Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

zaana

Zamieszcza historie od: 6 listopada 2015 - 16:20
Ostatnio: 15 października 2018 - 17:07
  • Historii na głównej: 4 z 6
  • Punktów za historie: 1671
  • Komentarzy: 100
  • Punktów za komentarze: 601
 

#73873

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Po przeczytaniu historii http://piekielni.pl/73786#comments i komentarzach do niej przypomniało mi się takie zdarzenie:

Kiedyś wynajmowałam mieszkanie w bloku i korzystałam z wózkowni dostępnej dla wszystkich jednak zamykanej na kłódkę, do której klucz miał każdy zainteresowany (każdy dorabiał sobie we własnym zakresie).

Trzymałam tam rower, którym jeździłam do pracy. Pewnego razu zeszłam sobie po swoje 2 kółka a tam inna kłódka i kartka "Klucz do dorobienia w mieszkaniu nr 18" Wściekłam się, naprawdę. Nie dość, że dopiero co dorobiłam 2 klucze na własny koszt, to ktoś mi bezczelnie kłódkę zmienił. Podreptałam na górę, bo do pracy się spieszyłam a tam niespodzianka, nikogo nie ma w mieszkaniu.

Zapukałam do sąsiadów obok i dowiedziałam się, że rzeczona rodzinka wyjechała dnia poprzedniego na urlop a kłódkę zmienili, bo zgubili klucze i nie mogli dostać się do środka po swoje rowery, które chcieli zabrać ze sobą. Dodatkowo klucza od nowej kłódki nikomu nie udostępnili tylko zabrali na urlop. Co było robić? Wspólnie z sąsiadem rozwaliliśmy kłódkę i założyliśmy nową, bo nie tylko mój rower był zamknięty nie wiadomo na jak długo. Klucz krążył po sąsiadach, każdy zainteresowany dorobił sobie na własny koszt a w skrzynce na listy urlopowiczów została umieszczona informacja, dlaczego kłódka została wymieniona, i że klucze do dorobienia można znaleźć pod wskazanymi numerami.

Po 2 tygodniach rodzinka wróciła z urlopu. Poszli wstawić swoje rowery do wózkowni i natknęli się na nową kłódkę.
Co zrobili? Poszli do sąsiadów po klucz? A gdzie tam. Zerwali kłódkę i założyli nową.

Wojny, jaką tym wywołali chyba nie muszę opisywać. Sprawa zakończyła się w spółdzielni mieszkaniowej. Został wezwany właściciel mieszkania nr 18 i powiadomiony o zachowaniu swoich lokatorów oraz zmuszony do pokrycia kosztów dwukrotnej wymiany kłódki (czyli zwroty kosztów za dorobienie kluczy sąsiadom) oraz zapewnienie kluczy do nowej kłódki wszystkim zainteresowanym. Nie wiem, jak właściciel mieszkania załatwił to ze swoimi lokatorami. My zwrot kasy za klucze oraz nowe klucze dostaliśmy wraz z przeprosinami a urlopowa rodzinka wyprowadziła się z końcem miesiąca.

Mieszkałam tam potem jeszcze ponad rok i podobnych akcji w tym czasie nie było a i od sąsiadów dowiedziałam się, że przedtem też się to nie zdarzyło.

Ps. Do pracy wtedy się spóźniłam, na szczęście szefowa nie była wredna i darowała mi to pod warunkiem obietnicy zdania relacji z powrotu wczasowiczów. Bardzo ją ta sytuacja rozbawiła...

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 417 (421)

#70778

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś robiłam zakupy w małym sklepiku, gdzie na 2 kasy był jeden terminal. Zrobiłam zakupy za ok 20zł, bo przed wypłatą z kasą krucho było, a na koncie ostatnie 50zł i 2 dni do wypłaty, więc nie szalałam. Chciałam zapłacić kartą a miałam taką bez pinu.

Specyfika tego sklepu była taka, że terminal do przeciągania karty był nieruchomy i tylko panel do pinu podawany był klientowi (było to parę ładnych lat temu), więc kasjerka poszła z moją kartą do drugiej kasy, gdzie znajdował się terminal, żeby ją przeciągnąć. Nie wiem o czym myślała, ale oddając mi kartę z paragonem zobaczyłam, że kwota wynosi prawie 50zł.

Pani się pomyliła i wpisała kwotę z wolnej kasy, na której był terminal a nie z mojej, gdzie kasowała moje zakupy. Zapytałam co z tym teraz zrobimy. Kasjerka stwierdziła, że przecież nic się nie stało i mam sobie dobrać zakupy do brakującej kwoty. O oddaniu różnicy nie chciała nawet słyszeć, twierdząc, że tak się nie da i będzie musiała mi oddać z własnej kieszeni (bujda). Na moje argumenty, że wcale nie potrzebuję tych zakupów, tylko pieniądze, bo na koncie miałam ostatnie 50zł i muszę mieć na bilet do pracy, zaczęła na mnie wrzeszczeć, że to moja wina, bo po co kartą płaciłam?

