Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

sweetcd86

Zamieszcza historie od: 3 czerwca 2011 - 13:23
Ostatnio: 17 października 2019 - 14:09
Gadu-gadu: 9009859
  • Historii na głównej: 9 z 12
  • Punktów za historie: 4878
  • Komentarzy: 84
  • Punktów za komentarze: 526
 

#39402

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Los bywa okrutny.

W czwartek wiozłam karetką młodą panią X, już-za-chwilę matkę - pierwsze dziecko, radość ogromna.
W piątek urodziła zdrową córeczkę. Ojciec przeszczęśliwy, świata poza nimi nie widział całe popołudnie, ledwo dał się przekonać, żeby na noc wrócić do domu.

W piątek w nocy wiozłam karetką młodego ojca, pana X, który świętował urodzenie swojej pierworodnej. Świętował z kolegami, głośno, stawiał drinki w barze, cieszył się dzieciak. Na chwilę wyszedł z klubu zadzwonić.

Wpadł w oko kilku facetom, którzy mieli ochotę na jego pieniądze i telefon. Postawił się. Dostał kilka razy po głowie, kilka razy w brzuch. Znaleźli go kumple zaniepokojeni, że długo nie wraca.

Gdy przyjechaliśmy był nieprzytomny, od razu intubowaliśmy. Źrenice nierówne, brzuch jakiś podejrzany. Teraz X leży na tutejszym OIOMie. Przeszedł już dwie operacje - w głowie krwiak, w brzuchu rozwalona śledziona. Nie wiadomo czy się obudzi.

I tylko jeden problem. Jak powiedzieć prawdę jego żonie?

erka

Skomentuj (89) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1378 (1446)
zarchiwizowany

#38717

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowieść o tym jak ludzka piekielność potrafi młodym ludziom zepsuć pierwsze, wspólne wakacje.

Na początku sierpnia wraz z lubym postanowiliśmy pojechać na wakacje. Celem miała być mała, górska, cicha i spokojna miejscowość. Tak więc padło na Międzygórze. Oczywiście zaraz po wybraniu miejsca docelowego przyszedł czas na rezerwowanie noclegów. Przeglądaliśmy masę ofert, tu za brzydko tam za drogo... a wśród nich perełka! Pokój - piękny, z łazienką, balkonem, świeżo po remoncie, piękna okolica, domek na samym końcu miejscowości(blisko szlak na Śnieżnik) i do tego cena atrakcyjna! Dużo nie myśląc...rezerwujemy na 10 dni! Przyjechaliśmy, zakwaterowanie przebiegło szybko (pokój na 2gim piętrze, zaraz obok mieszkania właścicieli), Pani wynajmująca - młoda, przemiła, "swoja" kobita. To też zapłaciliśmy z góry.

3 dni potrwały nasze (co by dużo nie mówić) genialne kontakty z panią wynajmującą, potem do akcji wkroczyła jej mama (pensjonat prowadzony przez babcie, mamę i córkę-czyli panią wynajmującą). Przybliżę kilka sytuacji, dzięki którym pod koniec pobytu mieliśmy ochotę wrócić do domu jak najwcześniej.

- Kąpaliśmy się z lubym. Najpierw ja(przez ok. 30 min) potem luby(ok.20 min). Kąpiel lubego przerwał telefon, na ekranie pojawił się numer pani wynajmującej(PW), tak więc biegnę do lubego żeby odebrał. Okazało się, że mama PW rzekomo stoi pół godziny pod drzwiami i się dobija bo WODA LECI U NAS JUŻ 1,5 GODZINY. Nas zamurowało. Oczywiście luby musiał ubrać się w pośpiechu by otworzyć pani drzwi i wysłuchać krzyków. Pokrzyczała pokrzyczała,zabrała dowód lubego i poszła. Pytanie brzmi : Dlaczego ta Pani słucha jak długo się kąpiemy i...czy gdzieś było napisane ile ma trwać kąpiel i ile litrów wody możemy zużyć??

- Kolega lubego, wyraził chęć przybycia do nas ze swoją koleżanką i wspólnego połażenia z nami po górach. Porozmawialiśmy z mamą PW czy możemy przyprowadzić gości na 1/2/3 godz. i czy możemy zrobić obiad (na tarasie była do dyspozycji gości kuchenka) wyraziliśmy nawet chęć zapłacenia za ich krótki pobyt. Jednak mama PW się zgodziła bez zapłaty. Więc ok. kolega poinformowany, zakupił produkty na obiad (spaghetti, czyli szybkie danie, które można zrobić w góra 30 minut). W przeddzień przyjazdu mama PW spotkając mojego lubego ogłosiła, że jak goście przyjadą to tylko max. na godzinkę. Myślimy sobie okej...może wyjdzie inaczej. W końcu nadszedł dzien, w którym mieli przyjechać, spędziliśmy razem cały dużo czasu, potem wracamy do pensjonatu by zrobić obiad (po garnki trzeba było zgłosić się do PW ). Drzwi otworzyła mama PW i orzekła, że kategorycznie nie możemy zrobić obiadu bo może to przeszkadzać innym gościom (na tarasie jest zasięg internetu), że dania tu można najwyżej odgrzać i że ona więcej prądu na tym straci, że w restauracji zupa kosztuje 3 złote i że to nasi goście-jej to nie obchodzi. Okej. Szkoda, że nie powiedziała wcześniej. Wtedy Kolega lubego nie musiałby wydawać pieniędzy na zakupy, a nam nie zrobiłoby się przed nim głupio.

- Spadł nam laptop z łóżka, 10 sekund później mama PW puka do drzwi i pyta co spadło i delikatnie nawiązuje do tego, że niby cały czas coś przesuwamy i hałasujemy...ręce mi opadły.

