Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Italijczyk

Zamieszcza historie od: 19 sierpnia 2016 - 10:27
Ostatnio: 31 stycznia 2021 - 21:23
  • Historii na głównej: 10 z 10
  • Punktów za historie: 1759
  • Komentarzy: 36
  • Punktów za komentarze: 211
 

#74912

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ciąg dalszy przygód z kabiną: #74655

Początek sierpnia. Po ponad miesiącu próby załatwienia dobrej kabiny prysznicowej ze sklepu internetowego, zdecydowaliśmy się na zakup w markecie budowlanym.

Okazało się, że Lele Mele ma w swojej ofercie możliwość zakupu kabiny z transportem i montażem! Okazuje się jednak, że montaż realizuje firma zewnętrzna, która kontaktuje się z kupującym w ciągu 24h roboczych, żeby uzgodnić termin montażu.

W sobotę zakup. W poniedziałek telefon montażysty:
[Montażysta]: Do końca miesiąca nie mam wolnych terminów... tylko 15 sierpnia wchodzi w grę.
[Ja]: Ok. Ale, gdyby było coś nie tak z kabiną, to sklepy nieczynne. Nic nie da się kupić.
[M]: A co może być nie tak? Może śrubki co najwyżej brakować, a ja śrubki mam. A jaka to kabina?
[J]: Taka a taka.
[M]: A to kabina z hydromasażem to będzie tyle i tyle (70% wartości tej chińskiej kabiny, ale ok).
[J]: No ok.
[M]: To 15 sierpnia?
[J]: No ok.
[M]: Ale to będzie dodatkowo płatne.
[J]: Ile? Bo jak Pan nie może do końca miesiąca to ja chyba zrezygnuje.
[M]: No to 50.
[J]: Ok. Będzie miał Pan wszystkie potrzebne materiały?
[M]: Jakie?
[J]: No nie wiem... to co potrzebne... wężyki, silikon, itd.
[M]: Tak, tak, kupie w LeleMele, Pan mi odda wg rachunków.
[J]: Ok.

I przyjechał Pan Montażysta... 15 sierpnia... w święto...
Zajechał rozklekotanym furgonem i zalał mi podjazd wylewającym się olejem.
Auto oklejone informacjami w czym się firma specjalizuje: malowanie, betonowanie, krawiectwo.

Wchodzi. Pokazuję mu co i jak. Sugeruję, żeby obejrzeć wszystkie części kabiny. Opowiadam historię z poprzednią kabiną. I znów słyszę o śrubkach.
No ok. Montażysta wie lepiej.

Zaczyna się lustrowanie łazienki...
[M]: Ma Pan pakuły albo taśmę teflonową?
[J]: Panie skąd mam mieć? Miał Pan wszystko sobie kupić.
[M]: No niech Pan poszuka.
[J]: Ok.
[M]: A kawę Pan ma?
[J]: Widzi Pan tutaj, że jest jeszcze dom wykańczany i nic nie ma.
[M]: Ale lodówka jest...
[J]: Ale nie podłączona...
Ale żona skoczyła do rodziców po ekspres na kapsułki i kawa się pojawiła...
[M]: A mleczko i cukier?
[J]: widzi Pan, że nic nie ma... to i tak żona specjalnie do rodziców po ekspres biegła...

Nie, mleko i cukier już się nie pojawiły... I tak po godzinie montażysta przystąpił do pracy:
[M]: A te pakuły już Pan znalazł...
[J]: Taśmę teflonową. (też u rodziców)
[M]: Ok. Bardzo dobra. To zamontuję wężyki.
...
Kolejną godzinę Pan montował lampki LED w suficie kabiny (taka przebajerzona chińszczyzna).
Jak przyszło do otwierania kolejnych paczek to... wszystkie szkła były całe... za to zaczęły się pojawiać same drobne - porysowana szklana półeczka (trudno - byle tylko była już kabina), pogięty profil aluminiowy pionowy (trudno, może niezbyt estetycznie będzie wyglądało, ale jakoś się zamaskuje), odpryski na elementach chromowanych (trochę gorzej), ale na końcu okazało, że profil w którym jeżdżą drzwi jest tak wygięty, że nie da się zmontować kabiny (a uprzedzałem, żeby sprawdzić na początku).