Sytuacja była patowa, bo do pani nie docierały moje spokojne argumenty, a jej krzyki nie robiły na mnie wrażenia. W końcu zwabiona krzykami przyszła kierowniczka sklepu. Na początku też nie rozumiała, czemu upieram się przy zwrocie różnicy, bo przecież nie tracę tych pieniędzy, tylko odbieram w towarze, który i tak będę musiała z czasem kupić. Dla mnie cała ta sytuacja była absurdalna.

W końcu nie wytrzymałam i wydarłam się na nią, że zostawiła mnie bez kasy i biletów na 2 dni przed wypłatą a 10km z buta do pracy chodzić nie będę i nie, nie potrzebuje zakupów, bo kupiłam to co mi było potrzebne, a czego w innym sklepie nie dostałam i w najbliższym czasie nie będę tu robić żadnych zakupów (zwłaszcza, że ceny były dużo wyższe, niż w innych sklepach). To chyba ją przekonało, bo obrażona oddała mi różnicę.

Ja też pracowałam w sklepie i nie wyobrażam sobie w ten sposób traktować klienta. Na szczęście tylko w tym sklepie spotkałam się z takim podejściem do klienta (zwłaszcza, że z opinii innych okazało się, że to standard u tych pań). Dlatego to i wysokie ceny skutecznie odstraszały mnie i innych ludzi od zbyt częstego robienia tam zakupów.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 411 (421)

#70305

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Święta, święta i po świętach... I jak co roku o tej porze w mojej wsi mieszczącej się w pobliżu miasteczka, populacja bezpańskich psów, błąkających się po drodze i polach wzrosła o ponad 10 sztuk.

Uprzedzając komentarze - nie, nie mogę przygarnąć żadnego, gdyż od maja dom u mnie znalazły już 2 takie psy, wcześniej 2 koty. Schronisko nic z tym nie zrobi, gdyż nasza gmina nie ma schroniska a sąsiednia ma u siebie za dużo psów i "cudzych" nie przyjmą.

Co miesiąc ludzie z miasta podrzucają nam ok 1-2 psy, w grudniu co najmniej 10. Wiele osób u nas przygarnia te psy, ale ile można?

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 365 (401)

#69487

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam na wsi oddalonej kilkanaście kilometrów od małego miasta. Pracy u nas jak na lekarstwo. Z racji zasilania szeregów bezrobotnych i aktywnie szukając jakiejkolwiek pracy, przeglądam także oferty dla tzw niań. Wszystkie oferty dotyczyły pobliskiego miasta.

Oferta 1: praca 5 dni w tygodniu po 7h, dzieciaczek prawie 3 latka, stawki brak, więc dzwonię. Do obowiązków należy opieka nad dzieckiem, gotowanie obiadów dla dziecka i dla rodziny i uwaga... dziecko nadal chodzi w pampersach, więc trzeba je zmieniać (poważnie? w tym wieku?). Zawrotna stawka 5zł/h

Oferta 2: Dwoje dzieci w wieku 2,5 i 4 latka. Praca od poniedziałku do soboty po 5h. Tu stawka podana - 6,5zł/h (przy dwójce dzieci).

Oferta 3: (mój "faworyt") Praca od poniedziałku do piątku po 9h dziennie, w soboty 6h, dwoje dzieci, jedno 3,5 roku, drugie 8 lat. Stawki brak, więc dzwonię. Do moich obowiązków należało by głównie zajmowanie się młodszym dzieckiem, wyszykowanie i zaprowadzenie do szkoły starszego, szykowanie im śniadania a po lekcjach odbiór starszego dziecka, odrobienie lekcji, nakarmienie dzieci i zajmowanie się nimi do powrotu rodziców. Ale ale... pani stwierdziła, że z jednym dzieckiem mało roboty będę miała, to żeby mi się nie nudziło to mam jeszcze posprzątać, ugotować obiad, zrobić pranie lub przemiennie prasowanie. Stawka (według pani) bardzo atrakcyjna bo miesięcznie uwaga... 950zł.

Po odliczeniu dojazdów nie opłaca mi się pracować. Także po przeczytaniu tych ofert uważam, że 10zł/h za tylko i wyłącznie pilnowanie dziecka i to u brata to są świetne pieniądze. Chociaż mi od rodziny byłoby wstyd chcieć jakiekolwiek pieniądze, za popilnowanie własnego bratanka czy siostrzeńca.

praca opiekunki do dziecka

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (287)

1