedyś wróżki były poważniejszym tematem, niż aktualnie kwestie zakładania firmy wyłożone dla kobiet. Tak można przynajmniej wnosić po tym, jak te książki są wydane.

Czekam aż ukażą się "3 domowe posiłki dziennie dla panów", "zaplatanie dziecku warkocza dla panów" oraz "wybieranie koloru firanek dla panów". Skoro szerzenie stereotypów to dzisiaj w Polsce pomysł na biznes, to może ktoś jest chętny do zredagowania takiego bestsellera? Jak widać jest potrzeba.

A tak całkiem serio, w USA autorka mogłaby się spodziewać pozwu, czy to dobrze, czy źle, nie wiem. Wiem za to, że traktowanie kogoś jak idioty, bynajmniej nie motywuje do nauczenia się czegokolwiek, ale co ja się tam znam...

sklepy książki

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 203 (349)

#71646

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Albo mam pecha do samochodów i przyciągam beznadziejne historie i jeszcze gorszych ludzi, albo piekielności na polskich drogach to sytuacje normalne, do których nie umiem przywyknąć i dlatego każda z nich budzi we mnie emocje. Moje personalne dyrdymały nie mają tu jednak większego znaczenia, sytuację opisuję ku przestrodze. Uważam, że warto, tym bardziej, że nie pierwszy raz się na coś podobnego natknęłam.

Strzałka do prawoskrętu to wynalazek nienowy, dość praktyczny. No właśnie, pod warunkiem, że ktoś potrafi z niego korzystać. Wracam sobie spokojnie do domu, godzina 23, dość duże wrocławskie skrzyżowanie z sygnalizacją świetlną z każdej strony, w tym z kilkoma właśnie takimi strzałkami. (Wkleję link, gdyby ktoś był ciekaw które dokładnie to były ulice.) Mknęłam wesoło na wprost prawym pasem z 2 "prostych" do wyboru, jak kultura nakazuje. Świeciło się zielone, więc dodałam lekko gazu coby się na nie załapać i załapałam się idealnie, specjalnie kontrolowałam- w momencie przejazdu pod sygnalizatorem ciągle miałam zielone.

Radość z tego, że oszczędziłam sobie minutę czekania nie trwała długo, bo bardzo szybko dokładnie na środku mojego pustego dotąd pasa znalazł się jakiś samochód. W poprzek. Zważywszy na ok 60-65 km/h widniejące na moim liczniku ten fakt wzbudził we mnie lekki niepokój. (Tak wiem, w mieście jest 50, proszę o podarowanie sobie moralizatorskiego tonu w komentarzach, "Niech rzuci kamieniem, kto nigdy...")

Co ciekawsze kierowca białego kombi, gdy tylko mnie zobaczył... stanął. Dokładnie tak. Zatrzymał się bokiem (w zasadzie zatrzymała), jakby oczekując w pełnym skupieniu, precyzyjnie na środku mojego pasa, aż zatopię w jej boku swój zderzak. Romantyzm pełną gębą, ale niestety nie miałam w tej scenerii ochoty na tak intensywną bliskość fizyczną. Co ciekawe delikwentka miała po swojej prawej zatoczkę autobusową, jednak nie zdecydowała się z niej skorzystać. Szkoda. Widocznie bardzo jej zależało na małym przytuleniu. Całe szczęście okazało się, że lewy pas mam wolny, szybko się tam znalazłam i w pełnym szoku minęłam idiotkę. nawet nie naciskając klaksonu.