Coż zdarza się. Pan przygotowany - ma bloczek z reklamacją - więc wpisujemy wszystko (nawet tamte drobiazgi). Kolejna godzina...

Na koniec:
[M]: to dzisiaj będzie dla mnie 30% ceny montażu
Nie zapłaciłem... Pan widząc moją wściekłość nie próbował negocjować.
Następnego dnia w dziale reklamacji LeleMele wszystko załatwili od ręki... nawet 30% ceny montażu temu montażyście zapłacili... Nowa kabina (tym razem nie "z hydromasażem") była w pierwszy dzień roboczy po tym zdarzeniu... i już kto inny mi ją montował...

Tylko do tego czasu mi woda ciurkała z wężyków - tak je Pan tę taśma teflonową uszczelnił.

sklepy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (152)

#75275

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dla równowagi do http://piekielni.pl/75068.
Nie tylko prowadzący na uczelni bywają piekielni.
Studenci są często nie mniej piekielni...

Prowadzę na studiach zaocznych ćwiczenia. Przedmiot trochę techniczny, trochę matematyczny. W ramach zajęć rozwiązuje się listy zadań. Zaliczenie polega na napisaniu kolokwium na ponad 50% punktów. Na kolokwium są trzy zadania z treścią.

Kilka lat temu zrobiłem kolokwium na którym: jedno zadanie było prosto z listy zadań (i to w dodatku takie, które było rozwiązane na tablicy), drugie zadanie było podobne do jednego z list zadań z takimi samymi wartościami liczbowymi (różnica polegała tylko na sposobie jego zapisania, co nijak nie zmieniało sposobu rozwiązywania), natomiast trzecie zadanie miało tę samą treść co zadanie z listy zadań, ale inne wartości liczbowe.

Ponadto na każdych zajęciach wskazywałem, które zadania są najbardziej prawdopodobne na kolokwium.

Przyszedł czas rozliczeń.
Oczywiście paru osobom nie poszło. Ot tak, ok. 10 osób na 90. Fakt, trzeba było się starać, ale rozumiem - może inny przedmiot, może jakieś osobiste lub zawodowe problemy. Jest poprawka. Dałem poprawkowiczom do domu listy zadań z kolokwium z sugestią, żeby się dobrze przygotowali.

Nadszedł dzień ostatecznego rozstrzygnięcia - kolokwium poprawkowe.
Studenci zebrali się przed salą, a ja podszedłem do nich z wydrukowanymi zadaniami z kolokwium (tak, tymi samymi co na pierwszym terminie, i tak tymi, które sobie zabrali do domu) i powiedziałem, że mają godzinę, żeby sobie gdzieś pójść i rozwiązać te zadania i do mnie wrócić.

Po godzinie 2 jegomości wróciło i powiedziało, że oni nie wiedzą jak rozwiązać te zadania.

P.S.
Od tego czasu nie organizuje kolokwiów poprawkowych (pozwala mi na to regulamin studiów).

studenci

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (257)

#75249

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Aquapark w Piekle.

Zapisaliśmy naszego kilkumiesięcznego synka na zajęcia na basenie.
Na jednych z ostatnich spotkań Pani Instruktorka zaproponowała, że będzie nagrywała ćwiczenia z młodym, że może posłużą do materiałów reklamowych i w zamian za zgodę na wykorzystanie wizerunku, my dostaniemy to co ona zarejestruje. Nawet podpisaliśmy formalną zgodę. Ok. Będzie dodatkowa pamiątka.

Po dwóch tygodniach dostaje e-mailem informację z aquaparku w stylu:
[Aquapark]: "Materiał nie spełnia standardów aquaparku, zatem nie udostępnimy go Państwu. Poza tym nagrywanie wykraczało poza standardowy zakres usług."