I teraz nasuwa mi się pytanie...dlaczego zostaliśmy tak potraktowani?? Tylko dlatego, że jesteśmy młodzi? Czy dlatego, że zapłaciliśmy z góry?? Pani Piekielna zostawiła niesmak we wspomnieniach naszych pierwszych wspólnych wakacji, a to tylko niektóre sytuacje, na co dzień byliśmy obsypywani jej arogancją i złośliwością. Męczy mnie jeszcze jedno pytanie... jak to możliwe, że nasza Pani Wynajmująca jest tak przemiłą i sympatyczną osobą mimo posiadania takiego rodzica. Chciałabym "obsmarować" ten pensjonat toną negatywnych komentarzy i opinii na różnych forach, jednak nie zrobię tego tylko i wyłącznie ze względu na PW, która zawsze służyła nam pomocą i nigdy o nic nie robiła problemu.

wakacje

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 50 (112)
zarchiwizowany

#38595

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Do tej pory nie potrafię zrozumieć, jak niektóre fryzjerki kończą szkoły fryzjerskie, zdają praktyczne egzaminy i uzyskują certyfikaty. Bo ta opowieść będzie o wlasnie takiej fryzjerce- pani Beacie. Mam trudne włosy- każdy, kto posiada rude długie za pas sprężynki wie, o czym mówię. Takie włosy wymagają mnóstwa pielęgnacji, odzywek, suszenia prawie chlodnym powietrzem suszarki. Zaniedbane prędko zmieniają się w klujące siano. Stąd też mycie, pielęgnacja, upinanie moich włosów ( no nie wypada na codzień chodzić a'la kometa) odbywało się w zaprzyjaźnionym salonie fryzjerskim stale u tej samej cudownej fryzjerki-pani Eli. Co cztery dni, w miarę potrzeby częsciej. Ponieważ bylam stałą i częstą klientką cieszyłam się sporym rabatem. Nie robiono cudów- włosy myto, odzywiano, suszono delikatnie a cuda-działające dłonie pani Eli upinały całość w miarę porządną, choć artystycznie bezładną kompozycję za pomoca zwyczajnych wsuwek.

I co za pech! Pewnego wieczora wchodzę ja do salonu a pani Eli nie ma! Chora! Tu do akcji wkracza włascicielka: "prosze się nie martwić, pani Beatka da sobie doskonale radę z Pani włosami!". Zaufałam. Takiego szarpania i drapania na myjce nigdy nie przezyłam! Miałam wrażenie, że paznokcie fryzjerki z jakąs mściwą satysfakcją zagłębiają się w nieszczęsnej skórze mojej biednej głowiny, drapią, orcują, jakby chciala mi włosy wydrapać razem z cebulkami. Ale ja tam twarda jestem. Wrzasnęłam dopiero gdy na namydlony leb wylana została naprawdę baaaaaaaardzo za ciepła woda ( cholera, do tej pory pamiętam to uczucie ).Pani zdenerwowała się, że histeryzuję więc zamilklam, pozwolilam sobie nałożyć zwyczajową odzywkę, spłukaną tym razem prawie lodem. Ba, pozwoliłam nawet wycierać ręcznikiem w sposób, jaki używa się mopa na podłodze, połykałam łzy w trakcie rozczesywania połaczonego z szarpaniem takim, że na grzebieniu pozostawały pasemka rudych loków. Moich lokow! Suszenie odbywało się gorącym strumieniem powietrza (" ja nie mam czasu się z Panią bawić pół godziny w suszenie"). Co nie zmienia faktu, ze taka ilość wlosow po 10 minutach suszenia gorącym strumieniem nadal pozostawały wilgotne i to bardzo. Tu już zaczęlam się zastanawiać, czy nie lepiej jednak wrócić do domu i spinać samej za pomoca dwóch luster ustawionych na przeciw siebie.

W skrócie: Pani pospinała mi te wilgotne włosy 'na płask" w stylu poniemieckiego hełmu z czasów II wojny swiatowej. Wściekła się, gdy zaczęłam wyjmować te wsuwki z fryzury, potrzasnęłam całością likwidując hełm i spytałam, czy ona tak uczesana chciałaby chodzić. Na to przylatuje włascicielka (' no przeciez było bardzo ladnie, twarzowo'). no tak...jakze mogło być inaczej? Zdziwiła się, że jestem gotowa zaplacić za to upiorne, bolesne mycie i odzywkę ale za nic innego. Chyba jednak sama czuła, że mam rację bo nie wygrażała sądem ani zamknięciem podwojów swej fryzjerni przede mną, klientką. Zapłaciłam, poszłam do domu.

FINALE GRANDE: po powrocie sama spięłam włosy, klamrą i wsuwkami. Efektowi daleko było do dzieł Pani Eli ale za to był o niebo lepszy niz ten, który mi zafundowała profesjonalna fryzjerka. Obserwując jej prace miałam nieodparte wrażenie, że nie bardzo sama wie, jak to robić.

Następna wizyta. Pani Ela na szczęscie zdrowa, Pani Beata najwyraźniej chowa się na zapleczu. Podchodzi włascicielka: "Wie Pani...Pani Beatka nie specjalizuje się w czesaniu fryzur ( na Boga, jakich fryzur?) ale i ona ma swoje stałe klientki, ktore są zadowolone". Hm...masochistki jakieś? Lubią orcowanie paznokciami po skórze i polewanie wrzątkiem? No...de gustibus non disputandum est.

Po pewnym czasie Pani Ela zrezygnowala z pracy...a mnie znudziło się eksperymentowanie z fryzjerami. Nauczylam się upinać sama. Praktyka czyni mistrza!

usługi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 60 (198)