Teraz mała rekonstrukcja wydarzeń a'propos strzałki. Prawdopodobnie tuż za moim zadkiem zapaliło się żółte. Zdarza się. Jednocześnie pani z prawej nie mogła mieć zielonego, bo zwyczajnie minęło zbyt mało czasu, (na takich skrzyżowaniach zawsze jest margines łaskawy nawet dla tych co jadą na czerwonym), najpewniej w związku z tym miała strzałkę, bo nie zakładam żeby była kamikaze i jechała bez niej. Widoczność w tamtym miejscu jest przewspaniała, tego wieczoru też, a moje światła bez zarzutu, w związku z tym gdyby tylko odwróciła głowę, z pewnością nie zrobiłaby takiej głupoty. Ale skoro już zrobiła, to zaklinam każdego kto do tej pory traktował zieloną strzałkę jak zielone światło, na litość, jak już jedziecie, to jedźcie. Znaleźliście się w jakimkolwiek samobójczym położeniu? Na torach, na czołówce? SPIER*ALAJCIE. Błagam.

Hamulec nie zawsze ratuje życie, czasem konieczna jest dokładnie odwrotna reakcja. Stanięcie jak wryty(a) to oddanie decyzji o swoim życiu lub w najlepszym przypadku sprawności auta w ręce "tego drugiego", a on nie zawsze może mieć wolny lewy pas, albo wystarczający refleks.

http://www.static.zdamyto.com/files/zdamyto/mcross/00030/0003053_mcross_w970_h970_mresize3_hsh_5b6907d962.png

samochody

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (163)

#71263

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pojawiła się tu historia o Januszach samochodowego biznesu, skłoniło mnie to, żeby opowiedzieć o tym, jak handlarz zabronił mi kupić jego samochód.

Ogłoszenie zupełnie normalne, cena w granicach rozsądku jak za ten model i rocznik. Przez telefon pan z pełnym entuzjazmem opowiadał, że autko jest po małej stłuczce (wymieniany któryś błotnik), ale tak w ogóle to igła, okazja i cycuś-glancuś. Nie wiem na ile szanowny pan handlarz kłamał tak wszystkim, a na ile była to specjalnie dla mnie wymyślona bajka po tym, jak usłyszał w słuchawce damski głos, sądzę, że raczej bardziej to drugie, ale pojechałam.

Dom z placem, na którym stało auto znajdował się w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu między wsiami Pipidówka Mała a Wiocha Przeogromna. Pan cały czas niezwykle uprzejmie, niemal uwodzicielsko pomagał mi znaleźć drogę. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że był niczym wzór sprzedawcy i powinien szukać roboty w Mango. Jednak gdy tylko wjechałam za jego bramę, nastąpiła seria zgrzytów, która sprawiła, że pan zaczął, prawie jak w kreskówce, stopniowo zmieniać minę od bardzo radosnej, przez zaskoczoną, rozczarowaną, do głębokiej depresji i pospolitego wku*wu. A sekwencja wydarzeń była taka:

Moment kiedy wjechałam na jego posesję identycznym autem jak to, które przyszłam oglądać był niesamowicie znamienny, jego wyraz twarzy także, ale tu jeszcze była dobra mina do złej gry. Prawdziwa purpura zapłonęła, kiedy po miłej wstępnej wymianie zdań wyciągnęłam z torebki miernik lakieru. Pan naturalnie pozwolił mi go użyć, zaznaczając, że "on w takie cuda nie wierzy". Kwestie jego wyznania zostawiłam na boku i przystąpiłam do akcji. Faktycznie, błotnik lakierowany, było tam z 400 mikronów (standardowa warstwa lakieru ma gdzieś między 150 a 250).

- Ale to tylko ta jedna część?
- Tak, oczywiście, ja tylko tę jedną wymieniałem, a czy tu coś więcej wcześniej było, to ja już nie wiem...
- To zaraz sprawdzimy i się dowiemy.

Drzwi wyszły 200 i już bym mu praaawie uwierzyła, gdybym nie otworzyła tych drzwi i nie sprawdziła progu, a później słupka. W zasadzie nie musiałam się fatygować i naciskać guzika. Fotel był szyty, i to bardzo badziewnie (poduszka musiała wystrzelić), do tego kierownica cała obdrapana, mimo deklarowanego przebiegu 90 tys. W "moim" było 150, a kierownica jak nowa. Dla formalności - wyszło 800-900.