Trafiło mnie, bo w aquaparku bez przerwy coś zmieniali (niekoniecznie zgodnie z prawem i umowami), ale do tej pory machałem ręką.

Odpisałem więc, że zawarliśmy umowę, że jakość materiału nie ma tutaj nic do rzeczy, że to nie pierwszy raz jak zmieniają zdanie i oczekuję na zdjęcia i filmy.

Półtora miesiąca milczenia ze strony aquaparku, więc się przypomniałem wskazując, że to nieeleganckie olewać klienta.

Dostałem obcesową odpowiedź od pani kierowniczki vel rzecznik prasowej aquaparku:
"Nasze stanowisko zostało już przedstawione w poprzedniej wiadomości".

Wskazałem, że poprzednio stanowisko nie zostało w moim odczuciu umotywowane, a my jednak zawarliśmy umowę, z której ja się wywiązałem i oczekuję tego samego od aquaparku.

Znowu odpowiedź pani "rzecznik" w stylu: "Nie zmienimy zdania".

Poprosiłem zatem o dane przełożonych (wbrew pozorom nie znajdzie się ich tak łatwo np. na stronie www), żebym mógł tę sprawę wyjaśnić.

Dostałem odpowiedź - znowuż od pani "rzecznik" - "Przedstawione stanowisko jest zgodne ze stanowiskiem przełożonych".

Wyjaśniłem pani rzecznik, że nie pytałem jej jakie jest zdanie jej przełożonych, tylko prosiłem o dane kontaktowe do przełożonych i ponawiam prośbę.

No to zaczęło się znowuż olewanie.

P.S.
Gdybym był bardzo zdeterminowany do zdobycia tych danych to bym je zdobył i na pewno nie w ten sposób, ale nie mam na to czasu (póki co).
Ponadto bawi mnie w jak niegrzeczny, arogancki i lekceważący sposób działa "rzecznik" prasowy Aquaparku.

uslugi

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (238)

#75124

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Niektórzy się zastanawiają jak poradzić sobie z telemarketerami, którzy nie wiadomo skąd biorą nasze numery telefonów. Opowiem dziś historię, która obrazuje jak ja z nimi postępuję:
(dzwoni telefon)
[Ja]: X, słucham.
[Telemarketer]: Dzień dobry dzwonię z firmy <niewyraźne> i chciałam Pana poinformować, że wygrał Pan nagrodę, która będzie do odbioru na spotkaniu w hotelu H w miejscowości Piekło. Spotkanie odbędzie się tego i tego dnia o tej i tej godzinie.
[J]: Cieszę się, ale ja nie brałem udziału w żadnym konkursie, więc nie mogłem nic wygrać.
[T]: My wylosowaliśmy osoby mieszkające w Piekle i okolicach.
[J]: A zatem dysponujecie moimi danymi osobowymi.
[T]: Nie, Pana numer został wygenerowany przypadkowo.
[J]: To skąd wiedzieliście, że mieszkam w okolicach Piekła. Skoro zatem dysponujecie moimi danymi osobowymi, to wiecie także, że każda rozpoczęta godzina konsultacji ze mną kosztuje 200 PLN. Proszę w takim razie o dane na jakie mam wystawić rachunek.
... no i się rozmówczyni rozłączyła...

Nieczęsto dzwonią do mnie telemarketerzy, ale nigdy dwa razy z tego samego miejsca.

telemarketerzy

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 189 (219)

#74984

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Między jedną historią z kabiną prysznicową #74655, a drugą #74912 swoje dwa grosze do całej tej piekielnej sytuacji dołożyli kurierzy z firmy związanej z niemieckimi kolejami.

Po rezygnacji z kabiny miałem ją zwrócić kurierem do producenta. Kuriera zamawiał z kolei sprzedawca.
Oczywiście producent zażyczył sobie, że mam kabinę spakować i żeby kurier odbierał kabinę już następnego dnia roboczego.
I na nic tłumaczenia, że nie mam jak tej kabiny z powrotem zapakować. Dałem za wygraną.
Ostatecznie ekipa remontowa przyszła z budowy obok i mi pomogli - byle się tego pozbyć jak najszybciej.

Kabina spakowana i zaczyna się oczekiwanie na kuriera:

Dzień I - cały dzień czekam kuriera, a ten nie przyjeżdża.

Dzień II - rano telefon do sprzedawcy, on do firmy kurierskiej a potem do mnie - nie wiadomo co nie zagrało, ponowią próbę odbioru, ale dopiero następnego dnia.

Dzień III - nie ma kuriera, wieczorem telefon do sprzedawcy, on do firmy kurierskiej, a potem do mnie - kurier dzwonił do mnie, ale powiedziałem, że nic dla niego nie mam, - nie, nie dzwonił - można sprawdzić na bilingach, a mam świadków, że "paczka" już trzeci dzień na niego przygotowana czeka, sprzedawca załatwia ponowienie próby odbioru, ale znowuż nie wiadomo czy będzie następnego dnia.

Dzień IV - nie ma kuriera - będzie następnego dnia.

Dzień V - nie ma kuriera - nie mógł wjechać na osiedle, bo brama była zamknięta (fakt, osiedle zamknięte, ale bramę wtedy otwierało się kodem, który wszyscy kurierzy znali), a kurier nie mógł się do mnie dodzwonić (dziwne) i znowu będzie powtórzenie odbioru po weekendzie.

Dzień VI - nie ma kuriera - sprzedawca się wścieka i dzwoni do kuriera - okazuje się, że znowuż osiedle zamknięte i nie można się dodzwonić, tym razem jednak sprzedawca drąży temat... okazuje się, że ktoś między sprzedawcą a kurierem pomylił jedną cyfrę w numerze telefonu, kurier sobie poprawia... ale on teraz będzie miał urlop, a potem "długi weekend" i wróci dopiero za tydzień, a ten co go zastępuję to nie wie czy przyjedzie... mimo wszystko powtórzenie, ale pojutrze...

Dzień VII - ... i rzeczywiście zastępca nie przyjeżdża ... tym razem podobno nikogo w domu nie było, a jak powiedziałem, że cały dzień ktoś był i mam świadków to wersja się zmieniła, że nie mógł wjechać na osiedle...

Dzień VIII - wraca stary kurier z urlopu i odbiera kabinę...

Kurtyna

kurierzy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (167)

#74982

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu szwagier zbierał komputer (no właśnie - nie "na komputer"). A to kupił kartę grafiki, a to wentylator, a to pamięć, a to płytę główną, itd.

Kiedy dostał ostatnie brakujące elementy, poprosił mnie i swojego sąsiada o pomoc w złożeniu całości. No ok. Czemu by nie pomóc. Co prawda mógł to zrobić sam, ale rozumiałem, że nie ma doświadczenia i że uznał, że przyda mu się wsparcie.

Gdy przyszedłem, szwagier pokazał wszystkie części i już mieliśmy rozpocząć składanie, gdy on gdzieś zadzwonił. Po rozmowie telefonicznej stwierdził, że umówił się z dziewczyną i żebyśmy sami mu złożyli ten komputer.

rodzina

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 214 (262)

#74985

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w wiosce Piekiełkowo koło dużego miasta Piekło.
Kod pocztowy obejmuje oprócz Piekiełkowa kilka innych wiosek oraz kilka ulic Piekła. Co więcej pocztę mamy w Piekle (a co za tym idzie w danych adresowych pole poczta to Piekło).
Mieszkam na ulicy Piekielnej, ale żeby tego było mało w Piekle też jest znana i duża ulica Piekielna.

Stąd częste problemy, bo np. systemy informatyczne niektórych sklepów internetowych automatycznie poprawiają miejscowość po wpisaniu kodu pocztowego.
No ale nawet jeśli adres zostanie zapisany poprawnie, to i tak duża szansa, że kurier będzie miał to w nosie.