- A tu co się wydarzyło?
- Te mierniki to jakieś chińskie są! Nic tam się nie działo! Nic nie było bite z boku!
*sprawdzam kolejne drzwi, wychodzi 700*
- Tu też nie było?
- Nie było.

*sięgam na dach, też 700*

- A NA DACHU TO JUŻ W OGÓLE NA PEWNO NIE BYŁO BITE!
- Aha. To z boku tak trochę nie było, ale na dachu to już bardzo nie było?
- DO WIDZENIA, AUTO NIE NA SPRZEDAŻ.

Szkoda tylko paliwa, 120 km w jedną stronę dla jednego idioty. Handlarze powinni podpisywać jakieś zobowiązanie, że jeśli stan auta nie będzie taki jak obiecują, to zwracają za paliwo. Tak prosty przepis o wiele ulepszyłby stan naszej motoryzacji...

(Dla czepialskich - nie, nie chciałam kupić takiego samego auta jak już mam, pożyczyłam specjalnie, żeby zobaczyć, czy zrobi to na gościu wrażenie)

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 320 (334)

#69937

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Blondynki za kierownicą przygody ciąg dalszy. O tym jak prawie przytuliłam się do egzemplarzy ekskluzywnej motoryzacji.

Jak wyglądają uliczki naokoło rynku we Wrocławiu mniej więcej domyśla się chyba każdy. Jeżeli nie, w skrócie: ciasno, wąsko, kostka brukowa. Więcej chodnika i ścieżki rowerowej niż drogi, 99,9% wolnych miejsc parkingowych to te dla inwalidów i innych VIPów. Reszta praktycznie 24h na dobę zajęta. Okazjonalnie zdarza się coś upolować, na takie polowanie właśnie wybrałam się ostatnio. Godzina 19, także było ciekawie.

Kręcę się już jakieś 25 min, skręcam w kolejną klaustrofobiczną uliczkę. Cała prawa strona zastawiona - miejsca dla inwalidów. (Swoją drogą, wiedzieliście, że we Wrocławiu każdy inwalida ma Porsche lub minimum nowe audi? Chyba faktycznie dobrze się tu żyje...) Lewa strona teoretycznie powinna być wolna, żeby dało się przejechać, ale byłoby zbyt pięknie. Pierwszą parę wyminęłam z powodzeniem. Jakiś kierowca, choć na zakazie, to jednak stanął wykazując cechy homo sapiens. Druga para, po prawej Porsche Cayenne w tej "dużej" wersji. Po lewej ONA w Mercedesie kombi. Jakby była hatch-backiem to może by to jeszcze jakoś wyglądało, ale w takiej konfiguracji... Nie było szans.

W jej samochodzie świeciły światła stopu, tak więc wysiadłam i próbowałam doszukać się w środku autorki tego parkingowego dzieła. Nawet od razu mnie zauważyła i równie szybko zadeklarowała, że nigdzie się stamtąd nie rusza. W porządku, ja mam czas. Po niezbyt długim czasie zaczął zbierać się za mną korek, a korek często ma to do siebie, że trąbi. Zwłaszcza jak widzi idiotkę. Po takich "pertraktacjach" szanowna pani raczyła wysiąść, rozmowa wyglądała tak.

(Ona)-Co Pani robi? Tu większe przejeżdżały, a Pani nie potrafi?!
(Ja)- Nie będę się cisnąć na centymetry, bo Pani sobie życzy parkować na zakazie...
-To się trzeba nauczyć jeździć!
-Albo parkować...
-Ja tylko na minutkę!
-Dobrze, to Pani sobie tutaj stoi ile się Pani podoba, ale pójdziemy na układ. Ja się pouczę przejeżdżać, na przykład wjadę sobie w Pani bok, a potem wezwiemy policję i zobaczymy czyja wina, ok?

Odjechała.

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 277 (335)