Przoduje w tym FedEx, dlatego jak mogę to ich nie biorę, ale raz sprzedawca nie dał mi wyboru:
Dzwoni telefon:
[Kurier]: Gdzie jest ta Piekielna 10, bo nie mogę znaleźć.
[Ja]: A gdzie Pan jest?
[K]: No na Piekielnej.
[J]: Ja też, a Pana nie widzę. Pan jest w Piekiełkowie?
[K]: Nie w Piekle.
[J]: Ale paczka jest do Piekiełkowa...
[K]: Nie! Do Piekła.
[J]: Niech Pan w takim razie odczyta adres.
[K]: ulica Piekielna 10.
[J]: Ale jaka miejscowość?
[K]: Nie jest napisane.
[J]: Niech Pan się przyjrzy. Patrzy Pan na tę paczkę?
[K]: Patrzę. Nie jest napisane jaka miejscowość...

Myślę sobie, dzisiaj już zmarnowałem czas na czekanie na kuriera, ale nie będę tracił kolejnego. Podjadę do niego. Pytam się gdzie będzie za 15 minut. Umawiamy się. Podjeżdżam (na szczęście rejon z ulicą Piekielną w Piekle jest blisko Piekiełkowa, ALE - uprzedzając fakty - ulica Piekielna w Piekle NIE MA tego samego kodu pocztowego).

[K]: To Pana paczka. Rzeczywiście jest napisane, że Piekiełkowo.

kurierzy

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (235)

#74688

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Byli u mnie kuzyni i postanowiliśmy zamówić telefonicznie pizze w pewnej pizzerii [P] należącej do dużej sieci (nim jeszcze zrobili centralny system zamawiania). Dwie duże pizze w dostawie.

Dostawa opóźniona - jak zwykle - ale pal to licho. W końcu "przyszły" pizze. Zapłacono.
Otwieramy... ale coś dziwnie małe (powiedzmy średnie) jak na duże... No to się upewniam na rachunku - miały być duże, dzwonię do pizzerii:

[Ja] - Ja w sprawie tego zamówienia. Czy państwo dostarczyliście na pewno duże pizze?
[Pizzeria] - Tak, tak jak w zamówieniu.
[J] - A jaką mają średnicę duże pizze?
[P] - My nie określamy średnicy pizzy. Mamy gotowe ciasto.
[J] - To jaka powinna być gramatura (to muszą wiedzieć) tych pizz?
[P] - E.... Nie wiem... sprawdzę i oddzwonię...

W międzyczasie ja znalazłem na ich stronie www - gramatura każdej z tych pizz powinna wynosić: 1100 g. Ważymy swoje... w pudełkach... mają 850 g. Oddzwania też pizzeria:

[P] - U nas nie ma też gramatur...
[J] - ...Nieprawda, na waszej stronie są podane...
[P] - Ale zważyliśmy pizzę i dodatki i wychodzi 1050 g
[J] - Na stronie jest podane 1100 g, ale to nieważne, u mnie ważą 850 g.
[P] - Bo 1050 g to przed pieczeniem...
[J] - Ok., skoro pani mówi, że tak ma być, to ja oczywiście przyjmuje. Po weekendzie się tylko upewnię w centrali, że rzeczywiście tak ma być.
[P] - Ale po co od razu w centrali... jak jest coś nie tak, to my zrobimy nowe...

Po pół godzinie były dwie duże pizze (tym razem naprawdę duże).
Z kuzynami zjedliśmy średnie, duże zabrali do domu...

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (232)

#74655

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ile może trwać zakup i montaż kabiny prysznicowej? Oj długo...

Urządzając, w domu postanowiliśmy zainstalować w łazience kabinę prysznicową. Chodziło nam jednak o coś coby było całkowicie zabudowane (miało "plecy"), w sklepach nazywali to kabina z hydromasażem.

Po długich poszukiwaniach - czegoś w rozsądnej cenie i rozsądnej jakości (jak na chińszczyznę ;-)) - znaleźliśmy kabinę firmy X w sklepie internetowym Y.

Kiedy ekipa remontowa dała mi znać, że można już powoli kupować armaturę sanitarną, bo w ciągu kilku dni będą mogli już montować ten sprzęt, zadzwoniłem do firmy Y w celu zamówienia kabiny prysznicowej. Upewniwszy się, że sprzęt jest na magazynie oraz uzyskawszy zapewnieni, że jeśli dokonam przelewu, to mi go od razu wyślą - dokonałem wszelkich formalności (przelałem pieniądze i wysłałem potwierdzenie przelewu). Dostałem informację, że sprzęt wysłany i będzie u mnie w poniedziałek (był akurat piątek). I teraz się dopiero zaczęło...

1. Minął poniedziałek - sprzętu nie ma. Dzwonię do Y we wtorek rano. Sprawdzają, idą do magazynu... trwa to i trwa... We wtorek wieczorem dostaje informację, że rzeczywiście był jakiś problem, ale już wysłane. Będzie u mnie w środę. W środę rano dostanę również numer listu przewozowego.

2. Mija środa - ani przesyłki, ani numeru listu przewozowego. Dzwonię. Sprawdzają. Rzeczywiście w magazynie nie wysłali, bo stała się tragedią - sprzęt uszkodzony. Nie mają też innego egzemplarza. No to ja wkurzony. Tłumaczę, że obiecali, że już mija tydzień, że mi się ekipa będzie zwijać. No to oni razem z przedstawicielami producenta X jakoś to zorganizują.

3. Rzeczywiście przesyłka dochodzi w piątek. Owinięta taśmami z opisem: "Zwrot. Market Z". No tak myślę, producent X załatwił przesunięcie - cofnął z Marketu i wysłał do mnie przez Y.
Otwieram a tam: stłuczone w drobny mak "plecy" kabiny (kabina miała szklane/lustrzane "plecy"), pognieciony profil aluminiowy i brakuje rozkładanego siedziska (krzesełka).

4. Dzwonię do Y z reklamacją. Oni - ok., proszą o zdjęcia, przekazują dalej. Dzwoni do mnie Pani od producenta X i mówi, że reklamacja uznana i w ciągu 5 dni roboczych dostanę wszystkie elementy.

5. Po 5 dniach nie ma oczywiście części. Dzwonię do Y. Oni do X. Okazuje się, że nie wysłali jeszcze. Ale "już dzisiaj na pewno". Ja mówię, że już nie będzie mi miał kto zamontować tej kabiny, bo moja ekipa remontowa już skończyła i niech w takim razie teraz oni załatwiają kogoś. Dzwoni przedstawiciel handlowy X i po negocjacjach zgadza się, żeby na koszt producenta, jego serwisant zamontował kabinę (jak już przyjdą części).

6. Przychodzą w końcu części. Otwieram. Jest! Są całe "plecy". Uf... Jest! Jest i profil... tylko nie taki jak ten uszkodzony... Nie ma siedziska... Dzwonię do Y. Oni do X. Przedstawiciel handlowy X oddzwania i mówi, że profil i siedzisko już wysyłają i jutro będzie.

7. Dostaję profil... znowu nie taki jak trzeba... siedziska nie ma... dzwonię od razu do przedstawiciela handlowego X - on nie wierzy, że profil jest nie taki (mam zdjęcia)... mówi - przyjedzie serwisant - niech on się wypowie... a siedzisko było w drugiej paczce, więc może kurier zapomniał, na pewno jutro przywiezie.

8. Następnego dnia, nie ma kuriera, nie ma siedziska. Trafia mnie. Dzwonię do Y, że zostałem już tyle razy oszukany przez X, że wciąż nie jest załatwiona moja reklamacja, że jest już to dla mnie tak uciążliwe, że ja w takim razie rezygnuję - proszę zabrać sobie kabinę i oddać mi pieniądze. Y, że ok. Proszą tylko, żeby przesłać im pełną dokumentację fotograficzną.

9. Dzwoni do mnie Pani od producenta (ta sama co wcześniej) i pyta czemu chcę rezygnować, przecież oni wszystko załatwiają tak jak chcę. Powiedziałem, że nie chcę już z nią rozmawiać, bo już raz nie dotrzymała obietnicy.

10. Dzwonię do Y. Informuję, że nie zmienię zdania i nie życzę sobie telefonów od X, bo reklamacje składałem u nich, a nie u producenta i producent nie jest już dla mnie stroną. Y mówi, że przesyłają fakturę korygującą, jak podpiszę i odeślę to zrobią mi zwrot, a w międzyczasie przyjedzie kurier po kabinę.

W tym momencie mijał miesiąc. Kasę dostałem od Y od razu, zgodnie z umową.
Ale czy to koniec moich przygód z kabiną? Czy kurier ją odebrał?
Gdzie udało mi się w końcu kupić i zamontować kabinę prysznicową?
To już opowieści na oddzielne historie...

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 115 (159)

#74644

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia #74625 mnie natchnęła.

Dwa lata temu postanowiliśmy się z żoną przeprowadzić.
Ponieważ stare lokum musieliśmy już opuścić, a nowe jeszcze nie było gotowe, uznaliśmy, że to dobry moment, żeby wymienić meble. Meble w miarę porządne, w bardzo dobrym stanie (nie było nic wyłamane ani nawet porysowane, szyby w witrynkach w całości), niezbyt wiekowe (kilka lat).

Postanowiliśmy stare meble oddać za darmo, pod warunkiem, że ktoś sobie zorganizuje transport (przewóź i noszenie) we własnym zakresie. Niestety ze względu na moje bardzo poważne problemy z kręgosłupem - nie było mowy, żebym nawet trochę w procesie noszenia pomagał.

Okazało się, że to nie taka prosta sprawa pozbyć się tych mebli.
Żadne organizacje pomocowe (nie ważne czy działające przy kościołach czy świeckie) nie były zbyt zainteresowane (już nie mówiąc o tym, żeby sobie zorganizować transport) - może jakbym im przywiózł i przytargał, to by łaskawie wzięli.

Ostatecznie na meble zdecydowała się teściowa (która mieszkała ze swoim synem). Szwagier obiecał, że zorganizuje transport.

Ostatecznie przyjechali jego dwaj kolesie, teściowa, a wkrótce także furgon transportowy...
Konkretnie - rozlatujący się żuk, z dwoma starszymi jegomościami do noszenia, z których jeden miał protezę zamiast nogi. Szwagier nie przyjechał - był w pracy.

Piekielność 1: W połowie pakowania ekipa z żuka - uznała, że tylko na tyle się umawiali ze szwagrem i więcej nie wezmą. Zresztą i tak nie mają miejsca. (chociaż paka żuka była prawie pusta).

Po dłuższych negocjacjach koledzy szwagra przekonali, żeby jednak pakowali wszystko.

Piekielność 2: Kolesie mojego szwagra (których widziałem pierwszy raz i nawet nie wiedziałem kim są) jak zauważyli, że ja nie dźwigam mebli, to wyskoczyli do mnie z tekstem - czemu ja tak stoję? Może wziąłbym się za noszenie?

Wyjaśniałem wcześniej teściowej na jakich zasadach oddaję meble i dlaczego nie będę nosił (jestem o krok od operacji kręgosłupa) i nie zamierzałem przed każdym się tłumaczyć.

Piekielność 3 (moja): Odpowiedziałem im więc bezczelnie, że ja tutaj nie jestem od tego. Wyszło, że się wywyższam, ale przynajmniej miałem z głowy dalsze dyskusje.

Piekielność 4: Szwagier prawie wszystkie meble przywłaszczył sobie (wpierw do swojego pokoju), a potem jak się wyprowadził co się dało zabrał ze sobą.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (156)

1